Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
I nieprzypadkowo w tygodniu, w którym specjalna komisja w Waszyngtonie - szukająca odpowiedzi, czy można było zapobiec zamachom z 11 września - przesłuchiwała urzędników z ekip Clintona i Busha. W tym Clarke’a - wieloletniego, bo od prezydentury Ronalda Reagana aż do września 2001, koordynatora ds. zwalczania terroryzmu w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa, dziś eks-urzędnika związanego z obozem Kerry’ego. Clarke w swej książce stawia tezę, iż Clinton i Bush nie docenili zagrożenia ze strony terroru, choć 11 września nie był początkiem ofensywy Al-Kaidy, lecz kolejną z prób, podejmowanych przez nią od lat 90. Z tą “tylko" różnicą, że próbą udaną.
Czyżby więc porównywanie 11 września z japońskim atakiem na Pearl Harbour miało wymiar nie tylko symboliczny, ale i faktyczny? Jeśli tak, jeśli demokratyczne mocarstwo dwukrotnie musiało doświadczyć takiej masakry, by uświadomić sobie skalę zagrożenia, wyciągnąć z niego polityczne wnioski i uzyskać dla nich legitymizację obywateli - to dochodzimy do konstatacji ponurej. Kraj demokratyczny okazuje się bezbronny wobec totalitarnego wyzwania (kiedyś Hitlera, Stalina i Japonii, dziś Al-Kaidy), dopóki nie objawi się ono w sposób dostatecznie drastyczny.
Niektórzy twierdzą, że zagrożenie ze strony międzynarodowego terroryzmu przypomina sytuację po roku 1946, gdy Zachód uświadomił sobie (późno; dla Polski za późno), czym są ZSRR i komunizm, i zaczął się im przeciwstawiać. Dalsza historia XX w. uczy, że Zachód wygrał “zimną wojnę", bo spełnił trzy warunki. Był świadom nie tylko konfliktu, ale i tego, że może on trwać długo. Po drugie, miał wolę i koncepcję działania. Po trzecie, stanowił atrakcyjną kontrpropozycję (ideową, kulturową, społeczną) dla tego, co oferował wróg.
Dziś, wobec konfliktu politycznego, ideowego i militarnego z nowym, ideologicznym terroryzmem, gotowym użyć broni ABC, warunki te spełnia tylko jeden kraj: USA, i to dlatego, że tam miał miejsce 11 września. W Europie, mimo Madrytu, sytuacja dalej jest inna. Europejczycy jeszcze nie uświadomili sobie, że terroryzm nie jest zjawiskiem sezonowym, a konflikt z nim (obojętne, czy nazwiemy go “wojną" czy nie) może trwać wiele dekad. Jak się skończy, to zależy także - znowu - od wspólnego działania Ameryki i Europy.