Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ta niewielka książka, niewielka, bo wraz ze wstępem i posłowiem liczy sobie niewiele ponad sto stron, opowiada o wielkiej tragedii: stalinowskim terrorze, głodzie, deportacjach. Zbrodnie komunizmu od lat nie są białą plamą w historii, ale wspomnienia Franceski Michalskiej mają wagę wyjątkową, przywołują mało znany fragment naszej historii, ponieważ nie zachowało się wiele wspomnień Polaków, którzy urodzili się w ,,ojczyźnie proletariatu". Większość z nich nigdy Polski nie ujrzała, nie mogli więc opowiedzieć o swoich doświadczeniach. Franceska Michalska przeżyła terror, zesłanie, wyrwała się w końcu do Polski. Miała potem długie i udane życie. Ale czy była kiedykolwiek naprawdę szczęśliwa?
Autorka "Całej radości życia" przyszła na świat w Kamieńcu Podolskim w roku 1923, w dwa lata po podpisaniu traktatu ryskiego, który przesądził o losie blisko miliona Polaków zamieszkujących dawne Kresy przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Na mocy traktatu ludzie ci stali się obywatelami ZSRR, mniejszością zawsze podejrzaną i represjonowaną. Traktat okazał się klęską naszej dyplomacji. Marian Zdziechowski - o czym we wstępie przypomina wydawca - uznał go za zbrodnię, Adam Grabowski (wnuk Rejtana) za zbrodnię wręcz Kainową wobec rodaków zza wschodniego kordonu, biskup Łoziński z kolei nie wahał się nazwać go zdradą stanu, bo w Rydze pogrzebana została idea Polski Jagiellońskiej i niepodległość Ukrainy. Michalska nie opowiada jednak o historii pisanej z wielkiej litery, lecz jedynie o tym, co sama widziała, przeżyła, doświadczyła.
Jej rodzina od wielu pokoleń żyła na Wołyniu, w Maraczówce, wiosce oddalonej o 12 kilometrów od granicy polsko-radzieckiej, a bliskość granicy kusiła gnębionych Polaków. Opowieść zaczyna się od wspomnienia o wuju, którego zastrzelono za próbę ucieczki do Polski, zaś innych krewnych zesłano na Kołymę i do Workuty, za to tylko, że byli Polakami. Los tej rodziny nie był wyjątkowy, bo w czasach rozkułaczania, przymusowej kolektywizacji i Wielkiego Głodu - a relacja Michalskiej jest lapidarnym, ale wstrząsającym świadectwem terroru - na Ukrainie zmarło co najmniej trzy miliony ludzi, niektórzy mówią nawet o siedmiu milionach. Autorka pamięta opuchniętą z głodu twarz matki, wycieńczonego ojca, tłumy tratujące się, gdy z rzadka dowożono chleb do wiejskiego sklepu, trupy, których nikt nie miał sił pogrzebać, drzewa oskubane z jadalnych liści. Pamięta przede wszystkim strach przed rewizjami, aresztowaniem, egzekucjami. Tę dantejską rzeczywistość opisuje językiem wyzbytym martyrologicznego patosu, bo siłę tych wspomnień stanowią fakty, a to, co pozostało w jej pamięci, dotąd budzi grozę. Michalska opisuje tamten nieludzki świat z perspektywy dojrzewającego dziecka, co sprawia, że jej wspomnienia czyta się ze ściśniętym gardłem.
W 1936 r. rodzinę autorki "Całej radości życia" - podobnie jak tysiące innych rodzin z polskich wsi na Wołyniu - załadowano do bydlęcych wagonów i po wielotygodniowej podróży wyrzucono na pustych stepach Kazachstanu. Czekała ich tam śmierć z głodu i wycieńczenia, choroby i wciąż szalejący terror stalinowski. Na wieść o napaści Hitlera na ZSRR - jak pisze Michalska - "gotowiśmy byli zaufać najdzikszemu ludożercy, jeśli tylko uwolniłby nas od terroru, nędzy i beznadziei, w jakiej żyliśmy". W chwili wybuchu wojny Michalska uczyła się w szkole felczerskiej, jej siostra pracowała w kołchozie jako traktorzystka, a brat został wcielony do Armii Czerwonej - zginął pod Berlinem w kwietniu 1945 r. Ona zaś po licznych perypetiach w 1944 r. rozpoczęła naukę w Instytucie Medycznym w Ałma Acie, pozostawiając rodziców w stepowym siole.
Ałma Ata wydała się jej w pierwszej chwili ósmym cudem świata, dopiero później zauważyła, że na peryferiach ludzie konają z głodu. Sama też jest bliska śmierci: wyczerpana pracą przy wykopach pod budowę elektrowni, głodna. Prosi więc o przeniesienie do uczelni w europejskiej części imperium, chcąc być bliżej Maraczówki. Zostaje skierowana do Charkowa, po jakimś czasie - nie bacząc, że prośba może ściągnąć na nią uwagę NKWD - składa podanie o przeniesienie do instytutu w Czerniowcach. Rozmyśla o Polsce, którą kocha, choć jej nie zna. Pierwszy raz w życiu widzi otwarty kościół, w którym odbywa się nabożeństwo. Uczy się, na praktykach zdobywa doświadczenie lekarskie.
W ZSRR wciąż panuje surowy reżim, na uczelniach rządzą politrucy, wszyscy panicznie boją się, że w każdej chwili mogą trafić do więzienia. Coraz częściej słychać, że przedwojenni obywatele RP mogą skorzystać z prawa do repatriacji, ale nie dotyczy to ludzi takich jak autorka "Całej radości życia", od urodzenia obywatelki ZSRR. Michalska zdobywa jednak fałszywe zaświadczenia i cudem otrzymuje pozwolenie na repatriację. Jej rodzina pozostaje w ZSRR, spotkają się dopiero po latach. Na pierwszej stacji w Polsce dziwi się, widząc w kiosku mydło, a w barze kanapki z szynką! Podejmuje studia medyczne we Wrocławiu, poznaje tam byłego żołnierza AK, Floriana Michalskiego, za którego wychodzi za mąż. I na tym kończą się wspomnienia dziewczyny, której droga do Polski była dłuższa i trudniejsza niż droga Cezarego Baryki.
Wspomnienia Michalskiej to świadectwo męczeństwa i heroizmu polskich zesłańców, ale też świadectwo ich wiary, nadziei i miłości. Ich autorka opowiada jedynie o latach przeżytych w ZSRR. Resztę życia streszcza kilkoma zdaniami:,, Miałam wspaniałego, dzielnego męża, troje udanych dzieci, z tej czwórki jednak pozostało mi już tylko dwoje. (...) Uprawiam zawód, który zawsze był moim marzeniem. Praktykuję go i dzisiaj; zdarza się, że leczę już czwarte pokolenie dzieci w rodzinie. Tylko z przeszłością trudno się pogodzić. Nadal wydaje mi się ona nieludzka, a niekiedy nawet nie całkiem realna. Odzyskałam Ojczyznę, która była dla mnie zawsze wymarzona i nieznana. Odzyskałam ją jako jeden z tych nieoczekiwanych darów Opatrzności i uważam ją nadal za dar najważniejszy. Powinnam być osobą spełnioną i szczęśliwą, i właściwie nią jestem - gdyby nie pamięć o tych, nie tylko najbliższych, którzy pozostali tam na zawsze".
Wspomnienia 85-letniej dziś, lecz wciąż aktywnej zawodowo pani doktor z Siemiatycz przypominają nam o prawdzie tak oczywistej, że często zdarza nam się o niej zapominać: Ojczyzna jest darem, zawsze nieoczekiwanym. Nie pamiętamy o tym, nawet jeśli "ojczyznę" odmieniamy codziennie przez wszystkie przypadki. We wspomnieniach Franceski Michalskiej słowo to pojawia się bodaj tylko w zacytowanym fragmencie. A przecież cała jej książka przesycona jest miłością do owego daru nieoczekiwanego...
FRANCESKA MICHALSKA: "CAŁA RADOŚĆ ŻYCIA. Na Wołyniu, w Kazachstanie, w Polsce", Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Warszawa 2007