Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Intencje autora wydają się czytelne - poddać braci Kaczyńskich miażdżącej krytyce. Czyni to dwutorowo: z jednej strony odwołując się do wydarzeń z okresu PRL, przełomu i swojej prezydentury; z drugiej - do posunięć rządu Jarosława Kaczyńskiego. Czytelnik nie ma jednak łatwego zadania, jeśli zależy mu na zważeniu racji byłego prezydenta; musi się przebić choćby przez lawinę inwektyw, które autor rzuca na swoich oponentów. Wałęsa próbuje uzasadniać ten styl wypowiedzi. Jego zdaniem, skoro "od miesięcy słyszymy, że nasz największy pokoleniowy sukces i finezyjne bezkrwawe zwycięstwo nad totalitaryzmem to nieudany eksperyment, a nawet oszustwo", a "arogancja, pycha i bezwzględność władzy przekracza wszelkie granice państwa demokratycznego", przeto i jemu wolno posłużyć się narzędziami rozliczeń, ocen i oskarżeń (choć zdaje sobie sprawę, że to broń obosieczna).
Trudno dyskutować z legendą. Gdy jednak Wałęsa sięga po formę publicystyczną, wypada wskazać słabsze punkty jego wypowiedzi. Autor ubolewa, że granice dobrego smaku i przyzwoitości w polityce przesunięte zostały za daleko. Słusznie krytykuje skupianie w jednym ręku coraz większej władzy, pisze, że przez lata metody politycznego działania braci Kaczyńskich "się nie zmieniły, a tylko dojrzały. Robią zamach na wymiar sprawiedliwości, podważają niezawisłość sądów, kwestionują orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, podrzucają kwity, zawłaszczają media, straszą ludzi. To są Kaczyńscy: twierdzą, że władzy raz zdobytej nie oddadzą nigdy". Warto wszelako w tym miejscu przypomnieć proklamowaną przez Wałęsę "wojnę na górze", w wyniku której - jak pisał prof. Andrzej Garlicki - "mit czystości moralnej »Solidarności« został pogrzebany przez jej przywódcę". To także były prezydent uczył kolejnych przywódców zwiększania wpływów politycznych przez naginanie prawa, szukanie luk, zaskakiwanie faktami dokonanymi. Dlatego dziś, mimo że racja jest po jego stronie, jako moralista nie brzmi dość wiarygodnie.
Rzecz nie w tym, by ojciec chrzestny polskiej wolności bił się w piersi. Obiektywna analiza mogłaby jednak zjednać czytelników byłemu prezydentowi. Zbyt emocjonalny ton i nieposkromiona duma działają na niekorzyść tej książki - i jej autora. Kiedy wspomina debatę telewizyjną z Aleksandrem Kwaśniewskim przed wyborami prezydenckimi w 1995 r., sam mówi, że być może zgubiła go pycha: "Zawsze pomagała mi zwyciężać, tym razem mi nie pomogła". Podobnie z książką. Od symbolu wymaga się więcej.
Na marginesie warto zauważyć, że Lech Wałęsa składa w swojej książce hołd Borysowi Jelcynowi. "Moją III RP" napisał w czerwcu bieżącego roku, więc zaraz po śmierci byłego rosyjskiego prezydenta. "Jelcyn potwierdził - ocenia Wałęsa - że Rosjanin, więcej - polityk rosyjski, ba, przywódca Rosji, może być przyjacielem Polski i Polaków. (...) Gościłem przywódcę Rosji w Polsce w sierpniu 1993 roku. Wtedy po raz pierwszy i jedyny Rosja ustami swojego przywódcy uznała prawo Rzeczypospolitej do suwerennego wyboru własnej drogi w polityce zagranicznej i wchodzenia do sojuszy międzynarodowych zgodnie z naszą polską racją stanu. (...) Zasługi Jelcyna są niezaprzeczalne: dla nas, Polaków, dla tej części Europy, dla całej Europy i świata".
Lech Wałęsa, "Moja III RP. Straciłem cierpliwość!", Warszawa 2007, Świat Książki.