Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W niedzielę 31 stycznia przez Rosję przetoczyła się druga fala demonstracji. Tydzień wcześniej głównym hasłem było uwolnienie Nawalnego, teraz częściej wznoszono okrzyki „Putin złodziej”. To był sprzeciw wobec opresyjnego reżimu jako całości, a nie tylko poszczególnych jego działań, jak prześladowanie Nawalnego.
Najliczniejsze demonstracje odbyły się w Moskwie i Petersburgu. Trudno oszacować liczbę uczestników, gdyż protesty miały charakter rozproszony: rozpędzane przez policję, przenosiły się w inne miejsca. Ulice blokowano, stacje metra zamykano, by utrudnić przemieszczanie się ludzi. W niektórych miastach protestujących było więcej niż tydzień wcześniej, w innych mniej; w Jużno-Sachalińsku protestował jeden mężczyzna.
Policja interweniowała brutalnie, wedle wariantu białoruskiego: ludzie byli pałowani, wleczeni za ręce i nogi. W całym kraju zatrzymano co najmniej 5135 osób (najwięcej w Moskwie: ponad 1600). To rekord putinowskiej Rosji. Wobec demonstrantów wszczęto sprawy administracyjne i karne (na zdjęciu: zatrzymani demonstranci w Petersburgu).
Reżim zastrasza, pokazuje, że nie cofnie się przed stosowaniem przemocy. Walka o dusze Rosjan toczy się nie tylko na ulicach, ale także w sferze symbolicznej: zaufanie do prezydenta spada, władzom coraz trudniej jest konsolidować społeczeństwo pod portretem wiecznego Putina. Zwłaszcza że na portrecie pojawiają się coraz głębsze rysy. ©
O Nawalnym piszemy też w numerze.