Bieda z tą biedą

"Góry" i "doły" nie powstają wedle kryteriów etycznych. Trudno więc od wszystkich oczekiwać, by rozumieli, że pozyskując bogactwo, przyjmują na siebie odpowiedzialność. Ta bowiem jest funkcją mocy, a pieniądz to moc.

17.03.2010

Czyta się kilka minut

Bieda ma wiele oblicz. Jeśli jest w tobie wola i moc, by mierzyć się z biedą, musisz umieć oblicza te rozróżniać. Naszą pierwszą biedą jest bieda egzystencjalna. To na niej dopiero nadbudowują się inne biedy. Biedą egzystencjalną jest nasza skończoność; to, iż urodziwszy się, z każdym dniem zbliżamy się do swej śmierci, że zdumiewająco rozkwitnąwszy poczynamy słabnąć, brzydnąć, chorować, tracić pamięć, by w końcu umrzeć. Żyjąc, podatni jesteśmy na ból i cierpienie, na zranienie, i to zarówno cielesne, jak i psychiczne. Taka jest nasza konstytucja.

Nasza bieda egzystencjalna jest równo rozdzielona, nikt jej nie ujdzie. Nikt w tę biedę nas nie strąca, nie zawiniamy jej sami i nikogo za nią winić nie możemy. Nie wybieramy jej. Jest naszym udziałem, naszym losem. Możemy ją znosić godnie, możemy sobie z nią nie radzić, możemy udawać, że nas nie dotyczy.

Inaczej z biedą materialną i jej społecznymi konsekwencjami. Tu można mówić o biedzie zawinionej bądź niezawinionej, o wybranej bądź niewybranej, o strukturalnej bądź losowej. Społeczeństwo ludzkie jest nieuchronnie zhierarchizowane. Dziś, w czasach euforii demokratycznej, trudno zachować dość przytomności umysłu i nie zapomnieć, że ludzie jednak równi nie są. Od urodzenia różnią człowieka od innych nie tylko jego konstytucja fizyczna i jej społeczne funkcjonowanie (nie wiedzieć dlaczego jest słabowitego zdrowia albo sportowym asem, nie wiedzieć dlaczego jest nader urodziwy albo wręcz brzydactwem itd.), ale i jego kwalifikacje psychiczno-intelektualne (nie wiedzieć dlaczego bystrzak z niego albo i tępak). Różnice te są faktem, idea ich niwelowania prowadzić musi do horroru. System politycznego łoża prokrustowego unieszczęśliwiłby wszystkich. Różnice te fundują hierarchię społeczno-ekonomiczną.

***

Jedną z głównych sił motorycznych naszych czasów jest "mieć więcej". Gdzie panuje "mieć więcej", ludzie równi nie są i nawet być nie mogą. Jedni "mają więcej", drudzy "mają mniej". Pośród tych, co "mają więcej", zawsze znajdą się tacy, co "mają za dużo". Czy wobec tego pośród tych, co "mają mniej", zawsze znaleźć się muszą tacy, co "mają za mało"? W zhierarchizowanym społeczeństwie w sposób naturalny wytwarzają się - i to w rozmaitych wymiarach - "góry" i "doliny". Toteż "doły" są nieuchronne. Bycie "na samym dole" jest biedą. Jest to jednak bieda względna, która - powiedzmy sobie to szczerze, a nie ulegajmy egalitarnej euforii - jest biedą strukturalną i jako taka występować będzie zawsze. Oczywiście, bywają "góry", które powstają w wyniku tak zwanego "nieuczciwego bogacenia się". Po przeciwnej natomiast stronie pojawia się wstrząsający fenomen "uczciwego biednienia".

"Góry" i "doły" nie powstają wedle kryteriów etycznych. W Polsce - bo to polska bieda skupia tu głównie mą uwagę - gołym okiem widać, ile hołoty jest pośród tych, co "na górze", i nie dotyczy to tylko klasy politycznej. Nie inaczej przecież jest na "górze bogaczy". Co jakiś czas któryś z nich pokaże swą prawdziwą twarz. Nie sądzę, byś chciał go mieć za przyjaciela. Trudno więc od wszystkich tych ludzi oczekiwać, by rozumieli, iż pozyskując bogactwo, przyjmują na siebie odpowiedzialność. Ta bowiem jest funkcją mocy, a pieniądz to moc.

***

Na samym dole zaś mieszka bieda. O biednym mówimy: biedny, ale uczciwy. Oto duma biedaka. Pamiętajmy, ta względna bieda może być biedą wybraną. Bieda względna to "pół biedy". Bieda względna nie piszczy. "Cała bieda" to bieda z biedą bezwzględną. Tu nie ma co do garnka włożyć, a i garnka nawet nie ma. Nie ma dachu nad głową. Nic nie ma. Tu jest się wyklętym. I jak ludzkość krzątająca się i konsumująca nie chce, by jej trzymano trupa na widoku, tak i nie chce widzieć tego trupa społecznego, jakim jest wyklęty. Weźcie mi z oczu te ludzkie strzępy.

Pośród tych, co "mają mało", wielu cierpi, wielu jest takich, których to boli. Chcieliby "mieć więcej", ale nie mają "farta". "Fart" to bóg. Język polski w polaryzację na bogatych i ubogich uwikłał boga. Kto ma wąsy, jest wąsaty, kto ma żonę, jest żonaty, kto ma boga, jest bogaty, a kto boga nie ma, jest nieboga, jest ubogi. To bóg pogański. Dziś, gdy bogowie pomarli, to tyle właśnie, co "fart". Masz "farta"?

Pośród tych, co "mają mało", a może nawet "za mało" czy "tyle, co nic", są jednak i tacy, co biedę tę wybrali i noszą ją bez uczucia upokorzenia. Znajdują bowiem dość racji - chrześcijanin w Ewangelii, niechrześcijanin w swym sercu - by pojąć, że "mieć więcej" to potwór, to szaleństwo. I jeśli pośród "bogatych" i "za bogatych" często spotykamy karły ludzkiego ducha, to pośród "ubogich" i "za ubogich" znaleźć można gigantów. Dość wspomnieć jednego biedaczynę, Biedaczynę z Asyżu. Chcieć pomagać tym biedakom to nieporozumienie. To oni nam pomagają.

Zwalczanie biedy względnej jest czymś problematycznym. Jest nawet coś fałszywego w tym, że cywilizacja oparta na "mieć więcej" i produkująca tych, co "mają mniej", miałaby nie chcieć tych, co "mają mało". W społeczeństwie zhierarchizowanym taka strukturalna bieda jest nieuchronna. Może też być, jak już pisałem, wybrana z motywów religijnych czy etycznych. Biedny jest bliżej prawdy. Każdy widzi, ile fałszywego nadęcia i ile prostackiego blichtru jest pośród tych, co "mają dużo" i "za dużo". Znacznie częściej jednak owa bieda względna ma charakter zawiniony. Nie wybrałeś jej, lecz zostałeś w ten "dół" zepchnięty. Nie masz łokci. Ktoś bogaty jest twym kosztem. Bogaci wzlatują na skrzydłach swych łokci.

Z braku łokci zrobić można wartość, zepchnięty w "dół" karmić może się resentymentem. Jego ubóstwo to cena, jaką płaci za swą uczciwość. W dzieciństwie karmiono nas bajkami. Ileż to razy ów młodszy, mniej rozgarnięty brat, biedny, ale uczciwy, na koniec dostawał jednak księżniczkę i królestwo? Iluż z nas pielęgnowało tedy swą poczciwość i uczciwość, oczekując nagrody? A tu nic, ani księżniczki, ani królestwa. Ile można czekać? Tracimy cierpliwość. Czujemy się oszukani. Zaczynamy żałować, że nie wyrosły nam łokcie jak u bogatego brata. W swej naiwności domagamy się sprawiedliwości od polityków.

Problemem jest natomiast bieda bezwzględna. Nie wiem, czy jest bogactwo bezwzględne, bogactwo, że "żyć, a nie umierać"? Zawsze przecież pragnąć można "więcej", na tym właśnie polega obłęd "mieć więcej". Wiem jednak, że jest bieda bezwzględna, bieda, że "umierać, a nie żyć". Biedzie tej z całą mocą musimy się przeciwstawić, i to zarówno w przestrzeni życia prywatnego, jak i w przestrzeni życia społecznego i politycznego. Obojętne, czy jest to bieda losowa, nieszczęście jak grom z jasnego nieba, czy spowodowana przez ludzi, spowodowana bardziej czy mniej bezpośrednio. Jeśli ktoś stracił wszystko i "nie ma nic", zależny jest ode mnie i od ciebie, którzy "mamy więcej". Jest zdany na nas, my jesteśmy zań odpowiedzialni.

***

Tymczasem Professor Globtroter się waha. Gdzie jest granica między "mało" a bezwzględnie "za mało"? Właściwie, powiada, nie mamy jeszcze dobrej definicji biedy bezwzględnej, nie mamy też dość precyzyjnych miar, by biedę tę wymierzyć i by odpowiednio wymierzyć pomoc. Sytuacja jest mniej więcej taka:

Człowiek tonie. Ktoś krzyczy: - Ten człowiek idzie na dno! - Nie, jeszcze nie, nie mamy pewności. Może w ogóle udaje. - Trzeba mu rzucić koło! - Ale czy już teraz? Nie można za wcześnie, może go to dotknąć. A za późno też nie ma sensu, szkoda koła. Poza tym nie wiadomo dokładnie, jakie ma być to "koło ratunkowe". Nie może być za małe, bo to nic nie da i tylko poniesiemy straty. Nie może być też za duże, bo to rozrzutność i jeszcze można by ratowanemu zrobić krzywdę. Jakie jest więc odpowiednie? - Musimy zorganizować kongres i przedyskutować ten problem. - A gdzie? - Na Malcie jest bardzo pięknie...

A oni tam toną i toną.

Są ludzie, są świeccy święci, którzy, nie czekając na wyniki badań Professora Globtrotera, swój czas, swoje siły w całości niemal poświęcają organizowaniu pomocy i spieszeniu z nią tam, gdzie najbardziej potrzebna. Musimy, ja muszę, ty musisz, usprawiedliwić się, dlaczego nie ma nas wśród nich. Bieda, szczególnie bieda wokół nas, ale nie ta, że ktoś "ma mniej" czy nawet "ma mało", ale ta, że ktoś "ma za mało", obojętne, czy zrodził ją cios losu, czy wyprodukował ją system - stanowi dla nas wyzwanie. Ci biedni są naszymi nauczycielami, przed którymi zdajemy egzamin z naszego człowieczeństwa.

Równie ważne jak spieszenie z pomocą jest jednak zapobieganie skrajnej biedzie poprzez eliminację wywołujących ją przyczyn. Nie możemy, niestety, wyeliminować przyczyn losowych. Możemy natomiast podejmować starania, by ograniczać przyczyny systemowe. Wołanie na puszczy, iż zasada "mieć więcej" nie może organizować całości życia człowieka i wspólnot ludzkich, nic tu jednak nie da. Pokładanie zaś nadziei w partiach politycznych jest dziś za daleko posuniętą naiwnością. Nie ma większej biedy intelektualnej niż myślenie partyjne. Serwowanie go społeczeństwu w tak obfitych dawkach prowadzić musi do degradacji intelektualnej naiwnych.

***

Zgadzam się z tymi, którzy uważają, że potrzebna jest nam "nowa ekonomia społeczna". Jej pełna artykulacja i skuteczne wdrażanie wymagają jednak niezależnego myślenia i nie tyle partii, która wypisze ją na swych sztandarach, co ruchu społecznego. Nie idzie o to, by wzruszywszy się losem "biednego dziecka" dać "datek na biednych". Chodzi o bardziej kompleksowe przeorganizowanie sposobu naszego myślenia i działania, sposobu naszego życia.

Prof. Jacek Filek jest filozofem, tłumaczem, autorem m.in. "Filozofii odpowiedzialności XX wieku" (2003).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Praktyka solidarności (12/2010)