Bezrobotni nierobotni

Właścicielowi daczy na Mazurach pękła rura i woda zaczęła zalewać świeżo położony parkiet. Pobiegł do pobliskiej wsi, gdzie pod sklepem zwykle można zastać przedstawicieli różnych profesji. Hydraulików było akurat dwóch. - Panowie, chodźcie, pomóżcie, bo mi woda dom zalewa - agitował nerwowo właściciel daczy. - E, nie - brzmiała leniwa odpowiedź sączących owocowe wino hydraulików. - Dobrze zapłacę - nie ustępował. - Nie, nie robim. - Ale dlaczego?! - Nie robim, bo się ujebiem.

Na wsi bieda piszczy, bezrobocie jest wyższe od średniej krajowej, ale znalezienie ludzi do pracy to prawdziwa sztuka. Podobnie zresztą bywa w mieście - pisze w “POLITYCE" (19) Joanna Podgórska.

W rozmowach z ubogimi często padają czasowniki “dostać", “wziąć", “brać" i “dawać", a świat jest światem brania i dawania, a nie zarabiania, sprzedawania, kupowania - zauważa socjolog Hanna Palska w książce “Bieda i dostatek". Syndrom: “nie robim, bo się narobim" oraz postawę polegającą na rezygnacji z samodzielnych działań, czekaniu na protekcję i pomoc w zamian za gotowość podporządkowania oraz braku poczucia odpowiedzialności za własne życie wytwarzał na polskiej wsi najpierw system folwarku pańszczyźnianego, a potem komunistycznego PGR. Za PRL doszedł do tego jeszcze stosunek do własności: dziś obyczaj “załatwiania" z własności państwowej przeniósł się na prywatną.

Socjolodzy nazywają osiedla popegeerowskie klatkami antyprzedsiębiorczości. Zasiłki, niewiele niższe od płac, przyznane po upadku PGR zabiły w ludziach resztki aktywności. Potem zasiłki się skończyły. W drugiej połowie lat 90. Ministerstwo Pracy przeznaczyło spore środki na aktywizację tych środowisk - nie pomogło. Krystyna Oczachowska z Ośrodka Pomocy Społecznej w gminie Główczyce wspomina: - Rozdaliśmy sadzonki truskawek - wygniły, rozdaliśmy króliki - podobno zdechły, a najprawdopodobniej wylądowały na talerzach, podobnie byki opasowe - wszyscy tłumaczyli, że akurat przed Bożym Narodzeniem popełniły masowe samobójstwo i powiesiły się na łańcuchach. Z całego PGR tylko jeden człowiek potrafił skorzystać z pomocy.

Wieś najmocniej konserwuje wzorce zachowań. Ale także w miastach jest liczna grupa ludzi, która pieniądze z opieki traktuje jako patent na życie. Owszem, wielu pracodawców wykorzystuje ciężką sytuację na rynku, by oszukać pracowników. Ale faktem jest również, że w wielu urzędach pracy oferty czekają miesiącami. Przykładowo w 2003 r. w łódzkich pośredniakach było 2 tys. niewykorzystanych ofert. A kiedy Miejski Zarząd Budynków w Tarnowie zaproponował umorzenie długów za czynsz w zamian za udział w robotach publicznych, zgłosiło się 100 chętnych, ale ostatecznie pracę podjęło... pięciu.

Wolny rynek obudził w Polakach przedsiębiorczość, lecz nie wykorzenił socjalistycznej postawy: czy się stoi, czy się leży... Tyle że dziś należy się nie pensja, ale zasiłek czy załatwiona na lewo renta. Pokutuje mit, że bogactwo nie bierze się z pracy, ale z władzy i kombinowania. Wpływ na postawę wobec pracy może mieć także wyznanie i ukształtowana przez nie etyka. W protestantyzmie praca jest drogą do zbawienia, a bogactwo - świadectwem cnót. Dlatego ceni się sumienność, odpowiedzialność, perspektywiczne myślenie. Katolicyzm mniej sprzyja dobrobytowi jako religia pochylona nad biednym, który wydaje się niezawinioną ofiarą okoliczności, nie mającą na nie wpływu.

Poziom ubóstwa można mierzyć także stopniem pogodzenia się z nim: od pewnego momentu zaczyna być traktowane jako stan naturalny, dany i niezmienny. Walczy się, żeby przetrwać do kolejnego zasiłku czy pożyczki, a nie o trwałą zmianę sytuacji. W tym sensie pokolenie, które przeżyło PGR, jest stracone. Problem w tym, że swój styl życia przekazuje ono kolejnym generacjom. Nie pracuje ani się nie uczy 27 proc. ludzi w wieku 19-26 lat - przede wszystkim są to mieszkańcy wsi i małych miasteczek. Dorosłe życie zaczynają od bezrobocia, a sytuację na rynku pracy traktują jako usprawiedliwienie - po co się starać, skoro i tak się nie uda. Nie nadrabiają braków w wykształceniu, nie działają na własną rękę, większość szuka zatrudnienia w sposób pasywny, a za ideał ma pracę lekką, niewymagającą odpowiedzialności, za co najmniej 1000 zł na rękę, najlepiej na państwowym.

Mimo to młode pokolenie jest jedyną szansą na przerwanie dziedziczenia biedy. Do części młodych dociera, że dłużej tak się nie da. Stają się bardziej mobilni, aktywniej szukają możliwości dorobienia. Ale - jak twierdzi dr Barbara Perepeczko z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN - paradoksalnie przedsiębiorczość tę może teraz zabić nadopiekuńczość państwa.

KB

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2004