Wierzcie we wspólnotę

Drodzy Bułgarzy i Rumuni, nie powtarzajcie, że ktoś w Waszym imieniu rozmawiał z UE na kolanach. Nie możecie rozmawiać z UE na kolanach, bo sami jesteście Unią Europejską.

15.01.2007

Czyta się kilka minut

 /
/

Rozumiem Wasze rozgoryczenie. Nie miejcie jednak za złe parlamentowi w Sofii, który postanowił, że od chwili wejścia do Unii Europejskiej zapłacicie akcyzę za pędzenie rakii. Wprowadzenie podatku pozwoliło przecież uniknąć całkowitego zakazu domowej produkcji wódki ze śliwek.

Im prędzej pogodzicie się z tym, że wszystkie decyzje, jakie podejmuje Unia Europejska, są dla Waszego dobra, tym będzie Wam łatwiej. "Ludzie nadal będą produkować bimber w piwnicach, omijając ustawę. Kontrola jest praktycznie niemożliwa" - Georgi Kadijew, bułgarski wiceminister finansów, który jest autorem tych słów, może mieć kłopoty z przyswojeniem reguł gry. Nie chodzi tu bowiem o podatki, lecz o to, by wszystko zostało po staremu, a w brukselskich papierach stało, że problem został rozwiązany.

Mocarstwo atomowe

Pod żadnym pozorem nie zachęcam Was do hipokryzji. Rekomenduję jedynie roztropność w dbaniu o Wasze interesy. Zamiast rozdzierać szaty i powtarzać, że w ponad 1300-letnich dziejach kraju żaden władca nie potrafił pozbawić Was kazanów do pędzenia rakii (ani chan Krum w X w., ani Turcy, ani nawet Todor Żiwkow w latach 60. XX w.), i że jest to część Waszej narodowej tożsamości, przyjmijcie z pokorą podatki, których nie będziecie płacić. W Unii Europejskiej nazywa się to konsens.

Oczywiście, możecie pójść polską drogą; nie wdając się w dyplomatyczne niuanse grozić wetem na prawo i lewo. Polska, przez ostatni rok, groziła już czterokrotnie (reforma rynku cukru, VAT w budownictwie, unijny mandat do negocjacji porozumienia z Rosją oraz przekazywanie więźniów do krajów ich pochodzenia). W dwóch ostatnich przypadkach Polska zablokowała unijne decyzje.

Rząd w Warszawie dał tym samym do zrozumienia, że traktuje Unię Europejską jako pole gry interesów narodowych. Od niechcenia sięgał po "broń atomową", która używana bywa w ostateczności. Nieodparte pozostaje wrażenie, że czynił tak dla zdobycia punktów na krajowym rynku politycznym. Uznano nawet, że "rosyjskie weto" jest największym sukcesem polskiej dyplomacji. Tymczasem może być ono najwyżej środkiem, a nie celem.

Rezultat jest taki, że Polska, która do niedawna była opisywana w Europie jako "gospodarczy karzeł będący potęgą polityczną", skarlała w obu wymiarach. Jacques Chirac, wymieniając kraje, które decydują o europejskim postępie, pominął "atomowe mocarstwo znad Wisły", pozostawiając na szachownicy Francję, Włochy, Niemcy i Hiszpanię.

Bez wroga

Byłoby idealnie, gdyby władze w Bukareszcie i Sofii kierowały się powszechnymi odczuciami Rumunów i Bułgarów. Jak się okazuje, nawet w demokracji taka oczywistość nie jest pewna. W sytuacji, kiedy 88 proc. Polaków deklaruje zadowolenie z integracji europejskiej, ci sami obywatele RP wybrali najbardziej antyunijne władze od 1989 r.

Paradoks? Nie do końca, jeśli zdać sobie sprawę, że do ich wyboru wystarczyło nieco ponad trzy miliony głosów. Kłopot polega na tym, że władze w Warszawie czują się tej mniejszości zakładnikami. Drugim kłopotem jest to, że zupełnie nie rozumieją pojęcia "polityka europejska", myląc je z polityką zagraniczną, w archaicznej, dziewiętnastowiecznej formie.

Takiej wizji potrzebny jest wróg. Mamy zatem wrogów w największych sąsiadach na wschodzie i zachodzie. "Mamy" to zresztą złe określenie. Polacy nie mają problemów ani z Rosjanami, ani z Niemcami. A zatem kolejna, bolesna dychotomia. Rząd w Warszawie pragnąłby porwać dla idei wroga tłumy. Bez sukcesu.

Dlatego nie powtarzajcie absurdalnych argumentów, że ktoś w Waszym imieniu "rozmawiał z UE na kolanach" i dostał coś w nagrodę - jak choćby Meglena Kunewa, była bułgarska minister ds. europejskich, która została komisarzem UE od polityki konsumenckiej. Pamiętajcie, że nie możecie rozmawiać z UE na kolanach, bo sami jesteście Unią Europejską.

Polityka europejska

"Unia Europejska powinna mieć konstytucję i wspólną politykę zagraniczną, a w przyszłości przekształcić się w Stany Zjednoczone Europy", powiedział Traian Băsescu, prezydent Rumunii. To jedno zdanie dowodzi, że raczej Warszawa powinna się uczyć od Bukaresztu, a nie odwrotnie. Polskich władz nie stać bowiem na tak proste i jednoznaczne deklaracje. O Traktacie Konstytucyjnym przebąkują, że jest to "przesolona zupa", nie rozwijając jednak tej odkrywczej myśli. Na forum UE wnoszą nieprzemyślane i zaskakujące innych projekty, jak chociażby Pakt Muszkieterów, który został skwitowany śmiechem podczas marcowego szczytu wspólnoty w 2006 r.

Wszyscy będziemy czekać na Wasze inicjatywy. Ciekawi jesteśmy Waszych pomysłów związanych z takimi zapalnymi punktami jak Kosowo, Naddniestrze, Południowa Osetia, Abchazja czy Górny Karabach. Dbajcie jednak, by Wasze propozycje były koherentne i logiczne. Polska w ostatnim roku tego nie potrafiła. Wysuwała oferty wspólnej polityki energetycznej czy armii europejskiej, powtarzając w kółko, że jest przeciwna pogłębianiu integracji nawet o wspólną politykę zagraniczną i bezpieczeństwa. Czy możliwe jest używanie wspólnej armii, nie mając polityki zagranicznej? To nie jest pytanie do Carla von Clausewitza. Polski maturzysta uznałby je za zbyt banalne.

Bez wstydu

Nie lamentujcie, że traktuje się Was jak członków drugiej kategorii. Owszem, protestujcie, kiedy Bruksela będzie próbowała grać "kartą bułgarską i rumuńską" w sporze z Rosją o import żywności. Nie podnoście jednak larum, kiedy José Barroso ulega presji eurodeputowanych i odrzuca kandydaturę na komisarza, zgłoszoną przez rząd w Bukareszcie. Chodzi przecież nie o państwo rumuńskie, lecz o senatora Varujana Vosganiana, oskarżanego o niejasne powiązania ze światem biznesu. Komisarzem został w rezultacie Leonard Orban, były główny rumuński negocjator z UE, którego przecież nie będziecie się wstydzić.

Potraktujcie to raczej jako nauczkę. Po pierwsze, skrupulatniej dobierajcie kandydatów na unijne stanowiska, a po drugie - pamiętajcie o rosnącej z roku na rok roli Parlamentu Europejskiego. I szerzej - pamiętajcie o lobbingu. Sprawiajcie, by każda Wasza inicjatywa miała poparcie.

Być może, dzięki Wam, powstanie w Parlamencie Europejskim pierwsza w jego historii frakcja skrajnej prawicy. Nacjonalistom z Frontu Narodowego i Interesu Flamandzkiego potrzebne są bowiem szable Wielkiej Rumunii Corneliu Wadima Tudora oraz ruchu Ataka bułgarskiego szowinisty Wolena Siderowa. Owszem, nie będzie to dobra informacja dla europejskiej integracji, ale każdy kraj ma swą Ligę Polskich Rodzin. Nie ma się czego wstydzić.

Bez lęku

Wasza suwerenność właśnie rozszerzyła się na prawie całą Europę. Dlatego nie miejcie kompleksów i zabierajcie głos we wszystkich sprawach dotyczących wspólnoty. Lecz nie wywołujcie w sobie sztucznej buty, wynikającej z braku pewności siebie. Wasi przedstawiciele nie muszą znać doskonale wszystkich europejskich języków. Nikt się nie będzie z nich śmiał, jeśli będą popełniać gramatyczne błędy i posługiwać się dziwnym akcentem. To norma. Najważniejsze, byście byli zrozumiani.

A Unia Europejska nie zrozumie tych, którzy nie rozumieją istoty Unii. Warszawa wysłała raz do Brukseli plenipotenta, który nie potrafił nawet dobrze mówić po polsku. Nie wierzył we wspólnotę, bo jej nie rozumiał. Nie pojmował jej sensu, więc się bał. Stwierdził, że poniżej jego godności są negocjacje. A w węższym gronie, w polskim przedstawicielstwie, pod ciężarem bezsilnej złości z powodu własnych kompleksów i nieuctwa, wybuchnął: "Po co nam ta k...a Unia?".

Bardzo łatwo wyeliminować złych posłańców. Oni nie potrafią się uśmiechać. A w Europie można powiedzieć najtrudniejsze rzeczy, byle łagodnym językiem i z uśmiechem. A zatem deklarujcie z uśmiechem, że każdy kazan do pędzenia rakii, w każdej wiosce będzie zarejestrowany, a jego właściciel będzie płacił podatek.

MAREK SARJUSZ-WOLSKI jest redaktorem naczelnym niezależnego magazynu europejskiego Unia&Polska oraz przewodniczącym Klubu Dziennikarzy Europejskich SDP.

W "TP" 3/2007 portrety nowych krajów członkowskich Unii:

  • O kształtowaniu się tożsamości bułgarskiej pisze Marek Suchowiejko, dziennikarz na stałe mieszkający w tym kraju: "»Ludzie na skrzyżowaniach nawet wychodków nie stawiają, a nasi przodkowie państwo założyli« - narzeka jeden z bohaterów sztuki Stratijewa. A przecież na ziemiach dzisiejszej Bułgarii mieszkali Trakowie, których kultura i mitologia wywarły niemały wpływ na kulturę starożytnej Grecji". Dzięki akcesji Bułgarii Unii Europejskiej przybył trzeci alfabet: po łacińskim i greckim - cyrylica. O historii, w której zieje świadomościowa wyrwa, o "eklektycznym pejzażu" dzisiejszej Sofii, gdzie "można zobaczyć obrośnięte chwastami rzymskie wykopaliska, będące raczej śmietnikami niż atrakcją", w artykule "Kraj na skrzyżowaniu".
  • Bogumił Luft, publicysta i były ambasador RP w Bukareszcie kreśli historię rumuńskiej rodziny królewskiej, która odzwierciedla losy tego kraju - "W majową sobotę 2001 r., w pałacu prezydenckim, jednym z byłych pałaców królewskich w Bukareszcie, prezydent Ion Iliescu podjął kolacją byłego władcę Rumunii Michała I. To symboliczne spotkanie było nieco powierzchowną próbą pojednania Rumunii powoli i z trudem wychodzącej z komunizmu, z jej przeszłością przez komunizm zmasakrowaną". Dla Rumunów przeszłość, o której dyskutują historycy, jest już dziś "bajką o niewielkim znaczeniu", wysiłek ich transformacji dostrzegła Bruksela. Więcej w tekście "Smutny król Michał".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2007