Ankieta "TP": Moja metánoia

Przeżywaliśmy dni wielkie. Zmieniło się nasze spojrzenie na świat, na wszystko, co nas dotąd obchodziło, i na nas samych. Doznaliśmy straty, której ciągle nie jesteśmy w stanie zmierzyć, i na nowo uświadomiliśmy sobie dar, jaki otrzymywaliśmy przez tyle lat. Każdy z nas doświadczył jakiejś przemiany. Prosimy: napiszcie o tym. Co zostanie w nas po dobrych uczuciach, gdy się wyczerpią? Jakie zrodzą się z nich decyzje dla dalszej drogi każdego z nas?.

Teksty, nie dłuższe niż 4 tys. znaków komputerowych (ok. 2 strony maszynopisu), prześlijcie pod adresem redakcji “TP" (ul. Wiślna 12, 31-007 Kraków), z dopiskiem “Moja metánoia", lub na e-mail:

***

Mam 28 lat. Przez całe moje dotychczasowe życie Papieżem był jeden Człowiek. Teraz, jak pewnie wielu, czuję żal do siebie, że tak niewiele czytałam, by poznać Jego nauczanie - “bo przecież będzie jeszcze czas". I nagle czas się skończył. Urywana noc z piątku na sobotę - przy telewizorze nastawionym na informacje z Watykanu, potem sobota - czas do południa, kiedy usiłowało się zachować pozory normalności. Wieczorem Msza, celebrowana już w glorii Niedzieli Miłosierdzia. Moja modlitwa: “Jezu, ufam Tobie, a skoro ufam, chcę ufać - to bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi". Po 22.00 nie byłam w stanie wyjść z domu. Nie potrafiłam nawet płakać do czasu, gdy pokazano tłum zgromadzony pod oknem krakowskiej kurii, śpiewający “Otrzyjcie już łzy, płaczący...".

Pozostało uczucie pustki, ból w sercu. Szukałam pocieszenia, powtarzając słowa dawno nie słyszanych pieśni, które same pojawiały się w głowie: “Ja wiem, w Kogo ja wierzę stałością duszy mej, ja wiem, w Kim mam nadzieję, gdy gaśnie ducha moc - to Ten, przed którym światło migoce w dzień i w noc...". Później tydzień wyciszenia, modlitwy, nadziei, że pozostaniemy lepszymi. Czas rachunku sumienia, wstydu za słowa kiedyś bezmyślnie wypowiedziane. Powróciłam do codziennej modlitwy, do gestu złożonych, a nie splecionych dłoni - do tego, co gdzieś po drodze zgubiłam. Poczułam gdzieś w sobie znów to drgnienie serca, gdy jako dziecko uczyłam się śpiewać “Kiedy ranne wstają zorze...". Po wyborze nowego Papieża serce mam spokojne, pełne nadziei i ufności. Chcę tego Papieża kochać mądrzej, bardziej świadomie, głębiej. Chcę poznać to, co mówił jako kard. Ratzinger, i poznawać od początku nauczanie Benedykta XVI. Apele o “otwarcie się na nowego papieża" nie są mi potrzebne.

To nie było nawrócenie, ale przebudzenie do “jasnej wiary", którą chcę świadomie rozwijać, pogłębiać. Czy wytrwam - nie wiem, ale przecież “kochać, to znaczy powstawać...". A jeśli chcemy, by coś w nas z tych wielkich dni zostało - musimy zacząć od siebie. We wrześniu jadę do Rzymu...

Magdalena

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2005