Dwóch ludzi

Musimy mieć w sobie przynajmniej dwóch ludzi.

22.11.2015

Czyta się kilka minut

Wojciech Bonowicz /  / Fot. Grażyna Makara
Wojciech Bonowicz / / Fot. Grażyna Makara

Jeden powinien przyjąć postawę otwartą i rozumiejącą – słuchać tego, co jest mu miłe i niemiłe, starać się w racjach drugiej strony odnaleźć coś, co jest mu bliskie, bronić pluralizmu, delikatnie podsuwać inne punkty widzenia, polemizować, ale tak, żeby nie mnożyć wrogów ponad potrzebę.

Drugi musi być odważny i zdecydowany – popierać to, co racjonalne, wskazywać rzeczywiste niebezpieczeństwa, rozwiewać iluzje, z uporem upominać się o podstawowe prawa i wolności dla wszystkich, niezależnie od koloru skóry czy wyznawanej religii, a kiedy zajdzie taka potrzeba, nadstawić karku w obronie tego, co najważniejsze.

Ilekroć pojawiają się takie wyzwania jak te, przed którymi stanęliśmy ostatnio, staram się tych dwóch ludzi wewnątrz mnie zaprząc do pracy. Kiedy pada pytanie o uchodźców, odpowiadam: „Trzeba przyjąć tylu, ilu naprawdę gotowi jesteśmy przyjąć, a nie tylko rozmieścić”. Kiedy pada pytanie o to, czego mamy prawo od nich wymagać, odpowiadam: „Tego, czego wymagamy od samych siebie”. To tylko przykłady. Nie wiem, czy odpowiedzi, których udzielam, są dobre. Na pewno są niewystarczające. Staram się jednak, żeby były rezultatem tej rozmowy, która toczy się wewnątrz. Tych dwóch ludzi we mnie nie może dać się szantażować lękiem, jaki wzbudzają filmy przedstawiające bojowników szykujących się do zniszczenia Europy. Musi umieć przełknąć szydercze uwagi o „lewactwie”, które „może nareszcie przejrzy na oczy”. Nie może bać się ani cudzego, ani rodzimego fundamentalizmu, lecz pamiętać o fundamentach.

Do wartości fundamentalnych dla naszej kultury – może nawet takich, które stanowią spoiwo jej fundamentu – należą przekonanie o niezbywalnej godności każdej osoby i solidarność z pokrzywdzonymi. Jedni z nas wywodzą je z chrześcijaństwa, inni powołują się na odmienne źródła. Nie zawsze byliśmy tym wartościom wierni. Niemniej dzięki temu, że wartości te były i są na naszym horyzoncie, udało nam się przetrwać. Przetrwaliśmy nawet doświadczenia tak straszne, jak dwudziestowieczne totalitaryzmy.

Zabraliśmy niedawno nasze nastoletnie dzieci do Norymbergi, do gmachu, w którym odbywały się słynne procesy. Jest tam niezwykle ciekawa wystawa, uświadamiająca, jak olbrzymie było to przedsięwzięcie i jaka filozofia legła u jego podstaw. Zbrodniarzy, którzy mieli na rękach krew milionów ofiar, nie powieszono bez sądu ani nie zakatowano w obozach. A przecież nikt by się nie zdziwił, nikt by zapewne nie zaprotestował, gdyby tak właśnie z nimi postąpiono. Uznano jednak, że również im należą się obrońcy i uczciwy proces. Kiedy czytam dziś na forach internetowych, że „my będziemy się bawić w prawa człowieka, a tymczasem oni nas wyzabijają”, myślę o mądrości tamtych ludzi, którzy nie chcieli zabijać bez procesu.

Moim bohaterem jest Ahmed. Po styczniowym zamachu na redakcję „Charlie Hebdo” miałem ochotę zamówić sobie koszulkę z napisem „Je suis Ahmed”. Zrezygnowałem, bo nikt by tego nie zrozumiał. Ahmed Merabet był jednym z dwóch policjantów zamordowanych przed siedzibą pisma. Był muzułmaninem, zginął z rąk ludzi, którzy krzyczeli: „Allahu akbar”, w czasie gdy ochraniał redakcję, która kpiła z rzeczy dla niego świętych. Robił to w imię wspólnych wartości, o których była tu mowa. Jeśli mamy wznieść się ponad nienawiść i lęk, musimy szukać i wskazywać bohaterów takich jak Ahmed. Nie „Charlie Hebdo”, ale Ahmed był prawdziwym obrońcą wolności, republiki, Europy i fundamentów świata, w którym żyjemy.

Zgoda: jest prawdą, że Europa próbuje teraz pośpiesznie rozwiązywać problemy, które sama na siebie sprowadziła. Strzela się do nas z broni, którą wyprodukowaliśmy – dosłownie i w przenośni. Niestety, w interwencjach europejskich na Bliskim Wschodzie czy w Afryce częściej chodziło o ekonomiczne i polityczne korzyści niż o sprawiedliwość. W dyskusjach pada raz po raz stwierdzenie: „Owszem, tak było, nie możemy jednak naszej polityki opierać na poczuciu winy”. Od winy nie da się jednak abstrahować (ucieszyłem się, że przypomniał o tym ostatnio marszałek senior Kornel Morawiecki). Prężenie muskułów i retoryka dążenia do zwarcia nie pomogą w rozwiązaniu obecnych problemów. Trzeba powstrzymać przemoc, a potem cierpliwie, cegła po cegle, rozbierać mur budowany przez dziesięciolecia. Bez widoków na szybki sukces. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2015