2003 - rok w kulturze

Jakie książki, spektakle teatralne, filmy, wystawy, płyty były w minionym roku najważniejsze? Które z wydarzeń kulturalnych zapadły nam najmocniej w pamięć? Podsumowania takie są zawsze subiektywne, a wszelkie rankingi w dziedzinie kultury prędzej czy później okazują się zawodne. Poniższą listę traktujemy raczej jako naszą prywatną kronikę artystycznych przeżyć i zachwytów...
  • Literatura

1. "Tryptyk rzymski" Jana Pawła II (Wydawnictwo Św. Stanisława) to wydarzenie minionego roku, które trudno z innymi zestawiać, przekroczyło bowiem granice literatury. Urzędujący Papież, który pisze wiersze, podsumowuje w nich własne życie i nie cofa się przed pytaniami najbardziej podstawowymi - ten przejmujący gest przywraca świadomość wagi słowa pisanego, wagi poezji. I byłby gestem istotnym, nawet gdyby “Tryptyk" nie stał się największym sukcesem wydawniczym w Polsce anno Domini 2003. A przecież stał się...

2. "Piękno i gorycz Europy. Dzieje Greków i Rzymian" Zygmunta Kubiaka (Świat Książki), ostatnia część jego “trylogii antycznej", była również i wydarzeniem, i sukcesem. Książka zamyka niezwykły i porywająco wykonany projekt: nowe odczytanie mitologii, literatury i historii starożytnej Grecji i Rzymu. Podąża tropem historyków starożytnych i traktuje ich jako medium opowieści; z drugiej zaś strony autor nie stroni od snucia analogii z naszymi czasami, a w gorzkiej mądrości Greków i cywilizacji stworzonej przez Rzymian dostrzega nauki i wzory nadal aktualne. “Świat, w którym żyję" - mówi o wiecznym Śródziemnomorzu Zygmunt Kubiak. Dzięki jego książkom i nam dane jest w tym świecie choć na chwilę zamieszkać.

3. "Ostatnia powieść" Teodora Parnickiego (Wydawnictwo Noir sur Blanc) nie zdobędzie rzesz wielbicieli, jest jednak także wydarzeniem i literackim, i edytorskim. Dzieło naprawdę ostatnie, przerwane na dzień przed śmiercią autora w połowie jednego ze zdań epilogu, mozolnie odcyfrowane z ogromnego rękopisu, przypomniało zmarłego przed piętnastu laty wielkiego pisarza, który w świadomości powszechnej jest dziś prawie nieobecny, także za sprawą coraz większych wymagań, jakie stawiał czytelnikowi. A przecież, jak zauważył w “Tygodniku" Ryszard Koziołek, Parnicki to w istocie “pisarz nowego stulecia, globalizmu, internetu, info-polityki, niewiarygodnie zróżnicowanych form historyczności świata i człowieka". Kreśli obraz historii przekraczającej granice “etnicznej opowieści Zachodu", przekraczając zarazem granice dotychczasowych form narracji. A więc pisarz przeszłości i - przyszłości?

4. "Gronostaj z Czernopola" Gregora von Rezzori (Czytelnik); pośród niezliczonych przekładów warto zauważyć tę świetną powieść mieszczącą się w najlepszych tradycjach austriackiej prozy, świetnie też przełożoną przez Emilię Bielicką. Kosmopolityczny pogrobowiec c-k monarchii, urodzony w 1914 roku w Czerniowcach, stolicy wielonarodowej Bukowiny, właśnie Czerniowce-Czernopol i Bukowinę-Teskowinę, od końca I wojny już rumuńskie, uczynił tłem ironiczno-nostalgicznej historii zagłady pewnego świata. Historii przekornej i dwuznacznej, brawurowo opowiedzianej z perspektywy dziecięcego narratora, zmysłowej i gęstej, a zarazem po nowoczesnemu świadomej swych ograniczeń.

5. "Ja" Ewy Lipskiej (Wydawnictwo Literackie) to kolejny - po “Ludziach dla początkujących", “1999" i “Sklepach zoologicznych" - tom jej subiektywnych “kronik współczesności". Poetka przygląda się tej współczesności z dystansem, czasem z rozbawionym zdziwieniem, częściej z niepokojem albo goryczą. Sięga chętnie po językowy koncept, ale ta gra wieloznacznością słów i nicowanie utartej frazeologii służy zawsze czemuś więcej. Paradoksy języka otwierają nam okno na paradoks rzeczywistości i naszego bycia w niej, na absurd narzucanych nam wzorów kulturowych. Odsłaniają nieznane obszary także w nas samych, umożliwiają “lekturę istnienia". Głos Lipskiej, indywidualny i osobny, jest ważny i wart uważnego słuchania.

6. Indywidualny, osobny i niepodrabialny (mimo prób) jest też głos Marcina Świetlickiego. I nie mówię tu o Świetlickim-wokaliście rockowym, ale o Świetlickim-poecie, a ściślej - o jego najnowszym tomie "Nieczynny" (Wydawnictwo Lampa i Iskra Boża). “Wedle Świetlickiego - pisał Marian Stala - źródłem i miarą tak świata, jak poezji są konkretne, podmiotowe przeżycia". Wierność tej zasadzie, swoista “wsobność", ściągnęła nań ataki krytyków (“czy to jest poezja nowej epoki?"). Nie wiem, czy to jest poezja nowej epoki (a co to jest poezja nowej epoki?), wiem natomiast, że bunt Świetlickiego (konsekwentnie zresztą pielęgnowany), jego gest odmowy, a czasem rezygnacji, jego agresja i lęk, dzięki formie, jaką znalazł dla ich wyrażenia, mówią mi coś ważnego o świecie, w którym sam żyję.

Tomasz Fiałkowski

  • Film

1. "Dogville" Larsa von Triera. Kino ubogie, zrobione na przekór kinu, wyzywająco sztuczne, a przy tym boleśnie prawdziwe. Mnogość skrajnych interpretacji religijnych, antropologicznych, socjologicznych, jakie świadomie i nieświadomie wywołał von Trier, przyprawia o zawrót głowy. Udowodnił w “Dogville", że kino (nawet współczesne) nie jest rozwydrzonym nieślubnym dzieckiem teatru czy literatury, ale że czerpiąc z nich garściami, potrafi wywołać emocje, które możliwe są tylko w kinie. Zrezygnował przy tym z przebogatej oferty służącej budowaniu iluzji, skupiając się na środkach najprostszych: muzyce, grze światłem, zbliżeniach twarzy. Uwierzył w wyobraźnię widza. Torturował go przez 3 godziny, zmuszając do zadawania pytań niebezpiecznych. I nie zgotował mu w finale uzdrawiającego katharsis. Hochsztapler czy mędrzec? Pewnie jedno i drugie, ale jakże potrzebny w czasach filmowej łatwizny i zdziecinnienia.

2. Cieszyński festiwal "Era Nowe Horyzonty". Dla spragnionych kina niekonwencjonalnego - prawdziwy filmowy wypas. Z dala od telewizyjnych reflektorów i kurortów pełnych gwiazd. Niemal dwa upalne tygodnie spędzone w całkowitej izolacji od problemów życia codziennego, za to obfitujące w mocne przeżycia natury artystycznej. Seanse miłości i nienawiści. I dyskusje do bladego świtu, jak za najlepszych dla ambitnego kina czasów.

3. "Zmruż oczy" Andrzeja Jakimowskiego. Na tegorocznym festiwalu w Gdyni nie był triumfatorem, ale i tak zwrócił uwagę jako film całkowicie “osobny": lekceważący mody i rynkowe prognozy, opowiedziany własnym głosem. Jest dokładnie taki, jak jego bohater - nauczyciel, który porzucił wielkie miasto, by zostać stróżem w upadłym pegeerze. Oddycha wolnością, rozkoszuje się urodą świata, nie wpisuje się w żadną tradycję czy gatunkowy schemat. Buduje własny świat, rozpoznawalny i konkretny, a zarazem spowity w dziwną, nieomal magiczną aurę. Filozofujący ponad miarę, ani na moment nie traci świeżości. Przyjazny swym bohaterom, nie zamienia się w sympatyczną, odprężającą przypowiastkę. Zbigniew Zamachowski potwierdza tu swą aktorską klasę, a nagrodzone na tegorocznym Camerimage zdjęcia Pawła Śmietanki i Adama Bajerskiego momentami zapierają dech.

4. XXVIII Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Choć nie przyniósł arcydzieł, zaskoczył wszystkich, którzy zdążyli już pogrzebać polskie kino. Werdykt jury na czele z Markiem Koterskim z przesadną hojnością obdarowujący “Warszawę" Dariusza Gajewskiego był bardzo wymownym podsumowaniem tej imprezy - pokazał, że nasze kino zmienia się wraz z rzeczywistością; że ciągle lekceważymy je, rozpamiętując minioną świetność; że to właśnie “Warszawa", pomimo całej swej niedoskonałości, będzie po latach dawać świadectwo czasom, w których dziś żyjemy. Trudno jeszcze mówić o zjawisku, szkole czy pokoleniu - to na razie pojedyncze nazwiska i tytuły, ale podczas gdyńskich projekcji czuło się powiew odwilży.

5. Film "Godziny" Stephena Daldry’ego wg powieści Michaela Cunninghama. Rzadki to przypadek, gdy adaptacja filmowa przewyższa literacki oryginał. Jeszcze rzadszy, gdy za sprawą kina udaje się w sposób tak porywający odtworzyć wewnętrzny świat pisarza. Twórczość Virginii Woolf przeżyła dzięki filmowi Daldry’ego prawdziwy renesans. Studium kobiecej uczuciowości, pytanie o role, które pełnimy wobec najbliższych, zachwyt nad chwilą i towarzyszące jej przeczucie śmierci - to wszystko znalazło na ekranie zaskakująco pełny wyraz. Dawno też nie było w kinie tak głębokich i zarazem subtelnych portretów kobiecych. Julianne Moore, Nicole Kidman i Meryl Streep (dokładnie w tej kolejności) to istny Real Madryt w aktorskim wydaniu.

Anita Piotrowska

  • Teatr

1. "Stosunki Klary" Dei Loher w reż. Krystiana Lupy w Teatrze Rozmaitości (Warszawa). Spektakl, w którym wyjątkowe natężenie osiąga jeden z kluczowych dla teatru Lupy tematów: problem dzieła, a raczej niemożności stworzenia dzieła doskonałego. Tym razem tytułowa bohaterka Klara - co tu dużo kryć: pretensjonalna idiotka - próbuje uczynić dziełem swoje życie. Porzuca codzienną, upokarzającą wolnorynkową rutynę i staje się ofiarą chaosu i własnej dezorientacji. Porażająco współczesne studium o farsie, jaką jest egzystencja, wciąż roszcząca sobie pretensje do tragiczności. I aktorzy: Maja Ostaszewska, Aleksandra Konieczna, Maria Maj, Mariusz Benoit, Jacek Poniedziałek i Sebastian Pawlak. Wspaniali! (P.G.)

2. "Burza" Szekspira w reż. Krzysztofa Warlikowskiego w Teatrze Rozmaitości (Warszawa) i "Dybuk" według Szymona Anskiego i Hanny Krall wyprodukowany przez Festiwal Dialog-Wrocław, Festival d'Avignon i Teatr Rozmaitości. Warlikowski każdym spektaklem udowadnia ogromną siłę swego talentu. Do dwóch polskich realizacji można dopisać wystawiony w Nicei “Sen nocy letniej". Polskie spektakle podejmują trudny i omijany dotąd w Polsce problem winy i wybaczenia. Warlikowski pokazuje, że wybaczenie właściwie jest niemożliwe. Jedyne, co pozostaje tym, którzy mają się lepiej niż ofiary, to skrucha i zadośćuczynienie. Na wskroś współczesne i zupełnie odsentymentalizowane podjęcie tematyki zagłady Żydów w “Dybuku", życia na grobach, które wszyscy zmuszeni jesteśmy zaakceptować, popchnęło Warlikowskiego w nowy wymiar artystyczny. Jego język stał się językiem post-teatru, w którym dyskurs stał się rzeczą nadrzędną. (P.G.)

3. "Gry" w reż. Redbada Klynstry w Teatrze Współczesnym (Wrocław). Klynstra do niedawna znany był jako aktor. “Gry" to drugi po “Made in China" spektakl w jego reżyserii. Widać, że od razu zaczął budować samodzielny, oryginalny język teatralny. Tworzy zdarzenia ingerujące ostro w codzienność widzów i aktorów, rozpycha się w świecie, nie pozwalając na wytyczenie jasnych granic teatru. Nie pozwala aktorom zerwać prywatnej więzi z postaciami. Jego spektakle mają w sobie dziwny brak teatralnego przymusu. Dzieją się od niechcenia i przez to zyskują tak wielką intensywność. (P.G.)

4. "Świniopolis" Teatru Biuro Podróży to plenerowy spektakl o prawdziwym obliczu przyjaźni polsko-świńskiej, rozegrany w kompleksie zbudowanym ku czci tej przyjaźni - Starej Rzeźni przy ulicy Garbary. Paweł Szkotak zdumiewa wirtuozerią w operowaniu trickami z przestrzenią, teatralnymi machinami, ruchem i rozmiarami aktorów na szczudłach. W przeciwieństwie do innych reżyserów teatru ulicznego, unika techniki kolażu, zamiast panoramy oderwanych od siebie metaforycznych scen stawia na logikę narracji, opowiada po kolei, scena po scenie dzieje świńskiej rewolucji i świńskiej kaźni. Z pomocą przewrotnie pojętej poetyki telewizyjnej kreskówki przedstawia smutną historię klęski szlachetnych buntowników i nieuniknionego krachu każdego marzenia o wolności. (Ł.D.)

5. "Portiernia" Teatru Ósmego Dnia kataloguje polskie grzechy zaniechania, pokazują naszą obojętność wobec zła, cierpienia i nędzy, zwłaszcza że zdarzają się gdzieś daleko od nas. Teatrowi nie podoba się pycha nuworyszy, bezczelność w zapominaniu o tym, kim byliśmy. Albo po prostu cicha parszywa radość, że są wreszcie gorsi od nas. Spektakl daje równocześnie niezwykłą lekcję postawy artysty we współczesnym świecie. Zmienia się system, mentalność społeczeństwa, miejsce teatru. A Ósemki ciągle są przeciw. (Ł.D.)

Łukasz Drewniak, Piotr Gruszczyński

  • Plastyka

1. Retrospektywa Jerzego Nowosielskiego, Zachęta, kurator: Andrzej Starmach. To niewątpliwie największe tegoroczne święto artystyczne. Na 1600 metrach kwadratowych znakomicie zaaranżowanej ekspozycji przedstawiono około 400 obrazów i 200 rysunków klasyka współczesnej sztuki polskiej, dla którego prof. Porębski ukuł pojęcie “realizmu eschatologicznego". Mogliśmy zobaczyć syntezę dzieła Nowosielskiego, odkrywając, jak kompozycja abstrakcyjna, martwa natura, pejzaż, portret, akt zamieniają się w ikonę - znak Obecności. Wystawa nie minęła bez śladu: pozostał po niej świetny katalog i wydana przez Wydawnictwo Literackie książka Porębskiego, zawierająca eseje poświęcone malarzowi-przyjacielowi. (A.S.)

2. Wystawa Louise Bourgeois "Geometria pożądania", Zachęta, kurator: Adam Budak. Ta prezentacja to jakby plastyczny odpowiednik wydania nowej książki Czesława Miłosza. Na tę paralelę zwróciła uwagę prof. Maryla Poprzęcka podczas sesji towarzyszącej wystawie wybitnej francusko-amerykańskiej rzeźbiarki. Zobaczyliśmy surrealistyczne rysunki, kontemplacyjne, mówiące o kobiecości i przemijaniu rzeźby, ba, nawet jednego ze słynnych, gigantycznych “Pająków", z których artystka jest najbardziej znana. Warszawska wystawa prac Louise Bourgeois to rzadki przypadek polskiego współuczestnictwa w głównym - i już klasycznym - obiegu sztuki współczesnej. (A.S.)

3. Nan Goldin, "Devil's Playground", Centrum Sztuki Współczesnej, Zamek Ujazdowski, komisarz: Milada Ślizińska. Znakomita monograficzna prezentacja fotografii Nan Goldin. Ekspozycja, wywołująca sprzeciw z powodu swej drastyczności, była bardzo wymowną i indywidualną kroniką doby AIDS. Recenzja z niej mogłaby nosić tytuł “Puste łóżka, pełne groby". Zdjęcia robią wrażenie zupełnie przypadkowych i w tym ich siła, bo sztuka winna powstawać trochę jakby od niechcenia albo z przypadku. (B.G.)

4. "Tylman van Gameren - architekt Warszawy". Zamek Królewski w Warszawie, komisarz: Anna Kuśmidrowicz-Król, projekt plastyczny: Agnieszka Putowska-Tomaszewska, makiety: Zbigniew Cheda. Najładniej zrealizowana ekspozycja, jaką obejrzałem w 2003 roku. Wystawa zbioru rysunków Tylmana van Gameren, najwybitniejszego architekta działającego w XVII-wiecznej Polsce, a zarazem kolekcjonera architektonicznych szkiców. Można było zobaczyć jego autorskie prace lub dzieła innych, które zgromadził i którymi często posługiwał się w swoich projektach. Świetne makiety budowli, ekspozycyjne pomysły, respektujące charakter pokazywanych dzieł. (B.D.)

5. "Leon Tarasewicz - Malarstwo", Centrum Sztuki Współczesnej, Zamek Ujazdowski, kurator: Milada Ślizińska. Ta zrealizowana z rozmachem i wyobraźnią wystawa okazała się apoteozą malarstwa, które wyszło poza ramy obrazu, biorąc w posiadanie przestrzeń galerii trzema podstawowymi kolorami: żółtym, czerwonym i niebieskim. Ba, barwa poradziła sobie nawet z bardzo nieprzyjaznym materiałem: zastygły w niej trzy betoniarki. Dotykaliśmy koloru, chodzili po nim, omijali. Mogliśmy uczestniczyć w jego radosnym, fizycznym doświadczeniu - mocno wpisanym w nowoczesność, a jednak z gruntu pierwotnym. (A.S.)

Bogusław Deptuła, Agnieszka Sabor

  • Muzyka klasyczna

1. Arte dei Suonatori - orkiestra barokowa - istnieje od 1993 roku; od pięciu lat aranżuje cykliczne koncerty “Muzyka Dawna - Persona Grata", w sierpniu w pocysterskim opactwie w Paradyżu po raz pierwszy zorganizowała festiwal “Muzyka w Raju". W ubiegłym roku poznański zespół wydał też pierwsze płyty: z uwerturami i koncertami fletowymi Georga Philippa Telemanna (z solistą Danem Laurinem) oraz cykl koncertów skrzypcowych Vivaldiego “La Stravaganza", z solistką Rachel Podger. Album jest majstersztykiem (wyróżnienie prestiżowego miesięcznika “Gramophone", nominacja do Cannes Classical Awards). Muzykę, wymagającą intensywnego i wysokiego poziomu zbiorowego porozumienia, Arte dopełniła jeszcze najwyższym rodzajem ekspresyjnej doskonałości. Nie tylko Niemcy, Włosi czy Francuzi mogą pięknie grać barok. Polak też potrafi...

2. Hanna Kulenty, "Koncert na trąbkę i orkiestrę". Międzynarodowa Rada Muzyczna przy UNESCO co roku organizuje przegląd utworów przedstawionych jej przez publiczne rozgłośnie radiowe. W tym roku przesłuchano 66 utworów z 34 krajów: najwięcej punktów zdobył koncert Hanny Kulenty (niesłychanie silna muzyczna forma, wciągająca słuchacza w sam środek zdarzeń, w której na pierwszym planie istnieje niepokój, obsesyjne kołowanie, urywane frazy instrumentu), skomponowany na zamówienie Programu 2 Polskiego Radia, prezentowany w nagraniu holenderskiego trębacza Marco Blaauwa i Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia pod dyrekcją Ronalda Zollmana. To ogromny sukces, jakby nieformalne “mistrzostwo świata", a trzeba jeszcze dodać, że w tym roku kompozytorka ukończyła także swoją drugą operę, kameralną “Hoffmannianę", według ostatniego scenariusza Andrieja Tarkowskiego (premiera 2004 w Berlinie).

3. Wrześniowa Warszawska Jesień przyniosła objawienie: wykonanie "Quatre chants pour franchir le seuil" Gérarda Griseya (na sopran i 15 instrumentów). Utwór powstał w 1998 roku na krótko przed nagłą śmiercią francuskiego kompozytora. Do końca życia nie zapomnę jednej sceny: kiedy wybrzmiały ostatnie takty “Czterech pieśni przy przekraczaniu progu", rozpoczęło się przedziwne domino, w którym uczestniczyli przede wszystkim kompozytorzy, różnych pokoleń i stylów, jak za pociągnięciem niewidzialnej ręki (czarodziejskiej różdżki...) wstając z miejsc w nabożnym skupieniu. “Quatre chants..." to jedna z najpiękniejszych kompozycji końca XX wieku. A może to początek wieku XXI...

4. Piotr Anderszewski nagrał Chopina (Virgin Classics, 2003). Miał powstać album z utworami Karola Szymanowskiego, są ballady, mazurki i polonezy. Zagrane według własnego wzoru, niekanonicznie, przez co odkrywczo i na nowo. Zjawiskowo i intymnie. Anderszewskiego często przyrównuje się do Glenna Gouda. Po jednym z ostatnich amerykańskich recitali krytyk “The Boston Globe" napisał: “Nie do końca przekonała mnie »Ballada f-moll«, choć absolutnie oczarowała". Interpretacje Anderszewskiego można kochać albo nienawidzić. Ja jestem z tych pierwszych.

5. Na koniec 2002 roku Mariusz Treliński przedstawił w warszawskiej Operze Narodowej “Don Giovanniego" Mozarta. W czerwcu tę inscenizację długo i gorąco oklaskiwała publiczność Los Angeles Opera. Inicjatorem projektu był dyrektor artystyczny amerykańskiej sceny, słynny tenor Placido Domingo. Koniec tego roku przyniósł kolejny, bardzo ważny projekt: "Damę pikową" Czajkowskiego na scenie berlińskiej Staatsoper, z Placido Domingo na scenie oraz Danielem Barenboimem za pulpitem dyrygenckim. Co dalej?

Tomasz Cyz

  • Jazz

1. Artysta roku: Tomasz Stańko. Podobnie jak poprzedni, także i ten rok należał do Tomasza Stańki. Artysta był w wybornej formie. Przygotował materiał na kolejną płytę, dał wiele koncertów, szefował nowemu festiwalowi w Bielsku-Białej. Niespodziankę sprawił też jazzowym ortodoksom: współpracą z DJ-jami udowodnił, że - podobnie jak niegdyś Miles - pozostaje otwarty na nowe zjawiska i wyzwania. Muzyka Stańki znajduje się w stanie ciągłej, choć przebiegającej bardzo dyskretnie ewolucji; artysta poszukuje nowych przestrzeni, barw, dąży do tego, co w jazzie najbardziej esencjonalne, zaś poprzez redukcję materiału dźwiękowego uzyskuje równowagę pomiędzy ekspresją a klarownością przekazu. W ostatecznym kształcie muzyki Stańki spory udział mają towarzyszący mu młodzi, lecz niezwykle kreatywni muzycy: pianista Marcin Wasilewski, basista Sławomir Kurkiewicz i perkusista Michał Miśkiewicz. Stańko został uhonorowany dwoma “Fryderykami" w kategorii Muzyk Roku i Album Roku (“Soul of Things").

2. Wydarzenie roku: koncert Keitha Jarretta w Warszawie. Koncert tria Jarretta (z Garym Peacockiem i Jackiem DeJohnette’em) odbył się 30 kwietnia w Sali Kongresowej. W swej muzyce artysta nawiązał przede wszystkim do tradycji; okazało się, że po latach poszukiwań i eksperymentów właśnie jazzowe standardy stanowią dla niego główne źródło inspiracji. Jarrett, pozostając przez cały występ w stanie niezwykłej koncentracji, odkrywał na nowo tematy Gershwina, Coltrane’a, Davisa, Parkera; sposób budowania muzycznej narracji, operowanie barwą, harmonią, odcieniami dynamicznymi (zwłaszcza w okolicach piano i pianissimo), niezwykła precyzja improwizacji i wręcz telepatyczna więź z sekcją stanowiły przykład niedościgłego mistrzostwa. Warszawski koncert był częścią europejskiego tournée pianisty, które zakończyło się w Sztokholmie, gdzie Jarrett odebrał z rąk króla Szwecji Polar Music Prize, uważaną przez wielu za odpowiednik muzycznego Nobla. Koncert Jarretta był promowany przez Erę Jazzu, która oprócz niego sprowadziła do Polski także innych znakomitych wykonawców: m.in. Dina Saluzziego z Pallem Danielssonem, Larry’ego Coryella, Davida Murraya (który grał z polskimi muzykami), Tootsa Thielemansa, Carlę Bley i Johna McLaughlina; każdy z tych koncertów był znaczącym wydarzeniem.

3. Płyta roku: Piotr Wojtasik, "Hope" (Power Bros Records). W jazzowych rankingach Wojtasik sytuuje się tuż za Tomaszem Stańką. Płyta nagrana wspólnie z Dave’em Liebmanem (dawnym współpracownikiem Davisa) potwierdza jego klasę jako instrumentalisty, kompozytora i aranżera. Album zbudowany jest wokół kontrastu, jaki powstał pomiędzy klasycznie grającym Wojtasikiem a szorstkim i “nieobliczalnym" dźwiękiem Liebmana. Muzyka jest generalnie utrzymana w stylistyce jazzu środka, zaś jej poziom skutecznie obala pogłoski o kryzysie (czy wręcz śmierci) tego gatunku.

4. Książka roku: Ryszard Wolański, "Leksykon polskiej muzyki rozrywkowej" (Agencja Artystyczna MTJ). W trzytomowej pracy Wolańskiego można odnaleźć niemal wszystkie ważniejsze postaci, związane także z polskim jazzem. Na uznanie zasługują solidnie sporządzone biografie oraz bardzo szczegółowe dyskografie. Jest to w tej chwili najbardziej aktualny polski leksykon, który z pewnością posłuży nie tylko fanom, ale i osobom zajmującym się zawodowo pisaniem o jazzie i muzyce rozrywkowej.

Bogdan Chmura

  • Rock

1. Loose Fur, "Loose Fur", Domino Records/Isound Labels. Wyrafinowana prostota to najcelniejsze określenie debiutanckiego albumu chicagowskiej grupy “Loose Fur". Brzmi on jak nie tyle pełnoprawny album, a zapis próby. Wrażenie to potęgują spontaniczne gitarowe solówki, potknięcia perkusisty, niewymuszone wokalizy. Luz i swada, ale przede wszystkim przypomnienie, że rock’n’roll to muzyka płynąca z duszy. Emocjonalna. Dużo tu odniesień tak do folkowej twórczości Dylana, jak i improwizacji spod znaku The Velvet Underground. Jednak “Loose Fur" na odniesieniach nie kończą. Wszak w skład formacji wchodzą najzdolniejsi muzycy z Chicago: Jeff Tweedy, Jim O’Rourke i Glenn Kotche.

2. Ryan Adams, "Rock'n'Roll", Lost Highway/Universal. Kolejny album przypominający o duchowości muzyki rockowej. Z tą różnicą, że Ryan Adams nie bawi się w sentymenty. Przynajmniej nie brzmieniowe. Jego “Rock’n’Roll" to niemal godzinna dawka rockowej ekspresji, energii. Słuchając tej płytki głośno trudno nie obawiać się o stan techniczny głośników. Proste, trójakordowe piosenki swoje korzenie wywodzą z punk rocka i nowej fali. Zgrzytliwe, brudne gitary kontrapunktowane są lirycznymi tekstami o odchodzących kobietach, niepowodzeniach życiowych. Do tego wszystkiego głos Adamsa, przypominający krzyk kogoś stojącego na skraju załamania nerwowego. Mocny, choć momentami przygnębiający, prawdziwie rockowy album.

3. Belle & Sebastian, "Dear Catastrophe Waitress", Rough Trade/Sonic. Za piosenkę “If You Find Yourself In Love", zwłaszcza za jej tekst. Takiej celebracji miłości i życia nie było już dawno. Czasami niewinność bardziej przemawia do wyobraźni niż setka ponurych przypowieści o śmierci. W dodatku jeśli odwołuje się do niewinnych linii melodycznych Simona & Garfunkela czy Nicka Drake’a.

Robert Ziębiński

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2004