Zostawcie Okrzeję

Z ulic polskich miast znikają nie tylko komunistyczni patroni. Próbuje się wyrzucać nazwiska także patriotów. Winny jest prostacki „antypeerelizm”.

18.09.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Wojciech Pacewicz / PAP
/ Fot. Wojciech Pacewicz / PAP

„Jeszcze niedawno mieszkałem niedaleko ul. Kazimierza Pużaka i nie pamiętam, by wzbudzało to jakieś kontrowersje. Nazwy ulic honorujące byłych działaczy PPS nikomu nie przeszkadzają” – odpowiedziałem kilka lat temu działaczowi Młodych Socjalistów Mateuszowi Mirysowi, który stwierdził w wywiadzie, jakiego mi udzielał, że „zmienia się nazwy ulic określonych nazwiskami osób związanych z lewicą, ale niekoniecznie z reżimem PRL”.

Dziś muszę zrewidować moją ówczesną pewność siebie. Samorząd Piły zaproponował właśnie, by odebrać ulicę Bolesławowi Limanowskiemu. Ten polski patriota i współzałożyciel PPS, senator okresu między- wojennego, nie miał nic wspólnego z totalitaryzmem. W 1921 r. pisał o sowieckiej Rosji, iż „rządy bolszewickie dają nowe doświadczenie dziejowe, że droga przez nich wybrana może wprawdzie doprowadzić do komunizmu, ale ten komunizm będzie komunizmem niewolników, jaki był już istniał w świecie starożytnym. (…) [Bolszewicy] wytworzyli istotnie rząd potężny o żelaznym ramieniu, równający się z despotyzmem dawnych mocarzy azjatyckich, silniejszy od byłego rządu carskiego, a swoją grozą i okrucieństwem prześcigający nawet rządy Iwana Groźnego”.

Winna ignorancja, nie ustawa

Fakt, że nazwa ulicy Limanowskiego znalazła się na liście przedstawionej do konsultacji społecznych, zakrawa na absurd, podobnie zresztą, jak jego „sąsiedzi”: ul. 9 Maja (zmienią na 8 Maja?) czy Stefana Okrzei. Ten jest ostatnio dekomunizowany wręcz regularnie. Wykreślić z mapy miasta chcą go także władze Bogatyni (zastąpić ma go Danuta Siedzikówna „Inka”), a pół roku temu próbowano w Krasnymstawie (Okrzeję miał zastąpić św. Jan Paweł II), czemu przeciwstawili się jednak mieszkańcy. Część z nich z pewnością po to, by nie mieć problemu ze zmianą dokumentów i nauką nowego adresu, ale część – i to wiadomo z lokalnych mediów – ponieważ przy okazji dowiedzieli się, kim był patron ich ulicy: członkiem PPS i jej Organizacji Bojowej, w 1905 r. skazanym na śmierć za zamach na carski komisariat i zastrzelenie policjanta.

Problemem nie jest sama ustawa. Okrzeja czy Limanowski z pewnością nie „symbolizują komunizmu lub innego ustroju totalitarnego” ani też „represyjnego, autorytarnego i niesuwerennego systemu władzy w Polsce w latach 1944–1989”. Winna jest z reguły po prostu historyczna ignorancja.

Inżynieria pamięci

Usuwanie komunistycznych patronów z przestrzeni publicznej ma charakter inżynierii pamięci, która nie jest niczym nadzwyczajnym. Pomnik, nazwa ulicy, tablica pamiątkowa poświęcona komuniście, bolszewikowi, bohaterowi Związku Sowieckiego – to wszystko, nacechowane jednoznacznie afirmatywnie, sprzeczne jest z antykomunistycznym mitem założycielskim współczesnej Rzeczypospolitej, w myśl którego jej początkiem jest obalenie PRL, a nowa rzeczywistość demokratyczna budowana jest w opozycji wobec demokracji ludowej. Akt usuwania nazwy ulicy oznacza odcięcie się od przeszłości, zwłaszcza gdy w jej miejsce ustanawia się nowego patrona, wywodzącego się ze współczesnego panteonu (świetnie to widać np. w Bogatyni, gdzie ul. Michała „Roli” Żymierskiego ma zastąpić ul. gen. Augusta „Nila” Fieldorfa).

Ulice można by numerować lub nadawać im tylko nazwy neutralne, takie jak Kwiatowa, Południowa itp. Ale inżynieria pamięci sprowadza wartości, które łączą nas jako wspólnotę, do jednego mianownika i nie ma co się na to oburzać. Mianownik ten musi być jednak względnie szeroki, by wartości te rzeczywiście były wspólne – a w konsekwencji kryteria doboru patronów powinny się mieścić w bardzo ogólnych ramach. Co do zasady przyjmujemy, że starania o odzyskanie niepodległości są dobre, że odrzucamy systemy totalitarne i że napisanie ważnych dla wspólnoty książek jest godne pochwały.

Dlatego ulice w naszych miastach mają Józef Piłsudski pomimo procesów brzeskich i Berezy, Roman Dmowski pomimo postępującej wraz z wiekiem antysemickiej paranoi, Adam Mickiewicz mimo polityczno-mistycznych odlotów. Nie może mieć dla nas znaczenia (jak mniemam, tak jest w przypadku nieszczęsnego Okrzei), kto i kiedy nazywał ulicę, bo może skończyć się to jak w jednym ze skeczów z programu „Za chwilę dalszy ciąg programu”: grający radnego Wojciech Mann stwierdza, że należy zmienić nazwę ul. Uśmiechu na inną, ponieważ „my wiemy, kto nadał tę nazwę i kto się wtedyuśmiechał”.

Granice rewizjonizmu

Uśmiechał się wtedy nie tylko Władysław Gomułka, ale także miliony Polek i Polaków, niekoniecznie działacze PZPR czy współpracownicy SB. PRL to nie była czarna dziura. Mimo że było to autorytarne państwo, które niewoliło swoich obywateli i prowadziło absurdalną politykę gospodarczą, życie w nim się toczyło – powstawały nowe budynki i drogi, ludzie pracowali, tworzyli dzieła literackie i zdobywali medale na imprezach sportowych. Tymczasem można odnieść wrażenie, że co bardziej gorliwi chcieliby wymazać cały okres 1944-89 z kart historii.

Na problemy z tym związane zwraca uwagę prof. Jerzy Eisler w ciekawym wywiadzie udzielonym „Nowemu Obywatelowi”: „Czy ulica 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki też jest do wymiany? A I Armii WP? Zaczyna to być niebezpieczne, gdzieś wypadałoby jednak postawić granice rewizjonizmowi, bo odebranie upamiętnienia to jedna z najbardziej surowych kar symbolicznych” – mówi historyk. Ja spytam z kolei, czy zmienimy jeszcze nazwę ul. Stefana Kisielewskiego – przecież zdaniem Józefa Mackiewicza (w Lublinie ich ulice się krzyżują) wręcz kolaborował z komuną, bo był przez osiem lat posłem PRL? Czy dekomunizować będziemy także ulicę należącego do PZPR architekta, dzięki któremu w nowych dzielnicach wybudowanych kilkadziesiąt lat temu do dziś mieszka się wygodnie? Albo robotników, którzy ciężko pracowali na rzecz wykonania planu sześcioletniego? Takie podejście może być nie tylko niesprawiedliwe, ale także niszczy i dezorientuje wspólnotę co do wartości, które ją spajają – a taką jest z pewnością dobra praca.

Antykomunizm (czy raczej: antypeerelizm) rozumiany po prostacku przesłania odcienie szarości, których było w naszej historii bez liku. Przy dekomunizacji (i w ogóle zmianach ulic) nie możemy zapominać o tym, że polskość składa się z licznych niekonsekwencji: postaw bohaterów ginących i narażających na śmierć w beznadziejnej walce postronnych ludzi, urzędników obcych państw modernizujących kraj, wybitnych osobistości o kosmicznych przekonaniach, postaci o złożonych tożsamościach niemieszczących się w schematycznym podziale na „swój” i „obcy”. Należy oczywiście pokazywać, jakie postawy były mniej, a jakie bardziej sensowne, stąd np. warto w większym stopniu niż dotychczas doceniać czy to bitwę warszawską, czy powstanie wielkopolskie lub zrywy śląskie z tego samego okresu, w miejsce nieustannego fetowania klęsk. Co nie oznacza likwidacji ulic powstańców warszawskich czy styczniowych.

Natomiast decyzja, by nie uczcić kogoś ulicą, to co innego niż odebranie upamiętnienia. Dekomunizacją musi zajmować się głowa, a nie serce i zaciśnięta pięść. ©

Autor jest politologiem, zastępcą redaktora naczelnego internetowego miesięcznika idei „Nowa Konfederacja”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2016