Do pierwszej nafty

Choć niektórzy komentatorzy okrzyknęli ją kontraktem stulecia, umowa o wykupieniu przez PKN "Orlen litewskiej rafinerii "Mażeikiu Nafta dokonała się bez fanfar. Bo trudności dopiero nadchodzą.

14.06.2006

Czyta się kilka minut

Na mocy tej umowy, podpisanej pod koniec maja, polska korporacja przejmuje udziały koncernu "Jukos", posiadającego większość akcji rafinerii (53,7 proc.). Polacy wykupią jeszcze od rządu litewskiego dodatkowe 30,7 proc. akcji, przejmując w ten sposób zdecydowaną większość udziałów w zyskach litewskiego przedsiębiorstwa. Cały olbrzymi zespół, składający się z rafinerii w Możejkach (Mażeikiai), terminalu naftowego w Butyndze (Butinge) i dwustu kilometrów rurociągu, przechodzi z rąk rosyjsko-litewskich w polskie. Litwa zachowuje sobie zaledwie 10 proc. akcji.

"Orlen" wysuwa się na czołówkę importerów rosyjskiej ropy, stając się jednocześnie największym tego rodzaju przedsiębiorstwem w całej Europie Środkowej. Jednak w rywalizacji o wpływy z rosyjskimi kolosami naftowymi Polacy wygrali zaledwie pierwszą potyczkę. Teraz wszystko będzie zależeć od tego, czy polsko-litewskimi rurami rzeczywiście zaczną płynąć nieprzerwane i wystarczające dostawy rosyjskiej ropy.

Obrotowy terminal

"»Orlen«? Nie wiemy, kim oni są" - tak wiadomość o kontrakcie skomentował Siergiej Grigoriew, wiceprezes spółki "Transnieft", zawiadującej ropociągami m.in. przekazującymi na Litwę rosyjskie paliwo. Ile zależy od politycznej woli Rosjan, przekonał się boleśnie niejeden z zachodnich sąsiadów-importerów, którym rozdrażniona Moskwa potrafiła przykręcać kurek lub - jak w przypadku Ukrainy - drastycznie podnieść cenę.

Historia Możejek sięga początków odrodzonej Litwy. Pragnąc zapobiec oderwaniu się zbuntowanej republiki od ZSRR, Moskwa ogłosiła wiosną 1990 r. jej blokadę ekonomiczną. Pojawił się wówczas pomysł zbudowania w porcie kłajpedzkim terminalu naftowego, który miał uniezależnić Litwę od dostaw ropy z głębi Rosji. Spekulowano na temat jej importu z dna norweskiego szelfu na Morzu Północnym. Po trzech latach decyzją parlamentu Litwy postanowiono zbudować taki terminal obok małej wioski Butinge, położonej na wybrzeżu Bałtyku tuż przy granicy z Łotwą. Z rafinerią w miasteczku Możejki na Żmudzi połączył go rurociąg.

Jednak trzy lata to dużo dla państwa, które dopiero odbudowywało własne struktury. Przez ten czas idea ekonomicznej niezależności od Rosji przestała być tak klarowna jak w okresie, gdy przeważającą większość Litwinów łączyło hasło "im dalej od Moskwy, tym lepiej". Dość powiedzieć, że nowo zbudowany terminal zaczął służyć - dokładnie wbrew intencjom pomysłodawców - przepływowi ropy ze wschodu na zachód.

Okazało się, że uniezależnienie ekonomiczne przychodzi Litwinom znacznie trudniej niż polityczna secesja. W 1999 r. Litwa sprzedała jedną trzecią akcji Możejek amerykańskiej spółce "Williams International", która skorzystała z możliwości powiększenia pakietu udziałów do 51 proc. Jednak trzy lata później Litwinów nieprzyjemnie zaskoczyła decyzja o sprzedaży udziałów amerykańskiej spółki rosyjskiemu koncernowi "Jukos". Rosjanie okrężną drogą powrócili do naftowej rozgrywki na litewskim boisku.

Jesienią 2003 r. aresztowano prezesa "Jukosu" Michaiła Chodorkowskiego.

W niedługim czasie stało się jasne, że ekipa Putina zamierza doprowadzić niewygodny Kremlowi koncern do bankructwa. Na początku ubiegłego roku rozpoczęły się negocjacje w sprawie sprzedaży jego udziałów w Możejkach. Do rywalizacji stanęły dwa koncerny: polski "Orlen" i kazachski "KazMunaiGaz". Ostatecznie Polacy przebili targi ofertą półtora miliarda dolarów.

Do polskiej wygranej przyczynił się też premier Litwy Algirdas Brazauskas, który w ostatniej chwili poparł plan "Orlenu" i zgodził się na odprzedaż temu koncernowi 30,7 proc. litewskich udziałów. Na Litwie mówi się, że wpływ na tę woltę mogła mieć marcowa wizyta w Wilnie Lecha Kaczyńskiego, głowy państwa, które jest sojusznikiem Litwy w NATO i Unii Europejskiej.

Mechanizmy obronne

Postać Brazauskasa nierozerwalnie wiąże się z całą epoką niepodległej Litwy.

W 1988 r. - w okresie inspirowanego pierestrojką ruchu wolnościowego - wybrany na pierwszego sekretarza litewskiej kompartii, uniezależnił ją od KPZR i wsparł deklarację niepodległości autorstwa ludzi "Sajudisu" (Litewskiego Ruchu na Rzecz Przebudowy). Na ich tle pozostawał jednak "czerwony", co zepchnęło go do opozycji. Ale już na jesieni 1992 r., wykorzystując nastroje społeczeństwa rozczarowanego życiem codziennym we własnym państwie, pokonał charyzmatycznego przywódcę "Sajudisu" Vytautasa Landsbergisa. W rok później został pierwszym prezydentem II Republiki Litewskiej, pełniąc to stanowisko przez pięć lat. Potem na pewien czas wycofał się z życia politycznego, by w 2001 r. powrócić jako przywódca litewskich socjaldemokratów i ostatecznie jako premier. Podał się do dymisji w kilka dni po podpisaniu kontraktu z "Orlenem".

W ostatnim dziesięcioleciu Litwą wstrząsały cykliczne skandale polityczne, których efektem były zmiany rządów, a nawet prezydenta. Tłem właściwie wszystkich tych przypadków była rywalizacja wielkiego kapitału, z reguły rosyjskiego.

Bohaterem jednego ze skandali był Rolandas Paksas, liberał i antykomunista, a jednocześnie pragmatyk niestroniący od populizmu (słynne "marsze z pochodniami"), który przysporzył mu zwolenników również wśród mniejszości rosyjskiej i polskiej. Popularny mer Wilna, następnie dwukrotnie premier, w styczniu 2003 r. pokonał w wyborach prezydenckich Valdasa Adamkusa, niepodległościowca i reemigranta ze Stanów Zjednoczonych.

Jednak już na jesieni Paksas oskarżony został o to, że swoją zwycięską kampanię zawdzięcza poparciu firm, powiązanych zarówno ze światem przestępczym jak i z rosyjskimi służbami specjalnymi. Szok wywołało ujawnienie nagrania jego rozmowy z Jurijem Borysowem, szefem spółki "Avia Baltica", m.in. handlującej bronią z krajami podejrzanymi o wspieranie terroryzmu - który groził prezydentowi, że uczyni go "politycznym trupem", jeśli ten nie wypełni zobowiązań sprzed elekcji. Sejm w 2004 r. odwołał Paksasa z prezydentury.

Co to ma wspólnego z Możejkami? Otóż dziwnie często okazywało się, że za skompromitowanym politykiem stoi lub stał jakiś holding naftowy - a to "Jukos" (o sprzyjanie któremu oskarżano Brazauskasa), a to "Gazprom"... Małe państwo stało się polem rozgrywek wielkich firm naftowych z siedzibami poza jego terenem.

Litewscy politycy nie zdali egzaminu z niezależności. Jednak sama Litwa zawsze potrafiła sobie jakoś z tymi problemami radzić - jak pokazało odwołanie Paksasa. Gdy brakło wybitnych indywidualności, zadziałały mechanizmy konstytucyjno-państwowe, dzięki którym w 2004 r. Litwa została przyjęta do NATO i Unii Europejskiej. Jeśli porównać litewskie realia polityczne z sytuacją w sąsiedniej Białorusi, wnioski nasuwają się same. Dodać też trzeba, że decyzja o sprzedaży udziałów "Orlenowi" obwarowana była szeregiem zastrzeżeń zabezpieczających litewską rację stanu.

Odwrotnie proporcjonalni

Może dziwić, że Brazauskas podał się do dymisji, mimo że przypadła mu rola akuszera korzystnego dla Litwy rozwiązania problemu Możejek. Jednak upadek jego rządu był konsekwencją kompromitacji kolejnego litewskiego lidera, Wiktora Uspaskicha, byłego ministra gospodarki i przywódcy założonej przez siebie Partii Pracy, która z kolei była filarem koalicyjnego rządu Brazauskasa. Partia ta cieszy się do dziś opinią najpopularniejszego stronnictwa na Litwie.

Biografia Uspaskicha jest modelowym przykładem kariery, jaką w niepodległej Litwie robią ludzie biznesu rosyjskiego pochodzenia. Urodzony na północy, gdzieś pod Archangielskiem, na Litwę trafił dopiero w 1985 r., pracując tu przy budowie gazociągu. Imponował energią i właściwym Sybirakom uporem. W niepodległym państwie przyjął litewskie obywatelstwo i założył koncern "Vikonda", który importował żywność z Rosji. Niebawem przerzucił się na większe pieniądze, zostając szefem litewskiej filii koncernu "Itera", zależnego od "Gazpromu".

Jako polityk nie mógł już, rzecz jasna, prowadzić działalności gospodarczej, sprzedał więc swoje akcje w "Iterze" - jak później wyszło na jaw - podstawionym osobom. Gdy zaś się okazało, że minister gospodarki i lider najpopularniejszej partii zamieszany jest nie tylko w niedozwolone związki biznesu z polityką, ale i we współpracę z rosyjskimi służbami, zbiegł za granicę. Wiadomo tylko, że przebywa gdzieś w Rosji.

Ciekawe, że wpływy Rosjan pozostają w odwrotnej proporcji do liczebności rosyjskiej mniejszości na Litwie. Obecnie to Polacy na liście wspólnot etnicznych zajmują drugie miejsce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2006