Czynami wolności się uczyć

Wiele lat temu Maria Dąbrowska stwierdziła: "Nie dzieje się w Polsce nic naprawdę wielkiego, mądrego i dobrego, coby nie było przeniknięte świadomie albo podświadomie ideami Abramowskiego". Ale kto wie, kim był edward Abramowski?

25.06.2008

Czyta się kilka minut

Zmarł dokładnie 90 lat temu, 21 czerwca 1918 r., ale jego myśl odcisnęła piętno na pokoleniach społeczników. I to nie tylko tych, którzy przygotowywali odrodzenie Polski po zaborach czy budowali II Rzeczpospolitą, ale i tych działających w czasach dużo nam bliższych. Do głoszonych przez niego idei odwoływali się pisarze: poza Marią Dąbrowską także Stefan Żeromski, politycy: choćby prezydent Stanisław Wojciechowski, naukowcy, np. twórczyni polskiej szkoły pedagogiki społecznej Helena Radlińska. Abramowski inspirował też działaczy Komitetu Obrony Robotników. Wizja Rzeczypospolitej Samorządnej pierwszej "Solidarności" to wypisz wymaluj jego program ideowy, natomiast koncepcja społeczeństwa podziemnego lat 80. to jakby próba wprowadzenia w życie "zmowy powszechnej przeciwko rządowi", którą zaproponował w 1905 r. Czy jednak ten oczekujący odbudowy państwa polskiego anarchista, socjalista, dostrzegający niebezpieczeństwo wprowadzenia socjalizmu drogą rewolucji, może swoją myślą wpływać na to, by coś "naprawdę wielkiego, mądrego i dobrego" działo się we współczesnej Polsce?

Nie czekajcie na państwo...

Dla opozycji demokratycznej z czasów PRL-u Abramowski był atrakcyjny, bo, choć socjalista, wytrwale dyskutował ze zwolennikami tzw. socjalizmu państwowego, przestrzegając przed wprowadzeniem realnego socjalizmu. Przy tym był równie zagorzałym przeciwnikiem kapitalizmu, w młodości jednym z czołowych działaczy partii socjalistycznych. Tak więc na patrona tych, którzy krytykowali realny socjalizm z pozycji lewicowych, nadawał się doskonale.

Tym bardziej intrygujące staje się pytanie, na co jego myśl może nam zwrócić uwagę w niełatwym czasie transformacji, po utrwaleniu się zimnowojennego podziału na postpeerelowską lewicę etatystyczną i liberalną czy narodową prawicę? Czy może stać się podstawą budowania tożsamości w sytuacji, gdy ideę opozycji demokratycznej, odwołującej się do etycznej wizji sprawiedliwego społeczeństwa, jak też silny niegdyś w ruchu "Solidarności" aspekt samorządności pracowniczej zepchnięto na margines życia społeczno-politycznego?

Pytania nie są retoryczne, a odpowiedź jednoznaczna. Mamy bowiem dość silny ruch społeczny czerpiący garściami z tradycji Abramowskiego - to tzw. sektor organizacji pozarządowych (sama nazwa jest symboliczna, choć raczej przypadkowa, bo wynikająca z zawłaszczenia przez polityków pojęć "społeczny" - w poprzednim ustroju - i "obywatelski" - poczynając od komitetów obywatelskich po PO - w obecnym ustroju). To cała masa różnych inicjatyw, którym wspólne jest jedno: nie czekając na to, co zorganizuje państwo, obywatele starają się załatwić ważne dla nich sprawy samodzielnie, domagać się realizacji praw, kontrolować przedstawicieli.

Abramowski określiłby to tak: "im więcej spraw zabierają w swe ręce stowarzyszenia oparte na inicjatywie prywatnej i dobrej woli obywateli, rozumiejących swe potrzeby wspólne, tym bujniej i szerzej rozwija się życie narodu; w stowarzyszeniach bowiem i w ich wolnej, nieskrępowanej zbytnimi przepisami działalności znaleźć może pole dla rozwoju każda nowa idea społeczna, każda zdobycz nauki i kultury, każde udoskonalenie, czy to w uprawie roli, czy w przemyśle, czy w nauczaniu, czy w środkach zwalczania chorób, pijaństwa itd." Dziś próba określenia tych dziedzin życia społecznego, w których zgodnie z zasadą pomocniczości mogliby zaspokajać swoje potrzeby sami obywatele, usług, które mogłyby realizować (zamiast urzędników) dobrowolne stowarzyszenia, to wyzwanie dla polityków. Tak na szczeblu krajowym, jak każdej gminy.

Wartości robią rewolucję

Pojęcie ekonomii społecznej zrobiło w ostatnim czasie furorę za sprawą Inicjatywy Wspólnotowej EQUAL. Jednak zaangażowani w tworzenie przedsiębiorstw społecznych, czerpiąc z bogatych doświadczeń krajów starej Unii, rzadko kiedy odwołują się do własnych, polskich tradycji. Może powinniśmy więc odkurzyć postać Abramowskiego, dla którego samoorganizacja nie była jedynie formą politycznego przeciwstawiania się dominacji państwa, ale także, a może nawet przede wszystkim, sposobem na wyzwolenie ekonomiczne.

"Własność wspólna - podkreślał, występując przeciw marksistowskiej wizji socjalizmu - przestałaby wtenczas oznaczać oddanie gospodarki przemysłowej i rolnej pod zarząd państwa, a natomiast przybrałaby bardziej realną postać: przedsiębiorstw przemysłowych, należących do różnych stowarzyszeń ludowych i administrowanych przez nie, co dzisiaj już można widzieć na przykładzie wielu kooperatyw spożywczo-wytwórczych, oraz gospodarki rolnej, jako zrzeszenia gospodarstw prywatnych, prowadzonego wspólnymi siłami przez związki rolników, czego początki widzimy w dzisiejszych stowarzyszeniach włościańskich, gospodarczych i kredytowych".

I co z tego - powie ktoś - że tezy głoszone prawie wiek temu znajdują odbicie w dzisiejszej rzeczywistości? Po co zachęcać kogoś do zakładania stowarzyszeń, jeżeli już są zakładane? Co może wnieść wezwanie, by umożliwić ekonomiczne usamodzielnienie tym, którzy nie mają szans na rynku pracy, gdy na te działania administracja - tak unijna, jak państwowa - już przeznacza znaczne środki? Po co czytać Abramowskiego, gdy wiele z jego postulatów to dziś oczywistości?

Może choćby dlatego, że dla socjalisty sprzed wieku idea kooperatywy nie była jedynie odpowiedzią na potrzeby konkretnego człowieka, któremu "walka z nędzą przedstawia się praktycznie jako uzyskanie większej płacy", a "swoboda życia ma dla niego daleko mniejszą cenę, aniżeli podwyższenie zarobku". Dla Abramowskiego kooperatywa była próbą systemowego - jakbyśmy to dzisiaj nazwali - rozwiązania problemu. Był przekonany, że żadne odgórne reformy nie spowodują rzeczywistej poprawy sytuacji: "przypuszczenie (...), że może zjawić się nowy ustrój społeczny bez rewolucji moralnej, jest absurdem".

Jednym słowem: za inicjatywami tak trzeciego sektora, jak ekonomii społecznej musi stać silne poczucie wartości - jeśli potraktujemy ją instrumentalnie, nie mamy co oczekiwać rzeczywistej zmiany. A przecież, jak pisze Peter Drucker, współczesny guru zarządzania: "organizacja pozarządowa istnieje po to, by wywołać zmiany, zmiany w jednostce i w społeczeństwie". Słowa Abramowskiego nie straciły więc na aktualności i wciąż czekają na przyswojenie, nie tylko przez działaczy społecznych: "Każda kooperatywa spożywców, każda spółka włościańska lub związek zawodowy staje się żywym ogniskiem i szkołą tej kultury, gdzie ludzie uczą się swymi czynami nowej nauki wolności. Ci, którzy dotychczas korzystali tylko z rozkazów swoich przełożonych lub z jałmużny swych dobroczyńców, rządzeni i cywilizowani na czyjąś modłę, tutaj w kooperatywie i związku, sami muszą radzić i decydować o wszystkich sprawach: o warunkach swego najmu, o gospodarce w swoich kasach, warsztatach i sklepach, o potrzebach swoich szkół, bibliotek, szpitali, ochron. Muszą nie tylko radzić nad tym, ale i tworzyć to wszystko, ukształcać instytucje, przystosowywać je do swoich żądań i charakterów, wkładać w nie własną inicjatywę, zapał tworzenia, wytrwałość. Instytucja społeczna przestaje wtedy gnębić człowieka, staje się posłusznym w jego ręku narzędziem, pozwala mu być twórcą".

PIOTR FRĄCZAK (ur. 1960) jest prezesem Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych, autorem wielu publikacji poświęconych teorii i promocji idei społeczeństwa obywatelskiego i trzeciego sektora.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Rzecz obywatelska (26/2008)