Czy umiera nam Bóg? - listy

---ramka 521831|prawo|1---Teza postawiona przez twórców poznańskiej Pracowni Pytań Granicznych, Beatę Annę Pokorską i Tomasza Węcławskiego, że mamy do czynienia z "masowym porzucaniem głębokiej ufności w transcendencję" wymaga dopowiedzeń. Po pierwsze, błędne wydaje się założenie, że istniała "masowa ufność w transcendencję", którą obecnie "masowo" się porzuca. Z daru chrztu czy bierzmowania niekoniecznie wyciąga się w dorosłym życiu wnioski. Nie każdy ochrzczony świadomie spotka Chrystusa, a nie każdy, kto Go spotka, od razu zrozumie, jakie ma to znaczenie dla jego życia. Kościół bazujący na wierze minionych pokoleń i odwołujący się wyłącznie do pięknej tradycji myli się, sądząc, że ludzie ochrzczeni w dzieciństwie, a następnie przepytani w młodym wieku z formuł katechizmowych, są już "zdobyci" dla Boga. Tymczasem dopiero u progu dorosłego życia (a często później) jesteśmy zdolni do podjęcia trudu odpowiedzi na pytanie o stosunek do religii i Chrystusa, o obraz Boga i sens rytuału. Liczne działania pastoralne trafiają w próżnię, jeśli zakładają, że wystarczy o prawdach wiary przypominać w sytuacji, gdy jako takie prawdy nie zostały one jeszcze w ogóle przyjęte. Ciągle aktualne jest wezwanie, by ci, którzy uwierzyli i spotkali Osobę, dzielili się świadectwem z tymi, którzy Boga jeszcze nie dostrzegli lub zbytnio zawierzyli, że Jego poszukiwanie nie jest im potrzebne. Zamiast krytykować być może zbyt płytki kształt naszej pobożności, ważniejsza jest pamięć, że niektórzy nasi bliźni (nawet ochrzczeni i praktykujący) często są dopiero przed doświadczeniem spotkania i tylko od nas zależy, czy w nie wejdą. Nadziei wypływającej z Ewangelii nie da się głosić w skali makro i spychać to zadanie na instytucje. Nie ma też, co uskarżać się na ludzi, którzy tylko skostniałym rytuałem stwarzają pozory wiary. Tym bardziej potrzebują naszej pomocy, a nie ustawiania po kątach pod groźbą odejścia Boga, którą sformułował Łukasz Musiał.

Po drugie, niebezpiecznie jest sądzenie po pozorach. Niestety, dla wielu znakiem porzucenia ufności w transcendencję jest rezygnacja z posługi kapłańskiej. Myślę, że ks. Tomasz Węcławski czułby się jednak niezrozumiany, gdyby tak odczytać jego decyzję. Pojawiające się często przejawy religijnego kiczu lub znudzenie na twarzach słuchaczy nieudanego kazania także niekoniecznie świadczą o braku wiary. Nie chodzi o ignorowanie niebezpieczeństw z tym związanych, lecz nieprzecenianie znaczenia rzeczy wtórnych w stosunku do podstawowego zagadnienia, na ile Chrystusa odkryli ci, którzy w kiczu gustują. Zachwyt dla papieskich kremówek może być formą szacunku dla Papieża, który schodził z piedestału, potrafiąc marzyć i wspominać. Potrzeba religijnych błyskotek świadczy zaś raczej o ułomnościach natury estetycznej niż duchowej. Niezmiennie dużej obecności Polaków na Mszach nie można wytłumaczyć jedynie poczuciem obowiązku, o czym przekonują rozmowy z wiernymi. Często dostrzegają oni niedostatki sposobu celebracji liturgii, ale mają trafną intuicję, że znaczenie sakramentu wykracza daleko poza te niedostatki. Doświadczenie twórców Pracowni jest inne, ale nie musi być reprezentatywne.

Dostrzeżenie w innej, niż nam najbliższa, formie przeżywania wiary drogi uprawnionej jest trudne, ale możliwe. Dotyczy to zarówno tzw. pobożności ludowej, jak nowych ruchów religijnych - takiego zrozumienia życzę zwłaszcza panu Jarosławowi Dudyczowi. Młodzi ludzie często poszukują Chrystusa w sposób ekscentryczny z punktu widzenia naszych upodobań. To nie tylko Lednica, ale też modlitwy kontemplacyjne ze śpiewami z Taizé, seminaria Odnowy w Duchu Św., spotkania formacyjne Neokatechumenatu, spotkania biblijne i wiele innych działań, których nie da się określić, jako "specyficzne formy psychoterapii". Uczestnicy wymienionych ruchów są często na początku drogi, która prowadzi do odnalezienia piękna także w liturgii Mszy z pozoru skostniałej. Tego nie można jednak zadekretować, trzeba do tego dotrzeć. Kto już to piękno dostrzegł, niech o nim świadczy, a nie ogranicza się do etykiet "lepsza forma" - "gorsza forma" czy "liturgiczne nadużycie".

PAWEŁ KWIATKOWSKI (Wrocław)

***

Jarosław Dudycz pozwala sobie na daleko idące uogólnienia, m.in. utożsamiając ruchy katolickie i bliżej nieokreślone wspólnoty młodzieżowe. Na brak wiedzy wskazuje pisanie o "różnej maści oazach, ruchach charyzmatycznych i innych wspólnotach", a potem swobodne żonglowanie tymi nazwami, by na koniec wszystkie określić etykietką "spotkania lednickie". "Oazy" to prawdopodobnie lokalne wspólnoty Ruchu Światło-Życie, którego jestem członkiem, dlatego pozwolę sobie sprostować kilka nieprawdziwych o nich informacji. Ruch Światło-Życie, jeden z ruchów odnowy Kościoła zgodnej z nauczaniem Soboru Watykańskiego II, założył w latach 50. Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki. Gromadzi ludzi różnego wieku i powołania, których przez odpowiednią dla każdej z tych grup formację Ruch wychowuje na dojrzałych chrześcijan (nie jest to zatem "młodzieżowy ruch religijny"). Wielką niesprawiedliwością jest zarzucanie Ruchowi braku dbałości o liturgię, o której tak pisał ks. Blachnicki: "(...) od samego początku w centrum naszego ruchu jest otwarcie się na wolę Kościoła i zarazem na działanie Ducha Św. przez przyjęcie odnowionej formy liturgii. Nie jest to przypadek, że początki naszego ruchu wiążą się z szukaniem metod formacji służby liturgicznej. Pierwsze oazy były dla ministrantów, później były oazy młodzieżowe dla lektorów czy dla żeńskich zespołów służby liturgicznej. Wielu z nas pamięta te czasy, kiedy rodziła się Konstytucja o liturgii, a później wydawane na jej podstawie dokumenty, jak bardzo nasz ruch starał się być na bieżąco, jak ruch wchłaniał wszystkie odcinki dokonywanej reformy liturgii, z jaką radością przyjmowaliśmy poszczególne dokumenty odnowy. To jest charyzmat, to jest dar zrozumienia istoty liturgii, a równocześnie duch posłuszeństwa" (tekst "Liturgia w świetle tajemnicy Chrystusa Sługi" do przeczytania na www.oaza.pl/dokument.php?id=713. Lokalne wspólnoty są różne, mniej lub bardziej wierne charyzmatowi Ruchu, i to właśnie do konkretnych wspólnot należy kierować zarzuty. Stwierdzenie, że "w różnej maści oazach i ruchach" chodzi tylko o to, by "spotkać się, pośpiewać i poklaskać", jest krzywdzące wobec tych, którzy biorą udział w wieloletniej, wymagającej pełnego zaangażowania formacji, przede wszystkim liturgicznej.

AGNIESZKA SIEŃKOWSKA, animatorka Ruchu Światło-Życie diecezji łomżyńskiej

***

Z wieloma zarzutami Jarosława Dudycza wypada się zgodzić. Chrześcijańskie wspólnoty miłosiernie przygarniają wszystkich, także tych z różnych powodów "nieprzystosowanych" do swoich środowisk, nie stawiając im żadnych wymagań. Wystarczy być. Takie działania osób odpowiedzialnych za wspólnoty (czy raczej ich brak) doprowadzają do tego, że mamy w duszpasterstwach akademickich "zasiedziałych" czterdziestolatków, a w scholach - osoby pozbawione słuchu muzycznego. Gdy dojdzie do tego "ambitny" czy może narcystyczny duszpasterz, skupiony na tym, by "zwabić" jak największą grupę młodych ludzi, trudno się dziwić, że niektórym wspólnotom brak solidnych podstaw - oparcia na modlitwie i głęboko przeżywanej liturgii. Ale to tylko jedna strona medalu. Nikogo nie trzeba przekonywać o istnieniu wspólnot młodzieżowych, które sprawdziły się i wpłynęły, np. na kształtowanie licznych powołań kapłańskich i zakonnych. Doświadczenia zdobyte w ruchach religijnych pomagają też przyszłym kapłanom i siostrom zakonnym zaadaptować się w seminariach duchownych i wspólnotach zakonnych. Nie sposób nie dostrzegać też możliwości, jakie wspólnoty dają młodym ludziom, którzy nie są powołani do życia zakonnego - poznawania liturgii, rozwijania wiary, kierownictwa duchowego, współdziałania z ludźmi i uwrażliwiania na ich potrzeby. Przynależność do ruchów religijnych, poza poczuciem akceptacji - ważnej dla młodych ludzi, to dla niektórych jedyna okazja, by zbliżyć się do Tajemnicy, bo w rodzinie czy na katechezie nie mają ku temu okazji. "Cóż nam przychodzi z oaz i grup charyzmatycznych?" - zapytuje Jarosław Dudycz. Ano właśnie to. Plus ogromna liczba autentycznych nawróceń.

W ruchach religijnych kryje się olbrzymi potencjał duszpasterski. Czy wspólnoty będą potrafiły go wykorzystać zależy od osób za nie odpowiedzialnych: moderatorów i duszpasterzy, którzy - usuwając się w cień - będą potrafili ustawić właściwą hierarchię i całym życiem zaświadczyć o Bogu. To od nich w dużej mierze zależy, czy dla młodego człowieka istotne we wspólnocie będzie spotkanie towarzyskie czy Spotkanie Boga.

AGNIESZKA LASKO (Łódź)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2007