Z papieskiej szuflady

Ta książka wywołała konsternację w Watykanie i burzę w światowych mediach. Pod zarzutem kradzieży opublikowanych w niej dokumentów aresztowany został papieski kamerdyner. Podobno szykują się nowe zatrzymania, i to po obu stronach Spiżowej Bramy.

05.06.2012

Czyta się kilka minut

Czy myszkowanie w papieskim biurku można uzasadnić miłością do Kościoła? Czy wyniesienie z gabinetu Benedykta XVI poufnych dokumentów zamieni się w dobry uczynek, gdy ich treść poda się natychmiast do publicznej wiadomości? Takie intencje przyświecać miały grupie pracowników Stolicy Apostolskiej, ukrywających się pod zbiorowym pseudonimem „Maria”, od których Gianluigi Nuzzi otrzymał materiały składające się na książkę „Jego Świątobliwość. Tajne papiery Benedykta XVI” („Sua Santita. Le carte segrete di Benedetto XVI”, wyd. Chiarelletere, Mediolan 2012).

Jak wygląda rzeczywistość?

***

Konstrukcja książki przypomina zawartość opakowania truskawek sprzedawanego w supermarketach: na wierzchu okazałe owoce, pod spodem – mniejsze i nie bardzo świeże. Na początku autor umieścił najbardziej atrakcyjną, jak mu się wydawało, historię zwolnienia Dino Boffo z posady redaktora naczelnego „L’Avvenire” (dziennika episkopatu Włoch) z powodu rzekomych podejrzeń o homoseksualizm. Do jej opisu posłużył się wykradzionymi z biura papieskiego sekretarza trzema listami zainteresowanego, adresowanymi nie tylko do ks. Georga Gänsweina, ale także do przewodniczącego episkopatu, kardynała Angela Bagnasco.

Sprawa przed kilkoma laty wywołała we Włoszech spore poruszenie, plotkę oczerniającą dziennikarza puścił bowiem w obieg należący do Silvia Berlusconiego dziennik „Il Giornale”, a w spisek przeciwko Boffo miał być zaangażowany m.in. watykański sekretarz stanu, kard. Tarcisio Bertone. Na zakończenie opowieści o tym wydarzeniu, które rzeczywiście nie jest do końca jasne (Boffo po jakimś czasie został dyrektorem stacji telewizyjnej biskupów TV2000, a więc został zrehabilitowany), Nuzzi wprowadza nastrój thrillera: „Dla przyzwoitości postanawiam powiadomić [o podaniu do druku jego listów – przyp. ML] Boffo. Spotkanie nie jest łatwe, ale muszę to zrobić. Muszę powiedzieć mu, że znalazłem jego listy. Dobieram słowa, wypowiadam je spokojnie... jemu odbiera mowę. »Nie pokazywałem ich nikomu, jak je zdobyłeś?«. Nie wie nic o grupie związanej z Marią, moim głównym źródle w Watykanie. I dodaje uwagę, która do tej pory dźwięczy mi w głowie. Mówi, że skoro przeczytałem tę korespondencję, powinienem się bać. Biorę to poważnie”.

***

Wspomnianej „Marii” i jej „grupie” poświęcony jest cały pierwszy rozdział książki. Chodzi o „mężczyznę, który pracuje w Watykanie i jest jednym z najbardziej zaufanych współpracowników kardynałów”. W styczniu 2012 r. „musi zdecydować, czy doprowadzić do końca lub nie misję prawdy, którą zapoczątkował po śmierci Karola Wojtyły, biorąc sobie do serca nauczanie jego następcy, Benedykta XVI: »W świecie, w którym kłamstwo jest potężne, za prawdę płaci się cierpieniem«. Chodzi o umożliwienie wszystkim poznania prawdy o świętych pałacach, ażeby kupcy wypędzeni zostali ze świątyni. Decyzja, jakakolwiek ona będzie, odmieni na zawsze jego życie. Mężczyźnie leży na sercu ten cel, od dawna gotowy jest ponieść wszelkie konsekwencje. Również tę, że zostanie wykryty, narażając swą przyszłość”.

Nuzzi cytuje po chwili słowa tajemniczego informatora, przekonanego, że „w pewnych chwilach życia albo jest się mężczyzną, albo się nim nie jest. Jaka jest różnica? Wynika tylko z odwagi: by mówić i robić to, co uważasz za słuszne. Moja odwaga polega na tym, by rozpowszechnić wiedzę o najbardziej zagmatwanych sprawach Kościoła. Podać do publicznej wiadomości pewne tajemnice, małe i duże historie, które nie przekraczają progu Spiżowej Bramy. Tylko w ten sposób czuję się wolny, niezależny od nieznośnego wspólnictwa kogoś, kto wiedząc, zachowuje milczenie”.

Autor dodaje, że jego źródło zapoczątkowało swą „dobrowolną misję prawie przypadkowo, podczas pogrzebu Jana Pawła II w kwietniu 2005 r.”. „W pierwszych latach jego tajne archiwum prowadzone było bez ładu, bez metody i celu. Mężczyzna gromadził w Watykanie dokumenty, okólniki, listy, rachunki bankowe i analizował je nocami w swoim prywatnym gabinecie, z dala od niedyskretnych spojrzeń. Potem, po wielu pytaniach, na które nie znajdował odpowiedzi, po niespodziankach, goryczach i wątpliwościach selekcja stała się uważniejsza, celowa, zaprogramowana. Dyskomfort skłonił go do wypowiedzenia jakiejś krytyki w kontaktach z tymi, którzy w łonie wspólnoty żyjącej i pracującej w świętych pałacach myślą podobnie jak on. Tak powstała niewielka grupa osób, które (...) łączył ten sam wybór: udokumentować, zrozumieć, konfrontować odkładając papiery, które ujawniają nieznane wątki, sytuacje krytyczne i interesy Kościoła w każdym zakątku świata”.

Przede wszystkim jednak, podkreśla Nuzzi, papiery te łączy „wspólna, fascynująca i wręcz niewiarygodna cecha: wszystkie znalazły się w gabinecie jednego z najpotężniejszych i wpływowych ludzi na świecie”: „Dokumenty, które za chwilę będziecie czytać, to poufne materiały, które Benedykt XVI oraz jego dwaj sekretarze (...) otrzymali w najdelikatniejszych latach obecnego pontyfikatu”. Po tych słowach, niewątpliwie robiących wrażenie na czytelniku, następuje opis papieskiego gabinetu: „proste pomieszczenie, skromna biblioteczka z półkami, niskie foteliki, drewniane biurko, dwa telefony stacjonarne, żadnej komórki”. I jeszcze: „żadnych wyszukanych systemów alarmowych, jak np. w Białym Domu”.

Stąd pewność wyrażona już w podtytule książki: „To, co za chwilę przeczytacie, to tajne papiery Benedykta XVI, setki dokumentów”. A zaraz potem nieukrywana satysfakcja: „Jeżeli czytacie tę książkę, to oznacza, że ani Watykan, ani nikt inny nie powstrzymał jej publikacji”.

***

Na dalszych stronach książki Nuzziego, wśród małych i mniej świeżych truskawek, dopiero na stronie 266 znalazł się polonik. Jest nim klarys, wystosowany przez nuncjusza apostolskiego w Warszawie, arcybiskupa Celestina Migliorego, adresowany do sekretarza stanu, dotyczący polemiki, jaką wywołał protest polskiego MSZ przeciwko nazwaniu Polski przez o. Tadeusza Rydzyka „państwem totalitarnym”.

Sposób, w jaki autor opisuje ten epizod i jego kontekst, zdradza słabą znajomość polskich realiów. O. Rydzyk przedstawiony jest jako przedsiębiorca, którego rząd w Warszawie chciałby pozbawić prawa do prowadzenia działalności gospodarczej, co nie powinno (według tekstu) nikogo dziwić, ponieważ: „stosunki pomiędzy Polską i Stolicą Apostolską nie są najlepsze”.

List, noszący datę 28 czerwca 2011 r., napisany został trzy dni po nocie ministra Radosława Sikorskiego do Stolicy Apostolskiej, w której zaprotestował on przeciwko „osłabianiu i szkodzeniu wizerunkowi Polski za granicą” i prosił o „podjęcie działań, które zapobiegną tego typu działaniom w przyszłości”. W relacji z rozmowy na ten temat z wiceministrem Janem Borkowskim nuncjusz pisze m.in.: „Z ewidentnym zakłopotaniem powiedział on, że nie oczekuje ode mnie natychmiastowej odpowiedzi, ale byłby wdzięczny za jakiś przydatny element, o którym mógłby poinformować ministra. Dodał następnie, że nota wzbudziła w kraju debatę, która może zaostrzyć klimat kampanii wyborczej. Wydaje mi się oczywiste to, co rozmówca potwierdził następnie na zakończenie rozmowy, a mianowicie, że, co prawda późno, minister zdaje sobie sprawę z tego, iż podjął krok pospieszny i nieproporcjonalny, który grozi tym, że obróci się przeciwko niemu w wymiarze politycznym, w przebiegu kampanii wyborczej”. Abp Migliore dodał, że „nie można »zabronić« nikomu z obywateli, nawet duchownemu, posiadania opinii politycznych bądź prowadzenia działalności, która w sposób bardzo pobieżny i niesprawiedliwie oraz sprzecznie z interesami społeczeństwa określona została jako »biznesowa« (...) Dodałem, że watykańskie biuro prasowe nie ogłosiło noty właśnie dlatego, by Polska uniknęła kompromitacji w momencie, gdy przejmuje europejską prezydencję. Odnotowałem u rozmówcy wielką wolę i pośpiech, by incydent uznać za zamknięty, także w perspektywie klimatu kampanii wyborczej. Zapewniłem go, że Stolica Apostolska nie ma żadnego zamiaru podejmować wyzwania rzuconego w nocie, na wysłanie której nie pozwoliłyby sobie nawet Kuba czy Sudan (...) Dlatego w stosunkach dwustronnych gotowi jesteśmy przewrócić kartę: jeden krok już uczyniliśmy (...) Nie będą mogli się łudzić: jeśli przeciągną strunę i sprowokują ojca Rydzyka (który nie ugiął się przed notą, lecz ustąpił wobec prośby nuncjusza, któremu towarzyszył miejscowy biskup), igrają z »lwem«, który zwiększy dawkę. W tym momencie nie będą mogli prosić Stolicy Apostolskiej o ugaszenie ognia, który sami podsycają (...) Biorąc pod uwagę podejmowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych środki zaradcze oraz pro bono pacis Kościoła w Polsce, sugerowałbym nieśmiało, że stosowne byłoby udzielić na tę notę odpowiedzi werbalnej”.

***

Już kilka dni po publikacji książki Watykan ostro zareagował, zapowiadając „postępowanie karne wobec odpowiedzialnych za kradzież i publikację poufnych informacji”. Jak stwierdzono w komunikacie biura prasowego z 19 maja: „Stolica Apostolska uważa, że publikacja jej dokumentów poufnych oraz listów prywatnych Ojca Świętego jest działaniem przestępczym”. Obok zapowiedzi podjęcia kroków prawnych, nie wykluczono zwrócenia się w tej sprawie o „współpracę międzynarodową”, czyli do włoskiego wymiaru sprawiedliwości. Przede wszystkim jednak podkreślono, że „Ojciec Święty, jego współpracownicy oraz osoby kierujące listy do papieża odczuwają, że pogwałcono ich prawo do tajemnicy oraz swobody korespondencji”.

Na zapowiedź wyciągnięcia wobec niego prawnych konsekwencji, Nuzzi odpowiedział, że to, co zrobił, należy do obowiązków dziennikarza, i przypomniał, że zgodnie z orzeczeniem Sądu Najwyższego „we Włoszech nie istnieje przestępstwo polegające na paserstwie informacji”. „Gdybym był w posiadaniu dokumentów i trzymałbym je w szufladzie, wykonywałbym inny zawód. Gorzej jeszcze byłoby, gdybym zatrzymał dla siebie dokumenty, które sam uważałbym za kompromitujące, ponieważ wówczas mógłbym zostać uznany za szantażystę, który rozpowszechnia wiadomości dla własnych interesów” – tłumaczył.

***

Pogłoski o tym, jakoby Papież boleśnie przeżył ujawnienie dokumentów, wykradzionych niemalże z jego biurka, potwierdził sam Benedykt XVI na zakończenie środowej audiencji generalnej (30 maja) w cytowanym przez ks. Adama Bonieckiego na poprzednich stronach wystąpieniu. Poza tym Watykan nie usiłował polemizować z treścią opublikowanych dokumentów oraz z ich interpretacją przez autora. Jedynym, kto się wypowiedział do tej pory, jest zastępca sekretarza stanu, włoski arcybiskup Angelo Becciu w wywiadzie dla „L’Osservatore Romano” z 30 maja. Było to już po aresztowaniu papieskiego kamerdynera Paola Gabrielego. Intencje, jakie przyświecać miały „grupie Maria” oraz w konsekwencji także włoskiemu dziennikarzowi, by publikując poufne dokumenty sprzyjać „oczyszczeniu Kościoła i jego reformie”, abp Becciu nazwał sofizmatem: „Nie może być mowy o odnowie, jeżeli depcze się prawo moralne, odwołując się np. do zasady, że cel uświęca środki, zasady, która nie ma zresztą nic wspólnego z chrześcijaństwem”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2012