Zło mniejsze, zło większe

W przypadku Drezna zapewne, chodziło także o terror - zwyczajny czy nie - czyli o sparaliżowanie niemieckiego społeczeństwa. Ten element był wkalkulowany w nalot na Drezno, podobnie zresztą jak we wszystkie wielkie naloty w ostatniej fazie wojny.

JOACHIM TRENKNER: - Dyskusja w Dreźnie o nalocie na to miasto w 1945 r. i w ogóle o alianckich nalotach na Niemcy podczas II wojny światowej ma niezwykle emocjonalny charakter. Jak patrzą na to Brytyjczycy dziś, 60 lat po wojnie?

FREDERICK TAYLOR: - Moja książka o tym nalocie, pt. “Drezno, 13 lutego 1945 r. - militarna logika czy zwyczajny terror?", ukazała się w Wielkiej Brytanii rok temu. Do mnie oraz do redakcji gazet, które ją omówiły, napłynęło bardzo dużo listów od czytelników. Wiele z nich miało bardzo emocjonalny charakter.

- Niemiecki przekład książki trafił niedawno do księgarń. Niektórzy recenzenci i czytelnicy mówią, że przesadził Pan twierdząc, iż Drezno było ważnym ośrodkiem przemysłowym dla niemieckiego wysiłku zbrojeniowego w ostatnich miesiącach wojny. Krytycy ci twierdzą, że to nieprawda, i że taką tezą usiłuje Pan usprawiedliwić nalot.

- Być może w wielu przypadkach są to ci sami Niemcy, którzy od zawsze powtarzali legendę, jakoby Drezno było “miastem pozbawionym zakładów przemysłowych", i dlatego “bez znaczenia militarnego". W mojej książce kwestionuję obie te tezy po to, aby stworzyć bliższy prawdzie historycznej obraz Drezna z lat wojny, a tym samym także roli tego miasta w hitlerowskich Niemczech, i aby dzięki temu dyskusja mogła być prowadzona mniej emocjonalnie, a bardziej merytorycznie. Z moich badań wynika, że na potrzeby przemysłu zbrojeniowego pracowało wówczas w Dreźnie co najmniej 70 tys. robotników. Miasto było więc ważnym - i uprawnionym - celem dla alianckich bombowców. Poza tym, atakując z powietrza ważne miasta położone na zapleczu niemieckiego frontu wschodniego, zachodni alianci chcieli pomóc Rosjanom, którzy wtedy zbliżali się już do Odry.

- Czy zatem nalot na Drezno był - by użyć podtytułu Pańskiej książki - elementem "militarnej logiki", czy też "zwyczajnego terroru"?

- Uważam, że w przypadku Drezna imperatyw militarny był istotniejszy. Zapewne, chodziło także o “terror" - zwyczajny czy nie - czyli o sparaliżowanie niemieckiego społeczeństwa. Ten element był wkalkulowany w nalot na Drezno, podobnie zresztą jak we wszystkie wielkie naloty w ostatniej fazie wojny. Z punktu widzenia brytyjskich sztabowców, którzy je planowali, ogromne straty wśród mieszkańców bombardowanych miast były czymś moralnie obojętnym. Tak to po prostu było w ostatnim roku wojny. Skutki nalotu na Drezno można uznać za przerażające, ale i tak miał on większy sens niż np. bombardowanie Pforzheim czy Würzburga [podczas nalotów na te miasta w lutym i marcu 1945 r. zginęło proporcjonalnie więcej ludzi niż w Dreźnie; oba miasta zostały całkiem zniszczone - red.]. Nie mówię tego bynajmniej z lekkim sercem, jako człowiek i jako Brytyjczyk. Ale jako historyk muszę przede wszystkim podjąć próbę zrozumienia tego, co się wówczas działo, oraz ocenienia faktów. Natomiast czytelnicy mojej książki muszą sami ocenić, czy nalot był usprawiedliwiony moralnie, czy też nie.

- Przed niedawną wizytą brytyjskiej królowej w Berlinie niemiecka gazeta bulwarowa "Bild" sugerowała, że powinna ona publicznie przeprosić za nalot na Drezno. Królowa złożyła kwiaty przed miejscem pamięci ofiar wojny w Berlinie, ale oczywiście za nic nie przepraszała. Czy powinna to uczynić?

- To dość problematyczne... Królowa mogłaby wyrazić ubolewanie, że tylu ludzi musiało umrzeć i zniszczone zostało tak piękne miasto. Takie są właśnie, na ile mogę to ocenić, odczucia większości Brytyjczyków. Natomiast przepraszać? Przepraszać powinno się kogoś niewinnego, kogo skrzywdziliśmy. A ówczesne Niemcy na pewno nie były niewinne. W 1939 r. hitlerowskie Niemcy napadły na Polskę. To przede wszystkim w Polsce, a potem także w ZSRR reżim nazistowski prowadził bezwzględną, ludobójczą wojnę totalną, mającą na celu wyniszczenie całych narodów. W pierwszych latach wojny Niemcy odnosili same zwycięstwa, jedno po drugim. Brytyjczycy i Amerykanie sięgnęli wtedy po bombowce niemal z rozpaczy, jako po jedyną broń, którą mogli skutecznie uderzać w państwo niemieckie. A była to broń niezwykle niszczycielska i nie czyniąca wyboru między tymi pojedynczymi Niemcami, którzy osobiście mieli coś na sumieniu, a tymi, którzy byli niewinni. Sądzę, że zachodni alianci byli świadomi, że bombardując niemieckie miasta przekraczają jakąś moralną granicę. Ale dla nich było to mniejsze zło w porównaniu z większym złem, z nazizmem, który musiał być usunięty.

- W swej książce opisuje Pan, jak podczas wielkiego nalotu na Hamburg w lipcu 1943 r. tysiące Niemców zginęło w schronach przeciwlotniczych i piwnicach z powodu zatrucia tlenkiem węgla, który wytwarzał się podczas pożarów. Nalot na Hamburg opisuje także niemiecki historyk Jörg Friedrich, autor dwóch bestsellerów o nalotach pt. "Pożoga" i "Pogorzeliska", które w minionych latach sprzedały się w Niemczech w łącznym nakładzie kilkuset tysięcy egzemplarzy*. Z tym tylko, że Friedrich pisze, iż niemieccy cywile byli "gazowani" przez brytyjskie bomby zapalające. Co Pan sądzi o języku, który zrównuje naloty z komorami gazowymi w Auschwitz czy Treblince?

- Czytałem książki Friedricha i zauważyłem, że posuwa się on jeszcze dalej: schrony przeciwlotnicze, w których ginęli Niemcy, nazywa “krematoriami", zaś alianckie dywizjony lotnicze określa słowem “Einsatzgruppen" [tzw. grupy specjalne, tworzone przez Niemcy podczas ataków na Polskę i ZSRR, zajmowały się eksterminacją inteligencji, Żydów... - red.]. Uważam, że takie pojęcia powinny być zastrzeżone wyłącznie dla opisu tego, co robili Niemcy, w tym szczególnie dla Holokaustu. Jestem przekonany, że Friedrich świadomie użył takiego właśnie języka, by zrównać zabijanie Niemców w bombardowanych miastach z Holokaustem. Właściwie to nawet szkoda, że on tak pisze, bo to utalentowany autor, który powinien wiedzieć, co znaczą słowa. W jego książce “Pożoga" znalazłem sporo rzeczy, które mnie zainteresowały. Ale nie podoba mi się ten prowokacyjny, polemiczny ton. Friedrich nigdy nie napisał wyraźnie, że uważa Brytyjczyków i Amerykanów za zbrodniarzy, ale, jak sądzę, daje to jasno do zrozumienia. A to jest postępowanie niegodne, niehonorowe.

Drezno, styczeń 2005

Przełożył WP

* O książkach Friedricha pisaliśmy także w “TP", patrz archiwum.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2005