Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Za tymi pędzącymi rowerami i my wjeżdżamy w sam środek przerażającego świata przyszłości, który w swojej ósmej już książce prozatorskiej wykreował Mariusz Sieniewicz. Jest rok 2092 i wiele się od naszych dni zdarzyło. Przez Europę przetoczyły się dwie wojny religijne, wybrany po wyjątkowo długim konklawe czarny papież Adam I, następca zmarłego w podejrzanych okolicznościach Franciszka, przeniósł Watykan pod Sztokholm. Islam stanął u wrót Polski, która teraz nazywa się Polacja i jest rodzajem federacji miast ze stolicą w Olsztynie (skądinąd rodzinnym mieście autora), sięgającej na północ aż po Tallin. Ocieplenie wyludniło kraj, przecięta korytem wyschniętej Wisły Warszawa to skansen-muzeum, podnoszący się Bałtyk zatopił Gdańsk. Wkrótce dowiemy się też, że zamachy terrorystyczne zmiotły właśnie z powierzchni ziemi Kraków...
Sieniewicz przenosi nas do zatomizowanego jak tytułowy plankton społeczeństwa, którym rządzi nowoczesna technologia sprzęgnięta ze średniowieczną teokracją. Granice między tym, co naturalne, i tym, co sztuczne, uległy niemal zatarciu, a podstawowym instrumentem władzy jest dystrybucja strachu. W powietrzu krążą ptakopodobne drony kontrolujące każdy nasz ruch, domowe zwierzątka to w rzeczywistości androidy, a rezydencja arcybiskupa seniora stanowi rodzaj oazy, w której wykreowano wszystkie pory roku naraz, włącznie z nieistniejącą już zimą. Narrator – brat Artur, kapucyn – ma 120 lat, ale jest wciąż rześki dzięki wszczepionemu sercu (to przywilej osób duchownych), a dziewczynka to jego córka. W nowym wspaniałym świecie zapomniano bowiem o emancypacji kobiet, obowiązuje zakaz aborcji oraz in vitro, nowicjuszkom zakonnym obcina się języki, by łatwiej mogły wypełnić śluby milczenia, święta Teresa i święta Faustyna są teraz świętym Teresem i świętym Faustynem (jedynie Maria zachowała płeć żeńską) – ale za to zniesiono celibat...
Artur, dotąd obarczony niezbyt trudnymi, choć czasem nieprzyjemnymi zadaniami, jak masowanie leciwego arcybiskupa seniora czy posługa duchowa obejmująca VIP-ów – potencjalnych samobójców, zostaje wraz ze współbraćmi wysłany do zrujnowanego Krakowa. Nieść pomoc? Niezupełnie o to chodzi. Dalej będzie coraz mroczniej: rozbuchana wyobraźnia autora mnoży apokaliptyczne i groteskowe obrazy, a rzeczywistość, w której poruszają się bohaterowie, okazuje się coraz bardziej opresyjna. Ucieczka jest niemożliwa, bowiem ingerencja władzy sięga także umysłów. Religia przeniknęła całe życie społeczne i podporządkowała je sobie, by tym samym w istocie popełnić samobójstwo. W tej powieści jest nieco gorzkiego humoru i „straceńczej ironii”, jak to nazwał sam autor, dominuje jednak groza. Horror, horror... ©℗
Mariusz Sieniewicz, „Plankton” Znak, Kraków 2017, ss. 350