W imię walki z rasizmem

W ciągu ostatnich sześciu lat Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło 112 rezolucji krytykujących Izrael, a tylko osiem w sprawie Syrii. Skąd taka dysproporcja?

11.10.2021

Czyta się kilka minut

Premier Izraela Naftali Bennett przemawia na 76. sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych. Nowy Jork, 27 września 2021 r. / JOHN MINCHILLO / AFP / EAST NEWS
Premier Izraela Naftali Bennett przemawia na 76. sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych. Nowy Jork, 27 września 2021 r. / JOHN MINCHILLO / AFP / EAST NEWS

Wostatnich tygodniach Izrael odniósł znaczący sukces międzynarodowy. 37 państw z całego świata, w tym zdecydowana większość krajów Unii Europejskiej (także Polska), odpowiedziało na jego apel i zbojkotowało IV edycję Światowej Konferencji przeciw Rasizmowi (tzw. Durban IV), odbywającą się pod koniec września w Nowym Jorku pod auspicjami ONZ.

Sukces ten – będący efektem zabiegów zarówno władz państwowych, jak i organizacji żydowskich na świecie – to dla premiera Naftalego Bennetta powód do satysfakcji. Jego rząd, istniejący dopiero od czerwca, złożony z ośmiu ugrupowań (politycznie niezbyt do siebie przystających) i trzymający się „na słowo honoru”, może pochwalić się rezultatem lepszym niż gabinety wielkiego alchemika stosunków międzynarodowych – Beniamina Netanjahu. Poprzednie edycje tej samej konferencji w latach 2009 i 2011 bojkotowało bowiem – po apelach Izraela – odpowiednio tylko 9 i 14 państw.

Dlaczego właściwie Izraelowi zależało na bojkocie konferencji, która dotyczy kwestii nie tylko przecież – wydawać by się mogło – niekontrowersyjnej, ale też o ogromnym znaczeniu dla Żydów? Odpowiedzi szukać należy w tyleż zawiłych, co problematycznych relacjach Izraela z Organizacją Narodów Zjednoczonych.

Od akceptacji do odrzucenia

Problem nie pojawił się od razu. W ONZ, która powstała w 1945 r. w następstwie horroru II wojny światowej, i w której liczebnie dominowały państwa Europy i obu Ameryk, przeważało poczucie moralnego zobowiązania wobec Żydów i przekonanie o konieczności utworzenia w Palestynie państwa żydowskiego.

Wyrazem tego była rezolucja Zgromadzenia Ogólnego z listopada 1947 r. – przyjęta z poparciem obu zimnowojennych bloków – o podziale Palestyny na dwa państwa, żydowskie i arabskie. Choć dalszy rozwój wypadków sprawił, że izraelska niepodległość musiała zostać wywalczona zbrojnie, to rezolucja była na drodze do niej kamieniem milowym. Jak stwierdził pierwszy premier David Ben Gurion, „po raz pierwszy w historii ustanowienie [nowego] państwa zostało usankcjonowane przez większość ludzkości”.

Pozytywny stosunek do Izraela – jako kraju neutralnego w konflikcie zimnowojennym i rządzonego przez socjalistów, kierujących się zasadami sprawiedliwości społecznej – przeważał na forum ONZ jeszcze w latach 50. XX w. Zaczęło się to zmieniać wraz z narastającym kryzysem w relacjach izraelsko-sowieckich i postępami dekolonizacji. Uzyskanie niepodległości przez kilkadziesiąt państw postkolonialnych doprowadziło bowiem do ponad dwukrotnego wzrostu liczby członków ONZ i zupełnej zmiany układu sił na forum Organizacji.

Punktem zwrotnym stała się wojna sześciodniowa w 1967 r., gdy Izrael uprzedził spodziewany atak państw arabskich (klientów Związku Sowieckiego) i przeprowadził ofensywę, w wyniku której uzyskał kontrolę nad terenami zamieszkanymi przez milion palestyńskich Arabów. Izraelska okupacja i los poddanej jej ludności szybko znalazły się w centrum zainteresowania społeczności światowej, a wizerunek Izraela uległ erozji. W bloku wschodnim rozpętano kampanię propagandową przedstawiającą Izrael jako agresywną i niemal faszystowską soldateskę, prącą do rozszerzania „przestrzeni życiowej” (sfomułowanie nieprzypadkowe).

Z kolei w oczach znacznej części młodych państw Azji i Afryki – skoncentrowanych, co zrozumiałe, na walce z europejskim kolonializmem – państwo żydowskie zaczęło jawić się jako militarystyczne, faktycznie europejskie i – przez związki z USA – będące „neokolonialną ekspozyturą zachodniego imperializmu”. Jednocześnie walka o „sprawę palestyńską” stała się od lat 70. elementem politycznego credo państw globalnego Południa.

„Syjonizm formą rasizmu”

W tej sytuacji ONZ stała się areną regularnych antyizraelskich ataków. Dyplomata Mordechaj Kidron wspominał, że wykorzystywano do nich „każdy komitet i każdą konferencję w systemie ONZ niezależnie od ich tematyki (...) od edukacji, usług pocztowych i pogody aż do spraw statusu kobiet”. Towarzyszyły temu próby usunięcia Izraela z ONZ (nieskuteczne) i próby faktycznego wykluczenia go z prac Organizacji (częściowo udane).

Symbolicznym apogeum tego procesu – i momentem, w którym zaczyna się wątek prowadzący do roku 2021 – stała się rezolucja Zgromadzenia Ogólnego z listopada 1975 r., poświęcona walce z rasizmem. Nie tylko wymieniała ona syjonizm jednym tchem z takimi zjawiskami jak kolonializm i apartheid, ale stwierdzała, że „syjonizm jest formą rasizmu”. Tym samym Zgromadzenie Ogólne dezawuowało moralnie i politycznie samą żydowską ideę narodową i państwowość. Odtąd Izrael rutynowo stawiany był na forum ONZ w jednym rzędzie z rasistowskim reżimem w RPA. Klimat ten utrzymał się do końca zimnej wojny.

Upadek bloku wschodniego i rozpoczęcie izraelsko-palestyńskiego procesu pokojowego stworzyły przestrzeń na pewien reset. Przejawem tego było odwołanie w grudniu 1991 r. niechlubnej rezolucji i obniżenie temperatury antyizraelskich nastrojów. W takim kontekście zaczęły się przygotowania do Światowej Konferencji przeciw Rasizmowi, która dla uczczenia upadku apartheidu odbyła się we wrześniu 2001 r. w południowoafrykańskim Durbanie.

Pomimo złych doświadczeń delegacja izraelska przybyła do Durbanu. Jednak już po paru dniach wycofała się (wraz z delegacją USA), nie mogąc zaakceptować propozycji tekstu deklaracji końcowej, w której państwa arabskie chciały umieścić sformułowania zbliżone do tych z 1975 r. Równocześnie w czasie forum organizacji pozarządowych, towarzyszącego Konferencji, dochodziło do incydentów jawnie antysemickich.

Kolejne edycje Konferencji (tzw. Durban II w 2009 r. oraz Durban III w 2011 r.) tylko potwierdziły izraelskie obawy. Wystarczy powiedzieć, że za przygotowania do Durbanu II odpowiadał reprezentant Libii, a otwarcie uświetniły antyizraelskie filipiki prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada.

Krytyka kontrproduktywna

Zanim przejdziemy do tegorocznych wydarzeń, warto dla pełnego obrazu podkreślić, że problem z nieproporcjonalną krytyką Izraela na forum ONZ nie ogranicza się do konferencji durbańskich.

Od 2015 r. Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło 112 rezolucji krytycznych wobec Izraela. W tym czasie w sprawie Syrii przyjęto ich osiem, Korei Północnej sześć, a Iranu pięć. Także z perspektywy Rady Praw Człowieka ONZ Izrael jawi się jako największy szwarccharakter globu. Zaniepokojenia Rady nie budzi natomiast sytuacja w Rosji, Chinach czy Sudanie. Żaden inny problem nie absorbuje jej uwagi w takim stopniu, jak „sytuacja praw człowieka w Palestynie”, który to punkt jest na porządku dziennym każdego jej posiedzenia.

Z problemu zdają sobie sprawę władze ONZ. Daje temu wyraz obecny sekretarz generalny António Guterres, dawał też jego poprzednik Ban Ki-moon, który w swoim pożegnalnym wystąpieniu w 2016 r. stwierdzał: „Nieproporcjonalna liczba rezolucji, raportów i konferencji krytykujących Izrael (...) ogranicza zdolność ONZ do wypełniania swoich zadań”. Sekretarzom generalnym trudno to jednak zmienić, skoro w ONZ zasiadają suwerenne państwa, którym nie można nic nakazać ani też ograniczyć ich prawa głosu.

Sytuacja jest zaś nie dość, że absurdal- na, to jeszcze kontrproduktywna – państwo żydowskie jest bowiem za co krytykować. Izrael nie tylko utrzymuje od 1967 r. stan okupacji Wzgórz Golan, Wschodniej Jerozolimy i Zachodniego Brzegu, ale dwa pierwsze terytoria formalnie anektował, a na trzecim prowadzi coraz dalej idącą nielegalną akcję osadniczą.

Sposób traktowania ludności palestyńskiej jest od lat przedmiotem krytyki ze strony organizacji praw człowieka, w tym izraelskich. W 2021 r. Human Rights Watch uznała, że izraelska polityka na Zachodnim Brzegu wyczerpuje znamiona zbrodni apartheidu (zdefiniowanej w międzynarodowej konwencji z 1973 r.). Z kolei powtarzające się co kilka lat izraelskie operacje wojskowe w Strefie Gazy budzą poważne podejrzenia o łamanie międzynarodowego prawa konfliktów zbrojnych.

Jednocześnie sytuacja, gdy Izrael funkcjonuje na forum ONZ jako główny winowajca łamania praw człowieka na świecie, w punktowaniu zaś jego przewin celują brutalne tyranie, odbiera tej krytyce wagę polityczną i moralną prawomocność. Paradoksalnie ułatwia to Izraelowi ignorowanie krytyki – pod pretekstem, że jest ona zawsze i wszędzie obciążona uprzedzeniami i antysemityzmem, a ONZ jest organizacją stronniczą, politycznie skompromitowaną i nieistotną. Jak pogardliwie mawiają Izraelczycy: „UM Szmum”, czyli „ONZ Szmoenzet” (hebrajski i polski zgodnie czerpią tu z języka jidysz) .

Kto zyskuje, kto traci

Wracając do punktu wyjścia: sukces dyplomacji izraelskiej w mobilizowaniu bojkotu tegorocznej konferencji durbańskiej był możliwy dzięki kilku okolicznościom sprzyjającym polityce Izraela.

Po pierwsze, wysokorozwinięte i dostatnie państwo żydowskie jest dziś (także dzięki dorobkowi Netanjahu) w percepcji rosnącej liczby krajów atrakcyjnym partnerem politycznym i gospodarczym, o którego przychylność warto zabiegać. Po drugie, nowy rząd otrzymał kredyt zaufania w wielu stolicach, zmęczonych ponad dekadą trudnych relacji z poprzednim izraelskim premierem. Po trzecie, antyizraelskie ekscesy w czasie poprzednich konferencji obniżyły jej wiarygodność. Po czwarte zaś, niezgoda na antysemityzm jest dziś szczególnie eksponowanym elementem politycznego credo liberalnych demokracji, a jej wyraźne artykułowanie – warunkiem przynależności do politycznego mainstreamu w ramach świata zachodniego.

Sytuacja ta jest niewątpliwie korzystna dla Izraela. Jednocześnie także te państwa, które chcą wykorzystywać fora ONZ do uprawiania swojej anty- izraelskiej polityki, będą mogły robić to dalej bez przeszkód. Cierpi na tym prestiż ONZ i jej zdolność do brania w obronę tych, którzy tego rzeczywiście potrzebują – w tym przypadku ludności palestyńskiej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
MAREK MATUSIAK jest analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich imienia Marka Karpia, koordynatorem projektu Izrael-Europa. Wcześniej pracował w polskich placówkach dyplomatycznych w Tbilisi i Stambule, był również wiele razy obserwatorem wyborów m.in. na Ukrainie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2021