Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Działacz niezależnego Związku Polaków na Białorusi, dziennikarz mediów białoruskich i korespondent polskich przebywał za kratami od wielu tygodni. Zresztą nie była to jego pierwsza odsiadka. Do więzienia trafiał regularnie co kilkanaście miesięcy. Śmiał się, że nie zna dnia, ani godziny i zawsze stara się mieć przygotowaną szczoteczkę do zębów i bieliznę na zmianę, bo zawsze mogą „po niego zapukać”, czy to do domu, czy do redakcji. Powód zawsze był ten sam: „działalność w nieuznawanych przez państwo organizacjach”, „szerzenie nieprawdziwych informacji w mediach”, a nade wszystko „próba obrazy prezydenta Łukaszenki”. Dziś wreszcie skończył się jego ostatni proces. Znał logikę łukaszenkowskiego reżimu i musiał się spodziewać, że na wiele lat trafi do kolonii karnej. Może dlatego wyroku słuchał w spokoju.
ZAMKNĄĆ POLSKOŚĆ
MONIKA ANDRUSZEWSKA: „Alaksandr Łukaszenko bierze naszą społeczność jako zakładników” – mówi „Tygodnikowi” Andrzej Pisalnik, działacz Związku Polaków na Białorusi.
Od lata 2020 r. (siłowe stłumienie powyborczych protestów) przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi spotykały wyjątkowo surowe represje. Służby specjalne wzięły na celownik przede wszystkim dziennikarzy i dziennikarki. Wsadzano ich do więzień albo pakowano do samochodów, by pod osłona nocy wywieźć za granicę. Poczobuta postanowiono ukarać wyjątkowo okrutnie. W więzieniu musiał doznać tortur i znęcania psychicznego. Z wesołego mężczyzny o pulchnej twarzy, zamienił się w człowieka, z którego ulatuje życie. Zapamiętałam go jako wielkiego miłośnika historii (pasjonowały go szczególnie dzieje II RP, uwielbiał rozmawiać o ziemi grodzieńskiej). Niezwykle solidarnego kolegę – zawsze podzielił się swoimi kontaktami, pomógł umówić spotkanie i służył radą. Choć brzmi to patetycznie, ale był polskim i białoruskim patriotą. Wierzył (i chyba wciąż wierzy), że dni Łukaszenki są policzone, bo reżimy przecież zawsze upadają.
Lektura książki Aleksieja Fiedarowa, „Człowiek, który siedział”, która ukazała się w języku polskim nakładem wydawnictwa Czarne, pozwala nam dowiedzieć się, co czeka Poczobuta w kolonii karnej. Fiedarow pisze co prawda o współczesnym życiu w rosyjskiej kolonii karnej, ale nie inaczej wygląda ono na Białorusi. Skąpe racje żywnościowe, mordercza praca (np. przy wyrębie lasu czy w skażonym środowisku), brak opieki lekarskiej, znęcanie się – fizyczne i psychiczne – przełożonych. To może już nie świat opisany przez Sołżenicyna, ale wciąż pełen przemocy i okrucieństwa. „Stamtąd każdy wraca odmienionym” – mówił mi kilkanaście lat temu Paweł Mażejka, inny grodzieński dziennikarz, którego reżim skazał na przymusową pracę przy obróbce drewna.
Poczobut stał się dziś symbolem walki o wolność słowa na Białorusi. Te osiem lat kolonii karnej, które mu zasądzono, to wyrok na całe niezależne białoruskie dziennikarstwo. Andrzej nie lubił martyrologii. Podkreślał, że za kratami nie znajduje się sam, że siedzą przecież jego koledzy po fachu, dziennikarki i dziennikarze.