Drabina ponuraka

W światowych arsenałach zgromadzono liczbę żartów wystarczającą do zgładzenia całej ludzkości. Strach pomyśleć, jaki procent tego potencjału ukryto w bunkrach polskiego humoru.

02.07.2012

Czyta się kilka minut

 / ryc. Andrzej Dudziński, z cyklu hiszpańsko-włoskiego / Dibujos italo-españoles, 1996-2000
/ ryc. Andrzej Dudziński, z cyklu hiszpańsko-włoskiego / Dibujos italo-españoles, 1996-2000

Kiedyś człowiek dowcipny mógł błysnąć w kawiarni, opublikować coś w piśmie satyrycznym „Szczutek” albo wygłosić ze sceny kabaretu. W najgorszym razie powierzał swój koncept kafelkom toalety. Dziś mamy internet. Wynalazcy globalnej sieci, wojskowi i uczeni (kumple doktora Strangelove’a) nie podejrzewali, że tworzą najszybsze i najdoskonalsze w historii narzędzie do rozpowszechniania dowcipów (oraz zdjęć małych kotków).

Miliony uzależnionych rozpoznają te symptomy. Powiedzmy, że jest wieczór. Gra telewizor. Prezydent Obama właśnie przypina medal do piersi Boba Dylana. W dole ekranu pasek czerwienieje z oburzenia. Najpierw czujemy mrowienie w palcach. Przyspiesza nam puls. Zimny pot występuje na czoło. Zaczyna się gonitwa myśli. „Barack... Obóz... Barak w obozie... Murzyn Barack w polskim obozie... Ha, ha, ha...”. Biegiem do komputera, do tabletu, do telefonu. Jeszcze jakieś zdjęcie, rysunek, wstukać podpis, wysłać – byle szybciej, zanim inni nas uprzedzą. Gotowe. Żart rozprzestrzenia się jak pożar stepu... Już przeskakuje z Facebooka na Facebook. Hula na stronie najzajebistsze-obrazki-z-netu.pl. Pracownicy korporacji zaraz go wydrukują i przykleją do pracowniczych lodówek (tuż obok kartki z napisem „Kto wypił moje mleko”).

Nie ma czasu, by napawać się sukcesem. Życie toczy się dalej. Mecz! Piłka. Grzegorz Lato. Polak, Rusek i Niemiec w jednej grupie... Nie ma Niemca? Drobiazg. Czech nawet zabawniejszy... Czech. Czech... Chwileczkę! Już mam... Krecik. Reksio i Krecik... A do tego polski bramkarz nazywa się Tytoń. To już prawdziwy Eyjafjallajökull humorystycznych możliwości. No i jest jeszcze ministra Mucha.

W ostatnich latach nastąpiła totalna deregulacja humoru. Nawet bez udziału ministra Jarosława Gowina.

Profesjonalni wesołkowie przeżywają to samo, co stało się udziałem twórców muzyki, literatury i pornografii. Nieokiełznaną konkurencję ze strony amatorów udostępniających swoje produkcje za darmo. W tym wyścigu zawodowcy są bez szans. Nie wytrzymują tempa. Ile można mieć zabawnych pomysłów (jeśli się nie jest Markiem Raczkowskim)? Jak tu się ścigać z milionem internautów?

Nie ma nic smutniejszego od wieczornej audycji satyrycznej w TV-Ileś-Tam. Każdego wieczoru widzimy śmiertelnie wyczerpanych ludzi. Powoli wsiąkają w fotele, próbując z siebie wykrzesać dowcipny komentarz na temat ostatniej wypowiedzi wiceprzewodniczącego komisji rolnictwa. Nie rzucajmy kamieniem w satyryków. Oni są w desperacji.

Gdyby chodziło tylko o branżę rozrywkową! Czytelnicy „Rudego Orma” pamiętają historię króla Colla, którego mściwi kuglarze rozśmieszyli na śmierć. Humor jest potężnym narzędziem. Potrafi zrzucić z tronu. Jednym zdaniem może skompromitować naszych wrogów. Celna pointa zastąpi każdy argument. Innymi słowy: humor ma zapewnioną robotę w polityce i reklamie.

Szczególnie w Polsce zawsze był tarczą i godłem. Jak również naszym wkładem do historii marketingu – w jakim innym kraju mogły powstać żartobliwe plakaty morfiny czy nabojów do rewolweru? Tak było u nas już przed wojną. Dziś każdy producent gładzi szpachlowej próbuje nas rozweselić. Mniejsza o poziom tych żartów – specjaliści zawsze wyjaśnią, że grupa docelowa uwielbia grepsy na temat cycków, spadających majtek i gejów.

Zdumiewa nasycenie, ilość, częstotliwość. Najwyraźniej nie da się sprzedać telefonu bez pomocy artystów kabaretowych, lemura, zniewieściałych pluszaków. Animowane parówki wygłaszają czerstwe dowcipy. Atakują gadające groszki i fasolki. Z każdego spotu buchają kalambury, gry słów, cytaty z kultowych komedii. Chyba że chodzi o zachwalanie samochodu lub plazmy – wtedy żarty się kończą. Dobrze, że są jakieś świętości.

„Zauważyłam, że lubicie się bawić wieloznacznością słów. Co innego w reklamie jest powiedziane albo napisane, ale co innego ma to oznaczać” – dziwiła się włoska jurorka jednego z naszych konkursów reklamowych.

Zostawmy polski marketing. Problem jest globalny. Rozkręcono planetarną spiralę śmiechu. Według sztokholmskiego Instytutu Badań nad Humorem w światowych arsenałach zgromadzono liczbę żartów wystarczającą do zgładzenia całej ludzkości. I to kilka razy. Strach pomyśleć, jaki procent tego śmiercionośnego potencjału ukryto w bunkrach polskiego humoru.

Trzeba coś z tym zrobić. Nie czas już na dyskusje o granicach satyry. O żartach dobrych i złych, o stereotypach, empatii, urażaniu uczuć itp. Uratować nas może tylko pryncypialne ponuractwo – w przestrzeni publicznej i w życiu prywatnym.

Zacznijmy od siebie. Musimy skończyć z tym rozpasaniem. Narzucić sobie wstrzemięźliwość w świecie przesiąkniętym humorem. Wielu ulegnie i przegra. Ale trzeba iść tą wąską ścieżką. Inaczej nie ma ocalenia. Śmiech nas wykończy.

Przed nami jedyny ratunek: drabina ponuraka. Oto jej szczeble:

1

Odpuśćmy sobie żarty na temat teściowych, celibatu, kobiet za kierownicą, zespołu „Jarzębina” i zdumiewającego faktu, że niektórzy ludzie mają czarną skórę. W ogóle zrezygnujmy ze wszystkich grepsów, które mogłyby się pojawić w prime time’ie telewizji publicznej. Nie jest to duże poświęcenie.

2

Nie przytaczajmy dialogów z „Piłkarskiego pokera”. Nie piszmy „zmiany, zmiany, zmiany” za każdym razem, gdy chcemy przełożyć godzinę spotkania. Nie stawiajmy potem uśmieszków :–)))

3

Darujmy sobie cytaty z Antoniego Słonimskiego (chyba że jesteśmy Adamem Michnikiem). Tutaj szczególna prośba do posłów występujących w porannych programach radiowych – wyrzeknijcie się błyskotliwego bon motu: „Jak mówił Antoni Słonimski, należy być przyzwoitym człowiekiem”. Zwłaszcza, gdy chodzi wam o Władysława Bartoszewskiego.

4

Nie opowiadajmy żydowskich kawałów. Chyba że potrafimy. Czyli – nigdy nie opowiadajmy. W ogóle nie opowiadajmy kawałów, jeśli skończyliśmy już osiem lat. Tylko dzieci mają prawo do dręczenia bliźnich.

5

Do tej pory było łatwo, ale poprzeczka idzie w górę. Jeśli jesteśmy redaktorem gazety codziennej i donoszą nam o strajku w zakładzie metalurgicznym, to spróbujmy się powstrzymać przed opatrzeniem tej wiadomości tytułem „Bój w hucie”. Co więcej, jeśli koleżanka Halina wchodzi na jezdnię przy czerwonym świetle – nie wołajmy do niej: „Stój, Halina!”.

6

Wreszcie poziom mistrzowski. Ostateczna próba. Wyobraźmy sobie, że premierowi ktoś zakłada peruwiańską czapkę z pomponem. Albo że Prezes przegrywa kolejną bitwę ze sznurowadłami. Teraz będzie nam potrzebne bohaterstwo ducha. Zimny prysznic, ćwiczenia fizyczne, guma Nicorette i lufa czystej. Ale wierzę, że się uda – nie skomentujemy tego faktu. Wśród miliona internetowych żartów zabraknie naszego. W dniu, kiedy tego dokonamy, możemy zasnąć w przekonaniu, że zrobiliśmy coś pożytecznego dla naszej skołatanej planety i podatnego na depresję kraju.

I jeszcze jedno: zapomnijmy o Montym Gombrowiczu i Sławomirze Pythonie.

Miałem znajomego, który zwykł obrażać ludzi słowem zelżywym, a gdy brali się do bicia, piskliwie wyjaśniał: „To był taki żart w stylu Monty Pythona przecież”. Sądzę, że postępował niewłaściwie. Jeśli już żartować, to na własny rachunek. Wymaga tego szacunek do klasyków. Ostatecznie Monty Python nie miał się na kogo powołać.

W olśniewającym eseju „Wszystkiego, co wiem o designie, dowiedziałem się z serialu »Rodzina Soprano«” Michael Bierut cytuje następującą kwestię: „Strzeliłem do niej cztery razy, dwa razy w głowę. Zabiłem też jej ciotkę. Nie wiedziałem, że tam będzie. I listonosza też”.

Przesłanie jest proste: jak już, to już! Chcecie obrażać, to obrażajcie do końca. Bez kalkulacji. Bez kombinowania, komu można dopiec, a kogo lepiej omijać. Bądźcie jak tykająca bomba, która chętnie sama się podłoży po dowolnej stronie barykady. Niech żaden prezydent nie ośmieli się was przyjąć do Honorowego Komitetu Reelekcji. Ze strachu, jaki żart powiecie na jego temat.

„Myślę, że komik musi wiedzieć, gdzie jest linia. A potem ją przekroczyć” – powiedział George Carlin. Dodałbym, że na szacunek zasługują ci, u których granica biegnie prosto jak drut, zamiast chytrze meandrować. Dlatego błazen to zawód wysokiego ryzyka. Aż dziw bierze, że tylu chce go wykonywać.

Najlepiej wcale nie żartujmy. A jeśli już musimy – to żartujmy smutno. Pamiętam kolegę, który wysłuchawszy świńskiego dowcipu spytał: „A pomyśleliście, jak on się musiał czuć, ten zajączek?”.

Humor rozwija się w przestrzeni pomiędzy ludzkimi aspiracjami a możliwościami – powiedział Victor Borge. I dodał: „jest więcej logiki w humorze niż gdziekolwiek indziej. Bo, widzicie, humor jest prawdą”.

W żarcie jest smutek niespełnienia. Nie zagłuszymy go rechotem, wyśmiewaniem szczerbatych mężczyzn przed sklepem, grubych kobiet czy polityków. W splątanych sznurowadłach Prezesa jest przeczucie naszego własnego losu, naszych rozczarowań. Nieuniknionej porażki, do której wszyscy zmierzamy. Musimy w tych sznurowadłach, i nawet w Prezesie, zobaczyć siebie. Starczy o tym pomyśleć, żeby odechciało się dowcipkowania.

Dlatego chciałbym coś obiecać – będę pielęgnował moje skromne poletko i dołożę wszelkich starań, żeby nadal nikogo nie rozśmieszyć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1972 roku. Grafik z wykształcenia, eseista i autor książek dla dzieci. Laureat Nagrody Literackiej „Nike” za książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” (2018) oraz Paszportu Polityki w kategorii literatura (2017). Przez wiele lat autor cotygodniowych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2012