Blisko, coraz bliżej

Jeśli w ciągu najbliższych miesięcy nie dojdzie do jakiegoś politycznego wstrząsu, 1 stycznia 2007 r. dwa kolejne kraje, Rumunia i Bułgaria, zostaną członkami Unii Europejskiej. Jeśli - bo ostatecznej decyzji Komisja Europejska jeszcze nie podjęła.

03.07.2006

Czyta się kilka minut

Na rumuńskiej prowincji /fot. KNA-Bild /
Na rumuńskiej prowincji /fot. KNA-Bild /

Lipy w Bukareszcie pachną tak mocno, że aż kręci się w głowie. Ich zapach uderza, obezwładnia słodkim poczuciem letniego bezruchu.

Ale to moment, chwilowe oderwanie od zgiełku metropolii. Bo przecież tuż obok czteropasmowymi alejami mkną kosztowne samochody, których próżno by szukać w Warszawie, metrem przemieszczają się tysiące ludzi, kelnerzy w restauracjach ocierają pot z czoła i całe ponad dwumilionowe miasto pędzi przed siebie.

Nikt nie ma wątpliwości, dokąd: do Unii Europejskiej. Już w styczniu. Jeśli wszystko pójdzie po myśli Rumunów.

Wątpliwości i nadzieje

Wątpliwości ma za to Komisja Europejska, która niedawno po raz kolejny odłożyła ostateczną decyzję w sprawie przyjęcia do Unii Rumunii i Bułgarii z dniem 1 stycznia 2007 r. Raport Komisji, która monitoruje postępy obu państw, nie był całkowicie krytyczny i więcej zastrzeżeń odnosiło się w nim do Bułgarii. Ale wiadomo, że oba kraje mają stać się członkami Wspólnoty jednocześnie, więc problemy jednego wpływają na sytuację drugiego.

Ostateczna decyzja zostanie podjęta jesienią. Przed Rumunami zatem gorące i z pewnością zbyt krótkie lato. Co pozostaje do zrobienia? - Rumunia zrobiła wielkie postępy w walce z korupcją, i to na wysokich szczeblach - mówi Maciej Nowakowski, ekspert warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich. - Do dymisji musiał podać się ostatnio nawet wicepremier. Z kolei wiosną z funkcji przewodniczącego Izby Deputowanych zrezygnował były premier Adrian Nastase.

Pewne sukcesy można odnotować też w walce z przestępczością zorganizowaną. Ale dla Komisji Europejskiej to wszystko ciągle mało. Tymczasem to właśnie te problemy - zaniedbania Rumunii w walce z korupcją i przestępczością zorganizowaną oraz niedomagania wymiaru sprawiedliwości (który zdaniem Komisji pozostaje nieefektywny i nieprzejrzysty) - powracają jak mantra we wszystkich unijnych raportach na temat Rumunii. Dość powiedzieć, że na około 70 zabójstw na zlecenie, których dokonano w ostatnich latach w sferze biznesu, nie wyjaśniono ani jednego.

Rumuni muszą też przeprowadzać reformy w sferach mniej spektakularnych, np. związanych z rolnictwem (jak standardy weterynaryjne). - Bruksela ma też poważne obawy, czy Rumunia jest przygotowana do wykorzystywania funduszy unijnych - mówi Nowakowski.

- Rumunom może uda się spełnić unijne standardy, ale nie są mentalnie przygotowani do bycia w Unii - wzdycha Rodica Palade, pani redaktor naczelna prestiżowego tygodnika politycznego "22". - Chodzi o dostosowanie do pewnego typu cywilizacji, o szacunek dla zasad życia wspólnoty. Mamy kłopot z przestrzeganiem zasad. Decyzja o przyjęciu nas do Unii była i jest decyzją polityczną.

Opinię tę podzielają wszyscy moi rozmówcy w Bukareszcie, bez względu na wykształcenie czy zawód. Bo bałagan, nieprzestrzeganie przepisów, lenistwo... - Tego kraju nic nie zmieni - wykrzykuje Ion, architekt, który prowadzi do jakiegoś nadzwyczajnego sklepu i właśnie przeciągnął mnie przez wielopasmową jezdnię na czerwonym świetle. Za chwilę o mało co nie przejedzie nas tramwaj, którego motorniczy również nie przejmuje się sygnalizacją świetlną. - Światła w Bukareszcie to sprawa polityczna - żartuje Ion. - Każdy kolor oznacza jakąś partię.

Unia: czynnik zbawczy

Zagłębiamy się w betonowe blokowisko za największym targowiskiem w mieście, Oborem. Nieoczekiwanie osiedlowe podwórka przechodzą w willowe uliczki i sklepu coraz trudniej się szuka, bo naszą uwagę co chwila przykuwa jakiś urokliwy domek. Tyleż urokliwy, co zdewastowany, bo brak pieniędzy na renowację zabytkowych budynków to problem w stolicy powszechny. Te z budynków, które przetrwały architektoniczną manię prześladowczą komunistycznego "wodza" Nicolae Ceauşescu - pozostawił on po sobie monumentalny pałac, drugi po Pentagonie największy kompleks budynków urzędowych na świecie - teraz nadal marnieją w oczach. Odnawia się nieliczne, inne czekają na swoją kolej.

- To typowa dla Bukaresztu architektura - Ion pokazuje prześliczną willę. - A to klasyczny przykład wpływów bałkańskich: pierwsze piętro wysunięte jest nad parter. A to... - waha się, patrząc na nowoczesny domek oklejony deskami jak fińska sauna. - A to bardzo ciekawe rozwiązanie - kończy i znów szukamy sklepu.

Uliczki przestają być uliczkami, zamieniają się w wiejską piaszczystą drogę, aby po chwili znów doprowadzić nas do gwarnego centrum miasta.

- Ja oczywiście jestem za Unią - podkreśla Ion. - Może jednak coś się zmieni.

Poparcie dla Unii jest w Rumunii niemal jednogłośne, zarówno ze strony społeczeństwa, jak i polityków. Wszystkie znaczące partie mają ją wpisaną w swoje programy. - Z Unii politycy zrobili swój jedyny program - ironizuje Rodica Palade. - To brzmi lepiej niż modernizacja kraju, budowa nowoczesnej infrastruktury, efektywna administracja. Ludzie popierają członkostwo w Unii, choć niewiele o niej wiedzą.

- Unia, obok Kościoła oraz armii, jest u nas traktowana jako "czynnik zbawczy" - tłumaczy prof. Silviu Rogobete, szef wydziału nauk politycznych uniwersytetu w Timisoarze. - Te trzy instytucje cieszą się największym zaufaniem społecznym. Unia plasuje się za Kościołem, ale przed armią. To pokazuje, że ludzie są niepewni swego losu i potrzebują czegoś stałego, co da im poczucie bezpieczeństwa. Co ich, w pewnym sensie, "zbawi", uratuje.

Potwierdza to Maciej Nowakowski: - W Rumunii Unię postrzega się jako swego rodzaju eldorado, miejsce, gdzie się dobrze żyje. I część społeczeństwa myśli, że po wejściu do Unii te bogactwa na nich spłyną.

Jak wynika z ostatnich badań "Eurobarometru", Rumunii oczekują przede wszystkim od Unii, że będzie walczyć z ubóstwem (65 proc. ankietowanych) i bezrobociem (34 proc.). - To mnóstwo nadziei, tak że rozczarowanie jest pewne - konstatuje prof. Rogobete.

Rumunia i świat

Nadzieje ma także Natalia. Dwudziestoparolatka, większość życia spędziła w USA. Tam studiuje teraz teologię, każde wakacje spędza jednak w Rumunii. Nadal udaje się jej mówić po rumuńsku bez obcego akcentu. - Wrócę tu - deklaruje z mocą. - Po studiach tu wrócę. Pewnie będę mieć problemy z pracą, bo kto potrzebuje teraz kobiety-teologa, ale wrócę. To przecież moja ojczyzna.

Małą kawiarenkę ocieniają kasztanowce, kawa pomaga przetrwać usypiający, popołudniowy upał. Czemu wszyscy, z którymi rozmawiam, tak źle oceniają samych siebie? - Może po prostu Rumuni są pesymistami? - zastanawia się Natalia. - Ale poradzimy sobie w Unii, na pewno - dodaje z amerykańską pewnością siebie. - To inny świat, ale światy i kultury można zmieniać. Wychodzić z jednego, wchodzić w drugi, znów wracać. Mnie się to udaje od lat. Rumunii też się uda.

Na sąsiedniej uliczce mała cerkiew. Obudowana rusztowaniami, w środku zachwycająca freskami i światłem świec. Kobieta sprzedająca świeczki nie zraża się nieznajomością rumuńskiego. Z zapałem opowiada o świątyni, która jest pod wezwaniem Archanioła Michała i potrzebuje gwałtownie pieniędzy na odbudowę.

Ktoś, kto słyszał o krwawych rządach Ceauşescu, mógłby pomyśleć, że Rumunia stała się krajem tak zlaicyzowanym, jak Czechy czy dawna NRD. Tymczasem prawie 100 proc. Rumunów deklaruje się jako wierzący, najwięcej jest wśród nich prawosławnych (za ateistów uważa się zaledwie 0,03 proc.). Co więcej, Kościół jest według sondaży nie tylko najbardziej godną zaufania instytucją, ale większość Rumunów uważa, że i politycy (partie plasują się na dole rankingu zaufania) powinni być ludźmi wierzącymi. 20 proc. Rumunów deklaruje, że chodzi do cerkwi dwa, trzy razy w tygodniu, 19 proc. raz w tygodniu. Spora część podziela przekonanie, że jedną z misji Rumunii w Unii będzie świadectwo wiary. - Rzeczywiście, niektórzy widzą Unię oraz cały świat zewnętrzny jako zły i sądzą, że Rumunia może to zmienić - przyznaje prof. Rogobete. - Ale nasze prawosławne święta dla większości ludzi Zachodu będą co najwyżej egzotyką.

Ulica Lipscani była kiedyś najmodniejszą ulicą Bukaresztu. Tu damy zaopatrywały się w tkaniny sprowadzane przez kupców aż z Lipska (stąd nazwa ulicy: Lipska). Teraz na jej początku straszą ruiny. Potem puszy się odnowiona kamienica z secesyjną fasadą. I taki jest Bukareszt: zaskakujący, piękny, tragiczny. Na ulicy Lipscani są teraz małe sklepiki i elegancka restauracja. Jedne domy walą się, inne podnoszą z ruin. Przeszłość i przyszłość mieszają się ze sobą.

Jedno jest tylko miejsce, gdzie czas stanął w miejscu: to cerkiew i monaster Stavropoleos. Mały budynek w stylu określanym jako brinkowiański ( mieszanka Orientu, lokalnych gustów i późnego renesansu) onieśmiela urodą. Mimo gwaru ulic, w cerkwi wydaje się panować doskonała cisza. Doskonałość - to najlepsze słowo na określenie tego miejsca. Przy okazji monastyr wcale nie izoluje się od świata: chór mnichów jest jednym z najlepszych w stolicy, a cerkiew odwiedzają nie tylko mieszkańcy okolicznych ulic, ale i bukaresztańskie znakomitości.

Aby zbudować swój pałac, Ceauşescu (zwany "Słońcem Karpat") kazał wysiedlić 70 tys. ludzi i wyburzyć kwartał zabytkowej dzielnicy, w tym kilkanaście świątyń. Nieliczne udało się uratować, jak cerkiew Mihai Voda, którą na szynach przesunięto o 250 metrów. Budowa pałacu pochłaniała przez kilka lat 40 proc. PKB. Po 1989 r. nie wiadomo było, co zrobić z budynkiem; także jego wyburzenie kosztowałoby majątek. Dziś mieści się w nim parlament i centrum konferencyjne. "Słońca Karpat" nie ma, pozostała atrakcja dla turystów.

Teraźniejszość przeszłości

Tuż obok Wzgórze Patriarchy, gdzie urzęduje rumuński Kościół Prawosławny. Przetrwał. Nie jest to zresztą jedyny taki paradoks w Bukareszcie. Redakcja "22", w której rozmawiam z panią Palade, mieści się w ślicznym pałacyku nadszarpniętym przez czas, ze specyficzną atmosferą miejsca i śladami dawnej świetności. - Był przygotowany dla syna Ceauşescu - opowiada Palade. - Jego nie ma, a my jesteśmy. Nasze pismo zaczęło się ukazywać zaraz po rewolucji 1989 r. I chyba jako jedyni z gazet z tamtego czasu ukazujemy się nadal.

Najnowsza historia jest trudnym tematem. Swoje rozliczenie z komunizmem Rumuni mają jeszcze przed sobą. Ostatnio wraca temat lustracji: wiosną zachwiała się koalicja rządząca z powodu sporu o odtajnianie akt bezpieki ("Securitate"). Chodziło o wybór szefa Krajowej Rady ds. Badania Archiwów "Securitate" (CNSAS), odpowiednika polskiego IPN-u.

Szacuje się, że w archiwach dawnej bezpieki znajdują się teczki kilkuset tysięcy tajnych współpracowników. Wielu z nich zapewne jest aktywnych w życiu publicznym; z ich punktu widzenia im głębiej dokumenty są zagrzebane, tym lepiej. Osobną kwestią jest współpraca Kościoła z komunistyczną władzą: jak dotąd jedynym z hierarchów prawosławnych, który się do niej przyznał i publicznie przeprosił, jest metropolita Banatu, Nicolae Corneanu.

Unia o to akurat nie pyta. Unia wylicza swoje zastrzeżenia i obawia się, czy przed 1 stycznia 2007 r. kraje członkowskie zdążą ratyfikować akces Bukaresztu i Sofii.

A Bukareszt pędzi do przodu, za nim reszta kraju - coraz więcej inwestycji, coraz więcej zagranicznych firm, coraz więcej możliwości.

Lipy niedługo przekwitną, minie lato. Wtedy Komisja Europejska wyda werdykt.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2006