Vita brevis

Zamówił się do mnie na wywiad Paweł Dunin-Wąsowicz, równolatek mojego syna (36 lat), i przyniósł pierwsze trzy numery swojego pisma Lampa. Jeszcze pod koniec lat 80. założył wydawnictwo Lampa i Iskra Boża, potem nie bardzo mógł je uciągnąć, ale kolosalny sukces Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną Masłowskiej sprawił, że teraz dzielnie naprzód pruje.

11.07.2004

Czyta się kilka minut

“Lampa" wydała mi się warta uwagi. Po pierwsze, łączy literaturę wysoką z niską. Całkiem niska to po prostu komiks, ale obok mówi się i o księdzu Twardowskim, i o Miłoszu, choć czasem ze sporą dozą ironii. Po drugie, wyczuwa się tu osobliwą aurę pokoleniową, “Lampa" daje wprowadzenie w świat, do którego starcy tacy jak ja nie mają na co dzień dostępu. Choć nie wszyscy są tam tacy młodzi. W kolejnych numerach na okładce umieszczono Andrzeja Stasiuka, Olgę Tokarczuk i Dorotę Masłowską: Masłowska istotnie ledwie przekroczyła dwudziestkę, ale Stasiuk to już prawie starszy pan, po czterdziestce.

Jeżeli jednak ktoś jest ciekawy niekoniecznie nawet młodej literatury, ale tego, co myśli, czego żąda i w którą stronę zmierza młodsze pokolenie, otrzyma cenny przewodnik. Przeglądałem te numery, jakbym z tamtego już świata patrzył, i przekonałem się, że nie byłem do końca sprawiedliwy, zwłaszcza dla młodej prozy. Nie tyle nawet ja, ile pan Mieczysław Orski, na którego artykule w “Odrze" się oparłem, pisząc niedawno w “Tygodniku" o mękoleniu i stękaniu, niestetyce i narzekaństwie. Młodzi nie tylko stękają i narzekają, jest w tym, co piszą, kolosalny rozrzut, a przy tym poczucie niezależności. Niektórzy powiadają: Po co mi wydawca? Wydrukuję sobie książkę na drukarce komputerowej. Sam Dunin-Wąsowicz przyniósł mi teraz drugie wydanie swojej “Widmowej biblioteki", czyli encyklopedii książek zmyślonych, w nakładzie... dziesięciu egzemplarzy; otrzymałem numer drugi. Nie wykorzystał w niej jednak ani mojej “Doskonałej próżni", ani “Wielkości urojonej", gdyż - jak mi wytłumaczył - musiałby w całości przepisać ich zawartość.

Z dużym zainteresowaniem czytałem, co ci młodzi myślą. Na przykład świat polityki stanowi dla nich przestrzeń nieprzejrzystą, znajdują się jakby w innej fazie istnienia. Jedna z dziewcząt mówi: “Nie chodzę na wybory, poszłabym dopiero, gdyby Lepper kandydował na prezydenta, żeby przeciw niemu zagłosować". Młodzi autorzy “Lampy" są na ogół oczytani, wiedzą, co się dzieje w literaturze światowej. Ważna jest dla nich muzyka, na którą jestem z natury rzeczy zupełnie głuchy, zwłaszcza hip-hop; nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu to słyszałem. Równocześnie zaś, co mnie najbardziej ujęło, na końcu każdego numeru Stanisław Tekieli umieszcza jego streszczenie... we wcale niezłej łacinie.

Jakiś emerytowany profesor, przeczytawszy, co ostatnio pisałem w “Tygodniku", napisał do mnie list e-mailowy, że nil desperandum, ponieważ nasza młodzież jest niezła i coś z niej wyrośnie. Też mam taką nadzieję. A dzięki lekturze “Lampy" przestałem się na jakiś czas męczyć spoglądaniem na światową politykę, którą jestem dosyć zmartwiony. Przede wszystkim dlatego, że prezydent Bush wydaje mi się niesympatycznym głupcem, który nie umie przyznać się do błędu.

Wracam jednak do zacnej inicjatywy Wąsowicza. Czytając jego pismo przypomniałem sobie z melancholią, co wyczynialiśmy tuż po wojnie w Krakowie z moim niedawno zmarłym przyjacielem Romkiem Hussarskim. Mieliśmy wtedy po dwadzieścia parę lat, energia nas roznosiła i nie zdawaliśmy sobie jeszcze sprawy z tego, jaką uprząż i jakie popręgi zaczyna na nas nakładać nowy reżim. Współcześni młodzi nie wiedzą, co znaczy ta nadzwyczajna wolność wypowiedzi, jaką dziś dysponują. Przeszłość mojego pokolenia to porzucony świat mąk w najwyższym stopniu zbędnych, jako że ten cholerny system sam się zawalił. W ciągu czterdziestu paru lat aura zmieniła się jak pomiędzy mroźną zimą a upalnym latem.

Mówiąc, że ci młodzi odzyskali wolność, mało się powie: nie ma już żadnych ścian, zapór ani przeszkód, mogą w jednej chwili ruszyć w każdą stronę. Nasze zmartwienia i strachy, związane z walkami o paszport, wyglądają dziś jak stara baba piaskowa, która, potrącona nogą, rozpadła się w proch. Wszystko to było zbędne: niepotrzebnie zaglądano mi lusterkiem pod koła samochodu i kazano wyciągać tylną kanapę, by sprawdzić, czy tam nie schowałem wroga ludu.

Dunin-Wąsowicz chwali się, że nie ma żadnego wsparcia, sponsora ani reklam. Robactwo reklam, które w straszliwych ilościach powyłaziło we wszystkich telewizjach światowych, napawa mnie niesmakiem. Charakterystyczne, że dotyczą one tego, co się je i pije albo czym się człowiek myje; o żadnym życiu umysłowym nie ma mowy. Ktoś powie: po co to oglądasz? Otóż włączam telewizor na kilkadziesiąt sekund przed wiadomościami, ale właśnie wtedy najwięcej tego robactwa wypełza. Moja matka uznałaby zapewne, że to program dla służby domowej: jak najlepiej wyszorować podłogę, jak ugotować obiad i umyć naczynia... Tak, pochodzę z burżuazji lwowskiej, chociaż średniej, mieliśmy kucharkę, a matka moja układała tylko cotygodniowy zestaw obiadowy...

Okazuję się niekiedy nadmiernym desperatem, który uważa, że skoro jego życie się kończy, tym samym kończy się wszystko. Dzięki kwerendom mojego pana sekretarza dowiedziałem się, że kwartalnik “Bez Dogmatu", który już pogrzebałem, istnieje nadal. Sprowadzimy sobie jego ostatnie numery; rozpoznanie sytuacji w dziedzinie kultury umysłowej w Polsce jest dla mnie szalenie ważne.

Równocześnie wydawnictwo pana Kluszczyńskiego przysłało mi dwa albumy: jeden o Lwowie, drugi o Kresach. Mam wyobraźnię raczej werbalną aniżeli wzrokową, może dlatego bardziej niż zdjęcia Czarnej Kamienicy czy lwowskiego ratusza poruszyło mnie oglądanie planu miasta z polskimi nazwami. Jeżeli ktoś nie spędził we Lwowie pierwszych 25 lat życia i nie wrósł w jego kamienie, trudno mu będzie zrozumieć, co znaczą dla mnie nazwy takie jak Sykstuska albo aleja Focha, którą się dojeżdżało do naszego wspaniałego dworca. We Wrocławiu byłem dwa razy i przyznaję niestety, że dla mnie jest to miasto obce. Natomiast Lwów - obstaję przy tym - został nam ukradziony. Byłoby miło, gdyby ktoś zrobił kilkumetrową dioramę pokazującą Lwów w 1939 roku: trójwymiarowe ulice i place, które można by oglądać tak jak Panoramę Racławicką.

A przy tym, chociaż należę do zabużan i mógłbym teoretycznie domagać się ekwiwalentu za dwie kamienice, które mój ojciec trudem całego życia nabył, krępowałbym się jednak zwrócić o to do naszego Skarbu. Nie można podpiłowywać korzeni ani gałęzi drzewa, na którym się siedzi. Dziś jednak, na co zwracają uwagę nawet watahy agnostyków w “Bez Dogmatu", nastąpił zanik poczucia państwowości, tego, co kiedyś Bolesław Piasecki nazwał “instynktem państwowym". Ludzie młodzi nie rozumują w ogóle w tych kategoriach, to jest jakaś stratosfera, do której ich umysły nie docierają.

Tymczasem Stasiuk jeździ po dzikich ostępach Rumunii, Węgier czy Albanii i obserwuje na poły zamierzchłe formacje, które tam wciąż trwają. Nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele rozmaitych procesów i zjawisk równocześnie i równolegle przebiega w naszym świecie. My zaś pozostajemy maleńką kruszyną. Vita nostra brevis est..., ale okazuje się, że w tym krótkim życiu można upakować ogromną ilość zmiennych przeżyć, a także zbędnych i szkodliwych ustrojów, które rozpadają się w proch i nie wiadomo, po co w ogóle powstały.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2004