Wygodny zamach stanu

„Kandydat do Oscara za najlepszy scenariusz? Pucz wojskowy!” – to popularny żart nad Bosforem. Turcy go powtarzają, choć nie jest im do śmiechu.

18.07.2016

Czyta się kilka minut

Ktokolwiek za tym stoi, kto napuścił jednych Turków na drugich, żołnierzy przeciw policjantom, pójdzie do piekła! – mówi Okan, właściciel sklepu papierniczego w Stambule, nie odrywając wzroku od małego telewizora, gdzie na okrągło pokazują wydarzenia ostatnich dni. I choć w miniony piątek Okan oglądał te same ujęcia – czołgi na Moście Bosforskim, bomby wokół parlamentu – wciąż nie wierzy, że to się stało.

Jeszcze mocniej uwierzył za to w Allaha. – Syn niedawno zakończył obowiązkową służbę wojskową i pojechał na wakacje. Drżeliśmy o niego, gdy zaczęto wysyłać żołnierzy do walki z Kurdami. A okazuje się, że to nie najgorsze, co mogło go spotkać – głos sklepikarza się łamie, gdy pokazuje rozpikselowane (tureckie media raczej nie pokazują krwi) zdjęcia puczystów, rówieśników syna. Kilku zlinczował tłum. Tych, co przeżyli, goniono ulicami w bieliźnie.

– Czy te dzieciaki, zwykli żołnierze wiedzieli, co robią? Wątpię – odpowiada sam sobie Okan. – Dowódcy dali im rozkaz, nie mieli wyboru.

Siła ludu

Wybór mieli za to obywatele. Gdy w piątek ok. godz. 22 armia ogłosiła przejęcie władzy, w imię obrony świeckości i demokracji, i zajęła państwową telewizję TRT, wojskowa Rada Pokoju zaleciła ludziom zostanie w domach. Ale oni posłuchali prezydenta Erdoğana, który – łącząc się ze smartfona z inną stacją TV – wezwał obywateli do wyjścia na ulicę. „Tylko lud, który wybrał rząd i prezydenta, może zdecydować o jego obaleniu” – mówił. Nawoływania do oporu popłynęły też z meczetów.

Około północy telewizje pokazały ludzi, którzy własnymi ciałami blokują przejazd czołgom. Kilka godzin później – wojskowych wywlekanych ze swych pojazdów. Jeden, bojąc się linczu, najpierw wyrzucił kartkę: „Jestem żonaty, spodziewam się dziecka”. Gdy ok. godz. 3 na odzyskanym lotnisku Atatürka lądował samolot z prezydentem, który wracał w pośpiechu z wakacji w Marmaris, pierwsi żołnierze składali broń na stambulskim placu Taksim. Ale zanim to nastąpiło, strzelały do siebie policja i wojsko, a wojsko do cywilów. Potem, gdy sytuacja w Stambule się stabilizowała i walki ustawały, w Ankarze trwały starcia. Czołgi ostrzelały parlament, nad stolicą latały myśliwce, bomby spadły też w okolicy pałacu prezydenckiego.

Ci, którzy nie wyszli naprzeciw czołgom, brali pieniądze z bankomatów i robili zapasy żywności. W sobotę trudno było kupić wodę – rozeszła się w piątkową noc. Ale obawy były niepotrzebne. Już przed 4 rano premier Yıldırım oznajmił, że pucz stłumiono. Wcześniej deklaracje poparcia dla rządu i prezydenta złożyli światowi przywódcy, w tym Obama. Erdoğan wyraźnie na to czekał. Gdy na tle portretu Atatürka – dotąd nie darzył estymą założyciela Republiki – zapowiedział, że zdrajcy narodu poniosą najwyższą karę, brzmiało to tak, jakby optował za przywróceniem kary śmierci. „Teraz dopiero się zacznie” – odpowiadali Turcy na portalach społecznościowych. Bo internet ani na chwilę nie został wyłączony.

Pytania i podejrzenia

– Łączność bez zakłóceń? Działające stacje telewizyjne, nieograniczona możliwość komunikowania się władzy z ludźmi? Bardzo dziwny pucz – mówi mi stacjonujący w Turcji zagraniczny wojskowy. Już nie tylko ulica, która zaczęła się nad tym zastanawiać jeszcze w piątkową noc, w kolejkach przed bankomatami, ale wielu ekspertów mówi, że to nie tylko najbardziej nieudolny, ale też najbardziej podejrzany pucz w tureckiej historii, obfitującej w wojskowe rebelie.

Tak jakby był inspirowany (przez rząd, prezydenta?): aby dać pretekst do umocnienia władzy Erdoğana, osłabienia przeciwników, przeprowadzenia czystki w armii i administracji. Przeciwnicy tej teorii przekonują, że wojskowi nie zgodziliby się na „odegranie” puczu, za który mogą zapłacić wielką cenę (faktem jest, że ważni dowódcy zostali przez puczystów zwabieni i zatrzymani; szef sztabu generalnego miał być duszony paskiem i zmuszany z bronią przy skroni do podpisania się pod decyzją o puczu). „Nie chodzi o aktorów, lecz o reżysera” – ripostują zwolennicy teorii o sfingowanym puczu.

W każdym razie o zorganizowanie go Erdoğan oskarża przebywającego w USA duchownego i polityka Fethullaha Gülena (kiedyś przyjaciela, potem oponenta), którego wpływy w wojsku wciąż były spore. Może więc „guleniści” zostali podpuszczeni, np. przez służby specjalne, do tego wystąpienia? Mogli sądzić, że mają poparcie większości armii, ale gdy już zaczęli, zostali sami. Tempo i skala aresztowań (ponad 2,5 tys. wojskowych, jeszcze więcej urzędników, w tym sędziów i prokuratorów) mogą sprawiać wrażenie, że listy były gotowe.

„Nie na rękę rządzącym jest tylko to, że opozycja [parlamentarna] nie poparła zamachu. Czy nie po to, aby ich wszystkich aresztować, przegłosowano miesiąc temu ustawę pozbawiającą parlamentarzystów immunitetu?” – czytamy w komentarzach na portalu lewicującego dziennika „Sözcü”. Rzeczywiście, wszystkie partie opozycji – także prokurdyjska HDP – wydały wspólne oświadczenie, potępiając pucz i deklarując poparcie dla rządu. Prezydent, rad nierad, telefonicznie dziękował ich liderom, których wcześniej, bywało, nazywał zdrajcami.

Fatalna alternatywa

Ale nawet jeśli puczystów ktoś inspirował, nikt przecież nie zmusił ich do wystąpienia. Apele ze świata o poszanowanie demokracji też nie były czczym gadaniem. A lud po raz kolejny pokazał, że popiera Erdoğana – lub że popiera demokratyczny wybór (bo to różnica). W mieście Izmir, generalnie przeciwnym prezydentowi i jego partii AKP, ludzie też masowo protestowali. Mówili, że choć nie są z rządem, to nie są też z armią. W internecie krąży mem z Atatürkiem i podpisem: „Tylko dla ciebie wyszliśmy na ulice”.

Dyskusja, czy pucz był autentyczny, jest więc drugorzędna. Bo gdyby się powiódł, jego skutki też byłyby opłakane. Wtedy sympatycy rządu trafialiby do więzień, a rządowe media byłyby kneblowane. Ale się nie powiódł – i w Turcji powszechne jest przekonanie, że wprowadzenie systemu, w którym Erdoğan będzie nie tylko mocnym prezydentem, ale „wodzem”, to kwestia czasu.

– Dotąd do zwalczania przeciwników Erdoğan wysyłał policję. Dziś już nie musi. Starczy, że poprosi swych zwolenników i ich rękami stłumi każdy bunt. Teraz już może wszystko – Okan wyłącza telewizor.
Wcześniej zamyka sklep, bo chce skorzystać z pięknej pogody i pojechać z rodziną na piknik za miasto. Nie on jeden. Tłumy, które w piątek demonstrowały na ulicach, w niedzielę okupowały kempingi i parki, smażąc köfte (rodzaj kotletów) i popijając herbatę. Ci, którzy kładli się na drodze czołgów – łowili ryby nad Bosforem.

Życie codzienne Turków na razie się nie zmieniło. ©

Korespondencje Marceliny Szumer relacjonujące pucz dostępne są na stronie „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2016