Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jak cała twórczość Voo Voo, także i ta płyta jest różnorodna stylistycznie. Są na niej taneczne, “dancingowe" kawałki przywołujące atmosferę zabawy nad ranem, kiedy zmęczonych ludzi dotyka nagle “wielki smutek świata" (określenie Stachury) albo zbiera im się na miłość (“Lustro", “Ckni się"). Jest sporo jazzowania i swingowania, doskonale pasującego do tekstów o umykającym czasie, zabieganiu i konieczności uświadomienia sobie “dokąd biegnę i w sumie po kiego" (“Kręcę"). Jest surowa gitarowa ballada (“Napity") i są rozmaite zabawy dźwiękami, które zakłócają linię melodyczną, ale pomagają słowom. Są wreszcie na wpół żartobliwe ukłony w stronę Beatlesów (“Państwo się znudziło"), a może bardziej nawet - Czerwonych Gitar (“Sej"). Całość zamyka energetyzująca “wyszałka", w której obok Waglewskiego-ojca hałasy robią Waglewscy-synowie: Emade i Fisz.
Płytę spaja dyskretnie poprowadzone kilka historii, krzyżujących się i wzajemnie interpretujących. Są pan i pani - państwo, którzy się sobie podobają, którzy za sobą tęsknią i którym “wystarczy, by tak jak dziś / Bóg nam przyklasnął nocą, / zamknął na chwilę oczy, / pozwolił samym być". I są inne “państwa", które swoją miłość wystawiają na widok publiczny, by po jakimś czasie znudzić się sobą i rozejść. Wolność, niezależność, “niemuszenie" i niepoddawanie się presji czasu, nadto wierność w miłości i przekonanie, że “jestem tym, co oddaję, a nie - co mam" - oto główne tematy Waglewskiego. Także otwarcie na to, co nie z tego świata: “Czasem się wkurzam, / czasem się łamię, / a jednak coś mnie musi pchać, / skoro to wszystko tylko błysk trwa mać". Bóg jest tu kimś, z kim się rozmawia, kto odpowiada mrugnięciem zza chmur i kto przypomina, że to, o co naprawdę powinniśmy się troszczyć, to “podupadły z popylania" duch.
Stare, zawsze rewolucyjne prawdy, dobre granie.