zdaniem Igora Janke

Czy demokracja bez dotychczasowej „czwartej władzy”, z jej funkcjami kontrolnymi, będzie jeszcze demokracją? Czy w sieci możemy spotkać obywateli, czy wyłącznie uczestników i klientów? - pytamy dziennikarza - twórcę platformy blogowej

19.03.2012

Czyta się kilka minut

Media tradycyjne są w głębokim kryzysie i ich żywot nie będzie już długi. Z dwóch powodów. Pierwszym jest rewolucja technologiczna, która sprawia, że ludzie – zarówno eksperci, jak i zwykli obywatele – mogą tworzyć własne media. Dzięki temu nadawców jest o wiele więcej. Mamy o wiele większy pluralizm. Eksperci nie mieli do tej pory narzędzi, by się szeroko komunikować. Dziś prawnicy, ekonomiści czy politolodzy zakładają blogi. I gdy potrafią się dobrze komunikować – wygrywają z dziennikarzami. Bo nie jest tak, że ludzie przestają się interesować życiem publicznym, rezygnują z poważnej informacji i analiz.

Wygrywają z dziennikarzami, bo media, zwłaszcza elektroniczne, gwałtownie obniżyły loty. Z jednej strony podlegają naciskowi biznesu, który wie, że najlepiej zarabia się na rozrywce. Z drugiej, dziennikarze mocno angażują się politycznie. A nawet partyjnie. Dzieje się to po obu stronach barykady, choć przewaga jednej strony, dominującej w mediach elektronicznych, jest wyraźna. Dziennikarze wspierający rząd, zajmujący się zwalczaniem opozycji – to przedziwna sytuacja.

Media nie dość, że ulegają interesom politycznym czy biznesowym, to jeszcze tworzą materiały coraz niższej jakości. Poziom programów publicystycznych bywa żenujący. W interesie nadawców jest robienie rozrywkowo-politycznych show, a nie poważnych programów tłumaczących rzeczywistość. Prowadzący nie musi się przygotowywać, bo oczekuje tylko walki politycznych kogutów, którą to potrzebę politycy zaspakajają z radością. Wydawca ma dobre ratingi i nie musi zatrudniać dziennikarzy-specjalistów, tylko ładne buzie. A odbiorcy? Dystansują się od tego cyrku.

Nowa media są dużo bardziej demokratyczne. Ludzie sami ustalają hierarchie, a nie kierują się zastanym prestiżem tytułu prasowego czy kanału.

Narzucanie, kto jest, a kto nie jest autorytetem, nie jest tutaj możliwe. Do tej pory czytelnicy prasy mogli wybierać tylko z zamkniętej puli tego, co podawały im dziennikarskie frakcje w wiodących tytułach. Dotąd świat autorytetów był tworzony przez kręgi, które dysponowały narzędziami do ich kreowania. Teraz autorytety muszą zawalczyć na własny rachunek. Uważam, że to bardziej uczciwe.

W demokratycznym kraju mam prawo pisać, co sądzę. Dlatego coraz częściej ludzie niezgadzający się z głównym nurtem opinii znajdują publiczność. Warto sobie uświadomić, że oni zawsze istnieli – tylko nie mieli wcześniej dostępu do mediów. Ich głos jest tak samo uprawniony jak głos wszystkich innych. Oni też są obywatelami tego kraju. I wcale nie gorszymi. Np. 30 proc. społeczeństwa uważa, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Można się z tym nie zgadzać, ale nie mamy prawa decydować, komu wolno w tej sprawie zabierać głos, a komu nie. Zdrowsze dla demokracji jest, gdy każdy ma do tego prawo.

Także anonimowość internetowych mediów jest per saldo dla demokracji korzystna. Wyobraźmy sobie zwolennika PiS, pracownika korporacji, którego przełożony nie toleruje jego poglądów, albo homoseksualistę, którego szef jest homofobem. Mogliby się obawiać pisania o swoich poglądach pod nazwiskiem. Tymczasem dzięki anonimowości ich głosy włączą się do debaty, która jest wartościowsza i pełniejsza, jeśli tacy ludzie biorą w niej udział. Rzecz jasna, internet daje prawo głosu również agresywnym chamom czy idiotom – niestety płacimy tę cenę. Ale taką samą cenę płaciliśmy po 1990 r., gdy pojawiło się „Nie” czy „Fakty i Mity”. Mogliśmy się wściekać, ale to była cena wolności. Warto ją płacić.

Teoretycznie to zawodowi dziennikarze są specjalistami od dostarczania obiektywnej, rzetelnej informacji. I tego pewnie już nie będzie – blogerzy nie próbują nawet udawać obiektywizmu. Otwarcie piszą, że nie cierpią Tuska czy Kaczyńskiego. Dziennikarzami targają te same emocje, też nie są bezstronni, ale udają, że jest inaczej.

Blogerzy nie pokazują całej i obiektywnej rzeczywistości, ale przecież nie pokazuje ich też ani TVN 24, ani „Gazeta Polska”. Ale blogerzy przynajmniej nie udają – mamy więc przekaz bez hipokryzji.

Jest też nadzieja, że ci blogerzy, właśnie przez swoje osobiste zaangażowanie, będą bardziej dociekliwi w patrzeniu władzy na ręce niż zawodowi dziennikarze. Jeśli posunięcia władzy będą wnikliwie analizować nie po to, by je obiektywnie przedstawić, lecz po to, by znaleźć błędy, to też będzie z tego społeczny użytek.

Czy jakość nowych mediów będzie gorsza od jakości mediów tradycyjnych? Nie spełnią one zapewne tej roli, jaką spełniały tradycyjne media anglosaskie. Ale polskie media tradycyjne też jej nie spełniają. Nowe media dają więc pewną szansę. Dają szansę obywatelom, by ich głos był słyszany. Dają większy pluralizm, otwartą debatę, równe prawa dla wszystkich, którzy chcą zabrać głos.


IGOR JANKE jest publicystą „Rzeczpospolitej”, twórcą portalu Salon24.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2012