Birmańscy Rohingowie

Podjechał po nas furgonetką, zostawił swego sekretarza za kółkiem, a sam wdrapał się na pakę i razem z nami usiadł na dywaniku...

04.03.2013

Czyta się kilka minut

...Ciemną jak na Hindusa twarz zdobiły okulary w cienkich złotych oprawkach i cierpliwy uśmiech. U Kyaw Min, lat 61, muzułmanin Rohinga, urodzony w birmańskim stanie Arakan. Był w ekipie Aung San Suu Kyi, która w 1990 r. pokonała generałów w wyborach, ale junta nie pozwoliła nawet zwołać parlamentu. Przez ostatnie 7 lat był więźniem sumienia birmańskiego reżimu.

Było tropikalnie gorąco, po deszczu. Jechaliśmy przez Rangun, głośny i mroczny, bo latarni tu nie ma. Mijaliśmy kiczowate buddyjskie świątynie, dyskretne minarety, pojedyncze wieżowce wśród zrujnowanych bloków i chat z byle czego, fragmenty dżungli, z których sterczą billboardy z pierwszymi reklamami. Przeciskaliśmy się między rozklekotanymi taksówkami, rykszami, rowerami z przyczepą. Na straganach kobiety i dzieci sprzedawały makarony z owocami morza, plastry arbuzów, papierosy na sztuki i betel do żucia, który mężczyznom barwi na czerwono zęby. Ptaki stłoczone w klatkach czekały na buddystę, który zwróci im wolność za jedyne 1000 kyatów od sztuki. Półnadzy astrologowie przepowiadali przyszłość.

Jechaliśmy przez Rangun, krzycząc do siebie o najświeższych satelitarnych zdjęciach kolejnej spalonej w Arakanie wioski Rohingów. Fala przemocy rozlała się tam w 2012 r. [patrz tekst w „TP” nr 50/2012 – red.]. Zapalnikiem była plotka o trzech Rohingach, którzy zgwałcili arakańską dziewczynę; w rewanżu Arakańczycy zlinczowali 10 pasażerów autobusu. Padło kilkaset ofiar, a dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy Rohingów wypędzono. Nie jest jasne, jaką rolę w tych wydarzeniach odgrywa reżim byłego generała, a dziś prezydenta Thein Seina, który przeprowadza w Birmie kontrolowaną transformację demokratyczną. Według niektórych wojsko biernie przyglądało się walkom, a czasem podpalało wioski Rohingów i ostrzeliwało z helikopterów łodzie, którymi próbują wrócić, odsyłani z butelką wody na głowę z sąsiedniego Bangladeszu.

W Birmie, której nazwę junta zmieniła na Mjanmar, słowa są niebezpieczne jak kule. Nazwa Rohinga wywołuje w Arakańczykach odruch strachu, spór o słowo podgrzewa zamieszki, których stawką jest życie miliona „Cyganów Azji”, a może też los całej Birmy. Wyniszczonemu krajowi, z dochodem na głowę 15. razy niższym niż w Polsce, grozi scenariusz bałkański: etniczne czystki, wojna. Birmańscy generałowie chcą zachować polityczną kontrolę i ogromne zyski z państwowych koncernów, a także handlu narkotykami. Zagwarantowali sobie w konstytucji jedną czwartą miejsc w parlamencie. Dziś kipi tu narodowościowy kocioł. Uznanych mniejszości etnicznych jest ponad sto; kilka powstańczych armii narodowych toczy walki z reżimem.

Furgonetka osiadła w błocie przed tajską knajpą. W tłumie kelnerek usiedliśmy do stołu z obracającym się blatem. Tak się zaczął pierwszy w polskiej prasie wywiad z reprezentantem społeczności Rohingów...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2013