„Błogosław dobremu carowi”. Dlaczego Cerkiew wspiera Putina

Marek Kita, teolog, znawca prawosławia: Rosyjska cerkiew jest tragicznie uwikłana we wspieranie władzy. Tolerowano okrucieństwo cara w imię tego, że władza pochodzi od Boga.

01.03.2022

Czyta się kilka minut

Patriarcha Moskwy Cyryl I i prezydent Rosji Władimir Putin, Wielkanoc 2019 r. /  / fot. AP / Associated Press / East News
Patriarcha Moskwy Cyryl I i prezydent Rosji Władimir Putin, Wielkanoc 2019 r. / / fot. AP / Associated Press / East News

Artur Sporniak: Tuż przed inwazją na Ukrainę patriarcha Cyryl powiedział: „Nasi wojskowi nie mogą mieć żadnych wątpliwości co do tego, że dokonali oni jedynie słusznego i prawidłowego wyboru”. Skąd się bierze poparcie rosyjskiej Cerkwi dla polityki Putina?

Marek Kita: Historię rosyjskiego prawosławia od początku charakteryzuje niebezpieczny alians z władzą, który ma korzenie teologiczne. Nawiązywano do teologii bizantyjskiej. Rosja, a wraz z nią Rosyjski Kościół prawosławny w ogóle, uważa się za spadkobierczynię Bizancjum. To irytuje Patriarchat Konstantynopola sprawujący honorowe zwierzchnictwo nad światem prawosławnym.

Poza tym, w politycznym interesie rosyjskiego nacjonalizmu religijnego jest, by Rosja panowała nad Ukrainą. Ponieważ nadanie przez Patriarchę Konstantynopola autokefalii Prawosławnemu Kościołowi Ukrainy, która uniezależniła go od patriarchatu moskiewskiego, znacząco uszczupliła stan posiadania tego ostatniego. A duża część wiernych patriarchatu moskiewskiego wywodziła się z Ukrainy. Jest to więc splot czynników historycznych, politycznych i teologicznych.

Jak konkretnie ten alians wyglądał?

Wybitni teologowie prawosławni pisali o tym jako o szlachetnej tradycji świętej diady: cesarz zajmuje się sprawami politycznymi – jest jakby biskupem od spraw zewnętrznych, a patriarcha zajmuje się sprawami duchowymi i razem się uzupełniają. Nie ma tu chęci dominacji nad władzą polityczną. W teorii brzmiało to szlachetnie.

Warto zwrócić uwagę, że obydwie części chrześcijaństwa – wschodnia i zachodnia – poszły w nieszczęśliwych kierunkach. Na Zachodzie w pewnym historycznym momencie zaznaczyła się tendencja do „papocezaryzmu” – papiestwo stało się potęgą polityczną. Jakiś tego etap skończył się wraz z upadkiem państwa kościelnego, który wydawał się tragedią, a okazał się błogosławieństwem. Uczynienie z Kościoła imperium było zatem drogą nieszczęśliwą. Wschód poszedł drogą przeciwną, ale równie nieszczęśliwą: patriarcha coraz bardziej stawał się kapelanem cara.

Zaczęło się od Iwana Groźnego w XVI wieku, bo to za jego panowania patriarcha Filip poniósł śmierć męczeńską za krytykowanie cara. Potem kraje tradycyjnie prawosławne na Bliskim Wschodzie trafiły pod panowanie osmańskie i stały się Kościołami milczenia. Jedynym krajem prawosławnym niezależnym była Rosja, ale rosyjski Kościół prawosławny bynajmniej nie był niezależny. Piotr I Wielki, panujący na przełomie XVII i XVIII wieku, de facto zlikwidował patriarchat.

Z czasem doszło do sytuacji kuriozalnej z teologicznego punktu widzenia. Za czasów Dostojewskiego, czyli w XIX wieku, Cerkwią rządził tzw. święty synod, na czele którego stał urzędnik państwowy. Stała się ona właściwie rządowym departamentem ds. religijnych. Jednocześnie Cerkiew ta uważała, że jest najbardziej prawa i ortodoksyjna. To było jakieś przedziwne samozakłamanie, z którego próbowano się otrząsnąć na synodzie w roku 1917. Plany te pokrzyżowała jednak rewolucja bolszewicka.

Nastał okres prześladowania.

Bolszewikom postawił się patriarcha Tichon (święty Kościoła prawosławnego), który zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Kolejni patriarchowie starali się ocalić z Cerkwi, co się da, i stali się w zasadzie marionetkami władzy. W czasach sowieckich Cerkiew była traktowana jak rezerwat do pokazywania turystom, mający świadczyć, że w ZSRR jest wolność religijna. Patriarchowie byli zobowiązani brać udział w różnych zjazdach ekumenicznych, na których mieli reprezentować punkt widzenia imperium sowieckiego.

Można oczywiście także mówić o ich tragicznym, bohaterskim lawirowaniu z KGB – nie wszyscy byli cynikami, wielu z patriarchów było postaciami tragicznymi. Łatwo jest nam oskarżać, że byli agentami KGB – ale wtedy nikt inny nie mógł zostać biskupem. Ale w efekcie Cerkiew rosyjska nie ma tradycji przeciwstawiania się władzy. Powstały środowiska odnowy, jak choćby to skupione wokół zamordowanego w 1990 r. w niewyjaśnionych okolicznościach ks. Aleksandra Mienia. Ale miały one ograniczony wpływ.

Miejmy też świadomość, że Cerkwi odebrano narzędzia edukacji kościelnej – nie wolno było katechizować i formować wiernych. Można było tylko sprawować liturgię. Na głoszenie kazań trzeba było mieć specjalne pozwolenie. Społeczeństwo rosyjskie, przyznające się do Cerkwi, ma w związku z tym niską świadomość kościelną. I dominuje w nim rytualizm.

Nastąpiła pieriestrojka. Jak zareagowała Cerkiew?

Z czasem zaczęło dominować myślenie: skoro upadł komunizm, wróćmy do mitu imperium rosyjskiego. Cerkiew się w to zaangażowała, a Putin uczynił to główną ideą swojej polityki. Scenografia jego inscenizacji politycznych na Kremlu jest w duchu carska: on wkracza złotymi drzwiami, salutują mu żołnierze w pozłacanych uniformach, a zgromadzeni wiwatują. W te inscenizacje wpisuje się patriarcha błogosławiący „dobremu carowi”.

Cerkiew stała się już tylko listkiem figowym, gdyż pomysł na odrestaurowanie tożsamości rosyjskiej przy pomocy prawosławia się nie powiódł. Miało być ono ideowym spoiwem, ale jest tak naprawdę duchowo bardzo słabe. Mój znajomy usłyszał kiedyś od prawosławnego księdza taką diagnozę: prawdziwą religią, która jest jeszcze w stanie poruszyć rosyjskie masy, jest mit wielkiej wojny ojczyźnianej – to my uratowaliśmy świat od faszystów! Putin chętnie w te tony uderza.


Czytaj także: Kardynał Pietro Parolin, watykański sekretarz stanu, nazywa wydarzenia w Ukrainie „atakiem militarnym”, wciąż jednak unika wskazania i potępienia agresora.


 

Nie oznacza to, że wszyscy prawosławni są wielbicielami reżimu, ale instytucja kościelna jest wciąż tragicznie uwikłana we wspieranie świeckiej władzy. Ona nie miała nigdy doświadczenia wolności. Można powiedzieć, że świętość rosyjskiej Cerkwi zamknęła się w klasztorach. Mnisi się uświęcali, prosty lud pielgrzymował, a carowi pozwalano robić, co chce. Tolerowano jego okrucieństwo w imię tego, że władza pochodzi od Boga.

Na Zachodzie papież w złotej zbroi prowadził wojny, co jest gorszące. Na Wschodzie lud modlił się za „wojsko Chrystusa miłujące” (fraza z liturgii wschodniej). I tolerował fakt, że car robił rzeczy straszne. Takie podejście jest obecne w postępowaniu patriarchy Cyryla.

Na Zachodzie prawosławie kojarzy się z głęboką duchowością…

Bo my znamy prawosławie z książek teologów, którzy pisali je w Paryżu. Była to emigracja rosyjska, która wybierała najlepsze tradycje z prawosławia, nosząc w sobie słodką nostalgię za świętą Rusią. Ale niektórzy z nich wskazywali, że ewangelizowanie przez piękną liturgię i rytuał jest skarbem i jednocześnie słabością tradycji Kościoła bizantyjskiego, która jednocześnie zaniedbuje formację wiernych. Skutkiem tego prawosławie charakteryzuje religijność mistyczno-magiczna.

Podsumowując: przewrót bolszewicki z 1917 r. przeszkodził wewnętrznej reformie Cerkwi rosyjskiej, która mogła wtedy pójść w stronę większej dojrzałości, ale spadł na nią nowy reżim. A z kolei upadek Związku Sowieckiego miał w sobie zawahanie wolnościowe, ale dość szybko zaczęła się restauracja rządów autokratycznych.

W trudnej sytuacji znalazł się zwierzchnik mniejszościowego Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego patriarcha Onufry, który jednak wyraźnie stanął po stronie ukraińskiej – wsparł żołnierzy ukraińskich i zaapelował do Putina o „zaprzestanie bratobójczej wojny”, która jest „powtórzeniem grzechu Kaina”.   

Te słowa są o tyle ciekawe, że przejmują dyskurs moskiewski, w którym „braterstwo” oznacza, że Ukraińcy to tak naprawdę Rosjanie. A jeśli tak, to do nas nie strzelajcie. Metropolita Onufry jest spadkobiercą tego, co się działo jeszcze przed nadaniem autokefalii Ukrainie w 2018 roku. Na różnych sympozjach ekumenicznych miałem okazję spotkać jego poprzednika – metropolitę Włodzimierza, cieszącego się ogromnym szacunkiem. Był on ciekawym hierarchą, gdyż podlegając kanonicznie Moskwie, był jednak mocno niezależny i podobno dlatego też nielubiany w kręgach rosyjskich – jako „uparty Ukrainiec”.

Ukraińscy prawosławni należący do tego Kościoła stoją w trudnym rozkroku – z jednej strony często popierają patriotyczne aspiracje swojej ojczyzny, z drugiej strony religijnie zależą od Moskwy, która te aspiracje torpeduje. Polscy katolicy doświadczyli podobnej sytuacji w XIX wieku, gdy papież potępił polskie powstania narodowe.

Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny ograniczył się jedynie do wezwania do modlitwy o pokój – oficjalnie nie potępił napaści na Ukrainę, choć pojedynczy biskupi mówią o „sprzeciwie” wobec niej. Jak to tłumaczyć?

Obok Serbskiego Kościoła Prawosławnego i oczywiście Patriarchatu Moskiewskiego, Polski Kościół Prawosławny nie uznał autokefalii dla Ukrainy. To świadectwo bliskich relacji z Moskwą. Polski Kościół Prawosławny milczy, bo niewygodnie jest mu się sprzeciwić Putinowi, a przyklasnąć nie chce. 

MAREK KITA jest teologiem zajmującym się myślą prawosławną, profesorem UPJPII w Krakowie. Pracuje w Instytucie Teologii Fundamentalnej, Ekumenii i Dialogu tej uczelni.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2022