Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Francuzi dokonali zwrotu w lewo, by dalej tkwić w starych, skostniałych strukturach. Grecy zdecydowali się na polityczny chaos, na – w gruncie rzeczy – brak rządów. Wyniki obu tych wyborów to także klęska Niemiec. Francuzi i Grecy zbuntowali się przeciw temu, co postrzegają jako niemiecki „dyktat” oszczędnościowo-reformatorski. Jest to wprawdzie pogląd niesprawiedliwy, bo akurat Niemcy wzięły na siebie największe ryzyko, związane z ratowaniem zagrożonych krajów, w tym Grecji. Niemniej to, co stało się we Francji i Grecji, dowodzi, że Europa nie funkcjonuje, a w każdym razie nie funkcjonuje w swej obecnej strukturze. Nastroje kryzysowe znów się pogłębiają, znowu mowa jest o akcjach ratunkowych...
W najbliższych tygodniach niemiecką kanclerz czeka trudne balansowanie: wobec Grecji musi okazać twardość, a w przypadku Francji elastyczną dyplomację. Niemcy i Francja – to „motor” strefy euro i całej Unii. Jeśli nie będzie on działać sprawnie, kiepskie będą perspektywy Europy. Niemiecko-francuska oś, ów duet funkcjonujący dotąd jako „Merkozy” – tworzony przez Angelę Merkel i Nicolasa Sarkozy’ego – w minionych latach dawał przynajmniej jakąś nadzieję na wyjście z kryzysu euro. Dziś jednak antykryzysowa strategia Merkel jest coraz ostrzej krytykowana. Jakby ją szczęście opuściło: w Holandii do dymisji podał się premier Mark Rutte, jeden z jej najbliższych sojuszników. We Frankfurcie prezes Europejskiego Banku Centralnego, Włoch Mario Draghi, domaga się, by strategię oszczędzania uzupełnić nowym paktem na rzecz wzrostu. A teraz jeszcze nowy francuski prezydent, który w kampanii wyborczej głosił, że stanie na czele europejskiej opozycji wobec Merkel i renegocjuje unijny pakt fiskalny, przewidujący wspólną dyscyplinę budżetową.
Socjalista Hollande obiecał Francuzom socjalny raj. Nie mówił, jak go sfinansuje. Tymczasem problemy francuskiej gospodarki mają charakter strukturalny – co widać zwłaszcza w porównaniu z Niemcami. Dramatyczny jest spadek konkurencyjności Francji w międzynarodowym rankingu. Od wejścia w życie unii walutowej francuski udział w eksporcie strefy euro spadł z 18,5 proc. do 13,2 proc. (w tym czasie udział niemiecki wzrósł z 33,6 proc. do 35,6 proc.). Udział państwa we francuskiej gospodarce sięga 57 proc. – to wynik rekordowy, bynajmniej nie pozytywny. Oznacza to, że z każdych dwóch euro wygospodarowanych we Francji jedno przepływa przez instytucje scentralizowanego państwa. Francuski model rozwoju dotarł do ściany. Żaden kraj w strefie euro, za wyjątkiem Grecji, nie dopasował w tak niewielkim stopniu swych struktur do potrzeb globalizacji jak grande nation.
Czy niemiecko-francuski napęd znów zaskoczy? Prawdopodobnie tak, mimo wszystkich różnic między Berlinem a Paryżem. Merkel daje wprawdzie do zrozumienia, że nowe władze Francji i Grecji powinny trzymać się umów, które podpisali poprzednicy, i że nie odstąpi od polityki oszczędności jako, jej zdaniem, najlepszej dla Europy. Ale równocześnie zasygnalizowała, że jest gotowa rozmawiać z Hollande’em o nowym pakiecie na rzecz wzrostu gospodarczego. Z drugiej strony Hollande, który zaraz po zwycięstwie postanowił odwiedzić Niemcy, nie upiera się już tak rygorystycznie przy renegocjacji paktu fiskalnego. Kompromisy brukują drogę do zrozumienia między Merkel a Hollande’em. Najwyraźniej w sytuacjach kryzysowych Europejczycy wypracowali pewną rutynę, by postanawiać coś, co dobrze brzmi, ale zawiera niewiele treści.
Mimo wszystkich sprzeczności, Merkel, przedstawicielka chadecji, i socjalista Hollande – oboje niezbyt charyzmatyczni w swym stylu uprawiania polityki – zapewne znajdą w końcu wspólny język. W pewnym sensie są do tego zobowiązani – zwłaszcza w chwili, gdy kwestia grecka znów staje się zagrożeniem dla euro.
PRZEŁOŻYŁ WP