Wciąż aspirujemy do Europy

Pavol Rankov: Przyjaźń i solidarność to jedna ze strategii na przetrwanie kiepskich czasów. Zasadniczo nie wierzę w utopie, ale wierzę w ludzką solidarność.

11.10.2015

Czyta się kilka minut

Pavol Rankov, 2014 r. / Fot. Kamila Kubat / AGENCJA GAZETA
Pavol Rankov, 2014 r. / Fot. Kamila Kubat / AGENCJA GAZETA

KATARZYNA TRZECIAK: W 2014 r. otrzymał Pan Literacką Nagrodę Europy Środkowej „Angelus” za książkę „Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)”, gdzie pada m.in. taka definicja tej części kontynentu: „Widzisz, to jest Europa Środkowa. Kiedy Niemcy zajęli Czechy, to w drugiej części kraju powstało państwo słowackie, ale Levice nagle już nie znajdowały się tam, ale na Węgrzech. Da się to zrozumieć?”. Pan zrozumiał, czym jest Europa Środkowa?

PAVOL RANKOV: Definicja geograficzna byłaby prosta, ale pyta pani chyba o Europę Środkową jako koncepcję kulturowo-historyczną i polityczną. W moim przekonaniu obecnie nie ma większego sensu mówić o Europie Środkowej, gdyż ta część świata jest podzielona na dwie całkowicie odrębne jednostki – wielokulturowe i rozwinięte ekonomicznie Niemcy i Austrię kontra skrycie ksenofobiczne i ekonomicznie niestabilne państwa V4 [państwa Grupy Wyszehradzkiej – red]. Choć kraje te mają relatywnie podobną, momentami nawet wspólną historię aż do końca II wojny światowej, to jednak współcześnie są całkowicie odmienne.

Opowiadał Pan kiedyś o perypetiach wydawniczych tej książki – z austriackiego wydawnictwa otrzymał Pan odpowiedź, że nie jest ona zrozumiała dla kogoś, kto nie doświadczył absurdów komunizmu. Komunizm decyduje o środkowoeuropejskiej wspólnocie?

Pani pytanie tylko potwierdza moją poprzednią odpowiedź. Zachodnia Europa, łącznie z Niemcami i Austrią, bardzo słabo interesuje się krajami leżącymi poza jej wschodnimi granicami. W zeszłym roku, przy okazji niemieckiego przekładu mojej powieści, pojawiłem się na kilku spotkaniach z niemieckimi i austriackimi czytelnikami, którzy sami mówili o tym, że są aż zdziwieni tym, jak mało się u nich wie i mówi o Czechach, Słowacji czy Polsce. To smutne, ale my naprawdę pozostaliśmy szarymi postkomunistycznymi krajami. Nie tylko oni tak nas widzą. Tak jest! Jeśli pani pozwoli, przytoczę banalny przykład. U nas ludzie często zapominają o segregacji śmieci, a nawet rzucają je prosto na ulicę. Ja wiem, że to absurdalny szczegół, ale ekologia jest dzisiaj kluczową wartością europejską, tylko my nie chcemy w to uwierzyć. Podobnie jest z tolerancją. Naród, który nie jest tolerancyjny i boi się jednego czy dwóch tysięcy syryjskich uchodźców, nie może być kompatybilną częścią Europy. Jesteśmy tylko „aspirantami” obciążonymi dziedzictwem komunizmu. Swoją drogą, syryjscy uchodźcy ten podział widzą o wiele wyraźniej niż Europejczycy. Oni nam mówią, że chcą iść do Europy, a nie na Węgry, Słowację czy do Polski.

Bohaterowie „Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)” – Czech Jan, Węgier Peter i Żyd Gabriel – żyją przed wojną w wielokulturowym kraju, w którym tożsamość nie jest kwestią narodowości. Staje się nią jednak w toku wojennych i powojennych dziejów, kiedy narody przypominają sobie o swoich obywatelach. Czy to jest źródło tożsamości narodowej? Te chwile, gdy zmuszeni jesteśmy podejmować dramatyczne decyzje?

Znowu chciałbym odpowiedzieć konkretnym przykładem – sytuacją, która przytrafiła mi się w tym roku. Byłem na spotkaniu z czytelnikami we Lwowie i mówiłem tam, że w swoich powieściach absolutnie celowo krytykuję nacjonalizm. Szybko jednak się zmieszałem i dodałem, że właściwie nie wiem, jaka jest rola nacjonalizmu podczas wojny, i że nawet jestem w stanie zrozumieć to, iż młodzi mężczyźni chodzą dzisiaj po ulicach Lwowa w koszulkach z portretem Bandery. Choć jak tylko wojna się skończy, z całą pewnością te koszulki trzeba będzie zdjąć i wyrzucić. Swoją drogą, byłem na Ukrainie akurat w czasie, gdy nacjonalistyczne grupy polityczne doprowadziły do zamieszek z policją niedaleko granicy słowackiej. Tak więc nacjonalizm jest prawdopodobnie niebezpieczny również podczas wojny. W tym kontekście warto jeszcze dodać, że Nowy Testament daje nam kompletne i złożone instrukcje, jak przyzwoicie żyć, ale nie ma tam ani jednego słowa o miłości do ojczyzny. Patriotyzm nie jest chrześcijańską wartością, gdyż ani apostołowie, aniJezus nigdy nie nawoływali, by ludzie kochali swój kraj czy naród. Oczywiście, na Słowacji takimi stwierdzeniami zawsze kogoś drażnię, ale jeszcze nikt z moich oponentów nie użył jako kontrargumentu cytatu z Biblii.

Tożsamość jest często kwestią identyfikacji w chwili zagrożenia. Węgier Peter zostaje dygnitarzem partii komunistycznej, a Zuzana, bohaterka „Matek”, kolejnej Pańskiej powieści, decyduje się w gułagu wychowywać syna na komunistę. To, pomijając historyczny sztafaż, przerażająco aktualne scenariusze...

Człowiek jest zdolny do adaptacji, co nie jest krytyką rodzaju ludzkiego, ale faktem, z którym trzeba się liczyć. Słowacy nawet mówią o sobie ironicznie, że ich historycznym powołaniem jest przetrwanie narodu. Człowiek potrafi się przystosowywać i dlatego ludzie w trakcie wojny wyprawiają wesela, rodzą dzieci – nawet w obozach koncentracyjnych i gułagach ludzie potrafili się zakochiwać. Każdy żyje tak, jak się da, ale w lepszych warunkach chciałby żyć inaczej. I to jest dobre, ponieważ urzeczywistnianiem swoich marzeń ludzie popychają naprzód cywilizację i kulturę.

W jednym z wywiadów wspomniał Pan, że trudno naszą teraźniejszość traktować poważnie, dlatego w „Matkach” wątek Lucii, piszącej historię Zuzany, pełen jest ironii. Boimy się być poważni, czy też raczej ironia pozwala nam oswoić bolesną powagę?

Wbrew mojemu przekonaniu, że nasz świat jest całkowicie inny niż świat Europy Zachodniej, nie mam wątpliwości, że i my żyjemy w czasie postmodernizmu, który nie uznaje żadnych wartości i relatywizuje moralność. Dlatego nie da się już mówić poważnie – na nihilizm epoki można odpowiedzieć tylko satyrą i parodią, która obnaża bezsens tego świata. Myślę, że mój stosunek do opisu teraźniejszości można by określić jako negację negacji.

W Pana książkach teraźniejszość jest zawsze głęboko zadłużona w przeszłości; nie istnieje bez niej. Kiedy patrzy Pan na dzisiejsze dramatyczne wydarzenia w Europie Środkowej, nie sądzi Pan, że ludzie powinni mieć lepszą pamięć i większą znajomość historii?

Paradoksem tego pytania jest to, że zadaje je polska dziennikarka słowackiemu pisarzowi. Otóż Słowacy całkowicie ignorują swoją historię, nie wiedzą i nie potrzebują wiedzieć nic o przeszłości. I odwrotnie,Polacy są przesadnie zaangażowani w przeszłość – na niektóre traumy nie są w stanie spojrzeć z dystansem nawet z perspektywy dziesięcioleci. Przypuszczam, że przeszłość trzeba znać głównie dlatego, abyśmy umieli dostrzegać analogie, i w ten sposób mogli unikać błędów, które już raz popełniliśmy. Dlatego proponuję, abyśmy postępowali tak, jak nam radzili w szkole nauki jazdy – patrzeć do przodu, ale przy każdym przyspieszeniu, hamowaniu czy skręcie najpierw skontrolować lusterka, gdzie widać to, co za nami.

Historię znamy przede wszystkim z tekstów i obrazów. Pan, jako pisarz, jest twórcą takich tekstów, które dają wgląd w przeszłość. To duża odpowiedzialność?

W tym właśnie postmodernistyczny nihi-lizm jest dla pisarza użyteczny. Zawsze mogę powiedzieć, że jeśli ktoś nie zgadza się z moją interpretacją przeszłości, może sobie znaleźć inną książkę, która pokazuje dane wydarzenia z innego punktu widzenia. Tak więc dystansuję się od odpowiedzialności, gdyż piszę powieść. To jest fikcja „zawieszona” na konstrukcji z faktów historycznych. W rzeczywistości każda książka czy film wpływają na publiczność, bez względu na to, czy autor dystansuje się od swojej odpowiedzialności, czy nie. Żydowskie getto w Krakowie wyobrażam sobie tak, jak to pokazał film Stevena Spielberga, wojnaPolaków z Tatarami jest w moim umyśle filmem Jerzego Hoffmana.

Im bardziej dynamiczna i zawiła staje się historia, tym mocniej bohaterowie Pana książek zwracają się ku uniwersalnym wartościom – przyjaźni,macierzyńskiej miłości. To bardzo ludzkie, ale jednocześnie utopijne. Wierzy Pan w siłę takiej utopii?

Nie nazwałbym tego utopią. Przyjaźń i solidarność to jedna ze strategii na przetrwanie kiepskich czasów. Zasadniczo nie wierzę w utopie, ale wierzę w ludzką solidarność.

A literatura służy podtrzymywaniu tej solidarności? Także tej środkowo-europejskiej, jeśli taka istnieje?

Literatura bardzo wyraźnie, oprócz funkcji estetycznej, posiada także funkcję egzystencjalną i etyczną – pomaga ludziom żyć, i żyć coraz lepiej. Tak, dzieło sztuki może wskazywać na potrzebę solidarności między ludźmi lepiej niż socjologia czy politologia, gdyż działa poprzez opowieści. Na przykład sama liczba zamordowanych w obozach Żydów może pozostawić nas obojętnymi, ale jedna powieść o Holokauście może nas głęboko poruszyć.

Cały czas rozmawiamy o historii i teraźniejszości, a przecież „Matki” poprzedza motto z Sołżenicyna, w którym pyta on, czy aby nie jest tak, że każda powieść historyczna zalicza się do literatury fantastycznej. Pavol Rankov – twórca literatury fantastycznej. Chciałby Pan taką notkę biograficzną?

Teraz mnie pani rozbawiła. 20 lat temu wyszedł mój pierwszy zbiór opowiadań – wtedy krytycy zgodzili się, że intensywnie czerpię z fantastyki latynoamerykańskiej i realizmu magicznego. Również dwa kolejne zbiory opowiadań miały podobny klimat. Potem napisałem coś zupełnie innego – dwie powieści historyczne, zakotwiczone w faktografii XX w. Zawsze twierdziłem, że XX w.był absurdalny, a ja prawdopodobnie do swoich powieści historycznych wybieram właśnie te momenty historyczne, które są szczególnie irracjonalne i niemal fantasmagoryczne, tak więc ciągle jestem trochę autorem fantastyki literackiej. Tak, zgadzam się: Pavol Rankov – twórca literatury fantastycznej. Choć może lepiej: kronikarz fantastycznej rzeczywistości. ©


Tłumaczenie: Aleksandra Wojtaszek


PAVOL RANKOV – słowacki pisarz, autor opowiadań i powieści. W 2014 r. otrzymał NagrodęLiteracką Europy Środkowej „Angelus” za powieść „Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)”. W tym roku w polskim przekładzie Tomasza Grabińskiego ukazała się kolejna jego książka, „Matki”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Angelus 2015