Armia kobiet

Niektórzy mężczyźni nazywali je ironicznie "ciotkami rewolucji". Głupio, bo kobiety, które w latach 70. i 80. decydowały się na działalność w opozycji, wykonywały podobne role co mężczyźni i Płaciły podobną - a czasem wyższą - cenę.

31.03.2009

Czyta się kilka minut

Po 1970, a szczególnie 1976 r. opozycja przyjęła w Polsce nowe oblicze. Nowe role przypadły też skupionym w niej kobietom. Pochodziły z różnych grup społecznych i podejmowały różne formy protestu: od uczestnictwa w strajkach, przez sygnowanie listów protestacyjnych, głodówki, obronę więźniów i pomoc ich rodzinom (to m.in. Małgorzata Łukaszewicz, Gaja Kuroń, Ludwika Wujec), po redakcje, druk i kolportaż gazet opozycyjnych. Wstępowały w szeregi różnych organizacji: KOR (m.in. Aniela Steinsbergowa i Halina Mikołajska, Ewa Sułkowska-Bierezin, Anka Kowalska), później KSS-KOR (z działalnością Biura Interwencyjnego, prowadzonego przez Zofię i Zbigniewa Romaszewskich), ROPCiO (m.in. Romana Kahl-Stachniewicz, Emilia Afenda-Dadał), KPN (Teresa Baranowska, Maria Moczulska, Barbara Różycka), SKS (m.in. Anna Szwed, Liliana Batko), RMP (np. Małgorzata Bartyzel), WZZ (Joanna Duda-Gwiazda, Anna Walentynowicz, Alina Pieńkowska). A jeśli decydowały się wejść w opozycję, zajmowały się wszystkim - jak mężczyźni.

Wdowy i matki

Wśród kobiet w PRL istniała grupa "obywatelek drugiej kategorii". Bo choć żołnierze i żołnierki podziemia niepodległościowego zostali zrehabilitowani po 1956 r., to niemożność jakichkolwiek działań w sferze publicznej dotykała wiele z nich. Szczególnie - grupę "katyńskich wdów" i ich rodzin. Ale nie tylko: także wdowy i córki ofiar tzw. obławy augustowskiej z lipca 1945 r. Była to największa w powojennej historii akcja eksterminacyjna, dokonana siłami wojsk sowieckich przy udziale rodzimego aparatu represji; w jej wyniku zaginęło prawie 600 osób, wywiezionych w nieznanym kierunku z Augustowszczyzny i Suwalszczyzny.

"Wdowy augustowskie" latami domagały się wyjaśnienia losów ich bliskich. Przez lata żyły w niewiedzy, a także nędzy. Dzięki uporowi, ich głosy przedarły się do świadomości społecznej, kiedy w lipcu 1987 r. powstał w Suwałkach Obywatelski Komitet Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w Lipcu 1945 r. W jego pracach, polegających m.in. na dokumentowaniu losów zaginionych, szczególnie zasłużyła się dziennikarka Alicja Maciejowska, aktorka Maria Chwalibóg i Krystyna Świerzbińska (jej ojciec "zaginął" w 1945 r.).

Były też inne grupy wdów: "grudniowe wdowy" z Wybrzeża; nie mogły oficjalnie pogrzebać bliskich; czyniły to w niechcianym towarzystwie ubeków. A także kobiety, które straciły bliskich w stanie wojennym (około stu ofiar, o których mówi tzw. raport Rokity). Wśród nich matki Grzegorza Przemyka, Marcina Antonowicza, Piotra Majchrzaka; a także zamordowanych księży, jak Marianna Popiełuszko czy Irena Zych.

Kluby i salony

Opozycjonistką, której działalność sięgała jeszcze czasów przedwojennych, była mecenas Aniela Steinsbergowa (1896-1988): przed wojną obrońca w procesach działaczy komunistycznych, a w 1955 r. obrońca (z Henrykiem Winawerem) Kazimierza Moczarskiego i innych akowców. Potem współzałożycielka Klubu Krzywego Koła, KSS KOR, Towarzystwa Kursów Naukowych - i autorytet moralny. Jej dom i inne salony warszawskie (np. prof. Edwarda Lipińskiego, miejsce spotkań KOR, czy bliższy klasycznemu salon prof. Marii Renaty i Józefa Mayenów z IBL PAN) były miejscem debat politycznych i intelektualnych.

Formy prywatnych salonów przeobraziły się w końcu lat 70. za przyczyną upowszechnienia idei Klubów Swobodnej Dyskusji, powołanych przez uczestników ROPCiO, "latających uniwersytetów" i Towarzystwa Kursów Naukowych, często pacyfikowanych przez MO i SB (czego elementem były także pobicia; np. napaści na dom Gai i Jacka Kuroniów).

Takie wykłady i dyskusje odbywały się we wszystkich większych miastach - m.in. we Wrocławiu w willi Heleny i Ryszarda Trąbskich, w Poznaniu w mieszkaniu Ewy Wójciak (związanej z Teatrem Ósmego Dnia i SKS-em) czy Anki i Rafała Grupińskich; w Krakowie u państwa Turowiczów. Właścicielki tych PRL-owskich "salonów" musiały często spełniać też szereg prozaicznych czynności w czasach kryzysu. Ninel Kameraz-Kos wspomina, że jednym z nakazów gościnności w domu na warszawskiej Pradze w latach 80. było nakarmienie gości. Częstym daniem stawały się więc różne placki i zupy. Towarzyszyły dyskusjom w dymie papierosów, bo palili prawie wszyscy.

Pod ochroną Kościoła

Wybór kard. Wojtyły na papieża i jego pielgrzymka do kraju w 1979 r. ożywiła różne formy działalności społecznej pod egidą Kościoła. Do istniejących (np. KIK-i) dołączyły rozwijające się burzliwie duszpasterstwa akademickie i branżowe. Później, w stanie wojennym, symbolem pomocy stały się anonimowe siostry z Komitetu Prymasowskiego przy kościele św. Marcina przy Piwnej w Warszawie, wraz ze świeckimi (jak Maja Komorowska) rozwożące po Polsce paczki dla internowanych. Jedna z aresztowanych wspominała:

"31 stycznia 1982, niedziela. Jeszcze przed śniadaniem wpada Basia, że przyjechał ksiądz Hass z Mają Komorowską. Pomachała im. Przywieźli całą »nysę« paczek. (...) Przez okno patrzyłyśmy na wyładunek paczek. Wspaniały widok. Ksiądz podawał z samochodu, odbierała Maja w dużym kapeluszu, z rozwianym włosem i w szerokim płaszczu. Wśród sypiącego śniegu, na wietrze sama dźwigała worki z kapciami, ubraniami, papierosami, kosmetykami" (A. Maciejowska, "Dziennik internowanej").

W Kościele znaleźli wtedy przystań aktorzy, twórcy kultury, którzy przystąpili do bojkotu reżimowych instytucji. "W podziemiu" - w kościołach, domach parafialnych, a także prywatnych mieszkaniach - występowały Irena Jun, Maja Komorowska, Halina Mikołajska, Anna Nehrebecka i inne aktorki.

Gołdap - "złota klatka"

Rolę kobiet na swój sposób doceniły władze PRL: zakładając dla nich w stanie wojennym specjalne "ośrodki odosobnienia". Jeden z nich istniał w Gołdapi, od stycznia do lipca 1982 r. - przetrzymywano tam 392 internowane. Kobiety więziono też m.in. w Darłówku i Fordonie. Według stowarzyszenia Internowani.pl łącznie internowano ok. 750 kobiet.

Do Gołdapi pierwszy transport trafił 6 stycznia 1982 r. Działaczki Solidarności i organizacji opozycyjnych zapamiętały najpierw długą podróż, często nieogrzewanymi "sukami" milicyjnymi. Towarzyszył im strach, że mogą trafić do ZSRR. Oddychały z ulgą, gdy stwierdzały, że są w środku ośnieżonego lasu, otoczone kordonem wojska, ale w Polsce. Po więziennych warunkach - gdzie przebywały od 13 grudnia - zaskoczeniem były pokoje o ówczesnym standardzie hotelowym (łazienki, stołówka, kawiarnia dawnego ośrodka wczasowego). Obowiązywał jednak zakaz opuszczania budynku; spacery odbywały się tylko na tarasach ośrodka.

Dobre warunki miały cel propagandowy: Gołdap odwiedzała telewizja, przywożono delegacje Czerwonego Krzyża i zagraniczne media. W rzeczywistości internowane podlegały regulaminowi więziennemu, były poddawane presji przez SB, która chciała wymusić na nich oświadczenie o tzw. lojalki lub zgodę na współpracę.

Odcięte od świata, zorganizowały swoje życie "obozowe" - tak by miało pozory normalności. Założyły potajemnie własną służbę zdrowia (m.in. Maria Dmochowska, Halina Sarul, Grażyna Przybylska-Wendt, Elżbieta Seferowicz, Alina Pieńkowska), organizowały zajęcia artystyczne (spektakle Haliny Mikołajskiej), oświatowe (Halina Suwała) i ćwiczenia fizyczne. Ukryte radio pozwalało prowadzić nasłuch Wolnej Europy. Miały też opiekę duszpasterską, zorganizowaną przez bp. Jana Obłąka, który wymógł na władzach pozwolenie na Msze. Odprawiano je co niedziela na stole bilardowym. Kapelan z towarzyszącymi mu wikarymi nie tylko przywoził paczki, ale przemycał grypsy.

Internowane kolportowały codzienny "Informator" (przepisywany ręcznie przez kalkę w kilku egzemplarzach); później powstały tygodniki społeczno-kulturalne: "Druty", "Internowanka", "Refleksje" i "W drogę"; przed Wielkanocą ukazywał się "Wielki Post". Organizowano kursy samokształceniowe, kwitła twórczość rękodzielnicza (koszule, swetry, a na nich znaczki Solidarności czy napis "I love Reagan"), powstawała "biżuteria patriotyczna", a także piosenki i wiersze, które komentowały wydarzenia w ośrodku.

3 maja, gdy w wielu miastach doszło do demonstracji, okna i balkony w Gołdapi wyklejono flagami i napisami. Gdy kobiety odmówiły ich usunięcia, interweniowali funkcjonariusze SB i MO; doszło do fizycznego starcia - i funkcjonariusze odstąpili.

Romantyczny topos

24 lipca 1982 r. ostatnie 24 internowane opuściły ośrodek. W kolejnych latach wiele z kobiet internowanych w Gołdapi miało ponownie trafić do więzień. Były ważnym elementem "konspiry", aż do 1989 r. Nie tylko wtedy, gdy spełniały podobną rolę, co mężczyźni - ale również "zabezpieczając" sprawy prozaiczne, związane z codziennością. A cena, jaką płaciły, była podobna do płaconej przez mężczyzn. Czasem nawet wyższa: osobny temat to historie rozłączonych matek i dzieci.

Obraz opozycjonistek lat 70. i 80. można wpisać w romantyczny topos Matki Polki, poświęcającej dla sprawy życie prywatne, dobra materialne, karierę, wolność. Można też powiedzieć, że pozostawały w cieniu mężczyzn - choć brały udział w najróżniejszych formach działalności. Większość zaangażowana była jako "zaplecze frontu": w pomoc charytatywną, organizowanie siatek informacyjnych, przekazywanie wiadomości. Intelektualistki, bywalczynie salonów, czasem nazywane ironicznie - i niesprawiedliwie - "ciotkami rewolucji", znane i bezimienne.

Mecenas Steinsbergowa, suwnicowa Walentynowicz, dziennikarki Jankowska i Maciejowska, żona przywódcy Solidarności Danuta Wałęsowa, aktorki Mikołajska i Komorowska, pielęgniarki Alina Pieńkowska i Halina Steckiewicz, reżyserka Izabella Cywińska, rolniczka Stanisława Sobieraj, matka i córka Zofia i Agnieszka Romaszewskie, zakonnica Joanna Lossow, Marianna Popiełuszko, wreszcie Joanna Szczepkowska, która z uśmiechem powiedziała w telewizji, że 4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm... Kobiety, które w różnych momentach wystąpiły przeciw złu.

Wiele nie doczekało wolności - Gaja Kuroń, Barbara Sadowska, Aniela Steinsbergowa. Armia kobiet, zlewająca się z łączniczkami podziemnych oddziałów, sybiraczek i więźniarek, rewolucjonistek 1905 r., żon powstańców z XIX w. Korowód odchodzący.

EWA ROGALEWSKA jest historykiem, pracownikiem białostockiego oddziału IPN. Redaktorka książki o kobietach internowanych w obozie w Gołdapi podczas stanu wojennego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Historia jest kobietą (14/2009)