Wojna o Arktykę

Rosyjska flaga "powiewająca dziś na dnie Oceanu Arktycznego ma wprawdzie podobne znaczenie prawne, co sztandar USA zatknięty niegdyś na Księżycu, widowiskowy gest Rosjan sprawił jednak, że jawne stało się to, co po cichu trwa od dawna: wyścig krajów, które roszczą sobie prawa do Arktyki. Rosjanie zmusili też innych do działania: ekspedycje wysłali Duńczycy i Kanadyjczycy.

22.08.2007

Czyta się kilka minut

Rosyjska flaga na dnie Oceanu Arktycznego /
Rosyjska flaga na dnie Oceanu Arktycznego /

Od chwili, gdy rosyjska ekspedycja naukowa "Arktyka 2007" zatknęła na początku sierpnia flagę Federacji Rosyjskiej na dnie morza, ponad cztery kilometry pod biegunem północnym, słowo "Arktyka" odmieniane jest w świecie przez wszystkie przypadki. Dla rosyjskich polityków już sam ten fakt stał się powodem do ogłoszenia, że biegun północny - i milion kilometrów kwadratowych dna morskiego między nim a rosyjskim wybrzeżem - stają się częścią terytorium Rosji. Artur Czilingarow, dowódca wyprawy (i zarazem wiceprzewodniczący Dumy, niższej izby parlamentu), który osobiście opuścił się w miniokręcie podwodnym na morskie dno, stwierdził dumnie: "Arktyka jest nasza!".

Nic bardziej błędnego! Kwestia zwierzchności terytorialnej nad biegunem północnym jest od lat skomplikowana i opiera się głównie na prawie morza. A zmianami statusu Arktyki zainteresowanych jest żywotnie pięć państw: Dania (reprezentująca interesy Grenlandii), Kanada, Norwegia, Rosja i Stany Zjednoczone. Każde z nich walczy o swoje; państwa zachodnie nie tylko nie tworzą w tym sporze jednolitego bloku, ale mają sprzeczne interesy.

Spór o przyszłość

W sporze, który przybrał na sile w ostatnich dniach, mieszają się interesy gospodarcze (dostęp do potencjalnie największych na świecie złóż ropy i gazu, metali szlachetnych czy diamentów), polityczne (dążenie Rosji do przywrócenia statusu supermocarstwa), wojskowe (obrona przed okrętami przepływającymi przy północnych granicach Ameryki Północnej) i ekologiczne (ochrona delikatnego środowiska polarnego przed skażeniem).

W cieniu niedawnych wydarzeń od prawie 40 lat toczy się również kanadyjsko-

-amerykański konflikt o prawo korzystania z tzw. Przejścia Północno-Zachodniego: drogi morskiej z Europy do wschodniej Azji prowadzącej przez Morze Arktyczne wzdłuż północnych wybrzeży Ameryki Północnej. Wskutek ocieplania się klimatu i topnienia lodu w ciągu najbliższych 20 lat szlak ten może stać się najkrótszym i najtańszym sposobem dostarczania i odbierania towarów z Chin czy Japonii. Otwarcie tej trasy może być największą zmianą w transporcie morskim od 1914 r., gdy zakończono budowę Kanału Panamskiego.

Gra toczy się o wysoką stawkę. Wystarczy powiedzieć, że szacunki służb geologicznych USA mówią, iż złoża ropy i gazu w rejonie bieguna północnego mogą sięgać jednej czwartej obecnych rezerw światowych. Dlatego w najbliższych latach Arktyka może stać się jednym z "najgorętszych" miejsc globu. Obszar, który niedawno ekscytował jedynie polarników, dziś określany jest (przez rosyjskie media) jako miejsce potencjalnego wybuchu nowej "zimnej wojny".

Z punktu widzenia prawa międzynarodowego ostatnie ekspedycje - rosyjska, duńska itd. - nie mają znaczenia. Zgodnie z obowiązującymi regulacjami żaden kraj nie posiada zwierzchnictwa nad biegunem północnym i otaczającymi go wodami Morza Arktycznego. Obszarem tym administruje niezależna Międzynarodowa Organizacja Dna Morskiego. Każde z pięciu "państw arktycznych" ma za to wyznaczoną strefę ekonomiczną o szerokości 200 mil morskich, w ramach której ma wyłączność na eksploatację zasobów naturalnych.

"Arktyka jest nasza!"

Nierozstrzygnięta pozostaje za to zwierzchność terytorialna poza granicą tych 200 mil. Zgodnie z Konwencją o prawie morza (przyjętą przez ONZ w 1982 r.), aby jurysdykcja została rozszerzona ponad ten limit, zainteresowane państwo musi przedstawić specjalnej komisji dowody naukowe, iż pożądany obszar jest naturalnym przedłużeniem jego szelfu kontynentalnego. Rosja uczyniła tak w 2001 r.; jej wniosek natychmiast oprotestowały Kanada, USA, Dania i Norwegia. Roszczenia rosyjskie nakładają się bowiem na obszary, którymi te państwa są zainteresowane. Po roku prac komisja orzekła, że dokumentacja nie jest wystarczająca i poprosiła Rosję o uzupełnienie wniosku.

Celem obecnej rosyjskiej ekspedycji było więc zebranie dodatkowych dowodów geologicznych, że tzw. Grzbiet Łomonosowa (podwodne pasmo górskie) stanowi kontynuację szelfu kontynentalnego Rosji. Zebrane dane mają zapewnić Moskwie sukces podczas ponownego rozpatrywania jej roszczeń przez komisję ONZ. W przypadku sukcesu Rosja uzyskałaby zwierzchnictwo nad obszarem o wielkości mniej więcej Europy Zachodniej.

Moskwa postanowiła jednak, że jej ekspedycja, prócz zbierania próbek skał, będzie mieć też cele polityczne. Symboliczne znaczenie obecności pierwszych ludzi na dnie Oceanu Lodowatego postanowiono wykorzystać w celach propagandowych. Operacja "Arktyka 2007" ma służyć przypomnieniu światu, przyzwyczajonemu do porażek rosyjskiej technologii (przypomnijmy katastrofę "Kurska"), że Rosja jest w stanie konkurować z najbardziej rozwiniętymi państwami. To prawda: żaden inny kraj nie dysponuje tak dużą flotą różnego typu okrętów polarnych i miniaturowych łodzi podwodnych zdolnych do pływania pod lodem.

Rosjanie są rzecz jasna świadomi, że zatknięcie flagi na dnie morza nie spowoduje, w świetle prawa międzynarodowego, objęcia we władanie jakiegoś terytorium. Ich flagę "powiewającą" na dnie Oceanu Arktycznego można porównać do zatknięcia gwiaździstego sztandaru podczas pierwszego lądowania człowieka na Księżycu w 1969 r. Jedno i drugie było symbolem dumy narodowej, znakiem przekroczenia barier technologicznych. Flaga pod biegunem - ten przekaz skierowany jest głównie do samych Rosjan, podobnie jak retoryka używana przez polityków i media. Hasło "Arktyka jest nasza!" miało wzmocnić poczucie dumy społeczeństwa ze swojego państwa. Współgra to z odradzającym się nacjonalizmem rosyjskim.

A wszystko przez ocieplenie

Konwencja o prawie morza z 1982 r. ustanawia dla każdego z pięciu państw graniczących z Arktyką 10-letni okres, liczony od jej ratyfikacji, w którym mogą prowadzić badania dna morskiego w Arktyce. Dowody naukowe, w tym próbki geologiczne wraz z mapami dna, mogą zostać następnie użyte do dowiedzenia, że teren poza strefą ekonomiczną jest rozszerzeniem szelfu kontynentalnego każdego z tych państw.

Jednak przez lata postęp w badaniach Oceanu Lodowatego był znikomy. Dopiero nasilające się efekty globalnego ocieplenia klimatu - przede wszystkim zmniejszanie się grubości pokrywy lodowej - przyciągnęły uwagę polityków. Prognozy dotyczące potencjalnych bogactw naturalnych znajdujących się pod dnem morskim dodatkowo przyspieszyły rozwój wypadków. Obecnie wszystkie kraje regionu są zaangażowane w sporządzanie mapy dna morskiego w różnych miejscach Arktyki.

Brutalność działań Kremla i jego retoryka budzą jednak zaniepokojenie rządów Kanady, USA i Danii. I chociaż minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow stwierdził, że Moskwa nie dokonuje formalnego zajęcia Arktyki i będzie współpracowała z ONZ, to jego słowa giną w natłoku hurra­optymistycznej propagandy, wśród której pojawiają się także niebezpieczne sformułowania o konieczności odbudowy militarnej obecności Rosji w Arktyce.

Kanada śle premiera, a Dania badaczy

Gwałtownie na rosyjską eskapadę zareagowali politycy kanadyjscy; szef MSZ Peter MacKay porównał Rosję do XV-wiecznego "odkrywcy". Kanadyjczycy błyskawicznie rozpoczęli też operację "Nanook 07": wysłali 600 żołnierzy na wyspy Archipelagu Arktycznego. A premier Stephen Harper odbył trzydniową podróż po Arktyce; jeden z urzędników rządu w Ottawie zauważył: "Rosjanie wysłali łódź podwodną, aby zatknąć flagę na dnie oceanu. My wysyłamy premiera, by dowieść, że na tym terenie sprawuje suwerenność". W Resolute Bay (600 km na południe od bieguna) premier ogłosił, że w regionie powstaną dwie nowe bazy wojskowe.

Kanada jest oburzona, że Moskwa miała czelność zgłosić - choćby symboliczne - roszczenie do obszaru, który uważają za własny. Jeszcze w połowie XX w. wydawano w Ottawie oficjalne mapy, na których znaczne połacie Oceanu Lodowatego zaznaczone były jako obszar pod kanadyjskim zwierzchnictwem.

Zresztą Kanadyjczycy nie zasypiali gruszek w popiele. Od lat wysyłają w rejony bieguna północnego ekspedycje badawcze, żołnierzy i jednostki paramilitarne, których zadaniem jest patrolowanie bezkresów Arktyki i pokazanie, że Ottawa sprawuje tu zwierzchność. Machanie flagą z liściem klonowym ma ten sam cel, co wypowiedzi prezydenta Putina, gdy tłumaczy, że ekspedycja dostarcza Rosji solidnych argumentów w dyskusji, do kogo należy Arktyka.

Problemem Kanady jest brak technicznych możliwości zabezpieczenia swych roszczeń. Liczebność wojska kanadyjskiego w Arktyce trudno uznać za wystarczającą: większość z 1400-osobowego personelu stanowią ochotnicy wyposażeni w karabiny pamiętające II wojnę światową. Flota pięciu lodołamaczy jest tak stara, że podczas arktycznej zimy musi wracać na południe, a patrole lotnicze dokonywane były dwa razy w roku. Kanada nie ma nawet możliwości kontroli, czy przez jej wody terytorialne przepływają obce jednostki. Dopiero kilka dni temu Ottawa ujawniła plan budowy ośmiu statków patrolowych, które pomogłyby w ochronie jej (rzekomej) suwerenności nad Arktyką.

Zdecydowanie zareagowali także Duńczycy: wysyłają własną ekspedycję badawczą - złożoną z 40 naukowców i lodołamacza (zresztą szwedzkiego) - której celem jest dostarczenie dowodów, że Grzbiet Łomonosowa jest powiązany geologicznie z należącą do Danii Grenlandią. Duński minister nauki Helge Sander powiedział otwarcie, że liczy na to, iż ONZ przyzna Danii zwierzchnictwo nad spornym obszarem.

Stany boją się o suwerenność

Reakcja USA na wyprawę Czilingarowa była również stanowcza: Waszyngton natychmiast wysłał lodołamacz z portu w Seatt­le w rejs na biegun północny. Kongres rozważa przeznaczenie 100 mln dolarów na remont trzech starzejących się lodołamaczy i budowę dwóch nowych.

W przypadku Stanów rosyjska ekspedycja może mieć także jeszcze inne, poważniejsze skutki: może skłonić Amerykanów do zmiany w ich podejściu do międzynarodowego prawa morza. Obecnie bowiem Stany nie mogą przesłać specjalnej komisji ONZ swoich roszczeń do dna morskiego na obszarze Arktyki, gdyż nie są stroną Konwencji (choć prezydent podpisał ją w 1994 r., Senat do tej pory jej nie ratyfikował). Departament Stanu USA stoi na stanowisku, że skutecznie protestować przeciwko próbie zagarnięcia przez Moskwę znacznej części Arktyki można jedynie będąc sygnatariuszem Konwencji. Prezydent Bush, zwolennik jak najszybszej ratyfikacji tego dokumentu, napotyka jednak na sprzeciw silnego lobby w Senacie, które z niechęcią patrzy na jakiekolwiek ograniczanie suwerenności USA.

Ale po ostatnich wydarzeniach wydaje się, że nawet najbardziej twardogłowi przeciwnicy ONZ w Stanach mogą uznać, iż tym razem normy prawa międzynarodowego chronią interesy amerykańskie.

Spór o Przejście Północno-Zachodnie

Wśród wszystkich tych konfliktów o Arktykę szczególne miejsce zajmuje "spór w rodzinie": kanadyjsko-amerykański konflikt o tzw. Przejście Północno-Zachodnie.

Status prawny cieśnin składających się na Przejście Północno-Zachodnie do dziś jest nierozstrzygnięty. Kanada uważa, że wody między tysiącem wysp Archipelagu Arktycznego historycznie stanowiły jej wody wewnętrzne i dąży do zachowania pełnej kontroli nad każdym statkiem przepływającym w tym rejonie. Ottawa twierdzi, że zamarznięte wody są "rozszerzeniem" lądu, a na dowód wskazuje na Innuitów, którzy w okresie cieplejszym ruszają na polowania, a zimą mieszkają na obszarze spornych cieśnin. Symboliczną próbą obrony stanowiska kanadyjskiego stała się zmiana oficjalnej nazwy Przejścia Północno-Zachodniego, używanej przez kanadyjskie wojsko. Od kwietnia 2006 r. żołnierze stosują określenie "kanadyjskie wody wewnętrzne" (Canadian Inland Waters).

Stanowisko Ottawy kwestionują kraje Unii Europejskiej i Stany Zjednoczone. Nie uznają one argumentu o wyjątkowości zamarzniętych cieśnin, uważając, że są one wodami międzynarodowymi. Obiekcje Waszyngtonu są motywowane głównie interesem marynarki wojennej USA: jej przedstawiciele uważają, że prawo do swobodnej żeglugi jest kluczowe dla bezpieczeństwa USA.

Argumenty stron sporu są silnie umocowane na gruncie prawa międzynarodowego. Eksperci wskazują, że aby przełamać impas, niezbędna jest doza dobrej woli, która pozwoli na polityczny kompromis. Amerykanie po 2001 r. w coraz większym stopniu patrzą na Arktykę przez pryzmat bezpieczeństwa kontynentu północnoamerykańskiego. Tradycyjna amerykańska doktryna swobody żeglugi ustępuje miejsca obawie, że wody Arktyki mogą zostać użyte do transportu broni lub terrorystów. USA mogą więcej zyskać, jeśli zagraniczne jednostki będą musiały spełniać rozsądne wymogi Kanadyjczyków niż dzięki utrzymywaniu, że Przejście jest cieśniną międzynarodową. Ewentualna zmiana w amerykańskiej doktrynie morskiej napotyka na opór części polityków, którzy uważają, że ustępstwo w Arktyce ograniczy mobilność floty w innych częściach świata. Być może po ostatnich poczynaniach Rosji opór Waszyngtonu przed zaakceptowaniem stanowiska Ottawy stanie się jeszcze słabszy.

***

Naukowcy donoszą, że Arktyka jest regionem, w którym najszybciej dostrzega się tzw. efekt cieplarniany. W ostatnich tygodniach znacznemu przyspieszeniu uległ tam również wzrost temperatury politycznej. Oba czynniki powodują, że Arktyka staje się coraz bardziej gorącym miejscem na kuli ziemskiej. Nie ulega wątpliwości, że tak naprawdę poważny wyścig do bieguna - i do jego nieprzebranych podobno bogactw naturalnych - dopiero się rozpoczyna.

MARCIN GABRYŚ jest doktorantem na UJ, specjalizuje się w problematyce Kanady i zagadnieniach Arktyki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2007