Cameron: za, a nawet przeciw

Piotr M. Kaczyński, politolog: Początkowo to właśnie z Wielką Brytanią Francuzi chcieli jednoczyć Europę. Brytyjczykom jednak nie odpowiadała filozofia pogłębiającej się integracji. Tak było w latach 40., tak jest i teraz.

28.01.2013

Czyta się kilka minut

PATRYCJA BUKALSKA: Czy to, co powiedział premier David Cameron, jest punktem zwrotnym w historii Unii Europejskiej?
PIOTR M. KACZYŃSKI: Jest to bardzo ważne przemówienie, ale czas pokaże, jak przełoży się na rzeczywistość. Do obietnicy referendum po 2015 r. należy podchodzić z dystansem. Nie wiemy, co się zdarzy do tego czasu; Partia Konserwatywna może przecież przegrać wybory. Zapowiedź Camerona jest też połączona z europejską debatą o pogłębianiu integracji. Premier jej nie chce – zapowiada renegocjację warunków uczestniczenia Wielkiej Brytanii w UE.
Przypomina mi się też inne przemówienie Camerona, wygłoszone jeszcze zanim został premierem, w którym obiecywał, że przeprowadzi w Wielkiej Brytanii referendum w sprawie traktatu lizbońskiego. Traktat wszedł w życie, a polityk – już jako premier – wycofał się z tej zapowiedzi.
Czyli może być tak, że jeśli te negocjacje przebiegną po myśli Camerona, to referendum okaże się zbędne?
Dokładnie tak. Może się też okazać, że Brytyjczycy zamienią dylemat „Zostajemy czy wychodzimy” na inny: „Przyjmujemy nowy traktat czy nie”. A wtedy będą trzy możliwości: przyjęcie nowego traktatu, pozostanie przy starym lub wyjście z Unii.
Czy wystąpienie Camerona przyspieszy reformę Unii? A może przeciwnie: wstrzyma zmiany lub skłoni inne państwa członkowskie do grożenia wyjściem ze Wspólnoty?
Nie sądzę, aby wywołało efekt kuli śniegowej. To raczej element gry trzech starych mocarstw europejskich – Niemiec, Francji i właśnie Wielkiej Brytanii.
W interesie myślących w kategoriach wolnorynkowych jest, aby Wielką Brytanię w Unii zatrzymać. To jest jednak pogląd liberalny, centroprawicowy. Socjaliści i zieloni są innego zdania: chcieliby Londyn wyrzucić z Unii, nie poddawać się jego dyktatowi.
David Cameron mówił, że nie będzie przeszkadzał strefie euro w wychodzeniu z kryzysu. Rozumiem, że już nie będzie przeszkadzał. Bo w przeszłości bywało różnie: Wielka Brytania zawetowała np. traktat o zarządzaniu gospodarczym, choć jego przepisy i tak nie byłyby stosowane na Wyspach, a jedynie w krajach strefy euro i tych, które w przyszłości przyjmą wspólną walutę. To przykład przeszkadzania państwom strefy euro w wychodzeniu z kryzysu.
W jego wystąpieniu znalazło się też kilka stwierdzeń nielogicznych – np. zestawienie polityki bezpieczeństwa wewnętrznego i ochrony środowiska. Wiadomo przecież, że nie można chronić środowiska jedynie w Wielkiej Brytanii. Zarówno konserwatyści, jak i laburzyści promują walkę ze zmianami klimatycznymi na poziomie światowym, a nie tylko unijnym czy narodowym.
Być może te nieścisłości wynikały z niedoprecyzowania, kto ma być głównym adresatem przemówienia: partia Camerona i jej wyborcy czy unijni przywódcy?
Na pewno była to próba zwrócenia się do wszystkich tych grup razem. Brytyjczykom Cameron zapowiedział referendum i punkt o elastyczności, który uderza w podstawy integracji europejskiej. Natomiast do Brukseli adresował gorące deklaracje o tym, że jest zwolennikiem zintegrowanej Europy. Widać tu nawiązanie do Winstona Churchilla, który popierał ideę stworzenia Stanów Zjednoczonych Europy, ale bez Wielkiej Brytanii. Jednak od tamtego czasu świat się trochę zmienił: Indie już nie są brytyjskie i pozycja Londynu w świecie w dużym stopniu zależy od jego roli w Unii. Dlatego Cameron podkreślał, że po renegocjacji warunków członkostwa będzie namawiał Brytyjczyków do pozostania w UE.
Czy istnieje ryzyko, że Unia przestanie się teraz zajmować swoimi problemami, bo w polu jej uwagi będą głównie dylematy Londynu?
Problemy brytyjskie są ważne, bo Zjednoczone Królestwo to ważny gracz w Europie. Są też istotne z powodu ryzyka efektu domina, tego, czy w ślad za Brytyjczykami nie będą chciały pójść: Skandynawia, Holandia czy Europa Środkowa.
Wszystko to jednak nie odciągnie uwagi od kryzysu w strefie euro i planu naprawy sytuacji, który powoli jest w niej realizowany. Zawirowań na rynkach finansowych jest coraz mniej. Swoją drogą, problem brytyjski jest odpryskiem kryzysu w strefie euro, który w ogóle sprawił, że idea europejska ma dziś zdecydowanie mniej przyjaciół.
Jak trwoga to do Boga – ci, którzy noszą w portfelach wspólną walutę, chcą jej bronić, ale w krajach, które euro nie mają, poparcie spadło. Z wyjątkiem, co ciekawe, Estonii, która ostatnia przystąpiła do strefy euro – tam w ciągu ostatniego roku poparcie zdecydowanie wzrosło.
A może różnimy się jeszcze inaczej? Dla Wielkiej Brytanii Unia to głównie gospodarka. Nowe państwa członkowskie patrzą na nią bardziej jak na ideę, wspólnotę.
Perspektywa brytyjska zawsze była inna. To jedyny kraj, który nie przegrał II wojny światowej. Początkowo to właśnie z Wielką Brytanią jako głównym partnerem Francuzi chcieli jednoczyć Europę. Ale Londyn zatrzasnął im drzwi. Dlatego, że Brytyjczykom nie odpowiadała filozofia pogłębiającej się integracji. Tak było w latach 40., tak jest i teraz.
Wspólna Europa jest sukcesem, bo idee są tu przekuwane na realia, na prawdziwe rozwiązania. To niełatwe, a jednak tak się dzieje. Idea integracji nie jest narzucana z góry, lecz wprowadza się ją, małymi krokami, od dołu, w sprawach, które są konieczne i trudne.
Cameron mówił o potrzebie demokracji europejskiej, która dotyczy suwerenności państw. Jak jednak jakieś państwo ma być suwerenne, jeśli zależy od tego, co się dzieje w innych krajach? Jesteśmy ze sobą powiązani zarówno w sprawach klimatu, jak i finansowych. Brytyjczycy nie mają prawa weta w sprawie budżetu Grecji, ale Grecja również nie może decydować o nim w pojedynkę, jeśli ma to przełożenie na sytuację innych państw. Taka współzależność podważa koncepcję suwerenności narodowej – musimy brać pod uwagę inne kraje i wspólnie podejmować decyzje w sposób demokratyczny. Odpowiedź na pytanie, jak to robić, to prawdziwe europejskie wyzwanie. Krzyczenie i wymachiwanie szabelką niewiele tu da.
Komentując słowa Camerona, minister Sikorski uznał, że zrezygnował on z silnej pozycji Brytyjczyków w Unii oraz że „w perspektywie dekady wykonalne jest, że Polska dołączy do grupy decydentów, z której Wielka Brytania właśnie zrezygnowała”. Jaki wpływ na rolę Polski może mieć przemówienie z 23 stycznia?
Jakiegokolwiek wyboru dokona Wielka Brytania, pogorszy on jej międzynarodową pozycję. W ten sposób stworzy się pewna luka, ale za wcześnie, by mówić, czy Polska z niej skorzysta. Rola Wielkiej Brytanii na świecie jest o wiele większa niż Polski. To jednak tak nie działa, że jeden kraj automatycznie wskakuje na miejsce drugiego. Polska nie ma ani takich możliwości finansowych, ani gospodarczych. Biorąc pod uwagę, że w sprawach wolnego rynku Warszawa i Londyn myślały dotąd podobnie, brak Brytyjczyków w Unii byłby dla nas złą wiadomością. Jednak jako demokraci będziemy musieli uszanować każdy wybór Brytyjczyków. 
PIOTR M. KACZYŃSKI jest od niedawna doradcą klubu PO-PSL w Parlamencie Europejskim; wcześniej pracował w Instytucie Spraw Publicznych w Warszawie (2004-07) oraz w Centrum Studiów nad Polityką Europejską (CEPS) w Brukseli (2007-12).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2013