Chcecie zobaczyć snajperów?

Represje, które spadają na uczestników syryjskiej rewolucji - a czasem na całe wsie i miasta w niej uczestniczące - zmusiły tysiące ludzi do ucieczki z kraju. Większość uchodźców trafiła do obozów w Turcji, zaraz za syryjską granicą.
Syryjczycy uciekają przez granicę do Turcji. Prowincja Hatay, 20 czerwca 2011 r. / fot. Burhan Ozbilici / AP / East News /
Syryjczycy uciekają przez granicę do Turcji. Prowincja Hatay, 20 czerwca 2011 r. / fot. Burhan Ozbilici / AP / East News /

Amira jest roztrzęsiona, nieustannie płacze. Na rękach trzyma wtulonego synka. Za nią - codzienność obozu dla uciekinierów z Syrii. Tu krząta się kilka kobiet, tam na sznurkach suszy się pranie. Dzieci patrzą ciekawie na obcych.

- Były u nas demonstracje i ze strachu przed interwencją armii mąż wysłał mnie i małego do Turcji - opowiada Amira. - On sam został. Próbowałam do niego dzwonić, bezskutecznie. A wczoraj jego komórkę odebrał jakiś obcy człowiek. Powiedział tak: "Twój mąż nie żyje. Ale możemy ci wysłać jego głowę".

Obóz w Alt?nözü

Amira, podobnie jak tysiące Syryjczyków mieszkających przy granicy z Turcją, opuściła swój dom jeszcze w czerwcu, z powodu operacji prowadzonej przez syryjską armię w Dżisr al-Szughur i okolicznych miejscowościach. Oficjalnie armia miała rozprawić się ze zbrojnymi bandami terroryzującymi okolicę. Naprawdę - miała stłumić antyrządowe protesty.

Uciekający Syryjczycy znaleźli schronienie w tureckiej prowincji Hatay. Część w tymczasowych obozach, część u krewnych i znajomych. - Wojsko zostawiło za sobą spaloną ziemię. Burzyli domy i niszczyli uprawy, żeby nas ukarać. Zabijali bydło. Snajperzy strzelali do przypadkowych ludzi na demonstracjach. Służby bezpieczeństwa wpadały do domów i zabierały mężczyzn. Nie wiadomo dokąd... - nagle Amira przerywa, zza jej pleców wybiega jakiś mężczyzna. Krzyczy, próbuje zabrać aparat fotograficzny. Trzeba się wycofać.

Z uchodźcami w obozie w Alt?nözü rozmawiamy przez płot. Inaczej się nie da. Ogrodzenie wieńczy drut kolczasty, wejścia są obstawione przez turecką policję. Nie wpuszczają nikogo, z wyjątkiem krewnych. Syryjscy opozycjoniści wiedzą jednak, jak to utrudnienie obejść. - Strażnikom mówimy, że jesteśmy krewnymi takiej i takiej osoby. Oczywiście od strony matki. Żeby się nie czepiali, że nazwisko nie pasuje. Wystarczy mieć na miejscu kogoś zaufanego, kto to potwierdzi, i spokojnie możesz wejść - opowiada Rasha. - Choć to przymykanie oka przez Turków ma jednak i ciemne strony, równie łatwo jak my do obozu dostają się szpiedzy. Węszą. Wyciągają informacje - zaznacza.

Rasha, typ niepokornej aktywistki, kipi od energii. Wszędzie jej pełno. Ostatnio nawet zrezygnowała z pracy, żeby mieć więcej czasu. Ze znajomymi wożą do obozów ubrania, dzieciom rozdają kredki i kolorowanki. Dbają o kontakt z mediami. Ludziom w obozach pomagają organizować antyreżimowe demonstracje. Dostarczają materiały do robienia transparentów. Nagrania z demonstracji rozpowszechniają w internecie.

Ale i bez ich udziału nastroje wśród uchodźców dalekie są od sympatii do syryjskiej władzy. Ci ludzie nie lubią prezydenta Asada. Jeszcze bardziej nie lubią jego bezpieki, przed którą tutaj uciekli.

Dwa tysiące zabitych

Od początku antyrządowych protestów w Syrii zginęło już ponad dwa tysiące ludzi - cywilów, zabitych przez wojsko i policję podczas demonstracji i akcji pacyfikacyjnych. Takie szacunki przedstawiła w minionym tygodniu sekretarz stanu USA Hillary Clinton. Pokrywają się one z szacunkami syryjskich organizacji pozarządowych.

Protesty w Syrii nie ustają od marca, a w minionych dniach następuje ich wyraźna eskalacja: demonstracje i starcia trwały w wielu miastach, gdzie ludzie wychodzili na ulice po codziennych wieczornych modlitwach - trwa ramadan, islamski miesiąc pokuty. Armia atakowała z użyciem czołgów i artylerii miasta Hama i Deir al Zor, ośrodki opozycji wobec prezydenta Assada (Hama była już raz zniszczona przez armię: podczas powstania przeciw Assadowi-seniorowi w 1982 r. zginęło kilkanaście tysięcy ludzi).

W ONZ trwa dyskusja, jak zapobiec kolejnym masakrom - ale bez konkretnych konkluzji. Rada Bezpieczeństwa przyjęła tylko oświadczenie potępiające Assada; nie udało się doprowadzić do ogłoszenia przez ONZ sankcji wobec Damaszku ani nawet do przyjęcia wspólnej rezolucji. Własne sankcje gospodarcze - uderzające w syryjskie elity władzy i ich interesy - zaostrzyły natomiast Stany Zjednoczone (wprowadziły je w maju).

Güveççi: czołgi i strzelcy

Z Alt?nözü do granicy syryjskiej w Güveççi jest 30 kilometrów. Po drodze sielankowy krajobraz: porośnięte lasami wzgórza, pośród nich rozsiane leniwie wioski. Co jakiś czas mijamy stadko kóz.

Im bliżej granicy, tym droga węższa i bardziej kręta. W Güveççi jest już tak wąsko, że dwa samochody nie są w stanie się minąć. Zostawiamy auto. Idziemy przez podwórze pełne hałaśliwych dzieciaków, kozich bobków i nieznośnych much. Po schodach wchodzimy na dach jednego z domów. Na wyciągnięcie ręki - granica.

- Tam jest turecki posterunek. Na lewo, po stronie syryjskiej, był kiedyś prowizoryczny obóz. Teraz stoi pusty. A za tym zalesionym wzgórzem, o tam, stoi syryjskie wojsko, z czołgami - pokazuje Muhammad.

Nasz przewodnik opuścił Syrię na początku czerwca. Odtąd błąka się z żoną i dwójką dzieci po znajomych. Do obozu uchodźców nie chce iść. Twierdzi, że za bardzo by go to ograniczało. - Tutaj wszystko wydaje się takie spokojne. Kamienne domki, drzewa owocowe, zielone wzgórza. Ale to pozory. Wielu z nas żyje w niepewności. Zwłaszcza ci, którzy mają problemy ze służbami. Boimy się, że nawet tu nas dopadną, albo że będziemy musieli wrócić. Ale niektórzy z nas nie mają do czego wracać. A w lasach po drugiej stronie granicy jest jeszcze gorzej. Tam ludzie śpią pod gołym niebem, koczują - Muhammad przerywa. - A chcecie zobaczyć snajperów? Są tam, na tamtym budynku.

Słabo widać. Na szczęście na naszym dachu zainstalował się także kamerzysta jednego z tureckich kanałów telewizyjnych. Pozwala popatrzeć przez obiektyw ze zbliżeniem. Rzeczywiście, są: dwóch strzelców. Oni też nas widzą.

Pogranicze

Górzyste i zalesione pogranicze syryjsko-tureckie daje nie tylko schronienie. To także sieć szlaków przemytniczych. Przydatnych zwłaszcza teraz: wielu młodych Turków i tureckich Syryjczyków, którzy mają w Syrii rodziny, wykorzystuje te trasy, aby zanosić koczującym po drugiej stronie lekarstwa, jedzenie, mleko dla dzieci. Tymi drogami przedostają się też do Syrii aktywiści i dziennikarze.

Potrzebny jest jednak przewodnik. Marsz trwa wiele godzin. Stromymi zboczami, prawie niewidocznymi ścieżkami. Przewodnicy kluczą, żeby nie trafić na patrol. Turcy zwykle przymykają oko na ten proceder: ich interesuje kontrabanda, nie dziennikarze czy działalność "humanitarna". No chyba że się wyjdzie prosto na pograniczników. - Za pierwszym razem nas złapali, wyszliśmy sto metrów od nich. Głupiej się nie dało - śmieje się Hamza, syryjski dziennikarz z opozycyjnej telewizji Barada, który właśnie wrócił z Syrii. - Żołnierze oddali strzały ostrzegawcze, potem rzucili nas na ziemię. Ale po krótkim przesłuchaniu byliśmy wolni. Za to teraz wzięliśmy lepszego przewodnika. Zajęło nam to z siedem godzin, jesteśmy wyczerpani. Ale opłacało się.

Jego przewodnik milczy. Zapytany o swoją pracę, ucina rozmowę: - Chyba nie sądzicie, że się podłożę?

Z drugiej strony granicy wrócił też Nazir. Pochodzi z Dżisr al-Shughur. Uwielbia koszykówkę, w swoim miasteczku był trenerem. Jego brat, Baszir, został 10 czerwca zatrzymany przez syryjską bezpiekę. Filmował, co się działo w mieście. Dziewięć dni później pokazano go w państwowej telewizji: kajając się, twierdził, że współpracował ze zbrojną grupą i przyjmował pieniądze z zewnątrz. Nazir ledwo poznał brata. - Był dziwny, zmieniony. Twarz zarośnięta, błędny wzrok. Bóg wie, co z nim zrobili, zanim puścili to nagranie - mówi.

Wkrótce potem Nazir uciekł z miasteczka. Dziesięć dni mieszkał w lesie. Jadł to, co było: jabłka z okolicznych sadów, żywność szmuglowaną z Turcji. Gdy zjawiali się zagraniczni dziennikarze, służył jako tłumacz. Pomagał też innym: - Spotkałem chłopaka, którego trenowałem w Dżisr. Powiedział, że bardzo by się chciał napić mleka. Ale nie mieliśmy mleka. No to co miałem robić? Serce mi się krajało. Pobiegłem mu po mleko. Przez granicę. Choć nie miałem pieniędzy.

Nazir nie chodzi sam. Zawsze w towarzystwie dwóch znajomych. Na wszelki wypadek.

Niespokojna prowincja

W niewielkiej tureckiej prowincji Hatay, która obejmuje pogranicze, nie wszyscy są zadowoleni z obecności Syryjczyków. Prawie połowę mieszkańców półtoramilionowej prowincji stanowią alawici, członkowie mniejszości religijnej, z której wywodzi się prezydent Syrii. Reszta to sunnici i niewielka społeczność chrześcijańska. Wielu alawitów sympatyzuje z syryjską władzą - dla nich uchodźcy to nieproszeni goście, do tego w większości sunnici.

W kawiarence w zacisznej części Antiochii, stolicy prowincji, właścicielka daje upust emocjom: - Niech się wynoszą, nikt ich nie zapraszał! Jakby nie robili problemów u siebie, nie musieliby uciekać. Teraz będą tu problemy.

Ojciec Domenico, Włoch i proboszcz katolickiego kościoła w Antiochii, uważa, że napływ Syryjczyków zaburza delikatną równowagę wyznaniową w prowincji: - Na razie to tylko kilkanaście tysięcy ludzi. Ale wyobraźcie sobie, co będzie, jak ich liczba wzrośnie, np. do stu tysięcy albo więcej? Problemy z Syrii przeniosą się tutaj. Już teraz czuć napięcie. U nas nastroje zaczynają się radykalizować. Konflikt zaczyna nabierać coraz bardziej wyznaniowego charakteru.

Duchowny był świeżo po rozmowie z grupą młodych Turków - mówili mu, że chcą się przyłączyć do rewolucji w Syrii. Aby wspomóc w walce swych sunnickich braci w wierze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2011