Człowiek, który przemawiał do wszy

Śmierć Korczaka przesłania jego życie, czyny i pisma. Joanna Olczak-Ronikierowa pokazuje człowieka niespokojnego i niepokornego, radykalnego, bezkompromisowego i prowokującego, a także gwałtownego i irytującego.

10.05.2011

Czyta się kilka minut

Janusz Korczak, ok. 1935 r. / zdjęcie ze zbiorów Korczakianum, oryginalna odbitka (negatyw niezachowany, autor zdjęcia nieznany) znajduje się w zbiorach The Ghetto Fighters’ House / Beit Lohamei Haghetaot w Izraelu. /
Janusz Korczak, ok. 1935 r. / zdjęcie ze zbiorów Korczakianum, oryginalna odbitka (negatyw niezachowany, autor zdjęcia nieznany) znajduje się w zbiorach The Ghetto Fighters’ House / Beit Lohamei Haghetaot w Izraelu. /

Biografia Korczaka pióra Joanny Olczak-Ronikier jest jak bryła szkła wydobyta z popiołu, który zostaje po katastrofie. Kształt, fakturę, przenikające się smugi barw wypalił ogień historii. Szklista masa rozszczepia światło, miesza kolory, mnoży perspektywy. Daje obraz wielowymiarowy. Nakładają się na siebie warstwy czasu i przestrzeni, losy jednostek i zbiorowości, to, co prywatne, i to, co publiczne, rytm codzienności i paroksyzmy dziejów. W opowieść o kolejach życia Korczaka wplecione są dygresyjne opowieści o rodzinie autorki i o niej samej. Jej dziadek Jakub Mortkowicz i jego żona Janina z domu Horwitz byli kimś więcej niż tylko wydawcami niemal wszystkich dzieł Starego Doktora. Należeli do tej samej formacji polskich inteligentów żydowskiego pochodzenia. Matka autorki, Hanna Mortkowicz-Olczakowa, opublikowała pierwszą po wojnie książkę o Korczaku. A kiedy w 1934 r. w warszawskiej klinice urodziła się Joanna, Korczak przyszedł powitać "nowego człowieka w rodzinie". Tak oto biografia nasyca się wątkami autobiograficznymi. Słyszymy w niej różne głosy: współpracowników, przyjaciół, znajomych. Dzięki licznym cytatom mocno brzmi głos samego Korczaka, kontrapunktowany głosami wychowanków, ocalonymi w artykułach z gazetek czy "Małego Przeglądu".

Szkło

Ze szkłem wiąże się genezyjska opowieść o rodzinie Goldszmitów, wywodzącej się z Hrubieszowa. W końcu XVIII w. pradziad Eliezor Chaim był szklarzem, "chodził po dworach, wstawiał szyby, i kupował skórki zajęcze" - pisał o nim Korczak w 1926 r., a w przeddzień wielkiej akcji likwidacyjnej w warszawskim getcie wspominał w "Pamiętniku": "Pradziadek był szklarzem. Rad jestem: szkło daje ciepło i światło". Kolebką produkcji szkła jest wenecka wysepka Murano, z jej słynnymi hutami szkła, pracującymi już od XIII w. Z tej samej wyspy pochodził Józef Szymon Bellotti, nadworny budowniczy króla Jana III Sobieskiego. W roku 1686 wzniósł dla siebie pałac nazwany "Murano". Tak powstała nazwa późniejszego Muranowa, gdzie Niemcy utworzyli największe getto w okupowanej Europie i gdzie Korczak spędził ostatnie dwa lata swego życia. Wenecja jako kolebka szkła, które "daje ciepło i światło" i jako miejsce, gdzie w 1516 r. narodziło się słowo "getto"...

Legenda korczakowska wyrasta z odtwarzanego po wielokroć wierszem i prozą ostatniego marszu na Umschlagplatz. Ale przy całej nadzwyczajności i heroizmie był to akt dla Korczaka oczywisty, organicznie związany z dziełem jego życia i pracy. Nie mógł się zachować inaczej. Świadczy o tym dobitnie książka Olczak-Ronikierowej. Co więcej: zachował się tak samo jak inni kierownicy, wychowawcy i pracownicy około trzydziestu sierocińców i internatów getta. Razem z nim szła jego najwierniejsza współpracowniczka Stefania Wilczyńska. Tę samą drogę odbył Dąbrowski kierujący internatem dla chłopców na Twardej 7, Broniatowska - szefowa schroniska dla dziewcząt na Śliskiej 28, Szymański prowadzący Dom Dziecka na Wolność 14, Sara Grober Janowska z zakładu dla małych dzieci przy Dzielnej 67, Aron Nusen Koniński - dyrektor internatu dla chłopców przy Mylnej 18 oraz wielu innych.

Śmierć Korczaka wraz z dziećmi w komorze gazowej (chociaż nie wiadomo, czy tak skrajnie wyczerpany i schorowany zdołał przeżyć transport do Treblinki) zdaje się przesłaniać jego życie, czyny i pisma. "Legenda z reguły odczłowiecza i fałszuje tego, kogo wsławia" - pisała w 1949 r. Hanna Mortkowicz-Olczakowa, rozpoczynając biografię Korczaka. Z górą 60 lat później jej córce, spadkobierczyni wspaniałej rodzinnej tradycji korczakowskiej, przyszło się zmierzyć z tą legendą.

W książce Olczak-Ronikierowej odbija się obraz epoki. Autorka wpisuje swego bohatera w ramy czasu, miejsc i wydarzeń, przedstawia krąg ludzi, którzy na niego wpływali i formowali go. Odczytujemy tu zatem nie tylko historię Polski, wplecioną w historię Warszawy, od przełomu XIX i XX stulecia aż po II wojnę światową. Mamy też szkic do portretu pewnej formacji polskiej inteligencji. We wszystkich trzech wymiarach: historii życia, historii Polski i historii idei biografia Korczaka rekonstruuje obraz przeszłości, ale także rzuca jasny snop światła na nasze tu i teraz.

Pod przymusem

Pogrom warszawski w Boże Narodzenie 1881 r. zaczął się od tumultu w kościele św. Krzyża i rozlał na całe miasto. Goldszmitowie mieszkali wówczas przy Krakowskim Przedmieściu 77, a Henryk miał trzy lata. Potem jako lekarz armii carskiej w randze porucznika mógł obserwować pasmo pogromów podczas I wojny: Myszyniec, Żyrardów, Stulsko w Karpatach, Pomorzany w Galicji, gdzie "stu Żydów" zamknięto w "jakimś budynku" i podpalono. "Dosyć. Nie tylko Żydzi cierpią - świat cały w ogniu" - pisał w szkicu "Z wojny". Na Krochmalnej też nie było spokojnie. "Robotnik" opublikował w 1922 r. odezwę do dzieci robotniczych: "Jesteśmy dzieci żydowskie z Domu Sierot przy ulicy Krochmalnej No 92 (...). Bardzo często zaczepiają nas na ulicy, najczęściej chłopcy, którzy nie dają przejść, albo straszą, albo spychają do rynsztoka i zrywają czapki i biją. (...) Więc prosimy dzieci robotnicze, żeby nas nie zaczepiały, bo to dla nas łzy, a dla nich wstyd". Można tu poznać styl Korczaka.

Apel przedrukował dwutygodnik dla dzieci "W słońcu", wydawany przez Jakuba Mortkowicza, a redagowany przez jego żonę Janinę. Endecka prasa brutalnie zaatakowała pismo, oskarżając wydawców o szerzenie bolszewickiej propagandy, masońskich miazmatów, kapitulanckiego pacyfizmu i rozkładowego filosemityzmu. W latach 30. antyżydowskie ekscesy się powtarzały. Korczak widział też bicie Żydów na ulicach okupowanej przez Niemców Warszawy, jeszcze przed zamknięciem getta. Kulminacją były zajścia uliczne trwające przez tydzień, począwszy od Wielkiego Piątku 22 marca 1940 r. "W pierwszych dniach zadowalali się tłuczeniem szyb, potem zaczęli rabować" - notował Emanuel Ringelblum, opisując typowy pejzaż pogromowy, czyli chodniki zasłane kawałkami rozbitego szkła: "Kiedy bito na ulicach, słyszałem, jak szklarz wołał: »Szyby, szyby!«". I za chwilę dodawał: "Słyszałem o oburzeniu wielu chrześcijan. »Oni hańbią Polskę, dzisiaj napadają na Żydów, jutro - -«". Słyszał to zapewne i Korczak - potomek szklarza z Hrubieszowa.

Wojna rosyjsko-japońska rzuciła Korczaka aż do Mandżurii, trzy miesiące po uzyskaniu dyplomu lekarskiego w 1905 r. Tam poznał grozę wojny i bezmiar ludzkiego cierpienia. W zamieszczonej w "Głosie" z 17 grudnia 1905 r. korespondencji zwracają uwagę zarówno pospiesznie kreślone obrazy wojennych okrucieństw, jak i powtarzana kilkakrotnie fraza, rozpoczynająca i klamrująca tekst: "Jak tu się wiele myśli i jak trudno pisze!". Przez całe życie, przezwyciężając depresję i odnajdując wciąż nowe pokłady energii, będzie Korczak pracował, aby przeciwstawiać się niesprawiedliwości, naprawiać krzywdy i uśmierzać ból. I będzie dużo pisał, w najtrudniejszych nawet okolicznościach. W maju 1942 r., przypominając sobie doświadczenia z Mandżurii, zanotuje w "Pamiętniku": "Nie ja do Chin, ale Chiny przyjechały do mnie. Chiński głód, chińska poniewierka sierot, chiński pomór dzieci. Nie chcę zatrzymywać się nad tym tematem. - Kto opisuje cudzy ból, jakby okradał, żerował na nieszczęściu, jakby mu było mało tego, co jest".

Ale przecież wciąż pisał, niemal do samego końca. Czy była to potrzeba, czy też przymus pisania, zastanawia się Olczak-Ronikierowa. Opowieści dla dzieci i traktaty pedagogiczne, publicystyka społeczna i humoreski, powieści i sprawozdania, a wreszcie - obsesyjnie wręcz prowadzone zapiski, obserwacje, wykresy wzrostu i wagi dzieci. Odczytajmy ponownie fragment "Pamiętnika": "Gdybym powiedział, że ani jednego wiersza w życiu nie napisałem, jeśli nie chciałem, byłaby to prawda. Ale byłoby prawdą, gdybym powiedział, że wszystko pisałem tylko pod przymusem".

Wielka wojna, która miała położyć kres wszystkim wojnom, znów wygnała Korczaka z Warszawy, oderwała go od funkcjonującego niespełna dwa lata Domu Sierot na Krochmalnej 92. Wyjeżdża na front, zmobilizowany jako młodszy ordynator lazaretu dywizyjnego. W Kijowie poznaje Marię Rogowską-Falską, prowadzącą internat dla polskich uczniów szkoły rzemieślniczej. W 1919 r. tworzą wspólnie "wzorcowy zakład wychowawczy Nasz Dom" w Pruszkowie, który później przeprowadzi się do nowego gmachu na Bielanach. Współpracują aż do dramatycznego zerwania współpracy w 1935 r. W czasie wojny polsko-bolszewickiej Korczak pracuje w szpitalu epidemicznym w Łodzi, zaraża się tyfusem, od niego zaś zaraża się pielęgnująca go w chorobie matka. Umiera, a syn do końca będzie nosił w sobie poczucie winy.

Kiedy we wrześniu 1939 r. na Warszawę, w tym także na Dom Sierot, zaczęły spadać bomby, Korczak - który w 1919 r. uzyskał stopień majora rezerwy - sprawił sobie nowy mundur oficerski. Do wojska był za stary, krążył więc w swym mundurze ulicami oblężonej stolicy. Tak zapamiętała go z tego czasu Hanna Mortkowicz-Olczakowa: "Pod hukiem lecących z nieba bomb (...) podnosi z bruku zagubione, strwożone i często ranne dzieci, niesie je na punkty opiekuńcze i opatrunkowe (...)". A w innym miejscu wspomina: "Kiedyś przyniósł do nas do księgarni chłopczyka, którego spotkał idącego boso przed siebie po ulicy zasypanej szkłem (...) [i] wyruszył szukać dla niego w rozbitych przez pociski sklepach okolicznych jakiegoś obuwia".

Potem z Domem Sierot przeniesie się z Krochmalnej za mury: na Chłodną, następnie na Sienną. Nieustannie będzie krążył po ulicach getta, coraz słabszy, kulejący, z opuchniętymi nogami. Będzie kołatał do różnych instytucji, wchodził z mozołem po wysokich schodach, by prosić, apelować i żądać wsparcia dla swoich podopiecznych.

Rozum nieeuklidesowy

Książka Olczak-Ronikierowej jest nie tylko "próbą biografii" (co skromnie zaznaczono w tytule), lecz także próbą całościowego zarysu filozofii człowieka i kultury, praktykowanej przez Korczaka. Podkreślam - nie tyle zawartej w jego pismach, ile przede wszystkim praktykowanej w działaniu. O potrzebie takiej biografii Korczaka pisał z górą 20 lat temu Andrzej Mencwel w znakomitym eseju "Żywe rozwiązanie" z tomu "Etos lewicy". Przedmiotem biografii postulowanej przez Mencwela powinno być nie tylko życie Korczaka, nie tylko jego twórczość pisarska czy "system pedagogiczny", nie tylko ideowe tradycje, ale składająca się z tych wszystkich elementów całość - korczakowska postawa, formacja myśli i czynu ujawniająca się w dziele życia.

Janusz Korczak jawi się jako jeden ze współtwórców polskiej myśli socjalistycznej, związany w początkach wieku XX ze środowiskiem Uniwersytetu Latającego, na którym wykładali jego mistrzowie: Ludwik Krzywicki, Jan Władysław Dawid, Wacław Nałkowski. W tym kręgu spotyka się m.in. z Janiną Horwitz, późniejszą żoną swego wydawcy Jakuba Mortkowicza, z którą pracować będzie w bezpłatnych czytelniach Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności. Fundamentalną rolę odegrało środowisko "Głosu" Jana Władysława Dawida i jego kontynuacji. Korczak współpracował z pismem od 1904 do 1910 r., publikując tam obok Stanisława Brzozowskiego, Stefana Żeromskiego, Benedykta Hertza, Leo Belmonta, a także Juliana Marchlewskiego czy Adolfa Warskiego. "Głos" stawiał sobie dwa podstawowe zadania: po pierwsze - krytyczną obserwację "biegu życia współczesnego" i jego ocenę "sądem śmiałym i niezależnym", po drugie - pracę "nad podnoszeniem umysłowej i etycznej kultury społeczeństwa", czyli "duchowej wartości składających społeczeństwo jednostek", jak czytamy w deklaracji programowej "Od redakcji" w roku 1900.

Książka o Korczaku wskazuje różne perspektywy opisu i interpretacji korczakowskiej postawy. Jest trop psychologiczny: dramat rodziny gwałtownie zubożałej i wyrzeczenie się założenia rodziny własnej, rola ojca, lęk przed obłędem, zmaganie się z pokusą samobójstwa. Jest zasadniczy trop ideowy: socjalizm i formacja radykalnej krytycznej inteligencji przełomu wieków. Ale ów socjalizm miał swój głęboki wymiar duchowy i kulturowy - zgodnie z deklaracją programową "Głosu". Korczak przekraczał granicę "euklidesowego rozumu" (sformułowanie Mencwela). W "modlitwach tych, którzy się nie modlą" wyruszał ku świeckiej transcendencji i poszanowaniu tajemnicy, w wolnomularskim kręgu Mężenina wędrował po ścieżkach teozofii. Kwestia polskości i żydowskości daleko wykraczała poza sprawy narodowe, stając się dramatem egzystencji, ujawniając wartość kultury otwartej na to, co inne, i bogacącej się w dialogu. Korczakowska pedagogika była w istocie sztuką formowania człowieka, a nie nauką o wychowaniu.

Ukazuje się nam w tej książce Korczak niespokojny i niepokorny, radykalny, bezkompromisowy i prowokujący, a także gwałtowny i irytujący. Korczak nieustannie poszukujący, Korczak maksymalista, odpowiadający na wyzwania świata i wszystkim wokoło rzucający wyzwanie, ale wymagający przede wszystkim od siebie. Co jest istotą tego korczakowskiego wyzwania? Myślę, że chodzi tu o jakość obcowania z bliźnimi, o stosunek do drugiego, szczególnie do człowieka słabego, bezbronnego, biednego, napiętnowanego, zepchniętego na margines. Chodzi o docenienie i obronę człowieka w dziecku, o odsłonięcie jego osobowej godności i prawa do wolności. A wszystko to poświadczone życiem i życiem zapłacone.

Książka Olczak-Ronikierowej przywraca sens takim pojęciom jak lewica czy socjalizm, zaangażowanie czy wrażliwość społeczna. Bardzo jest nam wszystkim dzisiaj potrzebna taka lekcja. A szczególnie tym spadkobiercom lewicy, którzy zdziecinniali rozdają na ulicach czerwone jabłka czy podrygują na estradzie w takt skocznej muzyki. A także tym, którzy zamieszkują wspaniały świat ponowoczesnych mód i snobizmów intelektualnych.

Taki dobry cel...

Patrząc na hieratyczne pomniki Starego Doktora mam przed oczyma inne obrazy. Np. Korczak przemawiający do wszy złapanej w ostatniej gettowej siedzibie Domu Sierot na Siennej. "Jeśli zdążę, napiszę apologię wszy" - zanotował w "Pamiętniku". Wesz wymaga obrony jako stworzenie pogardzane, wywołujące odruch obrzydzenia, zepchnięte w mroczne rejony plugastwa, odrzucone i potępione. Korczak swoją apologią wszy idzie pod prąd tej powszechnej tendencji do wykluczenia. Zdawał sobie bowiem doskonale sprawę, że logika wykluczenia nie ogranicza się tylko do insektów.

Albo Korczak obserwujący 4 sierpnia 1942 r. przez okno domu na Siennej niemieckiego żandarma. "Moja łysina w oknie - taki dobry cel? Ma karabin. - Dlaczego stoi i patrzy spokojnie? Nie ma rozkazu. A może był za cywila nauczycielem na wsi, może rejentem, zamiataczem ulic w Lipsku, kelnerem w Kolonii? Co by zrobił, gdybym mu kiwnął głową? - Przyjaźnie ręką pozdrowił? Może on nie wie nawet, że jest tak, jak jest? Mógł przyjechać wczoraj dopiero z daleka...". Sądzę, że cały Korczak i wszystkie tomy jego dzieł mieszczą się w tych paru zdaniach. Pamiętajmy, że są to najprawdopodobniej ostatnie słowa, jakie zapisał. Następnego dnia dom na Siennej opustoszał.

JOANNA OLCZAK-RONIKIER "KORCZAK. PRÓBA BIOGRAFII". Wyd. W.A.B., Warszawa 2011

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2011