Dwustu z Czortkowa. Historia pewnego powstania

Nocą z 21 na 22 stycznia 1940 r. w małym miasteczku na Podolu, pod okupacją sowiecką, wybuchło zbrojne powstanie. Na co liczyli jego młodzi uczestnicy?

29.01.2023

Czyta się kilka minut

Kościół dominikanów, w którym zbierali się powstańcy. Czortków, lata 1939-1945.  / NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE
Kościół dominikanów, w którym zbierali się powstańcy. Czortków, lata 1939-1945. / NARODOWE ARCHIWUM CYFROWE

Gdy było już po wszystkim, dominikanin Urban Szeremet tak o tym napisał w „Kronice O.O. Dominikanów w Czortkowie”: „Ciężkie było życie w czasie pierwszej okupacji bolszewickiej. Od pierwszej chwili widać było ciągłą pracę nowych rządów, zdążającą do całkowitego zniszczenia religii i polskości. Parcelowano i rozdawano majątki kościelne i prywatne. Na mityngach wszczepiano nowe zasady i głoszono nowy porządek, tzw. »raj«. Ze szkół wyrzucono krzyże oraz naukę religii, a także zabroniono się modlić. Roztoczono osławiony system szpiegowski, tak że nie można było się ruszyć bez opiekunów. Młodzież zrzeszano w komsomole i pionierach, urządzano zabawy i najrozmaitsze zawody, byle nie pozostawić chwili wolnej dla swobodnej myśli.

Urzędnikom i pracującym zabraniano uczęszczać na nabożeństwa, a niedziela z początku była dniem roboczym, później dopiero ustanowiono z niej tzw. dzień wychodny. Cel i sposób walki był wszędzie jednolity, a jednak ostrość jej zależała od władz miejscowych. Czortków popadł w złe ręce. Z dala od większych centrów, (...) ciężej odczuł ten okres niż inne miejscowości. Prowokacją, wybuchem zapalonej młodzieży, czy wreszcie próbą było nieudane powstanie, przygotowane na noc 21/22 stycznia 1940 roku, które pociągnęło za sobą masowe aresztowania młodzieży i osób podejrzanych. Zagrożono więzieniem i Ojcom naszym, gdyż okazało się, iż spiskowcy urządzali zebrania na wieży kościoła, za wiedzą, jak się zdaje, organisty”.

Druga opinia, współczesna, Jędrzeja Tucholskiego – wicedyrektora Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie – jest bardziej zdecydowana: „[to był] romantyzm, połączony ze skrajną głupotą. Za swój niewątpliwy patriotyzm młodzi ludzie zapłacili bardzo wysoką cenę. Zachowały się protokoły, potwierdzające wykonanie wyroku śmierci na przeszło dwudziestu powstańcach...”.

Na kresach Rzeczypospolitej

Nie wiadomo, skąd wzięła się nazwa tego miasta nad rzeką Seret – czy od nazwiska Jerzego Czartkowskiego, któremu król Zygmunt Stary w 1522 r. nadał przywilej własności całej okolicy, czy od nazwy uroczyska Czarna Dolina lub głębokiego jaru rzeki Seret. Istnieje też hipoteza wskazująca na pochodzenie nazwy od szuwaru.

Tak czy owak, na przestrzeni wieków Czortków – położony na historycznym zachodnim Podolu, na południowo-wschodnich kresach Rzeczpospolitej – kilkakrotnie zajmowali Tatarzy, następnie Kozacy, potem połączone siły kozacko-moskiewskie, pod koniec XVII w. Turcy, a od pierwszego rozbioru Rzeczpospolitej – Austriacy. W czasie wojen napoleońskich trafił na krótko w granice Imperium Rosyjskiego, by po Kongresie Wiedeńskim znowu wrócić pod berło Habsburgów.

Według danych z roku 1939 miasteczko liczyło 22 tys. mieszkańców, z czego 46 proc. stanowili Polacy, 30 proc. Żydzi i 23 proc. Ukraińcy (dzisiaj ma ok. 30 tys., przede wszystkim Ukraińców).

W II RP Czortków, należący do województwa tarnopolskiego, był, jak wówczas pisano, „głównym punktem oparcia dla ruchu turystycznego w tym rejonie”, choćby z powodu bliskości malowniczego Pokucia czy klasztoru w Jazłowcu.

W 1939 r., pomimo dzielnej postawy Pułku Korpusu Ochrony Pogranicza „Czortków” ppłk. Marcelego Kotarby i prób obrony sąsiedniego powiatowego Borszczowa, Kopyczyniec i Skałatu, Armia Czerwona zajęła miasteczko już wieczorem 17 września, pierwszego dnia sowieckiej agresji. Ale cenne godziny, uzyskane za sprawą oporu stawianego przez KOP, pozwoliły na przekroczenie Dniestru, Czeremoszu i Prutu przez rząd RP oraz pewną liczbę wojska.

Młoda konspiracja

Już w październiku 1939 r. powstało tu konspiracyjne Stronnictwo Narodowe – organizacja, której celem było prowadzenie akcji sabotażowych, w miarę skromnych możliwości.

Założycielami konspiracji w Czortkowie byli młodzi ludzie, często gimnazjaliści, spośród których większość stanowili harcerze – jak Tadeusz Bańkowski, Henryk Kamiński i Heweliusz Malawski. Równolegle, lecz niezależnie, funkcjonowała Polska Organizacja Walki z Wrogiem, prowadzona przez nauczyciela gimnazjalnego i komendanta Hufca Harcerstwa Kresowego Józefa Opackiego.

Harcerze spotykali się w willi państwa Wasilewskich przy Grunwaldzkiej 6, wciągając do konspiracji także gospodarzy – rodzeństwo Aleksandrę i Kazimierza. Szczególnie ta pierwsza zaangażowana była w przygotowania do powstania. Nosząc pseudonim „Lilka”, przyszywała np. groźne „trupie główki” do ubrań konspiratorów, co w tradycji wojny polsko-bolszewickiej z lat 1919-20 było symbolem elitarnych oddziałów szturmowych.

Sowieckie organy okupacyjnego terroru były jednak skuteczne: intensywnie inwigilowały ruchy konspiracyjne. Były one rozpracowywane i szybko likwidowane, a ludzie z konspiracją związani – rozstrzeliwani lub wysyłani z długimi wyrokami do gułagów.

Z dzisiejszej perspektywy nie można wykluczyć, że czortkowska próba irredenty inspirowana była przez samych Sowietów. Znamienne było tu zdanie wspomnianego Józefa Opackiego: ostrzegał swoich harcerzy przed „człowiekiem z Borszczowa” i innymi rzekomymi emisariuszami, których miał za prowokatorów. Usiłował też powstrzymać zbliżającą się akcję.

„Gizek” prosi o granaty

Tak czy inaczej, być może nie byłoby czortowskiego powstania, gdyby nie „Gizek”.

Na temat Heweliusza Malawskiego, zwanego „Gizkiem”, jego kolega Reginald Wiśniowski mówił tak: „Ze zbiórek harcerskich przed wojną znaliśmy różne pomysły »Gizka«. Przynosił maski gazowe i kazał nam ćwiczyć zachowanie się w czasie ewentualnego ataku gazowego nieprzyjaciela. Z jednostki wojskowej wypożyczał czy dostawał świece dymne, petardy. Zawsze na zbiórkach czy w różnych sytuacjach chciał zrobić coś oryginalnego, niecodziennego, za wszelką cenę zaimponować kolegom czy podwładnym. Te pomysły chwytały, bo »Gizek« był niezmiernie sugestywny w ich przedstawianiu”.

„Nie zdziwiłem się więc – wspominał Wiśniowski (prywatnie wujek autora tego tekstu) – słysząc po latach od naszego kolegi Bronka Łozińskiego, że to właśnie »Gizek« przyszedł do niego z prośbą o broń i granaty, bo zbliża się powstanie. Łoziński wyparł się, że cokolwiek wie o konspiracji w Czortkowie, granatów oczywiście odmówił i powiadomił o wszystkim naszego gimnazjalnego profesora Opackiego. Ten kategorycznie zabronił angażowania się w walkę i prosił, aby Łoziński wspomniał »Gizkowi« o negatywnej decyzji »najwyższych czynników podziemia«. Profesor zdawał sobie sprawę z tego, co znaczy i jak się skończy atak na bolszewików”.

Nie posłuchano go, bo – jak wspomina Wiśniowski – jak „Gizek” wbił sobie coś do głowy, to nie było nikogo, kto by go odwiódł od pomysłu: „Więcej powiem: gdybym nie wiedział, kto w Czortkowie ma zamiar wywołać powstanie, to pytany o projektodawcę w pierwszej kolejności wskazałbym na Malawskiego”.

Człowiek z Borszczowa

W willi przy Grunwaldzkiej 6 pojawiał się też nieznany bliżej nikomu mężczyzna w wieku lat około 45. Świadkowie zapamiętali, że przedstawiał się nazwiskiem Pańczuk lub Zacharczuk, w zależności od wersji podawanej w relacjach. Miał być emisariuszem bliżej nieokreślonych władz konspiracyjnych i oficerem-wykładowcą przedwojennej szkoły wojskowej. To właśnie jego nazywano „człowiekiem z Borszczowa”, miał bowiem jakoby utrzymywać kontakt z silnymi strukturami konspiracyjnymi w tym sąsiednim miasteczku.

Twierdził, że powstanie w Czortkowie ma być częścią szeroko zakrojonej akcji zbrojnej na okupowanych Kresach. Jej celem miało być odbicie polskich oficerów przetrzymywanych tu w więzieniu i szpitalu, a następnie ewakuowanie ich do Rumunii. To właśnie on prowadził odprawę przed wybuchem powstania, wyznaczając poszczególne cele i zadania.

Istnieje jeszcze wątek schwytanych w tym czasie osób przekraczających granicę rumuńską, biegnącą 40 kilometrów na południe od Czortkowa. Byli to bracia Jan i Stanisław Łyżwińscy, których rodzony i bardziej znany starszy brat nazywał się Michał Rola-Żymierski. Ten, współpracując – jak dziś wiemy – z Sowietami od wczesnych lat 30., nakłonił do tego także swoje młodsze rodzeństwo (na marginesie: Jan Łyżwiński to ten sam człowiek, który w 1914 r. skazany został na 18 lat więzienia w związku z głośnym wówczas napadem na krakowską filię wydawnictwa Gebethner i Wolff).

Moment i plan

Akcję zbrojną zaplanowano na 21 stycznia 1940 r. Symbolicznie, bo w przeddzień rocznicy wybuchu powstania styczniowego. Wybrany moment był sprzyjający – garnizon sowiecki został osłabiony wyjazdem dużej części żołnierzy na front fiński.

W niedzielę z 21 na 22 stycznia około godziny dwudziestej na chórze kościoła dominikanów spotkało się może dwustu konspiratorów. Podzielono ich na cztery grupy i przydzielono im odrębne zadania. Pierwsza z nich miała opanować koszary główne, druga – koszary dolne i więzienie. Trzecia grupa miała zająć samo miasto, a czwarta – przejąć stację kolejową.

Członkowie organizacji, którzy nie brali udziału w spotkaniu w kościele, mieli meldować się przed obiektami przeznaczonymi do opanowania. Jednak z powodu mrozu i obfitych opadów śniegu na miejsce zbiórki nie zdołało dotrzeć wielu konspiratorów z odleglejszych miejscowości.

Zasadniczym celem akcji miało być odbicie więźniów, których w budynku przy ulicy Mickiewicza przebywało przeszło tysiąc, a potem przedostanie się zdobytym na dworcu pociągiem przez most na Dniestrze w Zaleszczykach do Rumunii.

Sygnałem do rozpoczęcia powstania było według jednych źródeł zawołanie „Z krzyżem!”, a według innych uczestników wydarzeń – melodia „Warszawianki” odegrana na trąbce.

Walka

Około wpół do dziesiątej wieczorem ośmioosobowa grupa przystąpiła do ataku na szpital. Mimo że tylko dwóch było uzbrojonych w broń palną, po krótkiej walce udało się, wykorzystując zaskoczenie, rozbroić posterunek wartowniczy i zająć budynek.

Był to pierwszy i jedyny sukces podczas całej akcji.

Równolegle z natarciem na szpital działania podjęła licząca ponad 40 osób grupa por. Janusza Kowalskiego. Jej członkowie zostali podzieleni na dwie podgrupy. Atakujący spodziewali się zdobyć większą ilość broni, której następnie miano użyć w celu opanowania reszty miasta. Ale teraz, ruszając do walki, byli uzbrojeni tylko w kilka karabinów przechowywanych jeszcze od września 1939 r., sztucery myśliwskie, noże, szable i bagnety.

W pierwszej fazie udało im się opanować bez wystrzału jedną z koszarowych bram, jednak pilnujący innego wejścia wartownik nie dał się zaskoczyć i otworzył ogień, co zaalarmowało żołnierzy stacjonujących w koszarach. Członkowie grupy przeznaczonej do ich opanowania rozproszyli się i stracili ze sobą łączność. Atak na koszary zakończył się zatem niepowodzeniem. Sowieci stracili jednego zabitego i jednego rannego oraz dwa karabiny.

Grupa wyznaczona do zajęcia urzędu pocztowo-telegraficznego została zaskoczona przez oddział sowiecki i rozbiegła się bez podejmowania walki. Z kolei oddziałek dowodzony przez Edwarda Prażanowskiego, wyznaczony do opanowania dworca i ochraniającej go jednostki NKWD, rozproszył się po tym, jak sam Prażanowski w towarzystwie kilku podkomendnych natknął się na sowiecki patrol.

Niedoszli powstańcy wycofali się i rozeszli do domów. W tej sytuacji nie przystąpili do akcji również ci konspiratorzy, którym nie udało się dostać na miejsce zbiórki. Do walki nie zdołali się też włączyć ci wyznaczeni do opanowania górnych koszar, siedziby NKWD, posterunku milicji i budynku sądu. Łączne straty sowieckie wyniosły trzech zabitych i dwóch rannych żołnierzy.

Skazani

Tymczasem dowództwo sowieckie zaalarmowało wszystkie stacjonujące w mieście siły. Przez całą noc poszukiwano osób biorących udział w wydarzeniach. Nad ranem z Kopyczyniec nadjechał pociąg pancerny z kolejnymi żołnierzami, którzy przystąpili do przeczesywania miasta i aresztowania podejrzanych. Część konspiratorów została zatrzymana, zanim jeszcze zdążyła dotrzeć do domów. Wielu innych aresztowano w ciągu kilku najbliższych dni.

Bezpośrednio po wydarzeniach z nocy z 21 na 22 stycznia 1940 r. w Czortkowie uwięziono 128 ludzi, z których 91 przyznało się do winy. Jak wspomina uczestniczka wydarzeń, wśród aresztowanych byli m.in. prawie wszyscy chłopcy-gimnazjaliści narodowości polskiej. Jak czytamy w meldunku generała NKWD Sierowa do szefa tej służby Berii: „Aresztowani to przeważnie młodzież narodowości polskiej, większość należała wcześniej do organizacji strzeleckich”.

Wśród skazanych na śmierć byli: podoficer zawodowy (plutonowy), dwóch rolników, uczeń piekarski, księgowy, malarz, ekspedient, masarz, muzyk, dwóch ślusarzy, stolarz, kierowca, woźnica, fryzjer, kolejarz, strażnik więzienny, uczeń szkoły rolniczej, uczeń szkoły handlowej i dwóch gimnazjalistów.

Po niepowodzeniu akcji zarówno ­Heweliusz Malawski, jak też tajemniczy „człowiek z Borszczowa” zniknęli; nigdy o nich więcej nie usłyszano.

Raport

Nieznany z nazwiska konspirator, podpisany jako „działacz wiejski Związku Walki Zbrojnej” (głównej organizacji podziemnej, potem przemianowanej na Armię Krajową), tak pisał w swoim sprawozdaniu o wydarzeniach w Czortkowie: „Ja ze względu na metody i efekt końcowy nazwałbym to raczej »awanturą czortkowską«. Nastroje w społeczeństwie były nerwowe, spowodowane ciągłym filtrowaniem wiadomości z Rumunii o rzekomej obecności tam wojsk francuskich i polskich. Jeden z oficerów, podobno nawet nie z wyższych (kapitan), zorganizował w przeciągu niespełna dwóch tygodni komitet dla przygotowania powstania, które miało wybuchnąć równocześnie w całej Małopolsce 2 lutego 40 r. Przygotowania do tego powstania nie były za tajne, tak że ze względu na to, że samo kierownictwo mogłoby się w niedługim czasie samo zdekonspirować, przyspieszono wybuch. Z powodu nienależytego przygotowania powstał w mieście nieopisany chaos i żaden z zamierzonych celów nie został osiągnięty (zdobycie koszar, więzienia i dworca). Po około dwugodzinnej bezcelowej strzelaninie, w której wzięło udział dużo osób nie wtajemniczonych, »powstanie« się zakończyło”.

Autor raportu konkluduje: „Skutek był taki, że zamordowano 9-ciu bolszewików i że w dwóch następnych dniach NKWD aresztowało przeszło 600 z Czortkowa i okolicznych wiosek. Dziwię się, że ZWZ nie dowiedziało się w ten czas o tem, co było nieomal publiczną tajemnicą i nie oszczędziło setek aresztowanych”.

***

Ponad 80 lat później, 12 czerwca 2022 r., na Czortków spadły cztery rosyjskie rakiety wystrzelone z operujących na Morzu Czarnym okrętów. W wyniku ostrzału ranne zostały 22 osoby.

Ale to już inna historia. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2023