Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie bójcie się trudnych pytań. Bójcie się tylko głupich odpowiedzi - mówił bp Gerard Kusz, wiceprzewodniczący Komisji Wychowania Konferencji Episkopatu Polski, która odpowiada za kształt katechezy. Przemawiał podczas corocznego sympozjum organizowanego w Poznaniu przez "Drukarnię i Księgarnię Świętego Wojciecha". Dyrektorzy diecezjalnych wydziałów katechetycznych, wizytatorzy, metodycy i sami katecheci dyskutowali: jak być "wychowawcą kreatywnego i refleksyjnego ucznia".
Budowanie autostrad
- Niech pani udowodni, że Bóg jest - uczniowie zaczepiają Andżelikę Bujnowską, katechetkę z Białegostoku. Atrakcyjna blondynka, którą można pomylić z licealistką, uczy w gimnazjum sportowym i w pogotowiu opiekuńczo-wychowawczym - nie ma łatwej młodzieży. Co odpowiada, gdy uczniowie zadają trudne pytania?
- Nie zbywam ich - mówi krótko. A dowód na istnienie Boga? - Każdy może udowodnić to swoim życiem. Tłumaczę, że wiara to droga do szczęścia. Kiedy Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko inne też trafia na swoje miejsce - opowiada. - To tylko propozycja, którą człowiek wybiera albo odrzuca - dodaje.
Gdy czegoś nie wie, obiecuje, że poszuka wiadomości i odpowie na następnej lekcji. - Staram się być z nimi szczera. Wiem, że jeśli młodzi ludzie będą mi ufać, to zaufają Bogu, o którym im mówię - uważa Bujnowska.
Z uczniami jest nie tylko na lekcjach i w kościele: tańczy na szkolnej dyskotece, kibicuje uczniom podczas meczów. Widzi efekty swojej pracy: gdy młodzi piłkarze wychodzą na boisko, każdy robi znak krzyża. - Katecheta powinien być raczej przyjacielem i świadkiem niż surowym nauczycielem - podsumowuje.
Ale katechetów pracuje w Polsce kilkadziesiąt tysięcy i nie wszyscy sobie radzą. Wtedy na religii uczniowie odrabiają zadania z innych przedmiotów albo rozrabiają.
A nikt nie da rozgrzeszenia katechecie, który sobie nie radzi. Bp Kusz: - Czasem są tak zakompleksieni, że to się w głowie nie mieści. Przecież katecheta jest świadkiem Chrystusa i On jest z nim. Jeżeli ktoś chciał łatwego życia, niech buduje autostrady. Zmęczy się fizycznie, ale będzie miał spokój - mówił do narzekających katechetów.
Modlitwa o dobrą żonę
Religia trafiła do szkół w 1990 r. Wcześniej, przez 19 lat - po tym jak ze szkół usunęła ją ekipa Gomułki - prowadzono ją przy parafiach. Była dobrowolna, ale popularna. Zaczęto nawet uważać, że to jej właściwe miejsce. Kiedy w wolnej Polsce wróciła do szkół, Kościół i środowiska prawicowe mówiły o dziejowej sprawiedliwości i powrocie do normalności. Środowiska liberalne i lewicowe odebrały to jako budowanie klerykalnego modelu państwa. W ciągu prawie 20 lat szkolna katecheza okrzepła. Ale dlaczego tak trudno jej uczyć?
- A jak mówić młodym o wierności, kiedy tyle wokół rozwodów? - pyta s. Elżbieta Sozańska ze zgromadzenia szarych urszulanek. - Rozpad rodziny, zanik tradycji, chaos wartości i lansowanie płaskiego modelu życia powodują, że zajęcia z katechezy stają się jakby nie z tego świata - mówi.
Jest wicedyrektorem wydziału katechetycznego w toruńskiej kurii. Ucząc w męskiej zawodówce, mówiła o wzniosłym życiu. Usłyszała: "Siostro, ale kto tak dziś żyje?". "Nie obrażajcie mnie, bo sama tak żyję".
Za stan katechezy urszulanka wini samych katechetów. - Wielu przychodzi jak do zwykłej pracy. Odbębnią 45 minut i wychodzą - stwierdza. Są katecheci, których nie obchodzą sprawy ich wychowanków. - Młody człowiek, choćby nie wiem jak zdeprawowany, odróżni katechetę z powołania od słabego rzemieślnika - uważa s. Elżbieta. - I tego drugiego zniszczy.
Twierdzi, że wbrew stereotypom w młodych jest głód wartości duchowych i dobra. Kiedyś uczniowie poprosili: zamiast moralizować, niech opowie o Ewangelii. - Bo jakby się spaliła, to byśmy życiorysu Jezusa nie opowiedzieli - tłumaczyli.
Wzięła Ewangelię Marka - bo najkrótsza. Zaczęli dopytywać o relacje Józefa i Maryi. Sprowadziła rozmowę na miłość dwojga ludzi. Kazała wypisać na kartkach, jaką chcieliby mieć żonę. Zawstydzeni, wreszcie napisali: dobra, życzliwa, oszczędna, wierna. Zakończyli modlitwą o dobrą żonę. - Modlili się szczerze - zapewnia s. Elżbieta. Później, opowiada, większość uczniów przedstawiła jej swoje dziewczyny.
- Nie można uczyć Ewangelii dla samych faktów - powtarza jak zaklęcie s. Sozańska. - Niestety, nie wszyscy to rozumieją i tłoczą na siłę wiadomości w oderwaniu od życia.
Bp Marek Jędraszewski ostrzegał półtora roku temu katechetów archidiecezji poznańskiej: "Musi być w nas zatroskanie o to, aby nikt nas nie mógł posądzić (słusznie czy niesłusznie) o działalność, która nieraz ociera się albo wprost przyjmuje działalność polityczną. Rolą katechety jest głoszenie Słowa Bożego".
Rozkodować teologię
Ks. Wojciech Lechów jest dyrektorem wydziału katechetycznego w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej i wykładowcą katechetyki. Na pierwszych zajęciach ze studentami każe przełożyć na język gimnazjalisty Dyrektorium Katechetyczne. To dokument wiążący dla układających programy, podręczniki, metodyków i samych nauczycieli.
- Klerycy męczą się bardziej niż studenci świeccy - opowiada. - Bo są przesiąknięci kościelnym slangiem i nie potrafią się od niego oderwać, a potem to pokutuje, kiedy uczą w szkole.
Z podręcznikami nie jest lepiej. - Pisane są zbyt trudnym językiem - uważa ks. Lechów. Do tego wielu katechetów niewolniczo się ich trzyma. - Bo nie mają własnego pomysłu na lekcje - zarzuca.
Niedawno wizytował lekcję religii w szóstej klasie podstawówki. Temat: "Przymierze, jakie Bóg zawarł z ludźmi". Pierwsze pytanie katechety: "Co to jest przymierze?". Cisza. Pytanie pomocnicze: "Kto zainicjował przymierze?". Nadal cisza.
- Kto dziś używa słowa "przymierze"? - pyta ks. Lechów. - Należało zacząć od słów, jak pakt albo układ, i dopiero dojść do przymierza. Katecheta musi rozkodować żargon teologiczny, przełożyć na czytelny język - mówi.
S. Sozańska: - Podręczników jest za dużo. Zdarzają się i ciekawe, i chały. - Tym drugim zarzuca język teologiczny i cytowanie niezrozumiałych dokumentów Kościoła. Na dodatek podręczniki są przeładowane. S. Sozańska: - Wolę uczyć przekrojowo, powoli, żeby do czegoś z uczniami dojść. Jaki sens ma pędzenie z materiałem?
Na chamstwo nie ma rady
- Trudne dziecko to dziecko wołające o pomoc - powtarza Irena Wolska, metodyk i katechetka w łódzkiej podstawówce. - Jeżeli uczeń rozrabia, trzeba starać się do niego dotrzeć i wspólnie rozwiązać problem. Może się okazać, że ma kłopoty w domu albo wśród rówieśników - zauważa. Sama za swoich uczniów, zwłaszcza najtrudniejszych, modli się.
- Lubię ludzi - mówi s. Sozańska. - Złego zachowania na lekcji nie odbieram jak ataku na mnie, tylko na instytucję, którą reprezentuję, i na to, że jestem po drugiej stronie biurka. Gdy słyszę wulgaryzm, przypominam, że szanujemy się nawzajem i że mnie to obraża.
To zazwyczaj wystarcza. Choć parę razy miała ochotę wyjść ze skóry. - Ale to ja muszę okazać większą dojrzałość - dodaje siostra.
Wie, że powody niewłaściwego zachowania bywają różne. Kiedyś, jak rozpoczęła modlitwę, jeden chłopak nie zdjął czapki. Powiedziała: w naszym kręgu kulturowym mężczyźni modlą się bez nakrycia głowy. Wyszedł z klasy. - Spytałam go na korytarzu: "Co jest?" - opowiada. - "Jestem po chemii. Wstydzę się" - odparł. Przeprosiła.
Na lekcjach Andrzeja Hołdana, katechety z Katowic z niemal 30-letnim stażem (uczył już, kiedy katecheza odbywała się przy parafiach), uczniowie modlą się w różnych intencjach: za chorą mamę, za kłócących się rodziców. Pan Andrzej dołożył swoją intencję: za ciężko chorą siostrę. - Uczniowie odkryli, że też mam problemy i że zwracam się z nimi do Boga - opowiada. - Czasem trzeba pokazać, że nie jest się kimś ponad kłopotami.
Hołdan cieszy się, że religia wróciła do szkół. - Gdybyśmy, jak kiedyś, uczyli jej w kościelnych salkach, mielibyśmy mniej niż połowę uczniów - mówi. - Dziś docieramy prawie do wszystkich.
Już drugi rok szkolny stopnie z religii wliczane są do średniej ocen na świadectwie. Czy zmieniła się dyscyplina i zwiększyło zaangażowanie uczniów?
- Raczej nie - uważa Irena Wolska. Żali się na naciski (także innych nauczycieli), żeby stawiała uczniom dobre oceny z religii nawet, gdy na to nie zasługują. A rodzice szantażują, że wypiszą dziecko z religii, bo ocena psuje ich dzieciom średnią.
Tłumaczyła kiedyś uczniom, żeby mama i tata chodzili z nimi w niedzielę na Msze. - "Powiedz tej babie, żeby mi dała spokój" - Wolska przytacza reakcję jednego z ojców, którą jego syn powtórzył w klasie. - Jak mamy uczyć, skoro rodzice, nawet jeśli przyznają się do wiary, to przykazania traktują wybiórczo?
Ks. Lechów: - Katecheta nie da sobie rady tylko z chamstwem. Bo na chamstwo nie ma rady.
***
Wolska nie czuje się gorsza od innych nauczycieli. - Przeciwnie, czuję się uprzywilejowana, bo kształtuję tych ludzi - mówi. Pracy nie zamieniłaby na inną. Choć miałaby gdzie pójść: skończyła politechnikę.
Także Hołdan nie zmieniłby pracy. Do szkoły często przychodzą byli uczniowie. Pytają albo o wychowawcę, albo o katechetę. Niedawno dostał telefon od dawnego wychowanka. Pamiętał: to ten, który usiłował ustawić w szeregu Pana Boga i nauczyciela. Teraz poszli na kawę. Chłopak pokazał swoje wiersze.
Hołdan był zdumiony i poezją, i tym, że został zaproszony do lektury. - Przecież ten chłopak miał tylu nauczycieli - mówi nie bez dumy - a wiersze przyniósł katechecie!