10 sprawiedliwych

Prof. ANDRZEJ NOWAK: Najważniejsze, aby sami Rosjanie przybliżali się do prawdy o komunizmie. Aby dokonali moralnego rozrachunku, który cechuje wielką literaturę rosyjską XIX wieku, a którego tak bardzo zabrakło po 1993 roku w wewnątrzrosyjskiej debacie. Rozmawiał Wojciech Pięciak

17.03.2010

Czyta się kilka minut

Wojciech Pięciak: W jakim stopniu Rosja jest polityczno-moralnym spadkobiercą Związku Sowieckiego? Jakie racje przemawiają za tym, by formułować wobec niej jakieś oczekiwania w związku z Katyniem i innymi sowieckimi zbrodniami?

Andrzej Nowak: Federacja Rosyjska przejęła pełną odpowiedzialność polityczną i prawną za Związek Sowiecki. Jeśli ktoś twierdzi, że nie powinniśmy pytać Rosji o Katyń czy 17 września 1939 r., gdyż jest to już inny kraj, to - poza aspektami formalno--prawnymi - warto zaznaczyć, że same władze Rosji przyznają się do politycznej i historycznej schedy po ZSRR. W swej doktrynie państwowej Rosja przyjęła spuściznę po Związku Sowieckim jako jego kontynuatorka. Można też przypomnieć wypowiedzi prezydenta, a potem premiera Władimira Putina, bez wątpienia najważniejszego polityka rosyjskiego ostatnich 20 lat. Mówił o żalu, jaki budzi w nim fakt rozpadu Związku Sowieckiego, i wielokrotnie używał wobec Związku Sowieckiego pojęcia "maja strana": moja ojczyzna, mój kraj. Np. 1 września 2009 r. na Westerplatte mówił, że to "maja strana" dała wolność Niemcom po 1989 r.

Za chwilę w Katyniu odbędą się uroczystości 70. rocznicy tej zbrodni. W Polsce pojawia się oczekiwanie, czy dojdzie tam do przełomu w wymiarze nie tylko politycznym, ale też historyczno-moralnym. Czy to oczekiwanie realne?

Pojednanie między narodami ma kilka aspektów, w tym polityczny, międzypaństwowy. Było czymś naturalnym, że po odzyskaniu niepodległości władze Polski wyrażały oczekiwania społeczne, także osób, które były ofiarami Związku Sowieckiego albo należały do rodzin ofiar i miały nadzieję na jakieś zadośćuczynienie ze strony Rosji, choćby moralne. Wydaje mi się, że szansa na pojednanie na tym gruncie międzypaństwowym była na początku lat 90., gdy polityka władz Rosji szła w kierunku rozliczenia ze zbrodniami sowieckimi. Był to krótki okres, lata 1991-93. W stosunkach polsko-rosyjskich zyskał on swe zwieńczenie - szkoda, że dziś zapomniane - w postaci wizyty prezydenta Borysa Jelcyna na Powązkach. 24 sierpnia 1993 r. złożył on kwiaty pod pomnikiem katyńskim. Przypomnę jego słowa: "Polacy, przebaczcie nam, jeśli możecie". Nie widzę powodów, by zarzucać Jelcynowi nieszczerość czy koniunkturalność. Nikt z władz na Kremlu - ani wcześniej, ani potem - w sposób tak jednoznaczny nie potępił zbrodni katyńskiej i nie przyjął tak jednoznacznie za nią odpowiedzialności.

Jednak historyczna "odwilż" szybko się skończyła, jeszcze za rządów Jelcyna.

Niestety, gwałtowne przesunięcie w kierunku neoimperialnym w debacie wewnętrznej w Rosji - co zaczęło się około 1993 r. i trwa do dziś - sprawiło, że Rosja odeszła od rozliczeń z systemem sowieckim i nie bardzo chce, albo też do niedawna nie bardzo chciała, do tego wracać. Trzeba powiedzieć, że wtedy, w latach 1991-93, chyba strona polska nie była przygotowana do podjęcia ręki, którą wyciągał Jelcyn. Może dlatego, że relacje polsko-rosyjskie były wtedy mocno nakierowane na sprawy polityczne, tematem numer jeden była zgoda czy niezgoda Rosji na wejście Polski do NATO.

Dlaczego słowa Jelcyna z 1993 r. zostały tak szybko zapomniane?

Sprawiła to zwłaszcza ewolucja wewnętrzna Rosji i jej polityki historycznej w następnych latach. Dlatego moralno-polityczny gest Jelcyna wart jest dziś przypomnienia i nabiera wyjątkowego znaczenia. Warto też przypomnieć, że po nim było jeszcze kilka innych gestów, dziś również zapomnianych. Przykładowo, delegacja Rodzin Katyńskich została przyjęta przez doradców Jelcyna i przez wiceprezydenta Rosji (wtedy istniała taka funkcja) Aleksandra Ruckoja, którzy przeprosili krewnych ofiar za tę zbrodnię. Ruckoj odwiedził też Katyń. Słyszałem niedawno opinię, że zapowiedziana obecność premiera Putina na kwietniowych uroczystościach będzie pierwszą wizytą w Katyniu przedstawiciela najwyższych władz Rosji. To nieprawda, wcześniej nad grobami katyńskimi stanął właśnie Ruckoj.

Pewne gesty historyczne wykonywał też Putin, np. w 2002 r. w Warszawie.

W styczniu 2002 r. ówczesny prezydent Putin odwiedził Polskę i rzeczywiście czynił rozmaite bardzo daleko idące gesty, m.in. złożył kwiaty pod pomnikiem Polskiego Państwa Podziemnego. Tyle że gest ten sprawiał już wtedy wrażenie koniunkturalnego: był silnie powiązany z polityką, Putin zabiegał o to, aby podmioty rosyjskie mogły przejąć gdański Naftoport. Ostatecznie to się Rosjanom nie udało, rząd SLD nie wyraził zgody, a warszawski gest Putina zawisł w próżni. Tymczasem gest Jelcyna z 1993 r. pojawił się w kontekście całej ówczesnej polityki historycznej władz Rosji, nastawionej wtedy - podkreślę raz jeszcze, bo nawet w Polsce mało kto o tym pamięta - na rozliczenie sowieckich zbrodni. Natomiast gesty Putina wyglądały - wyglądają - zupełnie inaczej właśnie ze względu na radykalnie inny kontekst polityki historycznej Rosji, za którą odpowiada prezydent, a teraz premier Putin. To sprawia, że jego gesty trudno przyjąć jako szczere. Pokazało to także przygotowanie propagandowe w Rosji do jego wystąpienia na Westerplatte. O płynących wtedy z Rosji głosach - ze strony czynników oficjalnych oraz sterowanych przez władze mediów - można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że ich celem było pojednanie i prawda historyczna. Dziś, w przeddzień niemal reżyserowanego przez premiera Putina spotkania w Katyniu, prokuratura Federacji Rosyjskiej wszczęła postępowanie przeciwko miesięcznikowi "Nowaja Polsza": polski głos w Rosji, redagowany przez niestrudzonego prof. Jerzego Pomianowskiego, jest ścigany jako "ekstremistyczna publikacja"... To jest istotny kontekst dla zaproszenia premiera Tuska do Katynia. To jest odzwierciedlenie obecnej polityki rosyjskiej w sprawie stosunków z Polską.

A w przyszłości? Jaka jest szansa, że polityka historyczna Rosji się zmieni?

W przypadku zbliżających się obchodów katyńskich sprawą niezmiernie ważną jest to, w jakim stopniu osoby współcześnie żyjące mogą czuć odpowiedzialność bądź domagać się odpowiedzialności za zbrodnie sprzed 70 lat. Powiem tak: boli mnie fakt, że polskie media nie zwracają uwagi na to, iż w roli gospodarza uroczystości katyńskich występuje polityk, który pierwszą część swej kariery uwieńczył jako podpułkownik KGB. W każdej innej sprawie dotyczącej relacji polsko-rosyjskich - związanej np. z gazem czy żeglugą na Zalewie Wiślanym - ten fakt nie ma może istotnego znaczenia. Ale w tej jednej, spotkania nad grobami ofiar NKWD, ma znaczenie ogromne. Putin nigdy nie potępił ani nawet nie skrytykował KGB, tej organizacji, której przez 17 lat służył, a która była kontynuatorką morderców z Katynia. Putin miałby pełne prawo wystąpić z orędziem pojednania w Katyniu, ale pod warunkiem, że wypowiedziałby słowa jednoznacznego potępienia swojej organizacji - tej, która zamordowała tam (i w tylu innych miejscach) obywateli polskich.

Tego Putin chyba nigdy nie zrobi.

Jeśli nie zrobi, wówczas w Katyniu będziemy mieć do czynienia z szyderstwem. Tego się obawiam: jakiejś inscenizacji szyderstwa nad grobami. Nie mogę zapomnieć sceny, którą oglądałem w brytyjskim filmie dokumentalnym poświęconym Putinowi: jak prezydent-elekt tuż po wyborze w 2000 roku spotyka się na Łubiance - kiedyś siedzibie NKWD, a teraz służb specjalnych Rosji - i melduje wykonanie zadania towarzyszom oficerom: że oto KGB wróciło do władzy. Robi to niesamowite wrażenie.

Intencję dokonania przełomu moralnego w stosunkach między naszymi państwami mogłoby wyrazić tylko jedno zaproszenie: gdyby głowa państwa zaprosiła głowę państwa, prezydent Miedwiediew (nieuwikłany w przeszłość KGB-owską) - prezydenta Kaczyńskiego. Wiem, że z politycznych powodów byłoby trudno to sobie wyobrazić, ale przełomy historyczno-moralne zawsze są trudne. Jeśli rzeczywiście mają być przełomem, wymagają wzniesienia się ponad niedogodnościami politycznymi. Dziś wiemy, jak niełatwo było polskim biskupom wystosować list z 1965 r. do biskupów niemieckich, ze słowami "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie".

Obserwuje Pan dyskusje polityczno-historyczne w Rosji. Czy są tam jakieś sygnały zmian w dominujących dziś interpretacjach historycznych?

Z nadzieją patrzę na zjawisko, które obserwuję od niedawna: rosnącą rolę Cerkwi w polityce historycznej Rosji i zmianę jej nastawienia do historii. Dopóki rządził poprzedni patriarcha Aleksy, dopóty Cerkiew prawosławna żyrowała politykę historyczną Putina, wedle której w komunizmie były błędy i nawet zbrodnie, ale w sumie komunizm, a zwłaszcza Stalin, odtworzył imperialną pozycję Rosji i dlatego zasługuje na docenienie także przez Cerkiew. Dziś Cerkiew coraz silniej akcentuje złą ocenę dziedzictwa komunistycznego, bez relatywizowania. Staje po stronie ofiar. W sprawie stosunku Cerkwi do Katynia ważne było przypomnienie, jakie uczynił prof. Adam Rotfeld: w rozmowie z nowym patriarchą Kiryłem przypomniał on, że w Katyniu zginęło wielu obywateli Rzeczypospolitej wyznania prawosławnego.

Zginął tam naczelny kapelan prawosławny Wojska Polskiego Szymon Fedorenko, wzięty do sowieckiej niewoli w 1939 r. Miał trzech synów: Aleksander dostał się do armii polskiej na Zachodzie, był lotnikiem w dywizjonie bombowym, zginął w 1944 r. podczas nalotu na Mannheim. Orest i Wiaczesław walczyli w Powstaniu Warszawskim, obaj zginęli. Rodzina ma symboliczny grób na cmentarzu prawosławnym w Warszawie.

Polscy oficerowie, urzędnicy czy policjanci byli nie tylko wyznania katolickiego, ale także ewangelickiego, mojżeszowego i prawosławnego. Polscy prawosławni leżą także w innych miejscach tej zbrodni, symbolicznie nazywanej katyńską.

Dlaczego zmiana nastawienia Cerkwi ma dla Pana takie znaczenie?

Ponieważ przywraca moralne proporcje oceny systemu sowieckiego, które w minionym 15-leciu zostały dramatycznie zakłócone przez politykę władz Rosji. Myślę, że na gruncie prawdy o systemie sowieckim będzie można w przyszłości - mam nadzieję, że niedługiej - znaleźć szansę pojednania Polaków z Rosjanami. Nie wiem, czy władze państwowe będą w tym uczestniczyć. Ale, choć ważne, nie to wydaje mi się najważniejsze. Najważniejsze jest, aby sami Rosjanie przybliżali się do prawdy o systemie komunistycznym. Aby dokonali moralnego rozrachunku, który cechuje przecież wielką literaturę rosyjską XIX w., a którego tak bardzo zabrakło po 1993 r. w wewnątrzrosyjskiej debacie. Nawet jeśli są w niej pojedyncze głosy, które brzmią inaczej niż Kreml.

Jak silne są takie głosy "innej Rosji"?

Dla prawdy o Katyniu ogromne znaczenie ma działalność grupy historyków ze stowarzyszenia "Memoriał". Przypomnienia o tym, że taka grupa jest, pojawiają się już jakby rytualnie przy kolejnych rocznicach katyńskich. Także dziś. Ale chciałbym, całkiem nierytualnie, oddać im szacunek. Także dlatego, gdyż część tych ludzi mam zaszczyt znać i wiem, w jakich warunkach pracują. Niektórzy za dążenie do prawdy płacą życiem - np. za prawdę o Czeczenii. Ludzie z "Memoriału" zasługują na wdzięczność nas, Polaków. Sam fakt, że są, ma ogromne znaczenie dla moralnego aspektu relacji polsko-rosyjskich. Jak mówi Biblia, choćby znalazło się tylko dziesięciu sprawiedliwych, tak długo bilans moralny - jeżeli można sporządzać tu bilanse moralne - nie jest jednoznacznie zły. Są także tacy ludzie jak Władimir Bukowski, Jelena Boner i inni, których nazwiska przychodzą niemal automatycznie do głowy. Oni występują symbolicznie za tysiące innych Rosjan, którzy myślą uczciwie o historii. Ale dziś jest ich nie więcej niż tysiące, może dziesiątki, ale już na pewno nie setki tysięcy. Dlatego przywiązuję taką wagę do zmiany w polityce historycznej Cerkwi, gdyż ona może oddziaływać na znacznie większą skalę społeczną.

Czy są jeszcze jakieś konkretne sygnały zmian w Cerkwi?

Najgłośniejszym filmem w Rosji w ostatnich miesiącach jest film Pawła Łungina "Car", Rosjanie żywo o nim dyskutują. Po raz pierwszy pokazuje on Iwana Groźnego jako władcę jednoznacznie złego. Natomiast pozytywnym bohaterem jest metropolita Filip, zamordowany przez Iwana. To odwrócenie przesłania słynnego filmu Siergieja Eisen­steina "Iwan Groźny" z 1944 r.: tam pozytywną postacią był Iwan, a wszystkie jego zbrodnie były usprawiedliwiane, jako popełniane dla dobra państwa. Cerkiew wspierała promocyjnie film Łungina.

Inny przykład to chyba największy projekt polityki historycznej realizowany w Rosji w ostatnich latach: trwający rok program telewizyjny "Imia Rossija" ("Imię Rosja"). Telewidzowie wybierają w nim najwybitniejszą postać z historii Rosji. Co ciekawe, władze polityczne sugerowały, by tym razem nie wygrał Stalin, który zwyciężał w poprzednich rankingach. Promowano za to wybitnych działaczy politycznych Rosji carskiej. Tymczasem Cerkiew faworyzowała Aleksandra Newskiego: księcia Nowogrodu, postać z odległej, XIII-wiecznej przeszłości, który każdemu Rosjaninowi kojarzy się z jednym tylko cytatem: "Kto z mieczem na Ruś przychodzi, ten od miecza ginie". Oczywiście, Aleksander symbolizuje nie prozachodnią, ale tzw. osobną ścieżkę historycznego rozwoju Rosji. Ale jest też prawosławnym świętym i w takich kategoriach, jako symbol prawosławnej tożsamości Rosji, był promowany w tym rankingu, który nieoczekiwanie wygrał. To pokazuje rosnący wpływ Cerkwi.

I jeszcze jeden przykład: dwutomowe dzieło, wielka synteza dziejów Rosji w XX wieku, wydane w 2009 r. przez MGIMO, główną szkołę polityczno-dyplomatyczną w Moskwie. Ktoś może zapytać: co ma MGIMO do Cerkwi? Otóż redaktorem tej liczącej 1600 stron syntezy jest profesor MGIMO Andriej Zubow, wybitny intelektualista związany z Cerkwią. Zubow starał się dobrać autorów antologii z podobnego "klucza". Efekt jest taki, że jego synteza po raz pierwszy pokazuje z całą ostrością męczeństwo zarówno Rosjan, jak i nierosyjskich narodów w systemie sowieckim. Słowa tam padające - o pakcie Ribbentrop-Mołotow, o 17 września, o okupacji Polski - mogłyby zawstydzić niejednego z polskich polityków, którzy zdawali się sugerować, że może powinniśmy wycofać się ze stwierdzeń, iż Katyń był ludobójstwem. Nie, w tej książce wszystko to jest nazwane po imieniu, jako zbrodnia i rana na stosunkach rosyjsko--polskich, którą tylko wyznanie win może uleczyć. Książka ta, tak odmienna od propagandy historycznej rządu Putina, może być zwiastunem zmian na lepsze.

Od jakich czynników zależy, czy za 10-20 lat w Rosji nastąpi zmiana w postrzeganiu historii XX w., w wymiarze społecznym czy nawet politycznym?

Czynników jest pewnie więcej, niż byśmy sobie byli w stanie wyobrazić... Jednym z tych, które na pewno trzeba wziąć pod uwagę, jest stabilizacja wewnętrzna, którą Rosja dziś zresztą uzyskała. Dziś nie dominuje już tak bardzo jak w minionych 15 latach strach przed rozpadem, przed unicestwieniem Rosji jako podmiotu na arenie globalnej. A skoro ten strach się zmniejsza, zmniejsza się też podatność na szantaż moralno-polityczny, do jakiego władze Rosji uciekały się wobec społeczeństwa w minionych latach. Wyglądał on mniej więcej tak: musimy akcentować wszystko, co służy sile państwa i co w przeszłości tę siłę symbolizowało. Natomiast wszystko, co tę siłę mogłoby podważać, a więc również pamięć o zbrodniach, powinniśmy usuwać w cień, bo inaczej wykorzystają to nasi zewnętrzni wrogowie.

Dziś siła tego szantażu słabnie, rośnie więc szansa na spokojny rozrachunek. Nie gwałtowny, niemający charakteru nagłego przypływu, jak po roku 1990-91, ale spokojniejszej refleksji. Oczywiście, taka refleksja, kiedy się pojawi, obejmie niewielką część społeczeństwa. Większość Rosjan jest obojętna na historię. Pamiętajmy więc o proporcjach: rzecz dotyczy może kilku, kilkunastu procent społeczeństwa, dla których to ważne sprawy. Ale, oczywiście, ta grupa ma zasadnicze znaczenie i jest istotne, czy ona wciąż będzie myśleć o swym kraju w kategoriach zagrożonego imperium, czy też będzie myśleć o Rosji w kategoriach dziedzictwa, także moralnego, które trzeba przechować. A przechować można je tylko w prawdzie.

Można odnieść wrażenie, że ewentualne przemiany w rosyjskiej pamięci zbiorowej traktuje Pan jak funkcję zmian w sytuacji społecznej i politycznej w Rosji.

Jedno wiąże się z drugim. Ale działają także siły pozahistoryczne, o których najtrudniej mówić. One także wpływają na nasze wybory, sytuacje, na nasze dusze. Tego nie sposób przewidzieć. Na przykład, nam zdarzył się kiedyś Jan Paweł II. Życzę Rosjanom, żeby również im zdarzyło się coś tak wspaniałego, co mogłoby również poprawić nasze stosunki. Ale to już kalkulacje pozaracjonalne.

Prof. ANDRZEJ NOWAK (ur. 1960) jest historykiem, wykładowcą UJ, kierownikiem Pracowni Dziejów Rosji i ZSRR w Instytucie Historii PAN oraz redaktorem naczelnym pisma "Arcana". Wykładał historię Europy Wschodniej na uniwersytetach w USA, Czechach i Japonii. W latach 80. członek Solidarności i redaktor podziemnego pisma "Arka". Autor wielu książek: m.in. "Między carem a rewolucją. Studium politycznej wyobraźni i postaw Wielkiej Emigracji" (1994), "Polacy, Rosjanie i biesy. Studia i szkice historyczne z XIX wieku" (1998), "Od Imperium do imperium. Spojrzenia na historię Europy Wschodniej" (2004), "Ofiary, imperia i historycy. Studium przypadków" (2009).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2010