34/08

"TP" 30/08

Przede wszystkim Jałta

Zmartwiły mnie i zasmuciły rozważania na temat Muzeum Peerelu. Uczestnicy rozmowy zbyt płytko, głównie z punktu widzenia konspiratorów z drugiej połowy lat 70. i 80., rozpatrują ten okres historii, który określa się jako lata Peerelu.

Zarówno we wstępie Michała Olszewskiego, jak i w całej rozmowie, zabrakło miejsca we "wspólnej pamięci" i w ogóle w pamięci dla ludzi najbardziej skrzywdzonych po wojnie w wyniku porozumień jałtańskich. Mam na myśli ogromną rzeszę emigrantów związanych z prawowitym Rządem RP, którzy nagle pozbawieni zostali ojczyzny, bo nie mogli lub nie chcieli wracać do zniewolonego kraju. My, starsi mieszkańcy Polski, wiemy i pamiętamy o losie tych uczestników Podziemnego Państwa Polskiego, którzy nie zdecydowali się na emigrację. Wiemy, jaki los spotkał tych, którzy wracali.

W przeciwieństwie do działaczy opozycyjnych z lat 70. i 80., chronionych w pewnym stopniu przez Postanowienia Konferencji KBWE z 1975 r., ludzi walczących o niepodległą Polskę w latach 40. i 50. nic nie chroniło i nie osłaniało. Padali łupem sowieckich służb specjalnych i Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego kontrolowanego przez Sowietów. Byli torturowani, zabijani lub więzieni przez wiele lat w nieludzkich warunkach. Odnoszę wrażenie, że historycy i publicyści pokolenia Solidarności i stanu wojennego są zbyt zajęci rozpatrywaniem własnych przeżyć i krzywd, aby byli w stanie dostrzec i ocenić należycie nieporównanie większą skalę cierpień ludzi poprzedniego pokolenia.

Po wojnie nikt nas nie pytał, jak chcemy urządzić i rozwijać nasz kraj. Miało być tak, jak postanowił Stalin. W tej sytuacji przeciętny Polak miał do wyboru: emigrację, walkę konspiracyjną lub podjęcie próby egzystencji w narzuconych warunkach. Trzeci wybór oznaczał podjęcie pracy, założenie rodziny, wychowanie dzieci, odbudowę kraju. Oznaczał też stałe przeciwstawianie się narzuconej ideologii absurdom życia. Zbyt daleko idącym uproszczeniem jest zatem określenie ówczesnego społeczeństwa jako "podległościowego", a jego zachowań "konformistycznymi". Wyczuwam tu, może nie w pełni uświadomioną, pogardę dla masy szarych ludzi, którzy nie konspirowali, nie drukowali ulotek i niczym nadzwyczajnym się nie wyróżniali. Mimo stałej presji społeczeństwo żyło, rozwijało się (nie całkiem prawidłowo), i co ważne, potrafiło wychować ludzi odważnych i uczciwych. Nie można więc mówić: "zmarnowaliśmy pół wieku".

Wnioski, jakie nasuwają mi się po lekturze rozmowy z p. Zbigniewem Gluzą, ująć można w dwóch punktach: Muzeum powinno powstać, ale powinno nazywać się "Muezum Porządku Pojałtańskiego w Polsce". Po drugie: w tej chwili jeszcze za wcześnie na jego powoływanie, bo tworzyłoby je pokolenie obarczone bagażem własnych krzywd i przeżyć doznanych w czasie drugiej części historii Peerelu, a więc w okresie schyłkowym porządku pojałtańskiego. Nasuwa się pytanie, czy byłby to przekaz w pełni obiektywny.

Andrzej Grocholski (Wrocław)

Moje muzeum PRL

Dlaczego w dyskusji o muzeum PRL brać tylko pod uwagę głosy polityków i IPN-u? Również żyłem w Polsce Ludowej i doskonale pamiętam, jaki to był system.

Szczególnie chciałbym pokazać tło wydarzeń w końcowych latach II wojny światowej. Jałta i Poczdam. Aby pokazać, komu zawdzięczamy przesunięcie Polski na wschód. Trzeba by też pokazać, jak po wkroczeniu Armii Czerwonej

lud polski skwapliwie denuncjował do NKWD polską inteligencję i posiadaczy ziemskich. Oczywiście po to, aby zagrabić ich mienie z ziemią włącznie.

Tak zamordowano mojego wuja; trafił w 1945 r. na Syberię, a jego 40 hektarów dostało się polskim sąsiadom. Mojego ojca dopadli w 1951. Wydało się, że jako ochotnik walczył z bolszewikami w 1920 r. Stracił pracę. Warto pokazać, co stało się z kwitnącym gospodarstwem Zamoyskich w Podzamczu:

elektrownię wodną, suszarnię szyszek, stawy rybne, młyn, szkółkę drzew iglastych i krzewów, pałac i maszyny rozgrabili sąsiedzi. Takich przypadków były wówczas tysiące.

Krzysztof  Nowakowski (Warszawa)

Sprostowanie

Na skutek błędu popełnionego podczas redagowania artykułu Agnieszki Sabor "Miasto skarbów" ("TP" 33/08) krakowska fara słynąca ołtarzem Wita Stwosza stała się katedrą. Autorkę tekstu i Czytelników przepraszamy.

Redakcja

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2008