Bałkańska Atlantyda

Mówią, że kochają to miasto i że równocześnie go nienawidzą. Przewodnik oprowadza po mieście, którego już nie ma. Ci, którzy wrócili, narzekają: że egoizm, korupcja, apatia. Stolica Bośni stara się żyć.

14.04.2007

Czyta się kilka minut

Grbavica (dzielnica Sarajewa) /fot. J. Gregulska /
Grbavica (dzielnica Sarajewa) /fot. J. Gregulska /

Widziane z lotu ptaka, Sarajewo jest jak wielka wioska. Otoczone ogolonymi z drzew wzgórzami, na które, wbrew prawom fizyki, mozolnie wspinają się kolorowe domy. Niektóre pomalowane na majtkowy róż, inne na oranżadową cytrynę. Między nimi białe plamy cmentarzy i szpice nowych minaretów. Przed wojną nie było ich tu tyle. Jednych i drugich.

Najbardziej eksponowane budynki, jak siedziba dziennika "Oslobođenje" (jedyny, który nie przestał ukazywać się w czasie serbskiego oblężenia), zostały odnowione. Hotel Holiday Inn (ulubiony cel snajperów i artylerzystów), odmalowany na żółto-brązowo, jest brzydki jak przed wojną. Obok lśni w słońcu oszklony budynek parlamentu. Jedynie Biblioteka Narodowa wciąż pusta: jedni mówią, że nie ma pieniędzy na odbudowę. Inni, że pieniądze by się znalazły, ale zdaniem części bośniackich polityków powinna pozostać w ruinie jako monument. O oblężeniu przypominają też opustoszałe bloki, straszące dziurami po oknach. I te zamieszkałe, ale nakrapiane śladami po kulach. Do tego chodniki i ulice z plamami czerwonej farby. To "sarajewskie róże": leje po pociskach, wypełnione i pomalowane na czerwono.

To, co chorwacka pisarka Dubravka Ugrešić nazwała "pornografią cierpienia", skończyło się 12 lat temu. Ale nie skończyło się cierpienie. Tylko nie przyciąga już tyle uwagi mediów ani zagranicznych organizacji. Projekty medyczne stopniowo otrzymują coraz mniej pieniędzy. Emma Stacey, terapeutka, która właśnie zakłada klinikę dla kobiet, mówi, że trauma, jeśli pozostaje nieleczona, przechodzi z pokolenia na pokolenie i odnawia się tak, że osoby, które osobiście nie doświadczyły wojny, stają się jej ofiarami.

Ale równocześnie ludzie są zmęczeni projektami, które pojawiają się i znikają. Nuna Zvizdić, przewodnicząca organizacji "Kobiety Kobietom", prosi: - Jeśli chcecie zostać tu tylko na chwilę, lepiej nam nie pomagajcie.

Gry przeznaczenia

Wojna przewija się też jako leitmotiv rozmów - i prawie wszystkich nowych bośniackich filmów. Czasami słychać wręcz: "proszę, tylko nie następny film o wojnie...".

Czas w Sarajewie dzieli się na cztery epoki: piękną przedwojenną przeszłość, tragiczny czas oblężenia (1992-95), nijaką teraźniejszość i niepewną przyszłość. O tej ostatniej mówi się najmniej. - Kto nie był tu przed wojną, ten nie zrozumie, o czym mowa - oświadcza młody przewodnik. Po czym prowadzi po mieście, którego się nie zrozumie i którego już nie ma. Pokazuje kolejne budynki i opowiada, czym były i co oznaczały przed wojną.

Sarajewo przedwojenne, bałkańska Atlantyda. Miasto, o którym Dževad Karahasan pisał, że "przeniosło się w rzeczywistość idealną, mityczną, strefę wspomnienia". Odwiedzamy świątynie wszystkich czterech religii, z których mieszkańcy są tak dumni. Odkąd w XV w. schronienie znaleźli tu Żydzi uciekający z Hiszpanii, Sarajewo miało stać się nowym Jeruzalem. Przedstawiciele wielkich religii żyli, jak podkreślają tutejsi, nie obok siebie, ale razem. Relikwie płodności w starej cerkwi odwiedzały kobiety wszystkich wyznań. Miasto było z tego dumne.

Wszystko to zostało udokumentowane w majestatycznej Bibliotece Narodowej, która mieściła cenne księgozbiory, dowody pokojowego współżycia. Potem przyszedł Milošević i "Wielka Serbia". Biblioteka spłonęła. Historię można było pisać na nowo.

Pewnej nocy sąsiedzi mojego przewodnika - Serbowie, z którymi dzielił klatkę schodową, odkąd pamięta, i w których mieszkaniu jego ojciec grywał czasami w szachy - bez słowa spakowali się i wyjechali. Kilka dni później, wiosną 1992 r., rozpoczął się ostrzał miasta; zginęło ponad 10 tys. ludzi.

Oblężenie trwało do października 1995 r. Sarajewo umierało. Z braku wody, jedzenia, prądu. Ale mieszkańcy starali się nie tylko przeżyć, ale i żyć. Ułożyli nową definicję teatru: teatr to aktor i widz we wzajemnym aktywnym związku, wyrażanym przez tekst dramatu i grę aktora pod nieobecność pocisków lub z pociskami padającymi dość daleko, by nie zabiły aktorów ani widzów.

Miquel Ruiz, hiszpański fotograf, organizował w 1992 r. w Katalonii konwój do Sarajewa: z uwerturami dla muzyków i kliszami dla fotografów "Oslobođenje". - Sarajewo przetrwało, gdyż była w nim kawa, teatr i muzyka - zapewnia Ruiz.

Kiedy na lotnisku w San Francisco ogłoszono alarm bombowy, Mirzana była spokojna. Otoczona przez rozhisteryzowane kobiety, siedziała po prostu w poczekalni. "Wiesz, co to bomba, co ma być, to będzie" - mówiła do siebie.

O tych, którzy przetrwali, mówi się, że mieli szczęście w "grach przeznaczenia". Jak Haris, który przebudził się przed zmierzchem, wziął ulubioną gitarę i przeniósł się z pokoju na kanapę w salonie. Do dziś nie wie, dlaczego. Chwilę później w jego pokój trafił pocisk.

47 procent

Ściany uniwersytetu.

Jedne - oblepione plakatami, o manifestacjach: przeciw czemuś, w obronie kogoś. Ogłaszają się różne grupy, stowarzyszenia. Czasami ma się dosyć tych ciągłych strajków, protestów, demonstracji. Ale, z drugiej strony, czuje się, że studenci żyją, że kiedy trzeba i czasem kiedy nie trzeba, buntują się, organizują pochody i debaty.

Tak wygląda uniwersytet w Hiszpanii.

A w Sarajewie? Na ścianach uniwerku wiszą tu jedynie plakaty o koncertach i przedstawieniach. Poza tym cisza. - Wiesz, czego mi najbardziej brakuje na uniwersytecie w Sarajewie? - pyta znajoma z Madrytu, która wykłada tu hiszpański. I odpowiada: - Życia!

A jednak bary od rana do wieczora pełne są ludzi. Muzyka tak głośna, że trzeba do siebie krzyczeć. Dymu z papierosów tyle, że trudno oddychać. Młodzi ludzie mają czas, by tu przesiadywać całymi dniami. Bezrobocie sięga 47 proc., a papierosy i kawa są tanie.

Bezrobocie to nie jedyny problem. Według Transparency International, Bośnia należy do najbardziej skorumpowanych krajów Europy i ciągle wspina się w tym rankingu. - Także to słabo motywuje młodych ludzi - mówi Bakir Junuzović, autor badań nad kulturą polityczną studentów w Bośni. - Nie przejawiają inicjatywy, bo są przekonani, że o wszystkim przesądzają łapówki, znajomości, przynależności. Niepokojące jest, że stare podziały etniczne i polityczne powielają się wśród młodych pokoleń. Kiedy nawet na uniwersytecie nie ma demokratycznych zasad, to jak można się spodziewać, że jego absolwenci będą wiedzieć, co to demokracja?

Z zazdrością wspomina zeszłoroczne masowe protesty studentów we Francji. - Tylko trzęsienie ziemi mogłoby obudzić Sarajewo - dodaje. - Choć i to nie na pewno.

Miroslav Živanović z uniwersyteckiego Centrum Praw Człowieka mówi, że studentów nie interesują badania nad sytuacją polityczną, socjologią czy prawami człowieka w Bośni. - Ostatnio pojawiło się jakieś ożywienie wśród licealistów, może młodsze pokolenie będzie bardziej zmotywowane? - pyta. - Zainteresowanie młodych jest konieczne, to oni będą tworzyli ten kraj.

Turbofolk i kawa na wynos

Na ulicach pojawiły się niedawno plakaty promujące ONZ-owską akcję: każdy, kto odda nielegalną broń, weźmie udział w losowaniu cennych nagród; do wygrania sprzęt AGD, skutery, stereo.

Znajomy, do którego dwóch młodziaków mierzyło z pistoletu za to, że zwrócił im uwagę, gdy rzucali w niego śnieżkami, nie pomyślał, by im zasugerować wymianę spluwy na mikser.

Niebezpieczne Sarajewo - to także miasto bardzo międzynarodowe. Ulicami suną wielkie limuzyny z przyciemnianymi szybami i chorągiewkami. Za nimi autobusy (dar narodu japońskiego) i trolejbusy, oblepione reklamami sklepów meblowych w Niemczech. Kontenery do segregacji śmieci oblepione są gwiazdkami Unii.

Haris Ljumanović należy do tych Bośniaków, którzy czas wojny i zarazem młodości spędzili na emigracji. Haris - w Szwecji. Po 12 latach wrócił. Czuł, że w Szwecji jego obecność czy nieobecność wiele nie zmieni. A w Sarajewie się przyda.

Pracuje w firmie fonograficznej i liczy, że z czasem uda się zatrzymać bośniackich muzyków w Bośni. Teraz wyjeżdżają robić kariery w Chorwacji czy Słowenii. - Nie dziwię się im - mówi Haris i dodaje, że każdego dnia w pracy stacza małe wojny. Próbuje przekazać wiedzę, którą zdobył studiując w Szwecji, coś zmienić. - Totalna apatia i egoizm - podsumowuje.

Haris, tak jak inni, którzy wrócili z emigracji, mówi, że kocha to miasto i równocześnie go nienawidzi.

Po wojnie napłynęło wielu nowych mieszkańców; podziały nie wynikają teraz z religii czy narodowości, ale raczej z różnych stylów życia, z pochodzenia i oczekiwań. Na nową mozaikę składają się ci, którzy przeżyli oblężenie; ci, którzy wojnę spędzili za granicą i wrócili; Bośniacy z prowincji; wreszcie liczna grupa obcokrajowców (przyjechali pomagać lub robić pieniądze, albo jedno i drugie). O przedostatniej grupie mówi się z pogardą, o ostatniej - z pogardą i zazdrością. Z nowymi mieszkańcami przybył wiejski turbofolk i wielkomiejska kawa na wynos.

Dlatego na ulicy trudno zobaczyć "prawdziwych sarajewian", za to tysiące kopii, nowo przybyłych, "turbomadonans" - tak pisze dwójka licealistów na swym blogu (który odniósł taki sukces, że stał się podstawą książki). Nazywają w nim Sarajewo "najpiękniejszym Miastem, w którym dzisiaj wszystko jest średnie".

Obcokrajowcy najczęściej przyjeżdżają na kontrakt, zwykle dwuletni, ale nawet po latach spędzonych w Sarajewie większość nie mówi po bośniacku. Ostatecznie mają wskazywać Bośniakom drogę, pokazywać, co robią źle, ulepszać. Kto by znalazł czas na naukę języka czy zawieranie kontaktów z tubylcami?

Ale nie ma napięć, konfliktu. Wszyscy zdają się żyć obok siebie. Nie razem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2007