Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oczywiście, nie wolno nam wiedzieć, że ma imię, szczególnie tak znaczące, więc cały świat udaje, że prawdziwa tożsamość jest nieznana, że po prostu jest, który jest. Jedno wszakże jest pewne dla wszystkich, którzy Banksym nie są: jeśli Banksy pojawi się w pobliżu, lepiej się wyprowadzić – tak wynika z doświadczenia wielu ludzi. Momentalnie pojawiają się tłumnie turyści, wandale, fani, aparat przemocy, media, słowem: masakra.
Fakt, że dzieła najbardziej znanego artysty XXI wieku są popularne, nie umknął uwadze ludzi, którzy chcą zarobić, przecież mamy kapitalizm. Uwagę światowej opinii publicznej przykuł proces wytoczony przez artystę firmie produkującej pocztówki. Na pocztówce – jak Banksy przykazał – demonstrant rzuca bukietem kwiatów, ale za pocztówkę firma bierze pieniądze, z Banksym się nie dzieląc, Banksy’ego bezczelnie monetyzując, o zgodę nie pytając. Więc skończyło się pozwem. No i odpowiedni organ europejski po długich deliberacjach orzekł, że skoro nie-wiadomo-kto jest autorem, więc prawa autorskie nie przysługują, i tyle. Zwłaszcza że nie-autor jest wandalem, bez zgody bazgrzącym na cudzej własności, zamiast na swoim własnym płótnie we własnych ramach. Rabuj zagrabione, nie ma wolności dla wrogów wolności, sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało, chuliganie, przygrozimy ci moruska, żebyś nie bruździł wywrotowo – oto miarodajna wykładnia praw autorskich XXI wieku.
A zatem każdy może zrobić cokolwiek i w majestacie prawa podpisać się: Banksy. System robi porządek z buntownikami.
Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu – jak przenikliwie napisał pewien wielce niemodny w Polsce Wildsteinów myśliciel. Dlatego Banksy robi to, co robi. I dlatego aparat państwowy odmawia mu prawa do bycia kimkolwiek. ©