Negocjator

Niewiele jest osób, którym Polska tyle zawdzięczała w okresie Solidarności i transformacji. Wraz z odejściem abp. Tadeusza Gocłowskiego zamknął się ważny rozdział historii w relacjach państwo–Kościół.

08.05.2016

Czyta się kilka minut

Abp Tadeusz Gocłowski, metropolita gdański, listopad 2006 r. / Fot. Adam Warżawa / FORUM
Abp Tadeusz Gocłowski, metropolita gdański, listopad 2006 r. / Fot. Adam Warżawa / FORUM

Latem 1983 r. do Polski przybywa Jan Paweł II. Gdańska nie ma na trasie pielgrzymki, ale papież chce spotkać się z Lechem Wałęsą. Władze muszą się na papieskie życzenie zgodzić. Historyczne spotkanie odbywa się w schronisku w Dolinie Chochołowskiej. Gdy wojskowy śmigłowiec zabiera Wałęsę z Gdańska w niewiadome, towarzyszy mu m.in. nowy biskup pomocniczy, który ledwie trzy miesiące wcześniej został konsekrowany w gdańskiej bazylice mariackiej. Tak historia od razu wyznaczyła mu rolę pośrednika między liderami opozycji a elitą komunistycznej władzy. W tej roli osiągnął potem i dla Polski, i dla Kościoła najwięcej, zwłaszcza w czasie negocjacji, które doprowadziły do Okrągłego Stołu.

Miasto, gdzie rozgrywała się historia

To, że Gdańsk stał się miastem życia abp. Tadeusza Gocłowskiego, było sprawą przypadku. Jego kapłańska droga rozpoczęła się w Krakowie, gdzie wstąpił do Niższego Seminarium Duchownego Księży Misjonarzy św. Wincentego à Paulo. Zgromadzenie, gdy już ks. Gocłowski złożył śluby, skierowało go do pracy naukowej, co zresztą odpowiadało jego zainteresowaniom i ambicjom. Jednym z etapów kariery akademickiej były wykłady w Biskupim Seminarium Duchownym w Gdańsku i sprawowanie w nim funkcji rektora.

W grudniu 1982 r. w wypadku samochodowym, w duszpasterskiej podróży, ginie biskup pomocniczy gdańskiej diecezji, Józef Kazimierz Kluz. Ówczesny biskup gdański, Lech Kaczmarek, wskazuje kilku kandydatów, w tym rektora gdańskiego seminarium, na następców Kluza. Karol Wojtyła wybiera Gocłowskiego – kojarzy go z czasów, gdy ten w Krakowie przez dziewięć lat sprawował funkcję wizytatora zgromadzenia księży misjonarzy. Nominacja dowodziła zaufania papieża, Gdańsk był przecież miastem, w którym rozgrywała się historia. I to ona natychmiast wciągnęła nowego biskupa pomocniczego w swoje wiry.


CZYTAJ TAKŻE:

Ks. Adam Boniecki: Rzeczywiście „na życiorysie abp. Gocłowskiego reinterpretowano współczesne wydarzenia, co się odbijało na ocenie”. I byłoby to straszne, gdyby nie te tłumy, które nie reinterpretowały, lecz żegnały go serdecznie. 


Bez strachu, ale z rozwagą

Przez całą drugą połowę lat 80. biskup Gocłowski (ordynariuszem został w 1984 r. po śmierci biskupa Kaczmarka) budował w Gdańsku swoją pozycję jako pośrednika nie tylko między władzą i opozycją, ale także pomiędzy różnymi opozycyjnymi nurtami. Trzeba pamiętać, że Gdańsk był wówczas tyglem, w którym poza Solidarnością funkcjonowały też inne silne środowiska, choćby Ruch Młodej Polski z Aleksandrem Hallem czy gdańskiej nowej przedsiębiorczości z Janem Krzysztofem Bieleckim, Donaldem Tuskiem i Januszem Lewandowskim. Kościół tworzył dla tych różnych grup przestrzeń spotkania.

„Moja znajomość z arcybiskupem datuje się z lat osiemdziesiątych – wspominał po latach, w autobiograficznej książce-wywiadzie abp. Gocłowskiego „Spotkania o zmierzchu” Janusz Lewandowski – kiedy liberałom gdańskim powierzono napisanie programu dla związku »Solidarność«. Wtedy pośrednikiem pomiędzy nami i Lechem Wałęsą był arcybiskup, który uczestniczył w spotkaniach przy bazylice mariackiej. Poręczał za nas, młodych ludzi z Uniwersytetu Gdańskiego, środowiskom związkowym, a my staraliśmy się tworzyć obok ośrodka warszawskiego samodzielny, własny krąg programowy”.

Owe spotkania przy bazylice mariackiej to mniej znany fragment historii, bo symbolem gdańskiego oporu i walki stał się kościół św. Brygidy ks. Henryka Jankowskiego. Tymczasem równie ważne zdarzenia rozgrywały się w tamtych latach na plebanii bazyliki mariackiej, u ks. Stanisława Bogdanowicza. Na proszone obiady, organizowane raz w jednym pokoju plebanii, raz w innym, po to, by uniknąć podsłuchów, przyjeżdżali m.in. Mazowiecki, Bugaj czy Geremek. Gdański biskup brał udział w części tych spotkań. Kościół patronował pracy intelektualnej, w której chodziło nie tylko o to, jak wolność wywalczyć, ale i jak ją potem zagospodarować.

Biskup Gocłowski nie wahał się też jednak udzielać wsparcia działaniom bardziej radykalnym. W 1988 r., po zakończeniu właściwie na niczym strajku w Stoczni Gdańskiej, odprawił mszę z udziałem strajkujących nie gdzie indziej, jak w kościele św. Brygidy. W Gdańsku do dzisiaj przywoływana jest opowieść, jak to w tym samym 1988 r. bp Gocłowski jednym telefonem do wojewody gdańskiego zapobiegł spacyfikowaniu protestu studentów strajkujących na Uniwersytecie Gdańskim. Gocłowski należał do tych hierarchów, którzy nie zgadzali się z „rozsądnym” postulatem rezygnacji ze zbyt daleko idących postulatów, np. ponownej legalizacji Solidarności. „Bez strachu, ale z rozwagą” – to gdańskie hasło było mottem jego działań.

Parasol dla Solidarności

Symbolicznym, i trochę anegdotycznym przykładem jest to, w jaki sposób bp Gocłowski sprawił, że Gdańsk został wpisany na listę miast, które Jan Paweł II odwiedził w ramach pielgrzymki w 1987 r. Gdańska na tej liście nie życzyli sobie rzecz jasna komuniści, ale i wśród biskupów pomysł oceniany był jako zbyt radykalny. „Trudności wewnątrz polskiego Kościoła były” – przyznaje arcybiskup Gocłowski w innej książce-wywiadzie, zatytułowanej „Świadek”. Gdański biskup postanowił więc posłużyć się fortelem. Sam zredagował list z zaproszeniem do Gdańska i wybrał się z nim do Watykanu. List wręczył w trakcie obiadu, w którym uczestniczył także ówczesny sekretarz Episkopatu abp Bronisław Dąbrowski, który zaczął od razu papieża przekonywać, że sytuacja w kraju nie pozwala na odwiedziny Gdańska. „Gdybym i tym razem nie mógł udać się do Gdańska w czasie planowanej pielgrzymki, nie wiem, czy mógłbym w ogóle jechać do Polski” – usłyszał w odpowiedzi od Jana Pawła II. Roma locuta, causa finita – Gdańsk musieli przełknąć komuniści, a wcześniej zaakceptować biskupi. Dzięki temu cała Polska mogła w trudnym dla niej 1987 r. usłyszeć wypowiedziane na gdańskiej Zaspie budzące znów nadzieję zdanie „Nie ma wolności bez solidarności”.

Pomiędzy 1984 a 1988 r. bp Gocłowski stał się na tyle ważnym aktorem gry prowadzonej pomiędzy władzą z jednej, a opozycją i Kościołem z drugiej strony, że nie mogło go zabraknąć podczas rozmów gen. Czesława Kiszczaka i innych członków komunistycznej elity z Lechem Wałęsą i jego doradcami, podjętych w drugiej połowie 1988 r. O obecność bp. Gocłowskiego poprosił Lech Wałęsa, gdy negocjacje zaczęły iść coraz oporniej. 19 listopada, w czasie spotkania w Wilanowie, omal nie doszło do ich zerwania. Poszło o słowo „Solidarność”, na które gen. Kiszczak nie chciał się zgodzić w komunikacie z rozmów. Wałęsa jednak nie ustępował. „Kiszczak i Ciosek stwierdzili, że rozstanie się bez komunikatu oznacza zerwanie rozmów – opisuje ten krytyczny moment w swoich zapiskach ks. Alojzy Orszulik. – W tej sytuacji biskup Gocłowski stwierdził: »Świat patrzy na nas. Wszyscy czujemy się odpowiedzialni za naród i interes państwa. Wyrazem tego była inicjatywa rozmów. Jeżeli nie zakończymy komunikatem, to jednak wszyscy powinniśmy się starać o działanie w interesie nadrzędnego dobra narodu i państwa«”.

Ta „homilia o siadaniu”, jak o tym potem powiedział gen. Kiszczak, sprawiła, że wszyscy usiedli znowu do rozmowy.

„Byliśmy świadkami, którzy próbowali pilnować prawdy przy tych trudnych rozmowach” – tak opisał rolę ks. Orszulika, abp. Dąbrowskiego i własną abp Gocłowski w książce „Świadek”. W rzeczywistości ta rola była oczywiście większa. Gdy mówi się, że to Jan Paweł II był jednym z tych, którzy obalili komunizm, w tym myślowym skrócie pomija się biskupów i cały polski Kościół. A to on wytworzył przestrzeń, w której możliwe okazały się spotkanie i dialog. Arcybiskup Gocłowski miał w tym wielki udział.

Naiwność i idealizm

Przełom 1989 r. nie oznaczał, że gdański biskup mógł porzucić rolę politycznego pośrednika i negocjatora. Zmiana polegała co najwyżej na tym, że poufne spotkania, odbywające się wcześniej w parafii bazyliki mariackiej, mogły być organizowane w pałacu biskupim w Gdańsku Oliwie. To tu np. spotykał się gen. Kiszczak z Lechem Wałęsą, by – już po czerwcowych wyborach – rozmawiać o warunkach wyboru gen. Jaruzelskiego na prezydenta. Biskup Gocłowski nadal starał się też być łącznikiem pomiędzy różnymi stronnictwami niedawnej opozycji. Ta rola okazywała się jednak coraz trudniejsza.

Spotkanie Tadeusza Mazowieckiego i Lecha Wałęsy, na progu wojny na górze i walki o prezydenturę, nie złagodziło konfliktu. Polityka emancypowała się od związków z Kościołem, zaczynała rządzić się własnymi prawami, co zresztą wypada uznać za proces naturalny. Jego symbolicznym zamknięciem było bezowocne spotkanie Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego w pałacu biskupim w Oliwie po wyborach w 2005 r. Zaaranżował je abp Gocłowski, telefonując do obu liderów. Bezpośrednie spotkanie było jeszcze możliwe, ale kompromis już nie. Wizje Polski okazały się zbyt rozbieżne. Gospodarz tego spotkania w czasie całej dyskusji nie zabrał głosu. Pod jego koniec przekonał się, że atmosfera jest jeszcze gorsza, niż gdy obaj politycy rozpoczęli dialog.

Po latach w książce „Świadek” uznał swoją ówczesną rolę za wyraz nie naiwności, tylko idealizmu. „Troska o naród, o państwo” – tak swój idealizm uzasadniał. I dodawał: „Wydawało mi się, że jest to realizacja posłannictwa Kościoła, który jeśli strony nie mogą się ze sobą dogadać, ułatwia im ten kontakt”. Okazało się, że Kościół nie tworzy już, tak jak się to działo wcześniej, jedynej przestrzeni dialogu, i że jeśli takie spotkanie nie okazuje się możliwe poza nim, nie dokona się też pod jego auspicjami.

Zagospodarowanie wolności 

Kościół po 1989 r. stanął, tak samo jak niedawna opozycja, przed zadaniem zagospodarowania wolności. Arcybiskup Gocłowski miał tego świadomość, czego dowodem zapisane w książce „Głośne myślenie” kazania radiowe, które między 1994 a 2003 r. wygłaszał na antenie gdańskiego Radia Plus. Wiele w tych kazaniach inspiracji myślą Jana Pawła II, wiele nadziei, że „nowe czasy domagają się nowego człowieka. A nowe czasy to nade wszystko wolność i umiejętność życia w wolności”. Mniej w tych tekstach rozpoznań, przekonujących, że arcybiskup dobrze rozumiał to nadciągające „nowe”, choćby konsumpcjonizm czy kulturę masową. Ale już samo powołanie katolickiej rozgłośni, dość wcześnie, bo w 1992 r., dowodziło, że gdański metropolita rozumie najważniejsze wyzwania czasów i stara się im sprostać.

Efekty tych starań to sukcesy i porażki. Gdańskie Radio Plus, zanim zostało przekształcone w ogólnopolską sieć radiową, niewątpliwie odniosło sukces komercyjny, ale można dyskutować, czy w tym samym stopniu formacyjny. Znamienne były losy innego katolickiego medium, diecezjalnego dwutygodnika „Gwiazda Morza”. W końcówce lat 80. „Gwiazda Morza” była liczącym się w skali całego kraju opiniotwórczym czasopismem, w którym publikowali m.in. gdańscy liberałowie. Po 1989 r. czasopismo z coraz większym trudem radziło sobie z wymaganiami wolnego rynku i nawet nałożona w pewnym momencie na parafie obowiązkowa prenumerata nie uratowała go.

Poruszanie się w świecie wolności gospodarczej gdańskiego Kościoła zaowocowało wielką aferą diecezjalnego wydawnictwa Stella Maris. Za tę sprawę odpowiadają osoby (w tym m.in. ówczesny kapelan arcybiskupa) prowadzące tę firmę, działające w poczuciu, że tak jak za minionych lat ekonomii instytucji kościelnej nikt nigdy nie prześwietli. Niektóre poniosły odpowiedzialność karną, ale afera przede wszystkim nadwyrężyła wizerunek gdańskiego Kościoła, nie mówiąc o jego budżecie. Odpowiedzialność arcybiskupa jest w tej sprawie taka, jaką ponosi się za swoje otoczenie. Jak zaś wiadomo, nie zawsze wielkość jakiejś historycznej postaci i wielkość jej otoczenia idą w parze.

Gdańskim Kościołem wstrząsnął też konflikt pomiędzy metropolitą a ks. Henrykiem Jankowskim. Po 1989 r. proboszcz św. Brygidy znalazł się poniekąd na bocznym torze, a w każdym razie – nie w tak eksponowanym miejscu, do jakiego zdawałaby się go predestynować rola odgrywana przez niego w latach 80. Medialną uwagę przywróciły mu kazania z coraz bardziej ekscentrycznymi akcentami oraz „patriotyczne” dekoracje Grobu Pańskiego. Swoimi homiliami, ale też wielką dobroczynnością, ks. Henryk Jankowski sprawił, że murem w konflikcie z arcybiskupem stanęli za nim parafianie, co długo utrudniało abp. Gocłowskiemu rozwiązanie problemu. Spór trwał w sumie kilka lat, zakończył się w 2004 r. odsunięciem ks. Jankowskiego z proboszczostwa. Z dzisiejszej perspektywy o wiele boleśniejsze wydaje się to, iż gdański biskup nie interweniował na czas w innej sprawie, związanej z parafią św. Brygidy: demoralizującej pieczy nad ministrantami.

Niewątpliwie najjaśniejszym punktem wśród prób zagospodarowania wolności są Gdańskie Areopagi. Idea debat zrodziła się przy okazji świętowania w Gdańsku tysiąclecia miasta i uroczystego podpisania przy tej okazji Karty Powinności Człowieka. Pomysł zredagowania Karty powstał w kręgu gdańskiego Kościoła, a przy tej okazji pokazał on, jakim wielkim kapitałem jest hasło „Gdańsk” oraz nazwisko miejscowego metropolity. Kapitał ten wystarczył na cykliczne organizowanie przez cztery lata publicznych debat, z udziałem prawdziwych tuzów intelektualnych, nie tylko z Polski, ale i ze świata. Debatom przysłuchiwały się liczone w tysiącach osób audytoria, co pozostaje fenomenem i potwierdzeniem głodu wartościowego słowa. Gdański Kościół przypomniał sobie w tych latach o dawnej roli miejsca spotkań i refleksji.

Arcybiskup Tadeusz Gocłowski odszedł w czasach dramatycznej potrzeby budowania tego rodzaju wspólnoty ponad coraz ostrzejszym podziałem. ©

Autor jest dziennikarzem „Dziennika Bałtyckiego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2016