Dać Cyganowi szkołę

Teraz mówią: Cygan w Poznaniu ukradł kurę. Niech mówią lepiej: Cygan w Poznaniu skończył Akademię.

12.08.2008

Czyta się kilka minut

Miklosz Deki Czureja, wirtuoz skrzypiec, chce zdać maturę i studiować na Akademii Muzycznej. Poznań, 12 czerwca 2008 r. /fot. Tomasz Kamiński / Agencja Gazeta /
Miklosz Deki Czureja, wirtuoz skrzypiec, chce zdać maturę i studiować na Akademii Muzycznej. Poznań, 12 czerwca 2008 r. /fot. Tomasz Kamiński / Agencja Gazeta /

Lekcja historii. Ganga przechodzi od ławki do ławki, przegląda porozkładane czarno-białe fotografie władców Polski. Sala jest duża, mogłoby się zmieścić kilkudziesięciu uczniów, ale dziś jest tylko Ganga. Odczytuje imiona i daty zapisane na fotografiach i układa je chronologicznie, co chwilę spoglądając na zegarek.

- Nie mam zbyt dużo czasu, bo spieszę się z córką na rehabilitację - uprzedza lojalnie nauczyciela. Dlatego Sara przyszła dzisiaj z mamą do szkoły, żeby prosto stąd mogły pojechać do lekarza.

W torebce Gangi dzwoni telefon komórkowy.

- Przepraszam, muszę odebrać - mówi z uśmiechem do nauczyciela i chwyta za telefon. Rozmowa toczy się po romsku.

- Nie można tutaj myśleć kategoriami normalnej szkoły. To jest raczej taki latający uniwersytet - tłumaczy Karol Lehmann.

Ganga kończy rozmowę. Dyrektor opowiada jej o władzy sprawowanej w Polsce po 1918 roku, o czasach współczesnych.

- A kto, pani Agnieszko, jest teraz prezydentem?

- Pan Kaczor. To znaczy Kaczyński, Lech Kaczyński - precyzuje Ganga, ale widać, że na dalszą naukę nie ma już czasu, bo powoli zaczyna chować do torebki swoje rzeczy i znacząco macha kluczykami od samochodu.

- Muszę lecieć, bo spóźnimy się na rehabilitację - mówi przepraszająco. - Ale w przyszłym tygodniu zostanę na wszystkich lekcjach, obiecuję!

Kolorowe wozy już nie pojadą

- Zaczęło się od współpracy z Fundacją Bahtałe Roma (Szczęśliwi Cyganie) - przypomina sobie Karol Lehmann, dyrektor XI Liceum Ogólnokształcącego w Poznaniu. Pewnego dnia przyszła do niego Anna Markowska, prezes Fundacji, i poprosiła, by jego uczniowie pomagali w nauce dzieciom romskim, które nie radzą sobie w szkole.

- Pomyślałem, że to będzie znakomita lekcja tolerancji, przełamywania uprzedzeń - mówi dyrektor.

Po jakimś czasie pani prezes przyszła znowu. Od dawna chciała, by w Poznaniu powstała szkoła dla dorosłych Romów. - Muszą mieć przecież jakieś wykształcenie, bo bez tego nikt ich nie chce przyjąć do pracy. Cygańskie tabory to już historia. Niektórzy z nich nie potrafią nawet czytać i pisać. Idą do urzędu i nic nie mogą załatwić - tłumaczy.

W Poznaniu mieszka 250 romskich rodzin, 36 korzysta ze stałej pomocy opieki społecznej, kolejnych 40 od czasu do czasu przychodzi po żywność lub odzież, proszą o zapłacenie rachunków za prąd czy gaz. - Jeśli nie znajdą pracy, ich sytuacja będzie się pogarszać - opowiada Markowska.

Wspólnie z dyrektorem Lehmannem zajęła się załatwianiem formalności w urzędach i wyszukiwaniem potencjalnych uczniów. - Niektórych musieliśmy długo namawiać. Mówiliśmy im wprost: "Jak nie będziesz miał skończonej szkoły, to nic się w twoim życiu nie zmieni, nie będziesz miał z czego żyć". A oni wykręcali się: "Nie mamy na bilet tramwajowy, nie mamy za co zrobić zdjęcia, nie starczy nam pieniędzy na zeszyty". Więc każdy na zachętę dostał 100 zł.

We wrześniu ubiegłego roku dwanaścioro Romów rozpoczęło naukę. Niektórzy przez cały rok dostawali od Fundacji po 50 zł za każdy dzień spędzony w szkole. - To rodzaj rekompensaty za to, że tego dnia nie mogli zarabiać na życie. Nie mogą mieć poczucia, że przez szkołę coś tracą - wyjaśnia Markowska.

Czego ty tu chcesz, ty chamska szyjo

- Zeszyty? Nie mam żadnych zeszytów. Wszystkie materiały i zadania domowe dostajemy na kartkach - tłumaczy Ganga, krzątając się po kuchni. Ganga to po polsku Agnieszka. Agnieszka Mikuła. Prawnuczka cygańskiego króla z rodu Lowara.

O szkole nie chce za wiele opowiadać. - Uczymy się, dostajemy oceny i tyle. Mam same czwórki i piątki, żadnej jedynki. Wzorowa uczennica - naśmiewa się sama z siebie. Mieszkanie jest nieduże: kuchnia, dwa pokoje, łazienka. Na podłodze gruby jasny dywan, na stole biały obrus. Na ścianach fotografie córek bliźniaczek: 13-letnich Sary i Klaudii.

- Nigdy mi nie przeszkadzał brak wykształcenia. Bo ze mnie taka prawdziwa kura domowa: śniadania, obiadki, porządki, pranie, prasowanie. Z dziećmi do lekarza, na zajęcia, na spacer, do szkoły. Takie życie mi odpowiadało.

Ganga ma 34 lata, urodziła się na Śląsku w Jaworznie. Przez kilka lat chodziła do podstawówki. Potem wyjechała z rodzicami do RFN. - Gdy wróciliśmy do Polski, byłam już za duża, by chodzić z dzieciakami do jednej klasy. No a potem wyszłam za mąż, urodziłam dzieci i szkoła nie była mi w głowie - tłumaczy.

Na naukę w podstawówce namówiła ją Anna Markowska. - Ganga jest wygadana, przebojowa. Będzie już niedługo pracowała w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Poznaniu jako konsultant ds. Romów. Ale musi mieć wykształcenie, musi być dla nich przykładem, że warto się uczyć - tłumaczy Markowska.

Ganga przyznaje: - Zastanawiałam się trochę nad tym, czy szkoła nie będzie zabierała mi zbyt dużo czasu. Poradziłam się męża.

Irek jest Polakiem. Wychowywali się na tym samym podwórku, tyle że on jest 11 lat starszy.

Żyją jak typowa polska rodzina: obchodzą święta, chodzą do kościoła, robią zakupy w supermarketach, oglądają telewizję. - Jesteśmy katolikami, bo Cygan przyjmuje religię kraju, w którym żyje - tłumaczy Ganga i wyciąga z szafki album ze zdjęciami. - To ja, jak szłam do pierwszej komunii - pokazuje na małą, śliczną czarnulkę w białej sukience.

Kiedy Ganga zapytała go o szkołę, Irek powiedział krótko: - Chcesz kobieto, to idź.

Najbardziej ze wszystkich przedmiotów Ganga lubi polski i historię. - Matematyka, fizyka, chemia to jakieś przedmioty z kosmosu. Po co to człowiekowi, ja nie wiem. Pieniążki policzyć umiem i to mi wystarczy.

Klaudia i Sara są w pierwszej klasie gimnazjum, ale do szkoły nie chodzą. Mają nauczanie indywidualne, w domu. Ganga bała się, że jakiś Cygan przyjdzie do szkoły i je porwie, więc napisała podanie do kuratorium i wyjaśniła uczciwie, że taka jest ich kultura. Spodoba się Cyganowi dziewczyna, to ją bierze. Potem rozdziewiczy, przyjdzie po trzech dniach i powie. "Ona jest już moją żoną".

Ganga przez chwilę milczy. - Ja wyszłam za mąż z miłości, chcę, żeby moje córki też mogły wyjść za kogoś, kogo będą kochać. Nie ma dla mnie znaczenia, czy to będzie Polak, czy Rom. Po skończonej szkole chce zdawać do liceum. Nie wie, czy podoła: nauka, praca. Jako konsultant ds. Romów też nie będzie miała łatwego życia. - Muszę urzędników zapoznać z naszymi tradycjami, zwyczajami, prawami. Żeby rozumieli nasze problemy i nie mówili o nas, że Cyganie to złodzieje i brudasy. Ludzie muszą przestać myśleć stereotypami - to właśnie przez to nikt nie chce nas w pracy. Ale o wiele trudniej będzie z Romami, bo my nie zawsze jesteśmy do siebie przyjaźnie nastawieni. Jednym powodzi się lepiej, drugim gorzej. Dużo jest między nami zawiści. Taki rasizm wewnętrzny. Pewnie nieraz, jak pójdę do kogoś do domu, usłyszę: "Czego ty tu chcesz, ty chamska szyjo".

Król czardasza chce iść na studia

Miklosz Deki Czureja to światowej sławy skrzypek wirtuoz. Ma 50 lat i jest potomkiem słynnego rodu Czurejów, wybitnych romskich muzyków, którzy pod koniec XIX stulecia przywędrowali do Polski z Węgier. Miał kilkanaście lat, gdy rozpoczął międzynarodową karierę skrzypcową jako solista legendarnego Cygańskiego Folklorystycznego Zespołu Pieśni i Tańca ROMA. Koncertował po całym świecie. Jehudi Menuhin oraz Stephane Grappelli oczarowani jego talentem nazwali go Królem Czardaszy.

Poszedł do szkoły, bo miał dość pytań o wykształcenie. Spuszczał tylko głowę ze wstydu i odpowiadał, jak mu wygodniej: że ma wykształcenie niepełne średnie albo że wcale szkoły żadnej nie kończył.

Chce zdać maturę i studiować na Akademii Muzycznej.

- Niczego się już nie nauczę, ale ludzie inaczej będą gadać. Teraz powiedzą: Cygan w Poznaniu ukradł kurę. To niech mówią lepiej: Cygan w Poznaniu skończył akademię muzyczną - wyjaśnia.

Miklosz miał pięć lat, gdy ojciec nauczył go grać na skrzypcach: - Był bardzo surowy. Wstawałem o 7 rano, miałem 5 minut na toaletę i zaraz dostawałem skrzypce do ręki. Musiałem zagrać ojcu to, czego się nauczyłem dzień wcześniej. Potem śniadanie i do szkoły. Po szkole o 13.15 wsiadałem w autobus i jechałem do Nowego Targu do Szkoły Muzycznej. Gdy wracałem do domu, było po 22.

Teraz Miklosz uczy swoje dzieci. I ma już tylko jedno marzenie. - Chciałbym założyć profesjonalną, cygańską orkiestrę, taką, jakie są na Węgrzech czy Słowacji. Ale gdy piszę wniosek do Ministerstwa Kultury, to odsyłają mnie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, jak piszę podanie do MSWiA, to dostaję odpowiedź, że to nie leży w ich kompetencjach, i odsyłają mnie do Ministerstwa Kultury. Dziwny kraj.

Nie zabierać lwa do domu

Kiedy ruszyła sprawa organizowania szkoły podstawowej dla Romów, Miklosz bardzo się w to zaangażował. - Chodziłem do nich do domów i namawiałem, żeby poszli do szkoły. Siadałem na ambicję: chcesz mieć lepszy samochód, to się postaraj. Skończysz szkołę, znajdziesz pracę. A jak znajdziesz pracę, to kupisz ten samochód.

Najpierw musiał przekonać sam siebie. - Po takiej szkole Cygan jest jak wykastrowany. Traci swój spryt, swoją cwaność, to coś, co miał w sobie. Jest jak drzewo, któremu ktoś obciął wszystkie gałęzie. Cygańskie dziecko, które od urodzenia słyszy muzykę w domu, uczy się grać od swojego ojca czy dziadka. I nagle posyłamy je do szkoły muzycznej. Uczymy nut, teorii, regułek, ale zabieramy mu to, co mu grało w sercu i w duszy. Tę iskrę, z którą przyszedł na świat - tłumaczy.

- W szkole uczy się ich norm postępowania, dobrego wychowania, kultury. To ich krępuje, pozbawia naturalności, spontaniczności. To już nie jest ten sam Cygan - dodaje Anna Markowska.

Miklosz: - A mimo to wiem, że zdobycie wykształcenia to teraz jedyna droga, by Cyganie nie żyli w nędzy. Ludzi kłują w oczy nasze cygańskie zameczki, cygańskiej biedy nikt nie zauważa. A jest jej więcej, niż się komuś wydaje. 98 proc. Romów nie ma stałego zatrudnienia. Żyjemy z dnia na dzień. Handlujemy firanami, meblami, starymi samochodami przywiezionymi z Niemiec. I to nie na bazarze, bo nikogo nie stać na opłacenie straganu, tylko na ulicy albo po domach. Kobiety wróżą. Ja gram. A jak nie będę grał, to zdechnę z głodu. Wśród Cyganów są tęgie głowy, dlatego namawiam, żeby poszli do szkoły i udowodnili, że nie jesteśmy brudasami, złodziejami, głupkami.

Koronnym argumentem dla wielu było to, że Miklosz, któremu w życiu się udało, też poszedł do szkoły.

Po co jej ta szkoła

- Oto i nasza najlepsza uczennica - dyrektor Lehmann wita Gulianę. Dziewczyna przeprasza za spóźnienie. Ale dyrektor jest przyzwyczajony, że uczniowie raz są, a często ich nie ma. Rzadko się zdarza, by wszyscy przyszli na lekcję. Usprawiedliwień żadnych nie oczekuje. Kto miałby je zresztą pisać?

Lehmann prowadzi swój prywatny dziennik, w którym stawia oceny. Jest jedynym nauczycielem w tej klasie - uczy historii i polskiego, geografii, matematyki, biologii.

Guliana ma 25 lat. - Gdy przyszła do szkoły, nie umiała czytać i pisać. Dlatego kiedy inni rozwiązywali zadania z matematyki, ja z nią siedziałem nad elementarzem i uczyłem ją liter.

Gdy część klasy pisała np. pismo do burmistrza, my rysowaliśmy chmurki i uczyliśmy się dodawać - przypomina sobie dyrektor.

- Część liter znałam, ale nigdy ich nie ćwiczyłam - dodaje Guliana. - Teraz jest mi łatwiej. Np. na przystanku mogę przeczytać, gdzie jedzie jakiś tramwaj czy autobus. Gdy trzeba było załatwić coś w urzędzie, wypisać np. jakieś pismo, to zawsze musiał mi ktoś towarzyszyć: mama albo koleżanka. Strasznie się tego wstydziłam.

Ale na pieniądzach się zna. Jak mówi, nie ma Cygana, który by nie potrafił dobrze rachować.

Kiedyś dużo czasu spędzała przed telewizorem. - Oglądałam głupie brazylijskie seriale. Potem interesowały mnie różne programy edukacyjne - mówi.

- Dawniej, gdy Cyganie wędrowali, poznawali ludzi, ich zwyczaje, problemy, świat. Teraz wiedzę o świecie czerpią przede wszystkim z telewizji. Niektórzy spędzają przed telewizorami cały dzień - potwierdza Markowska.

Początkowo Guliana przychodziła do szkoły ze swoją matką, bo mama nieufnie podchodziła do nauki. Mówiła: "Po co jej ta szkoła? Dziewczyna umie gotować, umie zadbać o dom, umie włączyć telewizor. Czego więcej jej potrzeba?".

Północ, południe

Dyrektor Lehmann kładzie na stoliku mapę Polski. - Proszę znaleźć Poznań. - Guliana pochyla się nad atlasem i wodzi palcem po stronie.

- Tutaj - wskazuje na kropkę z napisem Poznań. Z odszukaniem Warszawy też nie ma większych problemów. Ale gdy nauczyciel prosi o wskazanie jakiegoś większego miasta na północy, Guliana spogląda na dół mapy.

- Północ, pani Guliano, pół-noc.

Guliana wywodzi się z grupy Sinti, gdzie obowiązują dosyć twarde zasady: kobietom nie wolno np. chodzić w spodniach ani w krótkich spódnicach, a mężczyźni nie mogą dotykać kobiecych stóp. Prawo romskie nie pozwala, by dziewczyna sama siedziała z mężczyzną w jednym pomieszczeniu, więc jeśli na zajęciach są tylko ona i nauczyciel, przechodzą piętro wyżej, do licealistów.

Nie wie jeszcze, gdzie chciałaby pracować.

Na razie jest panną, a o jej losach zadecyduje mąż.

***

Z dwanaściorga uczniów, którzy we wrześniu zaczynali naukę, część się wykruszyła. Świadectwo ukończenia szkoły dostało w czerwcu pięć osób, kilka ma poprawkę w sierpniu. We wrześniu naukę w szkole podstawowej w Poznaniu rozpocznie kolejnych piętnastu dorosłych Romów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2008