Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Już rzut oka na statystykę pokazuje, że wartość polskiego eksportu do Czech jest znacząco wyższa niż do Rosji. W ubiegłym roku wyniósł on odpowiednio 7,2 mld euro i 5,8 mld dolarów. Co ciekawe, również firmy z Niemiec, zwykle wskazywane jako mistrzowie promocji, wyeksportowały do Polski towary warte o 10 mld dolarów więcej niż w tym samym czasie sprzedały na rynku rosyjskim. Nie tylko dla polskich eksporterów najważniejszy jest rynek unijny. Rosja może stać się dla niego dopełnieniem, szczególnie dla firm z wybranych sektorów, ale z wielu powodów nie stanie się dla Polski rynkiem priorytetowym.
Kolejna rzecz to deficyt Polski w handlu z Rosją: w 2010 r. ujemne saldo wymiany wyniosło 9,1 mld dolarów. W tym roku z pewnością będzie znacząco wyższe. Winne są rekordowe ceny surowców energetycznych, które stanowią ponad 73 proc. całości polskiego importu z Rosji. I jest to problem, z którym Polska nie może uporać się "od zawsze", choć polski eksport dość szybko rośnie. Marnym pocieszeniem jest fakt, że surowcowy deficyt w handlu z Rosjanami odnotowuje wiele państw regionu. Dopóki niemal całość ropy naftowej i większość gazu sprowadzamy ze wschodu, nie ma szans na jego zmniejszenie. A rosyjskie surowce wciąż są najbardziej konkurencyjne cenowo. W rezultacie Rosja zajmuje drugie - po Niemczech - miejsce w polskim imporcie (10,5 proc. całości) i dopiero szóste w eksporcie (4,3 proc.). Udział polskiej produkcji w ogólnym rosyjskim imporcie wygląda jeszcze gorzej - sięga 3 proc.
Czesi wiedzą, jak to robić
Polskie inwestycje w Rosji są skromne. Biznesmeni znad Wisły włożyli dotychczas w Rosji zaledwie ok. 600 mln dolarów. Znacznie lepiej od Polaków radzą sobie na rynku rosyjskim Czesi. Mimo że czeska gospodarka jest znacząco mniejsza od polskiej, zainwestowali tam już ponad dwukrotnie więcej od nas. Pokazuje to skalę niewykorzystanych możliwości: przytoczmy tylko jeden przykład aktywności inwestycyjnej naszego południowego sąsiada. Czeska grupa finansowa PPF, kontrolowana przez Petra Kellnera, posiada w Rosji m.in. Eldorado, największą sieć sklepów z elektroniką i AGD, 20 proc. Polymetalu, koncernu górniczego, 37,5 proc. Ingosstrachu, jednej z największych rosyjskich firm ubezpieczeniowych. Wartość rosyjskich aktywów PPF rośnie w szybkim tempie wraz z nim majątek Kellnera (89 miejsce na liście najbogatszych ludzi świata według miesięcznika "Forbes"). Jego rosyjskie aktywa, zbudowane w ciągu zaledwie kilku lat, już stały się najważniejszymi w biznesowym imperium.
Przykład Kellnera dowodzi, że w Rosji można zarobić duże pieniądze. Przy tym wcale nie trzeba inwestować w tradycyjne sektory, jak energetyczny. Co więcej, lepiej się od nich trzymać z daleka, bo uznane za strategiczne znajdują się pod ścisłą kontrolą Kremla. Gospodarka rosyjska to jednak nie tylko surowce mineralne, niezwykle szybko rozwijają się usługi, handel, bankowość, przemysł spożywczy. Istnieje wiele nisz, na których można dobrze zarobić. Zresztą pokazują to również polskie inwestycje w Rosji. Niemal 40 proc. z nich trafiło do sektora przetwórstwa drzewnego i produkcji mebli. Polscy inwestorzy (głównie firmy Grajewo i Forte) wyszli ze słusznego założenia, że dostępność na rynku taniego materiału i jego wielkość gwarantują powodzenie inwestycji.
Żeby pojechać, trzeba...
Mimo atrakcyjności rynku rosyjskiego w pełni uzasadnione jest przekonanie, że to miejsce dla inwestycji ryzykowne. Do głównych zagrożeń, które każdy potencjalny inwestor i eksporter muszą uwzględniać, należy powszechna korupcja. A bez łapówek trudno cokolwiek zdziałać. Wiedzą o tym Finowie, którzy dobrze sobie w rosyjskich warunkach radzą i w swoich informatorach gospodarczych informują ile i komu. Tradycyjną rosyjską przypadłością są również biurokracja, która może zablokować nawet najlepszą inwestycję, oraz niska kultura prawna, skutkująca źle działającym systemem prawnym.
W przypadku polskim nakłada się na to brak polsko-rosyjskiej umowy o popieraniu i wzajemnej ochronie inwestycji. Dokument - pomimo wysiłków Warszawy - wciąż nie może zostać podpisany, choć zapewne wpłynąłby na wzrost aktywności polskich przedsiębiorców w Rosji. Ważne będzie również - oczekiwane jeszcze w tym roku - wejście Rosji do WTO, złagodzi to rosyjski protekcjonizm, zapewne wpłynie na zwiększenie konkurencyjności niektórych polskich towarów na tamtejszym rynku oraz wprowadzi mechanizmy rozstrzygania sporów.
Mimo istniejącego ryzyka Rosja robi niewiele dla poprawy klimatu inwestycyjnego. Władze zdają się wychodzić z założenia, że rynek rosyjski jest na tyle atrakcyjnym miejscem do lokowania kapitału, że niezależnie od kosztów inwestorzy zagraniczni chcą na nim być.
Rosja jest rynkiem trudnym. Wśród polskich firm, które zainwestowały lub chciałyby tam zainwestować, właściwie nie ma wielkich koncernów, dysponujących odpowiednim kapitałem, aby zająć na nim silną pozycję. Zresztą, wielkie inwestycje, szczególnie w sektorach "wrażliwych", wymagają najczęściej uzgodnienia z władzami i uzależnione są od relacji politycznych łączących Moskwę z krajem pochodzenia inwestora. Zatem szansą na sukces są owe "nisze", których w Rosji wciąż jest dużo i każda o sporej wartości (rzędu nawet kilku miliardów dolarów rocznie).
Z pewnością w najbliższych latach będzie się tam bardzo szybko rozwijało budownictwo, w tym modernizacja starych budynków. Wielkie poradzieckie blokowiska, w których mieszka większość Rosjan, wymagają dociepleń i poprawy efektywności zużycia energii, a wiele polskich firm produkuje materiały sprawdzone w ostatnich latach w kraju. Kolejnymi "niszami", które mogłyby zająć polskie firmy, mogą być m.in. branża farmaceutyczna, kosmetyczna, niektóre segmenty branży spożywczej.
Obecność na rynku rosyjskim polskiej produkcji i inwestycji jest również o tyle ważna, że dostęp do rynku rosyjskiego oznacza również łatwość dostępu do rynku kazaskiego, ale i białoruskiego, postępuje bowiem integracja gospodarcza tych krajów z Rosją w ramach Unii Celnej. Więksi eksporterzy z zachodniej części Unii Europejskiej twierdzą, że większe otwarcie tych rynków i unifikacja taryf celnych już zaczęły wpływać korzystnie na ich interesy.
Rosjanie idą?
Rosjanie wykazywali dotychczas niewielką aktywność gospodarczą w Polsce. Ich inwestycje są wprawdzie trzykrotnie większe niż polskie w Rosji, ale mniejsze niż w innych państwach regionu. Realizowane są głównie przez duże koncerny i ich większość obejmuje trzy projekty: gazociąg jamalski, stacje benzynowe Łukoil i hutę metalurgiczną Silesia. W ostatnim czasie pojawiają się jednak oznaki wzrostu zainteresowania inwestorów rosyjskich polskimi firmami. Koncern naftowy TNK-BP złożył ofertę zakupu gdańskiego Lotosu, państwowy gigant bankowy Sbierbank uznaje polski rynek za jeden z priorytetowych, a Gazprom interesuje się polską chemią. Dotychczas do inwestycji rosyjskich odnoszono się nieufnie, uznając je za upolitycznione. Tym bardziej że Rosjanie chcieli (wciąż chcą) inwestować głównie w strategicznym sektorze paliwowym. Można odnieść wrażenie, że od pewnego czasu Moskwa wysyła sygnały, że dowodem na polsko-rosyjski "reset" mogłoby być sprzedanie firmie rosyjskiej np. Lotosu. Czy jednak dojdzie do znaczącego wzrostu obecności inwestorów rosyjskich na polskim rynku, przekonamy się w najbliższych miesiącach.
Wojciech Konończuk jest analitykiem w Ośrodku Studiów Wschodnich i stałym współpracownikiem dwumiesięcznika "Nowa Europa Wschodnia".