Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: Rząd przyjął projekt ustawy o tzw. wspierającym świadczeniu dla osób z niepełnosprawnościami, odmawiając równocześnie podwyższenia renty socjalnej, czego domagali się protestujący do niedawna w Sejmie. Władza ich wykiwała?
PAWEŁ KUBICKI: Przejęła ich postulaty, przerobiła i uzupełniła o swoje. Gdyby więc chcieć to wszystko analizować wyłącznie z punktu widzenia politycznej gry, to tak, władza wykiwała protestujących. Trzeba jednak dodać zastrzeżenie: ta rozgrywka trwa. Zakończył się sejmowy protest, ale manifestują – choć już bez rozgłosu – inne grupy, np. opiekunowie osób z niepełnosprawnościami. Z kolei rząd przyjął projekt ustawy, ale reszta procesu legislacyjnego przed nami.
Jak się ma renta socjalna do nowego świadczenia, które obiecał rząd?
W sensie formalnym – nijak. Renta, wynosząca obecnie 1445 zł netto, przysługuje osobom, których niepełnosprawność powstała w dzieciństwie lub w czasie edukacji oraz mają orzeczenie o niezdolności do pracy. Tymczasem nowe świadczenie wspierające jest obok systemu. Wprowadza też nową grupę świadczeniobiorców – tych o najwyższych potrzebach.
Protest po raz kolejny wywindował problemy niepełnosprawnych na czołówki portali, ale na tym sukcesy sejmowej grupy się kończą >>>>
I to wedle nowej skali potrzeb – od 0 do 100 – przy czym świadczenie dostaną ci z górnej trzydziestki. Mieszczący się między 70. a 80. punktem otrzymają równowartość połowy renty socjalnej, ci z drugiej dziesiątki niecałe 1500 zł, a najbardziej potrzebujący, wpadający w przedział od 90 do 100, czyli np. niebędący w stanie wykonać żadnej codziennej czynności – dwukrotność renty, a więc niemal 3 tys. na rękę.
Nie tracąc przy tym uprawnień do pobieranych dotychczas świadczeń, w tym do renty socjalnej. Choć prawdą jest też, że przynajmniej część osób, które protestowały w Sejmie, nie załapie się na nowe świadczenie – stąd niezadowolenie tej grupy, ale i sporej części innych przedstawicieli środowiska.
Jest też tutaj pewna niedopowiedziana obawa: być może wspomniana skala oceny potrzeb od 0 do 100 jest początkiem budowy całkiem nowego systemu wsparcia – bardziej precyzyjnego, ale też oznaczającego, że w dalszej przyszłości mniejsza niż teraz grupa będzie dostawała najwyższe wsparcie. Wedle obecnych kryteriów mamy w Polsce milion osób z tzw. znaczną niepełnosprawnością. Tymczasem ci z górnej trzydziestki nowej skali to zgodnie z wyliczeniami ministerstwa nie więcej niż pół miliona Polaków, a górna dziesiątka punktacji – ledwie około 50 tys.
Władza powtarza jak mantrę jedno zdanie: żaden wcześniejszy rząd nie przeznaczył takich środków na wsparcie osób z niepełnosprawnościami. Prawda czy fałsz?
Tak to wygląda w liczbach, ale pamiętajmy o czynniku inflacji: te same kwoty dzisiaj i prawie dekadę temu oznaczają co innego. No i pieniądze nie są jedynym ani nawet najważniejszym kryterium oceny systemu wsparcia.
A co jest najważniejsze?
Temat osób niepełnosprawnych zniknął z mediów, bo zniknął z sejmowych korytarzy, przez co trudno go już opisywać chwytliwymi, zero-jedynkowymi tezami. Ale nie zniknął ze specjalistycznych portali czy forów internetowych. Tam wszyscy zastanawiają się, czy otrzymają wsparcie, ale też zadają sobie jedno pytanie: czy to nowe świadczenie i nowa skala potrzeb jest tylko reakcją na kryzys, czy początkiem budowy nowego systemu.
ZANIEDBANI W STOPNIU ZNACZNYM
Nowego, czyli jakiego?
Przestawionego ze starego paradygmatu na nowy, zgodny z ratyfikowaną w Polsce w 2012 r. Konwencją o prawach osób niepełnosprawnych. Upraszczając, wedle starego paradygmatu niepełnosprawność, będąca przede wszystkim problemem medycznym, wymaga głównie opieki państwa. Wedle nowego to stan będący elementem życia codziennego, które powinno być możliwie niezależne.
Ta transformacja trwa od dawna, ale obecna władza ma szansę posunąć ten proces mocno do przodu. A nawet powinna, bo to wielokrotnie obiecywała.
By tak się stało, musi wprowadzić ustawową gwarancję asystencji osobistej, czyli stałej pomocy kogoś, kto ułatwia osobie niepełnosprawnej niezależne funkcjonowanie – wychodzenie z domu, robienie zakupów, wykonywanie pracy.
Najbliższe tygodnie zdecydują, czy to się uda. Bo jeśli obiecywana od dawna, a tworzona w Kancelarii Prezydenta ustawa nie ujrzy światła dziennego do końca maja, to już w obecnej kadencji nie da się jej wprowadzić. W ogóle jest trudna do wprowadzenia: asystencja, do której byłby szeroki dostęp dla dużej grupy osób, byłaby bardzo droga.
W dodatku mniej spektakularna niż świadczenie, więc możemy chyba uznać jej temat – przynajmniej przed wyborami – za przegrany.
Może tak być. Ale nie musi. ©℗

DR HAB. PAWEŁ KUBICKI jest ekonomistą SGH. Specjalizuje się m.in. polityce państw wobec osób z niepełnosprawnościami.