Wątpliwości outsidera

29.06.2003

Czyta się kilka minut

Jestem ateistą życzliwie nastawionym do Kościoła dzięki temu, że poznawałem i poznaję go przez „TP”. Chociaż nie zgadzam się z niektórymi poglądami pisma, na własny użytek określam je jako pismo „katolików, z którymi daje się dyskutować”. Wstęp ks. Adama Bonieckiego do dyskusji o antykoncepcji potwierdza niechęć „Tygodnika” do dialogu, który byłby rozpisanym na głosy monologiem. Niestety, tym razem zarówno Artur Sporniak, jak o. Karol Meissner prezentują to samo stanowisko, tyle że pierwszy autor ma wątpliwości, a drugi - nie.

Takie stwierdzenia, jak „[małżonkowie] podejmują zaś współżycie małżeńskie w okresach niepłodności po to, aby świadczyć sobie wzajemną miłość i dochować przyrzeczonej wzajemnej wierności” (Paweł VI) niczego nie wyjaśniają. Przecież małżonkowie stosują środki antykoncepcyjne także po to, aby świadczyć sobie wzajemną miłość i dochować przyrzeczonej wierności. Podobne jest rozumowanie o. Meissnera: małżeństwo nie sięgałoby po antykoncepcję, gdyby stosunek nie prowadził do poczęcia; albo więc małżonkowie, stosujący antykoncepcję, nie znają NPR, albo kieruje nimi jedynie „nieodparta potrzeba seksualna”. Czy potrzebę seksualną można z góry oceniać negatywnie? Określenie „otwarcie na przekazywanie życia ludzkiego” rozumiałem dotychczas inaczej niż Sporniak. Była to dla mnie gotowość do przyjęcie dziecka, mimo stosowania takich czy innych zabezpieczeń (które mogą zawieść) oraz świadomość, że stosunek seksualny może prowadzić do poczęcia dziecka.

O. Meissner stwierdza, że antykoncepcja jest przejawem lęku przed płodnością, jak gdyby w stosunku do NPR nie można było wytoczyć tego samego oskarżenia. Dalej pisze, że rodzice traktują dziecko jako przeszkodę w osiąganiu swoich celów. To nie tylko bezpodstawne oskarżenie, ale również wykorzystywanie osobistych wątpliwości wiernych, którzy nie są pewni, czy jest w nich dość miłości, żeby mieć dziecko, a kiedy już jest - czy znajdą dość sił i mądrości, aby je wychować. Cokolwiek złego się stanie, można to przypisać niedostatkom miłości do dziecka, a te z kolei antykoncepcji. Tyle że jest to uproszczenie. Czy dziewczyna pragnąca rodzeństwa i z żalem mówiąca o antykoncepcji rodziców, z przykładu o. Meissnera, byłaby uradowana odkryciem, że nie ma braciszka, bo rodzice stosują metody zalecane przez Kościół? Czego ma dowodzić ten przykład?

Dziękuję „TP” za podejmowanie niełatwych tematów.

RAFAŁ MASZKOWSKI (Piaseczno k. Warszawy)
 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2003