Być, zobaczyć, usłyszeć...

Papież miał już nie wrócić. Dziewięć dni wizyty to było pożegnanie. Jak ktoś, kto po dalekiej przeprowadzce wraca, aby ostatni raz spojrzeć na znajome kąty, usłyszeć nieobce odgłosy, zapamiętać twarze.

06.06.2004

Czyta się kilka minut

"Z czym do nas przyjeżdża, dobrze nie wiem" - pisał Antoni Gołubiew, pisarz i członek zespołu "TP". Z dwukolumnowego tekstu nie przebija ani ekstatyczna radość z goszczenia "Papieża-Polaka", ani narodowa duma - wówczas powszechna, tak na ulicy, jak na kolumnach partyjnych periodyków. To jednak nie oziębłość czy brak wyczucia nie pozwalały manifestować uczuć, jakie i jemu prawdopodobnie nie były obce.

Tragiczne, osobiste przejścia, jakich doświadczył w minionym roku, także choroba, zabierająca coraz więcej sił, powodowały, że ojciec-założycieł “Tygodnika" wolał napisać: “On nas, chrześcijan, obecnie pragnie wywieść z naszego zasklepienia, na rzecz wartości uniwersalnych". Dlaczego my, Polacy, mielibyśmy być najważniejsi? To nie jest “nasz Papież". On już należy do wszystkich i nas do tych wszystkich przybliży.

Zasklepiliśmy się przez lata życia w nieakceptowanej rzeczywistości i codziennych kłopotach, krążących wokół “problemów na rynku", tęsknoty za talonem na samochód, przydziałem mieszkania albo wczasami w Bułgarii. “Zapatrzyliśmy się we własny los", ale zamiast nostalgii pożegnania powinno rozpocząć się święto - czas zapomnienia o troskach i czas podjęcia zobowiązań, np. do współodpowiedzialności, pracy nad sobą i dla innych, modlitwy.

“W Krakowie na Błoniach, na tym dziwnym »pastwisku« pośrodku dużego miasta (...) będziemy uczestniczyć w pożegnaniu Jana Pawła II z ojczyzną - ujmuje rzecz jeszcze mocniej Spodek (czyli Marek Skwarnicki). - Na naszym łez padole wszystko ma cień. Nawet radość. Powitania są pożegnaniami, życie drogą ku zmierzchowi, a odejście powitaniem".

“Zrozumiejmy Go więc wszyscy i uwierzmy do końca: pozostanie wśród nas do schyłku swoich dni. (...) Byleśmy tylko my Go nie porzucili - w pogoni za pozorem, za ułudą, za półprawdą" - dopowiadał Gołubiew trzy tygodnie później, już po wyjeździe Papieża, w ostatnim tekście, jaki napisał dla “TP" - w szpitalnym łóżku, którego miał już nie opuścić.

Teksty rymowane

Wybór Jana Pawła II i jego przyjazd do kraju nie były tylko wydarzeniami religijnymi czy społecznymi. Kartonowe teczki Bronisława Mamonia, zajmującego się w “TP" poezją, pękały w szwach... W każdej ujęte w wersy wyznania czci i miłości wobec “postaci Białego Pielgrzyma z ramionami szeroko otwartymi do uścisku".

Bronek był równie wyrozumiały, co nieustępliwy. W kolejnym odcinku “Notatek" zajął się więc “nowym tematem w poezji": “Pewna (...) »nieporadność« czy nawet »prymitywizm« tropów poetyckich, objawiających się częstymi powtórzeniami, tautologią, statycznością obrazu, niesie jednak pewien urok, jaki udziela się czytelnikowi, kiedy obcuje z czymś bardzo autentycznym, szczerym, nie zakłamanym, choć przekazanym »środkami ubogimi«". Wyrok jest jednak bezlitosny - nie ma czego drukować, “wszystkie są mniej więcej na tym samym poziomie".

Od reguły muszą być jednak wyjątki... “TP" poetycko obsłużył pielgrzymkę wierszem okolicznościowym Tadeusza Szymy, jednego z redaktorów pisma: “Do kraju tego w kącie Europy / zapodzianego wśród pól rozmaitych, / gdzie za przedmurze starczały okopy, / szlacheckie dworki i kościółków szczyty" (“Powrót").

Teksty sprawozdań nie wolne są jednak od “skrzydlatych kwiatów", “wieloszeregowego węża ludzkiego", “łez wyciskanych z oczu" czy “okienka z błogosławiącą dłonią". Redaktorzy i sprawozdawcy unosili się kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią. Dzisiaj patrzymy na te emocje przez pryzmat następnych pielgrzymek i wzruszeń, jakie za każdym razem wywołują. Ćwierć wieku temu w takim “pospolitym ruszeniu" uczestniczono po raz pierwszy. W PRL-u nie manifestowało się emocji, nie śpiewało na ulicach, a oklaskami nie przerywało spontanicznie przemówień.

Władza, choć z innych powodów, też robiła pewne rzeczy pierwszy raz i nie wiedziała, jak się zachować. Ciekawe, czy ktoś jeszcze pamięta faux pas sekretarza Gierka, który nie wyszedł po Papieża przed Belweder, pozwalając, żeby Gość wchodził sam... Czy było to świadome zlekceważenie? Strach, żeby inni towarzysze nie pomyśleli, że okazuje Papieżowi większą atencję niż jest to potrzebne? A może to tylko niedopatrzenie?

Romans z ojczyzną

“I znów wrażenie, że on widzi i rozumie każdego z nas. Wszystkich i każdego z osobna" - pisał Stefan Kisielewski, liberał i cynik, autor relacji z pobytu Papieża w Warszawie. Kisiel zachwyca się twarzą Jana Pawła “łączącą powagę z utajonym uśmiechem, a dobroć i słodycz (...) z jakąś niby chytrością". Nie byłby jednak sobą, gdyby nie odnotował odrodzenia się w Warszawie na czas pielgrzymki ulicznego “small bussinesu": “Wzdłuż ulic i skwerów, aż do Pałacu Kultury wyrosły niezliczone kioski, ogródki, prowizoryczne bufety i kuchenki, a w nich cudowności: parówki »z keczupem«, bigos, kiełbasa, gulasz, wszystko prędko, sprawnie, uprzejmie, serdecznie. I napoje wszelakie (...), toć moje marzenie zrealizowane, Warszawa jeszcze raz tego dnia przemieniona!".

Drugą relację z Warszawy, z Mszy w kościele akademickim św. Anny, pisał Władysław Bartoszewski. Jak zauważył Kisiel, “on wybrał lepszą cząstkę". Wstał bowiem o czwartej rano i przedarł się przez tłumy pielgrzymów na Krakowskim Przedmieściu i Placu Zamkowym. Wszyscy widać podzielali przekonanie, że to, co się dzieje, jest ważniejsze od wielości prywatnych spraw i zajęć. Angażowali się w wydarzenia, choćby przez napisanie zwykłej dziennikarskiej relacji z Mszy, spotkania czy odlotu Papieża do innego miasta.

Redaktorzy od “poważnych spraw" otrzymywali bowiem zadanie pisania o przejeździe Papieża Aleją Krasińskiego w Krakowie. Z kronikarską skrupulatnością odnotowywano nie tylko wizyty w poszczególnych miastach, Msze czy spotkania z episkopatem na Jasnej Górze albo z I sekretarzem PZPR w Belwederze. Równie ważne było spotkanie z chorymi u krakowskich franciszkanów, przełożonymi zakonów żeńskich, klerykami, przedstawicielami nauki i kultury Krakowa, gośćmi zagranicznymi, nawet przejazd ulicami Krakowa do lub z kurii. Poza relacjami, drukowano wszystkie papieskie homilie i przemówienia. Sprawozdawcy “TP" mieli być oczami i uszami czytelników, aby obraz wizyty był kompletny. Inne media ograniczały się do podania tylko tego, co najważniejsze. W “Tygodniku" cierpliwie przepisywano więc wszystkie teksty, dodawano papieskie wtrącenia i zmiany.

Władza i cenzura nie bardzo wiedziały, co robić. Na wszelki wypadek nie cięły i nie zdejmowały. Nie zwiększyły też jednak przydziału papieru: “TP" w czasie pielgrzymki musiał zmieścić się na ośmiu zwyczajowych kolumnach. Obsługa podróży zakończyła się więc dopiero w numerze 27 z 8 lipca 1979 r. - miesiąc po jej zakończeniu.

Od tamtego czasu ówczesny szef działu religijnego, ks. Andrzej Bardecki, dbał o drukowanie w “TP" najważniejszych papieskich dokumentów, homilii i wystąpień (zmieniło się to po utworzeniu polskiego wydania “L’Osserwatore Romano"). Nawet jeśli budziło to sprzeciw reszty redakcji. Z jakiego innego źródła polski katolik miałby się dowiedzieć, nad czym pracują w Watykanie?

W sprawozdaniach zabrakło relacji z jednego papieskiego spotkania - z redakcjami “TP" i “Więzi" oraz reprezentacją Klubów Inteligencji Katolickiej. Władza najpierw nie chciała się na nie zgodzić, bo sugerowałoby to, że istnieje w Polsce jakieś środowisko świeckich katolików. Kiedy zgoda już była, organy bezpieczeństwa poprosiły o listę uczestników, zaś na dziedzińcu kurii każdy musiał w pojedynkę przejść pod murem. Tak łatwiej było ich sfilmować...

Nie on pierwszy

“Ludzie zobaczyli, że jest z nimi Chrystus", a Papież przyjechał do nich w Jego imię i aby mówić do nich “językiem prostym i jasnym, językiem pierwszych wieków chrześcijaństwa, tym samym, jakim są pisane listy apostolskie Piotra czy Jana" - pisał Jerzy Turowicz w tekście na zakończenie wizyty. Jako jedna z niewielu osób w redakcji, Naczelny nie pisał relacji. Skupiał się na pracy redakcyjnej i na tym, żeby wszędzie być, zobaczyć, usłyszeć...

Po latach pojawią się sugestie, że bez tej wizyty i wyzwolonej w ludziach energii czy spontaniczności Polacy szybko odeszliby od wiary i od Kościoła. Ćwierć wieku temu nikt nie stawiał tak śmiałych tez. Marek Skwarnicki pisał wręcz, wspominając relację radiową z ostatnich godzin życia Jana XXIII: “(...) już kiedyś sprawy rzymskie podobnie przeżywaliśmy, chociaż w inny sposób. Osoba Jana XXIII, siła jego pociągania ku sobie ludzkich uczuć, misterium Jego odchodzenia, rozgrywające się na oczach świata".

Kilka lat po tamtym wydarzeniu, w 1971 r., Józefa Hennelowa opisała w relacji “Półtora tysiąca ambasadorów" przyjęcie licznej polskiej delegacji przez papieża Pawła VI. Pielgrzymka wyjechała do Rzymu wyczarterowanymi na tę okazję samolotami, wyłącznie za okazaniem dowodu osobistego, na beatyfikację o. Maksymiliana Kolbego. Już wtedy w czasie audiencji zaśpiewano papieżowi “Sto lat", oklaskiwano jego słowa, a na koniec, gdy papież wszedł między Polaków, aby osobiście się z nimi przywitać, wręczyli mu ciupagę. Tylko kto jeszcze o tym pamięta?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2004