Bez pouczeń i obietnic

Joanna Mytkowska: Kuratorzy pokazali, że wybory nigdy nie są ostateczne, ciągle zmienia się postrzeganie, a dzieła dziś zapomniane - jutro mogą być ważne. Rozmawiał Piotr Kosiewski

22.04.2008

Czyta się kilka minut

Piotr Kosiewski: Przed kilkoma dniami otwarto Biennale w Berlinie. Skąd bierze się jego popularność?

Joanna Mytkowska: Liczba rozmaitych biennale zaczęła gwałtownie rosnąć na początku lat 90. W przeciwieństwie do wystaw w muzeach i galeriach, biennale mogły się znaleźć w miejscach dotąd ze sztuką niezwiązanych oraz wychodzić z działaniami artystycznymi w miasto. Bardzo nagłaśniane, są predestynowane do wychwytywania najświeższych zjawisk. Organizowane od Istambułu po Katmandu, stały się doskonałym sposobem na promocję obszarów, które dotąd uważano za marginalne. Ale z drugiej strony przyczyniło się to do homogenizacji sztuki: sztuka biorąca się z bardzo różnych kontekstów pokazywana jest w tym samym formacie porządku globalnego, w którym każde stanowisko jest możliwe, a egzotyka premiowana.

Biennale stały się raczej zagrożeniem niż szansą dla artystów?

Nie można lekceważyć tego, jaką szansę dały peryferiom. Pozwoliły pojawić się na międzynarodowej scenie wielu historiom ważnym lokalnie. Skorzystali na tym także polscy artyści. Zaś bronienie dzieła przed pokazywaniem go w sposób, który pozbawi lub naruszy jego znaczenie, zawsze pozostaje zadaniem twórcy.

Czyli - mimo tradycji sięgającej końca XIX w. - biennale okazały się formułą innowacyjną?

Często pracowano nad nimi w nowoczesny sposób, proponując artystom produkcję nowych prac, które będą mówiły o konkretnym miejscu lub problemie. Działano więc na zasadzie współczesnych think-tanków. Za pomocą sztuki produkowano wiedzę lub co najmniej interesujące analizy dotyczące różnych dziedzin, jednocześnie promując miejsca, zjawiska i artystów. Tak zaplanowano 5. Biennale w Berlinie.

Od tego typu wystaw oczekuje się znanych dzieł i wielkich nazwisk. Obecna edycja berlińskiego Biennale zdaje się temu zaprzeczać.

Adam Szymczyk i Elena Filipovic - kuratorzy berlińskiej imprezy - brali, jak sądzę, pod uwagę, że ich wystawa powstała w momencie apogeum, bowiem w krótkim odstępie czasu międzynarodowa publiczność mogła uczestniczyć w biennale w Wenecji, Istambule, Lyonie i Atenach. Nie wolno także zapominać, że w Berlinie mieszkają tysiące artystów, jest tam ogromna liczba galerii i innych instytucji sztuki. W takiej sytuacji publiczność oczekuje propozycji szczególnej, przemyślanej i zaskakującej.

Kuratorzy pokazali to, co dla nich w sztuce ważne i inspirujące, ale jednocześnie wzięli na warsztat samą formułę biennale. Elena Filipovic jest zresztą autorką książki "Dekada Manifesta", która zajmuje się fenomenem podróżującego biennale. Wiele uwagi poświęcili rozmyciu idei wystawy, która poprzez wybór konkretnych dzieł i postawienie konkretnej tezy może zdefiniować swój czas. Pokazali, że wybory nigdy nie są ostateczne, ciągle zmienia się postrzeganie rzeczy, a dzieła dziś zapomniane jutro mogą być ważne. I choć to trudne i może nie efektowne, upierają się przy prawie artysty do wymykania się ramie wystawy, a także przy próbach rejestrowania tajemniczego momentu pojawiania się dzieła sztuki, gdzieś pomiędzy decyzjami artystów a założeniami wystaw.

Na pewno ich Biennale metodologicznie leży na antypodach wystaw, które w imię kreowania wyraźnego przekazu i łatwego odbioru dopuszczają przykrawanie znaczeń prezentowanych dzieł. Uniknęli tego, co jest największą pokusą biennale: prostej tezy, łatwych odwołań politycznych i podpierania się cytatami z powszechnie akceptowanych dyskursów.

Stąd też rozbicie Biennale na program dzienny (wystawy) i równie ważny nocny, złożony z projekcji filmów, performance’ów, wykładów i innych zdarzeń. To sprawia, że Biennale jest dynamiczne, cały czas się zmienia, a każdy w zależności od intensywności uczestnictwa może wynieść inny jego obraz. O skali tego przedsięwzięcia świadczy fakt, że na performance "Crazy Horse" Cypriena Gaillarda przyszło 600 osób!

Berlińskiej imprezie każdy - zarówno krytyk, jak i widz - musi poświęcić sporo czasu, nie ma bowiem z góry przygotowanej recepty na jej odbiór. To przejaw szacunku dla publiczności. Proponuje się jej rzeczywisty kontakt z dziełem, nie pouczając, ale i nie obiecując, że będzie to łatwe czy przyjemne. Zachęca się do samodzielnego rozwiązywania sekretów twórczości, umożliwia wejście w proces pracy artystów.

Dobrze, ale sami kuratorzy zbudowali opowieść o Berlinie. Co oznacza wybór miejsc, w których pokazywane są poszczególne części Biennale? To nie tylko tradycyjna jego siedziba w dzielnicy Mitte...

Myślę, że szczególnym wyzwaniem była Neue Nationalgalerie, ikona architektury muzealnej. A właściwie nie-architektury, ma ona bowiem formę placu przesłoniętego całkowicie transparentnymi ścianami. Wystawa w tej przestrzeni to hołd złożony jednej z najlepiej zrealizowanych utopii architektonicznych. Ale najbardziej zaskakiwał chyba przewrotny pomysł stworzenia Parku Rzeźby na kawałku bezpańskiej ziemi w miejscu dawnego muru, gdzie wśród krzaków i wykopów trzeba szukać sztuki. To kolejne wyjście naprzeciw poszukiwaniom artystów, którzy często poruszają się po poboczach. Jednocześnie ta bardzo niereprezentacyjna przestrzeń wymagała też wycieczki z eleganckiego Mitte w historię, do Berlina sprzed 15-20 lat.

Nie można jednak uciec od kontekstów. Dzieła odnoszą się do miejsc, w których są wystawiane. Chociażby praca Goshki Macugi przypominająca Lilly Reich, projektantkę związaną z Miesem van der Rohe, twórcą Neue Nationalgalerie.

Nie mówiąc już o "Pięści" Piotra Uklańskiego, ustawionej przed tym gmachem.

Nie chodzi o to, by uciekać od kontekstów, ale by ich nie narzucać. Jeśli porównamy to Biennale z poprzednimi, widać różnice i w podejściu, i w okolicznościach. Pierwsze Biennale nazywało się "Berlin, Berlin" i zajmowało się odkrywaniem fenomenu zmieniającego się miasta i jego artystów. Następne, którego kuratorem była Uta Metta-Bauer, miało wymiar zdecydowanie polityczny, chciało scenie berlińskiej przywrócić krąg pisma "Texte zur Kunst". Przedostatnie - kierowane przez zespół gwiazdorski złożony z Maurizia Catelana, Massimilana Gioniego i Ali Subotnick - było skupione na rozważaniach o wartościach estetycznych. Uznano je za jedną z najpiękniejszych, ale i dekadenckich wystaw.

Co uwodzi na tym Biennale?

Wymienię tylko kilka nazwisk: rzeźby gruzińskiej artystki Thei Djordjadze i społeczne akcje Czeszki Kateřiny Šedy, film amerykańskiego pioniera krytyki mediów Michela Audera i fotografie Japończyka Kohei Yoshiyuki poświęcone obsesyjnym podglądaczom. Wielkie wrażenie robi interwencja tureckiego artysty Ahmeta Ö?üta, który zalał asfaltem główny hol Kunstwerke, aby powiązać kwestię modernizacji (budowanie dróg) z pacyfikacją kurdyjskich wiosek. Odkryciem Biennale jest polska artystka Anna Molska i 70-letni offowy rysownik norweski o pseudonimie Pushwagner.

A słaby punkt?

Słyszałam krytyczną opinię, że wystawa jest bardzo wschodnioeuropejska. Artystów z naszej części Europy jest na niej niewielu. Dominują jednak biedne materiały, małe rozmiary i mało spektakularna skala, a także bardzo indywidualne punkty widzenia i raczej intelektualne podejście do sztuki. W sumie nie mam nic przeciwko takiej definicji Europy Wschodniej.

JOANNA MYTKOWSKA jest historyczką sztuki i kuratorką, od 2007 r. dyrektorem Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Współtwórczyni Fundacji Galerii Foksal, kurator wystaw i kolekcji, członek komisji zakupów w Centrum George’a Pompidou w Paryżu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2008