Wiara przez dotyk

Zanim zażądamy wykorzenienia kultu relikwii jako mogącego prowadzić do zabobonu, wspomnijmy, że tradycyjne formy pobożności są jedną z dróg do szczerego oddania Bogu. Nawet jeśli Katechizm o nich nie wspomina.

13.05.2008

Czyta się kilka minut

Kiedy pod koniec marca kard. José Saraiva Martins, prefekt watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, zasugerował, że wkrótce po beatyfikacji Jana Pawła II jego ciało prawdopodobnie zostanie wyniesione z Grot Watykańskich piętro wyżej, do kaplicy św. Sebastiana w Bazylice św. Piotra, nie wzbudził - także w Polsce - specjalnych kontrowersji. Wielu z nas ucieszyła nadzieja, że już wkrótce (wedle przecieków i sugestii niektórych hierarchów 16 października) będziemy mogli zobaczyć Papieża w przeszklonym relikwiarzu umieszczonym niedaleko "Piety" Michała Anioła. Szczególnie że, jak zapewnili kurialni urzędnicy, środki chemiczne użyte przed uroczystościami pogrzebowymi w kwietniu 2005 r. doskonale zakonserwowały jego ciało.

Serce na Wawel

Niecałe dwa tygodnie później niepokój wśród części katolików wywołał przewodniczący trybunału ds. beatyfikacji bp Tadeusz Pieronek: w wywiadzie dla "Wprost" przyznał, że istnieje możliwość przywiezienia papieskiego serca na Wawel. Burza medialna wybuchła jednak dopiero miesiąc później, kiedy "Gazeta Wyborcza" doniosła, że wiele polskich sanktuariów rozpoczęło starania o pozyskanie papieskich relikwii - od fragmentów sutanny przez kości po serce. Artykuł "GW" skrytykował w wypowiedzi dla PAP bp Stanisław Budzik mówiąc, że "niepoważne i przedwczesne są dywagacje na temat sprowadzenia do Polski relikwii z ciała Jana Pawła II, gdyż nie został on jeszcze nawet beatyfikowany". Sekretarz Episkopatu dodał, że w chwili wyniesienia na ołtarze najcenniejszą papieską relikwią w Polsce stanie się przestrzelony kulą Ali Agcy zakrwawiony pas sutanny, ofiarowany klasztorowi jasnogórskiemu.

Nieprawdziwości informacji "Gazety" starał się dowieść "Dziennik". Cytowany w artykule Bogumiła Łozińskiego ks. Robert Nęcek, rzecznik kard. Stanisława Dziwisza, odżegnał się od pomysłów dzielenia ciała Jana Pawła II i wykluczył, by Kraków mógł się starać o jego relikwie. W podobnym tonie wypowiedzieli się abp Nycz, abp Głódź i kustosz sanktuarium w Ludźmierzu ks. Tadeusz Juchas. "Dziennik" dotarł też do o. Gabriela Bartoszewskiego, znawcy prawa kanonizacyjnego, który przypomniał, że w XIII w. Kościół zakazał dzielenia ciał papieży i wyjmowania z nich serc. Ekshumację ciała i pobranie relikwii kości (tzw. relikwii pierwszego stopnia) dopuszcza się dopiero po kilkudziesięciu latach.

Nie można wykluczyć, że niechętne wypowiedzi duchownych wywołał fakt, iż rewelacje dotyczące relikwii Papieża opublikowała źle widziana w zakrystiach "Wyborcza". Całkiem niedawno bowiem - po wypowiedzi bp. Pieronka dla "Wprost" - ks. Nęcek mówił, że "z pewnością którąś z relikwii Jana Pawła II Kraków otrzyma", a ks. Juchas zapowiadał starania o relikwie pierwszego stopnia (wywiad dla "Metra"). Nie mówiąc o tym, że już dwa lata temu o możliwości przewiezienia na Wawel papieskiego serca mówił dziennikarzom kard. Zenon Grocholewski, prefekt Kongregacji Wychowania Katolickiego.

W medialnej przepychance zabrakło refleksji nad sprawą fundamentalną: do czego potrzebne nam relikwie Jana Pawła II?

Święci terapeuci

Wśród opinii wyrażonych w sondzie na stronie internetowej "TP" wzrasta procent czytelników, którzy określają ewentualne plany przywiezienia serca czy innych części ciała Jana Pawła II do Polski mianem barbarzyństwa. Na forum spierają się internauci, wskazujący na potrzebę wzmacniania wiary kontaktem ze szczątkami świętych i ci uważający, że kult relikwii sprzyja jedynie spłycaniu relacji do Boga.

O kulcie relikwii ani słowem nie wspomina najnowszy Katechizm Kościoła Katolickiego. Przyczynę najtrafniej wskazałby teolog duchowości, wydaje się jednak, że nauka Kościoła po prostu nie radzi sobie z ujęciem tego ważnego elementu pobożności ludowej w język doktryny. Woli zachować dystans, nie odżegnując się jednak od nikogo. Wszakże nie można zaprzeczyć tradycji o metryce liczącej ponad 15 stuleci.

Zwyczaj dotykania figurek świętych "terapeutów" jest starszy niż chrześcijaństwo: dowiadujemy się o nim już ze starożytnych egipskich papirusów. Kościół zachodni - ten pod przywództwem Rzymu (w odróżnieniu od wschodniego, z głównym ośrodkiem władzy duchowej w Konstantynopolu) - poznał kult relikwii ok. IV wieku. Wywodził się on z kultu męczenników, do grobów których pielgrzymowano. Po śmierci Konstantyna Wielkiego (337 r.), który uczynił z chrześcijaństwa oficjalne wyznanie Cesarstwa Rzymskiego, zaczęto na tych grobach budować kościoły (choćby pierwotną Bazylikę św. Piotra). Z czasem kult miejsc spoczynku męczenników wyrażał się w coraz większej celebracji: jak pisze ks. Jan Kracik, nagrobne płyty polewano pachnącymi olejkami, dekorowano kwiatami i palono przy nich świece.

Coraz więcej ośrodków miejskich chciało mieć "swoje" relikwie. Cesarz Teodozjusz Wielki, kierując się być może obawami o spłycenie wiary (a może o zwyrodnienie państwowej religii?), zabronił dzielenia ciał męczenników i handlu nimi; był to jednak zakaz niezwykle trudny do wyegzekwowania.

Na chrześcijaństwo zachodnie oddziaływały zwyczaje wschodnie, szukające bliskości z sacrum przez dotyk: ciała świętych coraz częściej ekshumowano i członkowano. Kościół bronił się przed tym, ustanawiając tzw. relikwie wtórne: wystarczyło jakimś przedmiotem dotknąć "oryginalnej" pozostałości świętego, by stał się on równoprawną relikwią. Mogła też nią być oliwa z lamp palonych przy grobie. (Zwyczaj ten dobrze się ma do dzisiaj, choć dotyczy raczej wizerunków niż relikwii: np. każdą kopią Obrazu Jasnogórskiego, która ma być umieszczona na ołtarzu jako przedmiot kultu, dotyka się prawdziwej Czarnej Madonny).

Groby świętych stawały się sanktuariami, do których przychodzono modlić się o uzdrowienie. Pierwsze zachodniochrześcijańskie wzmianki o cudach zapisano w wieku V, z ini-cjatywy św. Augustyna, którego niepokoiła nadmierna skłonność mas do wiary w cuda; autorzy tych zbiorów podkreślają więc, że uzdrowienie nie ma nic wspólnego z magią, ale jest efektem działania łaski Boga. Notowano przede wszystkim przypadki uzdrowień z paraliżu, ślepoty, niemoty i głuchoty, a także przypadki wskrzeszeń. Opisywanie ich miało stworzyć wrażenie, że za wstawiennictwem świętego dzieją się takie same cuda, jakich dokonywał Chrystus. Dzieło Augustyna podjęli biskup i kronikarz Grzegorz z Tours, a także papież Grzegorz Wielki. Kościół starał się uporządkować ludowy kult świętych przez stopniowe - od 993 do 1216 r. - wprowadzanie procedury kanonizacyjnej i odebranie lokalnym biskupom możliwości swobodnego wynoszenia na ołtarz.

Moc biskupiego pierścienia

Razem z kultem świętych ewoluowało podejście do relikwii. Przedmioty, jakich za życia używali święci, a także części ich ciała były poszukiwane; wierzono, że ich posiadanie może przynieść łaskę. W XIII-wiecznym żywocie św. Jadwigi śląskiej, żony księcia Henryka Brodatego, później zakonnicy, czytamy, że po jej śmierci "siostry z zakonu trzebnickiego zbiegły się natychmiast i każda z nich z wielką pożądliwością, a nawet chciwością zbierała, cokolwiek mogła z nieżyjącej: paznokcie z rąk, inna z nóg, a jeszcze inne [włosy] z głowy świętej". Co ciekawe, w zbiorze cudów, jakie działy się przy grobie Jadwigi, nie spotykamy wzmianek o tych relikwiach: najwyraźniej mniszki schowały je do własnego użytku i nie udostępniały pielgrzymom.

W tym samym okresie rozwijał się kult św. Stanisława. Z tzw. rotulusu krakowskiego - pergaminu, na którym spisano cuda tego świętego na potrzeby procesu kanonizacyjnego - dowiadujemy się, że kustosze grobu udostępniali modlącym się o uzdrowienie biskupi pierścień męczennika. Jedynie jednak szlachetnie urodzonym: mieszczanie i chłopi musieli zadowolić się wodą, w której zanurzono klejnot - pili ją lub obmywali ciało. Innym uleczenie przyniosło dotknięcie jedwabnej tkaniny, w której przed elewacją, czyli wzniesieniem ponad posadzkę katedry, leżały kości Stanisława.

Po ekshumacji zwłok świętego jego kości zazwyczaj obmywano winem: ono również stawało się wtedy relikwią, udostępnianą czy sprzedawaną pątnikom. I ten zwyczaj znajduje współczesne formy: np. w sanktuarium Matki Bożej Gidelskiej pod Częstochową świętą figurkę Maryi co roku poddaje się tzw. kąpiołce w winie, które następnie rozlewane jest do ampułek i rozdawane pielgrzymom.

Na marginesie trzeba dodać, że kontakt z relikwiami według XIII-wiecznych wierzeń przynosił nie tylko uzdrowienie: w zbiorze cudów św. Stanisława czytamy o kleryku Piotrze, którzy udając się w morską podróż zabrał ze sobą "cząstkę relikwii świętego", a to zapewniło okrętowi ocalenie w czasie gwałtownego sztormu. Relikwie miały też znaczenie pozakultowe: wymieniano je np. przy zawieraniu traktatów politycznych. Przykładu dostarcza cesarz Otton III, ofiarowujący w czasie zjazdu gnieźnieńskiego (1000 r.) Bolesławowi Chrobremu kopię włóczni świętego Maurycego (dotkniętą wpierw oryginałem!) i otrzymując w zamian ramię św. Wojciecha.

Ludową wiarę w sakralną moc zawartą w relikwiach wykorzystywano nawet w celach politycznych. W lutym 1240 r. czarne chmury zebrane nad Rzymem zapowiadały rychły upadek papiestwa: u bram Wiecznego Miasta rozbiła obóz potężna armia okrzykniętego Antychrystem i wyklętego cesarza Fryderyka II. Rzymski lud począł szydzić z Grzegorza IX, który ukrył się za grubymi murami zamku Świętego Anioła.

24 lutego sędziwy 70-letni papież zagrał va banque: w nielicznym orszaku ostatnich wiernych sług wyszedł na ulice miasta i drwiącej ciżbie pokazał relikwiarz z drzewem chrystusowego krzyża i głowami apostołów Piotra i Pawła. Zdjąwszy tiarę, nakrył nią naczynie i wezwał: "Święci, brońcie Rzymu, skoro Rzymianie nie chcą już go strzec". Szok wywołany tym czynem odebrał odwagę poplecznikom cesarskim; lud począł wiwatować na cześć starca dzierżącego krzyż. Pod wrażeniem tego zdarzenia Fryderyk II - cesarz-ateista, zdawałoby się, obojętny na religijne uniesienia - przeraził się i odstąpił od rzymskich murów.

Źródło w Bogu

Moc świętego objawiała się nie tylko w relikwiach. Miejscem wyjątkowym był przede wszystkim grób. Świadczy o tym zwyczaj układania przy nim chorego, całowania płyty nagrobnej czy dotykania jej owrzodzoną ręką. Moc cudotwórczą mógł zresztą zyskać nawet kamyk przyniesiony z grobu. Wybitna mediewistka, s. prof. Aleksandra Witkowska, pisze, że przekonanie o najskuteczniejszym działaniu świętego u grobu wypływało z wiary w życie pozagrobowe oraz wierzeń o zamieszkaniu i przebywaniu zmarłych w miejscach pochówków. Wiara zaś w siłę zawartą w rzeczach związanych z osobą świętego znajduje źródło w religii pogańskiej i animistycznych pojęciach o zamieszkaniu w nich bóstwa.

Wbrew pozorom nie należy jednak łączyć XIII-wiecznego kultu relikwii z pogaństwem: zachowania charakterystyczne dla starożytnych religii, jakie obserwujemy w kultach świętych, mogły zwyczajnie przetrwać w ludzkiej podświadomości, stanowiąc swoistą, nieszkodliwą jednak dla istoty chrześcijaństwa, spuściznę dawnych wieków. Zauważmy też, że uzdrowienie przez dotyk można skojarzyć z cudami, których dokonywał Chrystus; wspomnijmy pomazanie powiek ślepca błotem uczynionym ze śliny (J 9, 6-7) czy ujęcie za rękę córeczki Jaira (Mt 8, 23).

Wiara wyraźnie zresztą pogłębiała się z upływem stuleci. Już w XV w. 90 proc. cudów opisanych w krakowskich zbiorach działo się nie przy grobie świętego, ale w domu chorego. Tworzyło się przekonanie o skuteczności patrona nieograniczonej żadną przestrzenią kultową. Tę teologiczną prawdę starali się podkreślać księża - autorzy zbiorów. Cuda omawiano w sanktuariach z ambony, często stanowiły element kazania: w ten sposób duchowni wpływali na kształt ludowej religijności. W XV w. wiernych zachęcano raczej do składania ślubu złożenia wizyty u grobu, nie podkreślając skuteczności modlitwy odmówionej właśnie tam. Każe to wystawić duchowieństwu korzystną ocenę: przedkładano teologiczne pogłębienie pobożności ludowej nad troskę o rozwój sanktuarium.

W okresie tym w stadium zaniku - przynajmniej w świetle krakowskich zbiorów - znajdowało się przekonanie o przewodniej roli relikwii w akcie uleczenia. Informacje mamy nieliczne: wiemy, że w kaplicy św. Piotra na Wawelu wystawiano relikwiarz z ramieniem św. Stanisława, którego pielgrzymi mogli dotykać chorymi członkami. W kościele na Skałce

istniał kult sadzawki, do której według zapisanej przez Długosza legendy miał wpaść palec zamordowanego i posieczonego mieczami biskupa. Palec ów połknęła ryba; kiedy wyłowili ją rybacy, zdziwiła ich jasność ją otaczająca, po czym wydobyli z jej trzewi świętą relikwię. W ten sposób zrodziła się wiara w świętość wody w przykościelnym jeziorku.

Przypadki zanotowanych uzdrowień przez kontakt można już jednak liczyć na palcach jednej ręki. To dowodzi, że wyżej ceniono modlitwę i prawidłowe wypełnienie ślubu niż wiarę w uzdrowicielską moc przedmiotów czy członków świętego. Rzadsze stały się też ryty związane z grobem: sporadycznie tylko uzdrowienia zdarzały się dzięki dotykaniu go. Ludzie nie odczuwali już tak silnej potrzeby bezpośredniego kontaktu z sacrum: wyżej ceniono praktyki odmaterializowane, co dowodzi ponad wszelką wątpliwość pogłębiania wiary i lepszego zrozumienia, że źródłem cudu jest nie święty, ale Bóg; patron to jedynie orędownik.

Na skróty?

Wiek XVII przyniósł odrodzenie i wzmocnienie kultu relikwii, w epoce kontrreformacji eksponowanych - w reakcji na zjadliwą protestancką krytykę kultu świętych - w coraz to wymyślniejszych naczyniach. I dziś w krajach katolickich, gdzie silną rolę odgrywa pobożność ludowa, relikwie umieszczone są wysoko w hierarchii religijnych potrzeb. Przyczyna leży z pewnością w ludzkiej psychice: jak przechowujemy na dnie szuflady srebrną broszkę prababci, tak potrzebujemy namacalnego, pozwalającego pokonać abstrakcję teologicznych traktatów, kontaktu ze sferą sakralną.

Kiedy niemal rok temu Benedykt XVI kanonizował bł. Szymona z Lipnicy, gwardian krakowskiego klasztoru bernardynów zdradził prasie, że aż 120 kościołów zwróciło się do niego o wydanie relikwii świętego. Przed miesiącem we włoskim San Giovanni Rotondo kapucyni wystawili na widok publiczny ciało św. ojca Pio w przeszklonej trumnie - lista rezerwacji wizyt przy ciele stygmatyka liczy już 750 tys. osób.

Potrzeba namacalnych dowodów sięga też najważniejszych dogmatów chrześcijańskich. Jak inaczej wyjaśnić starożytną tradycję o chuście św. Weroniki czy powszechną wiarę, że przechowywane w Turynie płótno jest Chrystusowym całunem? Do niedawna w jednym z niewielkich włoskich miast trwał - zakazany już obecnie - kult Jezusowego napletka...

Czy to droga na skróty w poszukiwaniu Boga i zbawienia? Nie, jeśli kult relikwii rozumiemy właściwie: jedynie jako jeden ze sposobów kontaktu z Bogiem. Wspominając jednak tasiemcową kolejkę do wmurowanego w ścianę łagiewnickiego sanktuarium kamienia z Golgoty można mieć obawy, że przynajmniej część tworzących ją osób ma na temat relikwii wyobrażenie magiczne. To może dotyczyć zresztą i innych poświęconych przedmiotów. Jeśli ktoś nosi na szyi medalik św. Benedykta, bo "on chroni przed szatanem", to niewiele kroków dzieli go od włożenia na palec pierścienia atlantów, który wytworzy wokół niego korzystny układ energii wszechświata.

Zanim jednak zażądamy wykorzenienia kultu relikwii jako mogącego prowadzić do zabobonu, wspomnijmy, że bardzo go cenił Jan Paweł II - intelektualista. Papież nieraz wskazywał na ludowe formy pobożności jako element bogactwa Kościoła i jedną z dróg, jakie mogą prowadzić do szczerego oddania Bogu. Żeby zacytować jednego z polskich biskupów: do Rynku można dojść zarówno Szewską, jak Grodzką czy Wiślną.

Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną istotną rzecz. Jeśli ktoś podejmuje decyzję o odwiedzeniu sanktuarium, choćby leżącego w jego własnym mieście, by pomodlić się przy grobie świętego czy jego relikwiach, podejmuje według wszelkich definicji pielgrzymkę. Właściwe wewnętrzne nastawienie człowieka i zawierzenie Bogu sprawia, że przebyta droga uświęca go. To element kultu świętych bardzo ceniony i podkreślany w kościelnym nauczaniu od starożytności do dzisiaj.

Kościół nie przecenia dziś jednak tych tradycyjnych form pobożności. Jak wspomnieliśmy, Katechizm o nich nie wspomina. Nie da się ukryć, że religijność wielu osób, szczególnie z kręgów inteligenckich, potrzebuje raczej wyrafinowanej teologii niż namacalnych dowodów. Podobnie u wielu młodych można dziś np. usłyszeć (szczególnie w okolicach 1 listopada) pytania o cel odwiedzania grobów bliskich zmarłych, skoro za ich dusze można z taką samą skutecznością modlić się w domu czy w kościele. Nie można tym argumentom odmówić zasadności. Nie możemy jednak ex cathedra stwierdzić, że uświęcić polskiego katolika może tylko lektura encyklik, a podróż w celu ucałowania relikwiarza papieskiego przedramienia już nie. Wystarczy posłuchać opowieści pielgrzymów do Grot Watykańskich: ich doświadczenia daleko wykraczają poza melancholijne wspomnienie o Papieżu Polaku.

Dlaczego więc sugestie przywiezienia do Polski relikwii ciała Jana Pawła II wywołują tak skrajne emocje? Zwróćmy uwagę na rzecz trywialną: w ostatnich dziesięcioleciach, m.in. pod wpływem posoborowej nauki o ludzkiej cielesności, a także rewolucji obyczajowej i wielu innych czynników, zmienił się nasz stosunek do ciała. Kiedy modlimy się przed relikwiami świętych średniowiecznych czy nawet zmarłych w zeszłym wieku, rzadko zastanawiamy się, w jaki sposób je pozyskano. Jana Pawła II widział, jeśli nie na żywo, to przynajmniej na telewizyjnym ekranie, niemal każdy Polak. Dyskusja o papieskich relikwiach wiąże się z budzącym zgrozę wyobrażeniem lekarza patologa, który z tego tak dobrze znanego nam ciała odkrawa dłoń, a z papieskiej piersi wyciąga serce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu „Wiara”, zajmujący się również tematami historycznymi oraz dotyczącymi zdrowia. Należy do zespołu redaktorów prowadzących wydania drukowane „Tygodnika” i zespołu wydawców strony internetowej TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem” związany… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2008