Vulnerability

09.02.2003

Czyta się kilka minut

Vulnerability
Starzy ludzie często obojętnieją na otaczający ich świat. Są tak zaprzątnięci niespodziankami, które sprawia im własny organizm, zmęczeni jego zmęczeniem, zdumieni szybkością upływu czasu i ubytku sił, że niewiele ponadto do nich dociera. Są zamknięci w swoim mikroświatku jak w pudełku, a to, co na zewnątrz, jest coraz bardziej zamazane, kontury rozpływają się.

Inni starzy ludzie reagują zgoła inaczej. Rodzi się w nich coś, co Anglicy określają trudno przetłumaczalnym słowem: vulnerability - nadwrażliwość, podatność na zranienie. To, co kiedyś przyjmowali ze spokojem, staje się teraz trudne do uniesienia. Cierpią razem z każdym mieszkańcem obozu dla uchodźców, z każdym zagłodzonym afrykańskim dzieckiem, z każdym bezdomnym, wychodzącym z kanałów. To, co na zewnątrz, przestaje być tłem; wysuwa się na pierwszy plan.

Vulnerability z pewnością komplikuje życie. Myślę mimo to, że starzy ludzie, którzy na nią cierpią, są jednak dużo, dużo szczęśliwsi niż ci obojętni.

Moment
Obejrzałam po raz drugi w Discovery świetny cykl dokumentalny „Tajemnica stanu”. O najważniejszych wydarzeniach, decyzjach i błędach kolejnych prezydentów USA (od Kennedy'ego do Busha seniora) mówili ich ówcześni doradcy i ludzie na najwyższych stanowiskach w państwie. Schlesinger, Mac Farlane, Kissinger, Vance, Baker, Brzeziński, Haig i inni. Dziś już starzy, patrzący z dystansu, bogatsi w doświadczenie, świadomi swojej roli, czasem trochę rozgoryczeni, odrobinę cyniczni... Historia cofnięta wstecz, do tych przełomowych momentów, w których nikt jeszcze nie wiedział, co z czego wyniknie i jak to się dalej potoczy.

Wnioski z tej retrospekcji są dość niepokojące. Po pierwsze, że amerykańscy prezydenci to na ogół ludzie niewielkiego formatu, czasem przypadkowi. Po drugie, że najważniejsze decyzje bywają niepoparte pełnym rozeznaniem sytuacji, nie zawsze odpowiedzialne. Po trzecie, że amerykańska polityka - a z nią losy świata - były już parokrotnie na brzeżku katastrofy.

Warto o tym pamiętać w kolejnym przełomowym momencie.

No właśnie,
powoli, nieuchronnie, z uporem zbliża się ta wojna, której nikt niby nie chce, ale wielu konsekwentnie przygotowuje. Przypominam sobie malutką wojenkę falklandzką, która też tak się zbliżała, dzień po dniu. Ale wtedy to był jakby obraz z dalekiej przeszłości, ot, płynie sobie morzami armada, żeby skarcić zbuntowaną kolonię; niewielka to armia, a i wysepki, jak przecinki na oceanie... Teraz siły ogromne, techniki mordercze, punkt jeden z bardziej zapalnych na świecie - tylko ta nieuchronność, to zbliżenie się podobne - dzień po dniu, dzień po dniu...

A my, widzowie, siedzimy sobie i oglądamy na ekranie wielki teatr. Jak to wszystko jedzie, płynie, leci, jak się żegna, jak się obejmuje, maszeruje, śpiewa, jak tamci po drugiej stronie podnoszą pięści, krzyczą, jak w ich oczach co dzień przybywa lęku.

Wiem, że nie ma już na co liczyć - ale liczę. Na jakieś wydarzenie, kompromis, cud. Na wygaszenie świateł. Na odwołanie spektaklu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 6/2003