Wirunga, raj przeklęty
Wirunga, raj przeklęty

Musimy być na granicy godzinę przed otwarciem, czyli wyjeżdżamy przed świtem, OK? – oznajmia Martin, po czym trzaska klapą bagażnika i, nie czekając na naszą odpowiedź, odwraca się, by szybkim krokiem odejść w kierunku bungalowu dla kierowców. Chyba jeszcze rzuca przez ramię: – „Miłego wieczoru”. Ale tego już nikt dokładnie nie słyszy.
Do granicy kongijskiej jest blisko. Moglibyśmy nawet przejść na piechotę. Tutaj, w Gisenyi, jeszcze po stronie rwandyjskiej, taki spacer to byłaby przyjemność. Spokojne, sterylnie czyste miasteczko z jednym luksusowym hotelem, kilkoma eleganckimi pensjonatami z widokiem na „tysiące wzgórz” i nadzieją na napływ zagranicznych turystów, którzy w tafli jeziora Kiwu nie będą szukać odbicia tego, co działo się tu ponad 20 lat temu.
Następnego dnia, przed szóstą rano, mamy zjawić się na granicy dwóch światów. W miejscu, gdzie obdrapany, zepsuty...
Dodaj komentarz
Chcesz czytać więcej?
Wykup dostęp »
Załóż bezpłatne konto i zaloguj się, a będziesz mógł za darmo czytać 6 tekstów miesięcznie!
Wybierz dogodną opcję dostępu płatnego – abonament miesięczny, roczny lub płatność za pojedynczy artykuł.
Tygodnik Powszechny - weź, czytaj!
Więcej informacji: najczęściej zadawane pytania »
Usługodawca nie ponosi odpowiedzialności za treści zamieszczane przez Użytkowników w ramach komentarzy do Materiałów udostępnianych przez Usługodawcę.
Zapoznaj się z Regułami forum
Jeśli widzisz komentarz naruszający prawo lub dobre obyczaje, zgłoś go klikając w link "Zgłoś naruszenie" pod komentarzem.
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]